•6• Obowiązek posiadania nadziei
____________________________
I jest niezmierna tęsknota,
I żale stare, banalne,
I oczy bardzo dalekie,
I słowa, słowa żagnalne...
_____________________________
— Zamierzasz do niego iść? — spytała Hermiona wieczorem, gdy razem ze Slughornem, Kingsleyem, Lupinem i Hanną Abbot siedzieli przy stole, debatując nad sytuacją. — Bo jeżeli nie, to wracamy do Kwatery Głównej. Ron i Ginny pewnie zamartwiają się na śmierć.
Wybraniec wzruszył ramionami. W tym momencie mało go obchodziło, jak się czują Weasleyowie i reszta Zakonu.
— Wysłałem już Hacketta — powiedział Shackelbot. — To ten, który pilnował drzwi. Powie im, że nic złego się nie dzieje.
Nic złego?, zapytał się w duchu Harry. Może według nich.
Pomimo tego, że nie widział Malfoya, cały czas czuł jego obecność: przytłaczającą i zabarwioną żalem. Nie chciał do niego pójść na górę, ale z drugiej strony coś go tam ciągnęło. Coś, czego nie potrafił do końca sprecyzować, ale bardzo mu się to nie podobało.
— Może — odparł. — Nie wiem jeszcze.
— Z czysto praktycznego punktu widzenia, to by było opłacalne, gdybyś tam poszedł — mruknął Lupin. Jego twarz była nienaturalnie blada, a on sam mówił z pewnym mozołem. Widocznie w ciągu następnych kilku dni miała być pełnia. — Mógłbyś go spytać o różne sprawy, których my, jako Zakon, chcielibyśmy się dowiedzieć, a on musiałby powiedzieć ci prawdę.
— Oczywiście, jeżeli chcesz, Harry — dodał szybko Slughorn, jakby obawiał się reakcji Pottera na tak jawną sugestię.
Brunet wzruszył ramionami.
— Nie mam ochoty go na razie widzieć — powiedział. — Może jutro.
Przy stole zapadła cisza, przerywana jedynie stukotem paznokci Hanny o drewno.
Pozostaje jeszcze kwestia horkruksów, pomyślał Wybraniec. Diadem został wykradziony, jednak nie mam pojęcia, gdzie jest teraz. Kolejnym przypuszczalnie jest Nagini, a Malfoy mówił coś o Czarnej Różdżce...
Jeszcze jeden. Przypuszczalnie jest jeszcze co najmniej jeden.
Może D- Malfoy wie, czym one są? Nawet jeżeli pracuje po stronie Voldemorta, ze słów Hermiony wynika, że nie może mnie okłamać w tej kwestii.
Że w ogóle nie może mnie okłamać, mówiąc.
Merlinie, dlaczego to wszystko jest takie dziwne?
— Hermiono, mam prośbę. — Potter podniósł wzrok na przyjaciółkę. — Moglibyśmy porozmawiać na osobności?
W oczach dziewczyny pojawiło się pytanie.
— Oczywiście — powiedziała krótko. — Chodź. — I nie czekając ani chwili dłużej, podniosła się z krzesła i powolnym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia z kuchni, tak, by okularnik mógł ją dogonić.
— O co chodzi? — spytała, gdy byli już na korytarzu.
— Najpierw wejdźmy do jakiegoś pokoju — mruknął wymijająco Harry. — Nie chcę, aby reszta Zakonu nas słyszała. Chodzi o Vo-
Dziewczyna syknęła.
— Sama-Wiesz-Kogo — poprawił się chłopak, otwierając pierwsze lepsze drzwi. — O, może tutaj.
Weszli do pomieszczenia, a panna Granger szybko rzuciła zaklęcia wyciszające.
— Chcesz porozmawiać o horkruksach. — Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
— Przypuszczalnie stworzył nowe — powiedział Potter. — Możliwe, że jednym jest różdżka i mamy przewalone. Ale nie mam pojęcia, co może być kolejnym.
Hermiona usiadła na łóżku z zamyśloną miną.
— Coś silnie związanego z Czarnym Panem — zaczęła się głośno zastanawiać. — Wcześniejsze były przedmiotami założycieli, jeden to pierścień Gauntów, kolejnym byłeś ty, jeden to Nagini, a jeszcze inny: dziennik Toma Riddle'a... Czekaj. Jedźmy od początku. Sam-Wiesz-Kto uczył się w Hogwarcie. Stąd medalion, kielich i najprawdopodobniej diadem. Do miecza nigdy nie miał dostępu, ale teraz mógł go znaleźć. Więc to jest pierwsze przypuszczenie. Dwa. Był potomkiem Slytherina, stąd pierścień Gauntów i dziennik. Jest wężousty, a więc Nagini. Co jeszcze o nim wiemy?
— Lubił kolekcjonować ukradzione przedmioty — powiedział Harry, przypominając sobie pudełko, które Tom chował w szafie za czasów, gdy był jeszcze dzieckiem.
— Czyli Czarna Różdżka. To już wiemy. — Hermiona zmarszczyła brwi. — Różdżka, różdżka... Co jeszcze ukradł w ostatnich latach?
— Chyba tyle. — Harry wzruszył ramionami. — No, nie licząc przejęcia władzy nad Wielką Brytanią, ale chyba nie zrobił z kraju horkruksu, nie?
Dziewczyna popatrzyła na niego jak na idiotę.
— Mam nadzieję — powiedziała z lekką ironią. — Dobra, co jeszcze?
— Często jest wściekły. I nienawidzi mugoli, chociaż śmierciożerców wcale lepiej nie traktuje. No, i uważa się za największego czarodzieja wszechczasów oraz boi się śmierci — wyliczał Harry. — Chyba tyle o nim wiem. O, i jeszcze był cholernie szczęśliwy po śmierci Dumbledore'a, ale to nie ma chyba nic do rzeczy. I chciał uczyć Obrony Przed Czarną Magią.
— Nienawiść do mugoli... — Hermiona zagryzła wargę. — Megalomania i strach przed śmiercią... Dobra, a jakie mamy poszlaki związane z przedmiotami? W sensie tymi, o których wiemy, że Sam-Wiesz-Kto mógł mieć coś związanego? Na pierwszym roku był Kamień Filozoficzny...
— Który już nie istnieje — wszedł jej w słowo Potter. — I Zwierciadło Ain Eingarp. W drugiej klasie bazyliszek i dziennik, ale i to, i to jest zniszczone. Później rok przerwy-
— A w czwartej klasie Czara Ognia i Puchar Turnieju Trójmagicznego. To jest ważne, bo dzięki temu udało mu się odrodzić. Okay. Piąta klasa to... no nie wiem, wtedy była ta cała akcja w Ministerstwie i sprawa z przepowiednią, lecz ona też już nie istnieje. Szósta... Na szóstym roku zmarł Dumbledore, a Hogwart dostał się w łapska Sam-Wiesz-Kogo. W szkole chyba nie było niczego, czego on by specjalnie pragnął, tak myślę przynajmniej, no a teraz... O tym, co nasz ukochany Czarny Pan robi aktualnie, nie mamy żadnych wieści, nie licząc faktu, że zabił Neville'a.
— Co? — wyrwało się Harry'emu. Spojrzał zaszokowany na Hermionę. Przez ten cały chaos ostatnich kilku dni, zupełnie zapomniał o egzekucji.
Panna Granger westchnęła ciężko.
— Nie udało się go uratować — powiedziała, ledwie powstrzymując łzy. — Och Harry, tak bardzo mi przykro! Nie wiem, dlaczego nikt ci nie powiedział wcześniej.
Chłopak poczuł, jak nagła fala żalu i boleści przewala się przez jego umysł.
Neville nie żyje? Ten dobry, kochany Neville?, zapytał sam siebie z wyrzutem dla świata. Dlaczego akurat on?
— Gdyby nie to, że śmierciożercy byli na egzekucji, nie udałoby nam się uwolnić — szepnęła. — A Zakonowi nie powiodła się misja. Ledwie uciekli. Widziałeś, w jakim stanie jest Angelina?
Chłopak pokręcił głową. Hermiona westchnęła.
— Większość rannych jest w jednej z kwater Zakonu na południu Francji — powiedziała. — To właśnie między innymi Angelina to załatwiła... Nie wiedziała jedynie, że sama tam tak prędko trafi. Zobaczysz się z nimi, jak poczujesz się lepiej.
— Ile wy macie tych kwater? — zapytał okularnik ze zrezygnowaniem. Jego przyjaciółka wzruszyła ramionami.
— Nie znam położenia wszystkich — odparła. — Jest ta, gdzie byłeś wcześniej, ta, w której jesteśmy teraz, siedziba we Francji, o której ci mówiłam i jeszcze dwie lub trzy kwatery w Wielkiej Brytanii, gdzie jest większość byłych więźniów. Rzecz w tym, że żadna z nich nie jest do końca bezpieczna, a Zakon nie ma budynków nienanoszalnych, do których możnaby się przenieść. Pomijając fakt, że musiałoby to być cholernie duże, no a to i tak byłoby niebezpieczne, gdybyśmy tam byli wszyscy. Potrzebujemy drugiego Grimmuald Place, ale takiego, do którego nie mogłaby wejść Bellatrix.
Wybraniec pokiwał głową.
— Horkruksy — mruknął. — Co z horkruksami? Zastanówmy si-
Drzw otworzyły się nagle, niemalże uderzając o ścianę.
— Harry! — Ginny jak burza wpadła do pokoju. — Tak się przestraszyłam, gdy zniknąłeś!
Harry i Hermiona popatrzyli po sobie porozumiewawczo. "Skończymy tą rozmowę później", zdawały się mówić ich spojrzenia.
— Przepraszam, tak wyszło — odparł Wybraniec.
— W sumie to trochę moja wina — zaśmiała się panna Granger. — Byłam strasznie podekscytowana, gdy usłyszałam o przysiędze.
— Jakiej przysiędze? — zapytała Ginny. — Och, Harry, tak mało ze sobą rozmawiamy!
Potter poczuł nieprzyjemny skurcz na myśl o tym, że będzie musiał kiedyś powiedzieć jej o Malfoyu. Weasleyówna nie miała pojęcia, jakie mieli relacje.
Z drugiej strony zaś zalała go fala czułości. Ginny była dobra, miła i szczera. Najniezwyklejsza, najcudowniejsza dziewczyna w Hogwarcie, która była w nim zakochana już od paru lat. Ta, którą kochał. Ta, która powinna stać przy jego boku.
Uśmiechnął się przepraszająco.
— Nadrobimy to, spokojnie — powiedział, wciąż się szczerząc, a pierwszy raz od kiedy wrócił od Malfoya, jego oczy też się śmiały.
— No mam nadzieję! — Rudowłosa podparła się pod boki ze sztuczną surowością, która nieco upodabniała ją do matki.
— To... ja może już pójdę — wymamrotała Hermiona i natychmiast się zmyła.
Weasleyówna usiadła obok niego na łóżku i złożyła na jego policzku krótki pocałunek.
— Kocham cię, wiesz? — mruknęła z uśmiechem. — Cieszę się, że znów jesteśmy razem i nie muszę codziennie martwić się o to, czy żyjesz.
— Też cię kocham — odparł Potter, obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.
Wszystko może być tak, jak dawniej, pomyślał, wdychając zapach jej włosów — różany z jakby lekką nutą wanilii lub czegoś podobnego. Od tej słodyczy niemalże zakręciło mu się w głowie. Wszystko znów może być w porządku.
Upajał się tą myślą, odurzał niczym narkoman, jednak prawda była taka, że nie potrafił jej tak do końca zawierzyć. Gdzieś w podświadomości brzęczało mu przeświadczenie, że robi źle.
Draco był pomyłką, pomyślał, usiłując wbić to sobie do głowy. Chwilą szaleństwa. Żadne z nas nie brało tego na poważnie, on doskonale o tym wie. Nie robię nic złego.
Problem w tym, że sam nie potrafił w to uwierzyć i Ginny chyba już zauważyła, że coś jest nie tak.
— Wszystko w porządku? — zapytała. — Tak jakby... przygasłeś trochę.
— A co ja lampa jestem, żeby świecić? — automatycznie odparł Harry, nie zdając sobie sprawy z tego co mówi. Dopiero, gdy Weasleyówna odsunęła się od niego gwałtownie, z wypisanym na twarzy szokiem, zdał sobie sprawę, że palnął głupstwo. — Merlinie, przepraszam! Ginny, proszę, nie gniewaj się! Po prostu... wiesz, przebywanie przez parę tygodni z Malfoyem robi swoje i...
Rudowłosa uśmiechnęła się niepewnie.
— Nic się nie dzieje! — zaśmiała się nico zbyt głośno i szybko, z pewną dozą sztuczności. — To było nawet zabawne!
Teraz, gdy tak na nią patrzył, coś mu w niej nie pasowało.
Była taka... delikatna. Słodka. Uprzejma. Dla innych być może nie (pamiętał jej słynne upiorgacki), jednak wobec niego zawsze zachowywała się jak idealna, dobrze wychowana dziewczyna o nienagannych manierach — i kochał ją za to, że pokazywała mu to oblicze, które nie każdy miał okazję widzieć — jednak nagle poczuł, że ta słodycz go mdli, a chociaż chciał odrzucić od siebie tą myśl, doskonale rozumiał, co może być tego przyczyną. A raczej: kto.
I postanowił działać.
— Słuchaj, Ginny, mam prośbę — powiedział, patrząc jej w oczy poważnym wzrokiem. — Chciałbym wyjaśnić i ostatecznie zamknąć sprawę z Malfoyem. Poszłabyś ze mną jutro do niego? Zakon chce mu zadać parę pytań, a chcę, aby był przy mnie ktoś, komu ufam, gdy będę z nim rozmawiał.
Rudowłosa skinęła głową i uśmiechnęła się dumnie.
Muszę zamknąć ten rozdział, pomyślał Harry. Zdystansować się do Dracona, dać mu do zrozumienia, że nic nas nie łączy i wytłumaczyć, że cała nasza relacja była jedną wielką pomyłką, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
~•~
— Zdecydowałem się — powiedział Harry następnego ranka, gdy spotkał właśnie schodzącego na dół Lupina. — Powiedzcie, o co mam go zapytać, a ja to zrobię.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.
— Nie spodziewałem się takiej decyzji aż tak prędko — odparł szczerze. — Ale jeżeli chcesz to zrobić, to oczywiście skonsultuję się z resztą Zakonu.
Potter jedynie nerwowo przygryzł wargę.
On nie przyjmie tego spokojnie, pomyślał. Może by jednak nie brać Ginny?
Nie. Jeżeli ją zostawię, nie przekonam Malfoya, że nie chcę mieć z nim już nic wspólnego.
Nie chcę, prawda?
Chłopak stropił się. Przed oczyma stanęła mu sytuacja sprzed zaledwie paru tygodni i niemalże usłyszał własny głos:
— Dlaczego tak uważasz? — zapytał wtedy. — Dlaczego myślisz, że jeżeli wojna się skończy, będzie tak, jak dawniej?
Malfoy wzruszył ramionami.
— Sam mówiłeś. Nie kochasz mnie. Gdy wojna się skończy, wrócisz do Ginny i nawet nie udawaj, że będzie inaczej.
— A może będzie — odparł Potter. — A może wtedy kłamałem. Ja ci nie składałem żadnej przysięgi, Draco. Skąd wiesz, że wybiorę Ginny? Skąd wiesz, że w ogóle ją biorę pod uwagę po tym wszystkim, co razem przeszliśmy?
— Nie rozśmieszaj mnie, Potter.
— Harry, nie Potter, fretko.
Poczuł się beznadziejnie. Przecież dał Malfoyowi nadzieję, a teraz...
Nie. Nie powinien się tym zadręczać. Miał Ginny.
Z nią czuł się tak, jakby wciąż był w Hogwarcie, a ci wszyscy ludzie — Fred, Luna, Tonks, Neville i wielu innych — jeszcze nie zginęło. Jakby Voldemort nie zaatakował, a Dumbledore żył i wiedział, co robić.
Jakby... świat znów był taki, jak dawniej.
Dracon tylko sobie wmawia, że mnie kocha, usiłował wbić sobie do głowy Harry. On nie byłby w stanie pokochać Wybrańca. Zresztą... Nasza relacja od zawsze była toksyczna. Tylko patrzyliśmy, jak się nawzajem zranić. Cały czas na siebie krzyczeliśmy. Nawet, gdybym go nie odtrącił, ten związek nie potrwałby długo.
Przecież... kocham Ginny.
Kochamginnykochanginnykochamginnykochamginnykochamgi-
Cholera, ale co to właściwie znaczy?
Westchnął.
Chcę, żeby była szczęśliwa. Chcę, żeby była bezpieczna. Szanuję ją. Uważam, że jest najbardziej niezwykłą-
Przed oczym stanęła mu Hermiona.
... najbardziej niezwykłą na swój własny sposób dziewczyną i, gdyby ktokolwiek kazał mi wybierać, wolałbym sam zginąć, niż pozwolić, by to ona umarła.
A Dracon?
To... to między nami to były tylko hormony. Byliśmy samotni. Byliśmy przerażeni. Potrzebowaliśmy drugiego człowieka.
To nie była miłość.
Pomijając fakt, że to niebezpieczny szaleniec. Z pewnością działa po stronie Voldemorta.
Przed oczyma stanęła mu kolejna sytuacja z okresu, gdy jeszcze mieszkali razem.
— Zawsze mnie odpychałeś — wymamrotał Malfoy. Jego oczy były na wpół przymknięte, jakby walczył z sennością. — To było okropne, wiesz?
Niebezpieczny szaleniec, tak?, dogryzł sam sobie. To oczywistę, że on nie jest win-
Mniejsza z tym, muszę po prostu zerwać z nim relacje i skupić się na pokonaniu Czarnego Pana.
— Harry, mam — usłyszał ciepły głos. Ginny uśmiechnęła się do niego. — Okazało się, że Kingsley już miał przygotowane ewentualne pytania na kartce, dzięki czemu możemy iść.
Chłopak spiął się lekko ze stresu przed nadchodzącą kłótnią z Malfoyem. Bo tego, że chłopak zacznie krzyczeć, był pewien jak niczego innego.
— Jasne — odparł. — Chodźmy. Im szybciej, tym lepiej.
~•~
Gdy tylko wszedł do pokoju, poczuł niemal znajomy chłód — okno dachowe było uchylone przypuszczalnie przez całą noc i temperatura w pokoju zdążyła się już sporo obniżyć.
Sam Malfoy leżał na niskiej kanapie, szczelnie opatulony kocem, dłońmi przyciągając kolana do klatki piersiowej. Jasne, zniszczone włosy zasłaniały mu część twarzy, która, jak zauważył Harry, była opuchnięta, jakby płakał, a na policzku widniał stary, właściwie już prawie niewidoczny siniak.
Brunet kucnął przy posłaniu ślizgona, starając się zablokować wszelkie emocje.
— Malfoy? — zagadnął, celowo używając nazwiska, nie imienia blondyna. — Obudź się.
Powieki Dracona zatrzepotały lekko, jak uwolnione z klatki gołębie i rozwarły się, ukazując stalowe tęczówki, w których na widok Harry'ego zatliły się drobne iskierki, na chwilę nadając twarzy Malfoya pogodny wyraz.
Później zaś chłopak zobaczył Ginny nad ramieniem bruneta i zarówno uśmiech, jak i spokój, znikł z jego oblicza.
— Oczywiście — syknął, unosząc się na łokciu i nieco niezdarnie wyplątując z koca. — Przyszliście po błogosławieństwo, czy jak?
— Przyszliśmy zadać parę pytań — odparła rudowłosa spokojnie. — Lepiej my, niż cały Zakon, nie uważasz?
Dracon uśmiechnął się ponuro i wyzywająco popatrzył na Pottera, siadając po turecku. Ściana za nim była pochyła, niska i poniekąd zastępowała sufit, zupełnie jak w namiocie, i chłopak niemalże dotykał jej czubkiem jasnej czupryny.
Harry zbliżył się do Ginny i usiadł obok niej na niskim krzesełku, które wyglądało, jakby miało się za chwile rozpaść — przytargali je gdzieś z piwnicy Lupin i Hanna, wiedząc, że w "pokoju Malfoy'a", nie ma nic oprócz sofy i koca.
Nawet, gdy mi nie ufał, zapewnił mi lepsze warunki, pomyślał Harry, rozglądając się po brudnym, zapewne normalnie nie używanym pomieszczeniu.
— Podobno stało tu dużo gratów, zanim mnie gu umieszczono — mruknął blondyn, zupełnie jakby odgadł myśli Wybrańca. — A gdy mnie złapali, musieli szybko skombinować miejsce, gdzie możnaby mnie zamknąć, więc wszystkie rzeczy ze strychu zmniejszono i umieszczono w magicznie powiększonych kufrach. Szkoda tylko, że tu nie posprzątali. Wiecie, że pod kanapą był szkielet szczura?
Weasleyówna spojrzała na ślizgona jak na idiotę i chrząknęła. Potter wziął od niej kartkę z pytaniami.
— Czuję się jak glina — mruknął. Draco i Ginny spojrzeli na niego ze zdezorientowaniem, nie wiedząc, dlaczego brunet nagle mówi o ziemi. — Dobra, pytanie pierwsze: czy to ty zabiłeś Tonks?
— Wiesz, że tak. — Malfoy zagryzł wargę. — Uprzedzając to, co zaraz przeczytasz, zabiłem także Lunę Lovegood, paru ludzi, których nazwiska nie znam, nie wierzę w sprawę Czarnego Pana, nie działam dla niego, nie stoję po jego stronie, nie mam zamiaru was zamordować, a ciebie torturował Alva, podczas gdy ja wykradałem diadem Roweny, który następnie mi zabrał. Szczęśliwy?
Potter uniósł wzrok znad kartki. Właśnie takie pytania miał mu zadać.
— Och, wiesz, już wcześniej mnie przesłuchiwali. Problem w tym, że nie mieli pojęcia, czy mówię prawdę. — Blondyn wzruszył ramionami. — Co do działań Sam-Wiesz-Kogo, nie zostałem wtajemniczony w żadne operacje, oprócz przygotowania dla niego miejsca w Hogwarcie, przenosin więźniów do zakładów, egzekucję Logbottoma, wysłania paru podejrzanych paczek do Lyonu i bycia wytypowanym, a następnie odrzuconym do roli strażnika jakiegośtam czegoś. Tak, Potter. O to też mnie już pytano. Chcesz coś jeszcze, czy zamierzasz teraz pójść lizać się ze swoją dziewczyną?
Jasne, westchnął w duchu Harry. A już miałem nadzieję, że obędzie się bez wątów z jego strony.
— Nie, Malfoy — odparł. — Chciałbym jeszcze wyjaśnić z tobą parę spraw.
— Draco, nie Malfoy — padła dobrze znane brunetowi kwestia.
Ślizgon odetchnął głęboko, starając się nie dać po sobie poznać, jak olbrzymi stres go teraz zżerał — ostatecznie, o ile cały czas był na okularnika wściekły, wiedział, że jeżeli nie schowa dumy do kieszeni i nie spróbuje odbudować ich relacji, nie ma już co liczyć na jakiekolwiek względy z jego strony, gdy w pobliżu jest Ginny.
Suka, pomyślał Malfoy o rudowłosej. Pierdolona suka. Najpierw pakuje mi Pottera do domu, bym go niańczył, a teraz go sobie zabiera na własność.
Jeżeli on ją wybierze, to ją kurwa zajebię.
— Malfoy — powtarza Harry, a Draco czuje nieprzyjemny skurcz w żołądku. — Posłuchaj, jestem ci wdzięczny za wszystk-
— Nie jesteś — przerwał mu ślizgon, starając się nie zawrzeć w swoim głosie irytacji. — Może i to ja składałem przysięgę, ale to nie znaczy, że możesz mnie okłamywać. Nie jesteś wdzięczny. Jesteś z jakiegoś powodu wściekły, tak myślę. Nie chcesz mi wierzyć. Starasz się wrócić do relacji, jakie mieliśmy w Hogwarcie. To jest wdzięczność, Potter? Nie rozśmieszaj mnie.
Brunet zmarszczył brwi, ale nie przerwał blondynowi.
— Tyle że my nie jesteśmy w Hogwarcie, Potter — ciągnął szarooki — I nigdy już zapewne nie będziemy. A ty nie możesz tak sobie wymazać tego, co między nami było. Obiecałeś, pamiętasz? Obiecałeś mi to. Myślisz, że byłem szczęśliwy, codziennie umierając ze strachu, czy nikt nas nie nakryje? Myślisz, że byłem szczęśliwy, patrząc na cierpienie tych wszystkich ludzi? Cholera, Harry! Ogarnij się! Zrobiłem to wszystko dla ciebie, rozumiesz? Zrobiłem to, żebyś miał szansę na pokonanie Czarnego Pana i przywrócenie światu normalności! Zrobiłem to, bo się w tobie zakochałem, ty beznadziejny idioto!
— Mówiłem ci, że nie powinieneś-
— W takim razie najwyraźniej robię rzeczy, których nie powiniem robić, okay? Nie powinienem był się w tobie zakochać, nie powinienem był cię całować i nade wszystko nie powinienem był pójść wtedy do Hogwartu, ale cholera, Harry, to się już stało, jasne? A ja mam dość twoich fochów i dąsów, bo nie zrobiłem nic, przez co mógłbyś mnie teraz znienawidzić i od siebie odseparować! Cały czas działałem dla dobra twojego i świata, nie rozumiesz? Tak, spieprzyłem, robiąc z Alvy potwora. Tak, to ty zapłaciłeś cenę za moją głupotę, ale każdemu zdarzają się błędy, na Merlina! Nie chcę, żebyś mnie teraz tak po prostu wyrzucił ze swojego życia. Nie chcę! To, że jestem ślizgonem, nie oznacza, że jestem z gruntu zły, ja... ja już naprawdę nie wiem, o co ci chodzi! Nie wiem, dlaczego nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego! — Pokręcił głową, krzywiąc się. Później uniósł wzrok i spojrzał na znieruchomiałą, zdumioną Ginny. — To przez nią, prawda? Ty... ty już wybrałeś. Parę lat temu. A ja, ja nadal miałem nadzieję... Boże, jestem takim nieudacznikiem!
Wybraniec westchnął i odwrócił wzrok. Przykro mu było patrzeć na tak zrezygnowanego Malfoya, lecz jeszcze bardziej przykre było słuchanie go.
— Nie wmawiaj sobie, że to byłem ja — poprosił ślizgon. — Doskonale wiesz, że tak nie było. Zechciej mi w końcu uwierzyć.
Jeżeli zaakceptuję jego wyjaśnienia, nic już nie będzie takie, jak dawniej, pomyślał Harry. Nie chcę tego. Nie chcę znów musieć mierzyć się z tymi wszystkimi zmianami i problemami. Nie chcę wybierać między Draco, a Ginny.
Oboje oczekują, że odwzajemnię ich miłość. Ale ja... nie umiem. Nie potrafię.
Byłem zakochany w Ginny. Wiem, jakie to uczucie. Ale chyba... chyba już go nie czuję.
Ale porzucić ją dla człowieka, który kpił ze mnie przez parę lat? Który zadał mi tyle cierpienia? Człowieka tak różnego ode mnie?
Nie mogę. Nie potrafię.
Podniósł wzrok na Malfoya, chowającego twarz w dłoniach, a następnie przeniósł go na zirytowaną twarz Ginny.
— A więc tak sprawa stoi — mruknęła dziewczyna, zakładając nogę na nogę, po czym dodała chłodnym, oskarżycielskim tonem: — Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?
— Bo sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć — odparł Harry, zanim zdążył się zastanowić, co właściwie mówi.
— Ach tak. — Weasleyówna wstała gwałtownie, niemalże przewracając krzesło. — To się lepiej dowiedz, Harry. — warknęła jeszcze, zanim wyszła, trzaskając drzwiami.
Potter patrzył oniemiały w ciemne drewno, jakby jeszcze nie dotarło do niego, co tak właściwie się stało.
— Idź za nią — usłyszał. Skierował zmęczone spojrzenie na Malfoya. — Po prostu za nią idź, Potter. Wierz mi, jeżeli tego nie zrobisz, będziesz cholernie żałował.
Brunet wstał, posłuszny poleceniem blondyna.
— Ja... — zaczął niepewnie, ale po chwili rozmyślił się i jedynie posłał w stronę blondyna przepraszający uśmiech.
To było oczywiste, pomyślał z bólem ślizgon, gdy za Wybrańcem zamknęły się drzwi. A ja, jak ostatni dureń, wciąż miałem nadzieję.
______________
J. Tuwim, "Piotr Płaksin. Poemat sentymentalny"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro