Epilog
___________________________________
Bo przecież trzeba znów miłować.
Oczy — granaty pełne śmierci,
a tu by trzeba w ludzi spojrzeć
i tak, by Boga dojrzeć w piersi.
__________________________________
Wygraliśmy, i co dalej?
Wszystko miało być dobrze: pięknie, wspaniale, zjawiskowo... i spokojnie. Przede wszystkim spokojnie.
Nie było.
"Jesteśmy światem wdów, sierot i inwalidów" — zdawały się krzyczeć ulice Anglii, wciąż dziwnie puste, jakby ludzie bali się nimi chodzić.
"Nowy początek!" — wrzeszczały w odpowiedzi nagłówki gazet. "Wracamy do normy!".
Ale czym właściwie była norma? Brakiem trupów na ulicach i Mrocznych Znaków na niebie? Życiem bez strachu, że zaraz ktoś doniesie, jakoby sąsiad przetrzymywał członków Zakonu Feniksa w piwnicy?
Jeżeli tak, to faktycznie, Wielka Brytania wróciła do normy, ponieważ teraz już nie ścigało się przeciwników Lorda Voldemorta, a jego popleczników: ot, drobna zamiania. Niektórzy twierdzili nawet, że niewidoczna, biorąc pod uwagę metody, jakimi posługiwało się Ministerstwo Magii, jednak nikt nie odważył się powiedzieć tego głośno w obawie, że oskarżą go o wspieranie Czarnego Pana. To nic, że był bezzębnym, dziewięćdziesięcioletnim staruszkiem, 'sprawiedliwość' musiała zostać wymierzona.
Tak naprawdę, ludzie wciąż się bali, wciąż głodowali i wciąż umierali. Koniec wojny nie oznaczał końca cierpień i minie jeszcze wiele lat, zanim świat zacznie wyglądać tak, jak dawniej.
Minie jeszczw wiele lat, zanim zostaną złapani wszyscy śmierciożercy, którzy wciąż działają, przeprowadzając coraz to brutalniejsze zamachy w odwecie za śmierć swojego pana.
Och tak, wygraliśmy — okaleczeni, wypaczeni i osamotnieni w swoim bólu, nie wiedząc, jak właściwie mamy dalej żyć. Wygraliśmy i stworzyliśmy społeczeństwo ludzi pokrzywdzonych.
Podejrzliwość została dominującą cechą, spychając inne na bok — bo co jeżeli sąsiad, którego znamy przez całe życie, jest szpiegiem śmierciożerców? Bo co, jeżeli sami nie wiemy, co jest właściwe, a co nie?
Jesteśmy przerażeni, wybrakowani i muszę przyznać, że nasze zwyciestwo miało cierpki smak porażki, ale to chyba da się zmienić, prawda?
Może nauczymy się na nowo, jak dostrzegać człowieka w człowieku. Może zapomnimy, jak to jest patrzeć na wszystkich jak na swoich wrogów. Może...
Może przypomnimy sobie, jak kochać. Bo w tym momencie tego potrzebujemy najbardziej, my, dzieci wojny i strachu.
W końcu wygraliśmy. I co dalej?
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
______
K. K. Baczyński, "[Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę...]"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro