Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•5• Obowiązek wiary


_____________________________
Nic — tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?
_____________________________

 

Był rozbity. Wiedział, że to, co zrobił wobec Draco było okrutne, ale wiedział też, że w danej sytuacji nie mógł zrobić nic innego.
Nie miał za to pojęcia, dlaczego tak właściwie w jego głowie pojawiło się aż tyle wątpliwości.

Gdyby był po stronie Voldemorta, myślał, pustym wzrokiem wpatrując się w talerz, postawiony przed nim przez Lupina, zapewne wiedziałby, jak zdjąć, przełamać lub oszukać przysięgę. Więc mógłby skłamać. Gdybym mu uwierzył i zaufał ponownie, mógłby to wykorzystać, by szpiegować Zakon. Ale on... on by tego nie zrobił. Przecież wiem, że-

Nie! Nic o nim nie wiem! Tydzień temu dostałem wystarczające dowody, że to psychol!

Chyba... chyba że to rzeczywiście był Alva, ale...

— Profesorze? — Harry podniósł wzrok znad jedzenia i skierował oczy na Lupina, który właśnie czytał Proroka Codziennego. Mężczyzna spojrzał na niego z pytaniem w oczach. — Kim jest Alva?

Lupin westchnął ciężko.

— Skąd on ci nagle przyszedł do głowy, Harry? — Z przesadną skrupulatnością złożył gazetę, wydrukowaną na szorstkim papierze, ewidentnie z odzysku. Ostatnimi czasy gorszej jakości było dosłownie wszystko, nawet to, co miało za zadanie szerzyć propagandę o wspaniałości Lorda Voldemorta.

— Dra- Malfoy o nim wspominał — mruknął brunet. — Powiedział, że to Alva, a nie on, dokonał tej całej masakry.

Remus odchylił się lekko na krześle, a jego poznaczona bruzdami twarz przybrała zamyślony wyraz.

— Wiesz Harry, kiedy pierwszy raz spotkałem Alvę, nie był zdolny do zadania komukolwiek bólu. A wiesz, kto to zmienił?

Harry milczał, domyślając się odpowiedzi.

— Malfoy — padło z ust byłego nauczyciela.

Dlaczego?, pomyślał Wybraniec niemalże z rozpaczą. Dlaczego człowiek, ktorego właściwie kocham, okazuje się być takim potworem?

— Wiesz, z jednej strony rozumiem, dlaczego Malfoy się tak zachowywał — powiedział powoli Lupin, nieudolnie starając się uśmiechnąć. — Bo musiał zachowywać pozory, aby cię chronić. Jednak to nie usprawiedliwa faktu, że zabił moją żonę i wielu, wielu innych. To ciężka kwestia, Harry. Nie mam pojęcia, czy wtedy, w lochach, to był Alva czy Malfoy. Nie potrafię ocenić. Nie prościej by było po prostu go o to spytać?

— Jeżeli to był on, to pewnie działa po stronie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać — odparł głucho Potter, z trudem powstrzymując się, by nie powiedzieć "Lorda Voldemorta", zamiast zamiennika. — Dzięki czemu jest w stanie obejść przysięgę.

— Przysięgi nie da się od tak sobie obejść, Harry. — Pojawił się nowy głos. Chłopak obrócił się idealnie w momencie, gdy Hermiona weszła do kuchni. — Nawet on zapewne nie wie, jak to zrobić. Owszem, Malfoy wciąż może kłamać, ale jedynie gestami i sposobem bycia. Słowami już nie.

— Nie rozumiem -— westchnął Harry.

— To bardzo proste. — Panna Granger wyjęła z szafki białą, pozłacaną na końcach filiżankę i wsypała do niej trochę kawy. — Możesz go na przykład zapytać, czy zabił Tonks. I on musi ci powiedzieć prawdę, czyli "tak, zabiłem". Może cię jednak oszukać, mówiąc to określonym tonem. Gdyby był po stronie Czarnego Pana i chciałby cię wykiwać, że działa dla nas, przybrałby smutny, może nawet rozpaczliwy ton, chcąc pokazać, jak bardzo z tego powodu cierpi, chociaż wcale by tak nie było.

— Gdybyśmy nadal byli w Hogwarcie, dałbym ci "wybitny" za takie wytłumaczenie. — Uśmiechnął się smutno Lupin. — Widzisz Harry, jeżeli on mówi, że to był Alva, to zapewne rzeczywiście tak było, jednakże to wcale nie oznacza, że sam Malfoy nie pracuje dla Sam-Wiesz-Kogo. Jeżeli już chcesz być taki podejrzliwy, to możesz uznać, że to po prostu pułapka.

— Warto pamiętać, że to właśnie on zrobił z Alvy potwora — dodała Hermiona, a Harry niemalże uśmiechnął się na myśl, że musiała podsłuchać ich rozmowę, bo inaczej nie miałaby pojęcia, jaki wcześniej był ten chłopak.

Niemalże, ponieważ sytuacja nadal była beznadziejnie trudna i skomplikowana.

Potter schował twarz w dłoniach. Tęsknił za czasami, gdy to wszystko nie było tak pogmatwane.

— Gdy przybyliśmy do tego domku, w którym byliście, pan Malfoy nie był w zbyt dobrym stanie — mruknął Lupin, kierując rozmowę na nieco inny temat. Brunet spojrzał na niego, nie wiedząc, do czego ten zmierza. — Ktoś złamał mu różdżkę, a on sam był pod wpływem jakiegoś dziwnego zaklęcia. To równie dobrze mógł być podstęp, ale wydaje mi się, że Malfoy jednak może mówić prawdę... Ale cóż, nie do mnie należy ocenianie.

— Wybaczyłeś mu? — spytał Wybraniec, obserwując, jak Hermiona zalewa kawę wrzątkiem.

Twarz Lupina stężała.

— Nie, Harry — odparł. — Nigdy mu nie wybaczę tego, co zrobił, ale chcę znać prawdę.

— A jeżeli okaże się, że jest po stronie Czarnego Pana? — szepnął Potter ni to do siebie, nie do mężczyzny.

— Zabiję go — odparł spokojnie Lupin. — Ale wcześniej będzie cierpiał tak bardzo, że pożałuje, że w ogóle się urodził.

~•~

Malfoy otworzył oczy i niemalże od razu zamknął je z powrotem, czując niemiłosiernie pieczenie. Od długiego szlochu bolała go głowa, a on sam czuł się tak, jakby był czymś odurzony. Wciąż nie chciał wierzyć, że Harry tak po prostu go zostawił.

Ale czego ja się właściwie spodziewałem?, zapytał gorzko sam siebie, zaciskając palce na kocu. Że mi uwierzy? Że mi przebaczy?

On? Wybraniec? To przecież było oczywiste, że po tym wszystkim się mnie wyprze.

Dlaczego w takim razie wciąż się łudziłem?

Czuł się beznadziejnie. Czuł się beznadziejny.

Kiedy zorientował się, że to Zakon, a nie śmierciożercy go złapali, poczuł monstrualną ulgę: bo to oznaczało, że Harry również nie wpadł w łapska Voldemorta. Teraz jednak Malfoy żałował, że Feniks go pojmał: wolałby cierpieć fizyczne męki we własnym domu, niż być poddany torturze zachowania Harry'ego.

Tego Harry'ego, który nim wzgardził.
Tego Harry'ego, obojętnego na jego miłość.
Tego Harry'ego, który był kimś nieskończenie lepszym i właśnie dlatego nie powinien był nawet na niego spojrzeć.
Tego Harry'ego, który na powrót widział go jako wroga.

Draco zacisnął mocniej powieki. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała nienaturalnie szybko — ponure preludium szlochu, którego za nic w świecie nie chciał wypuścić na zewnątrz. Twarz wykrzywił mu spazm bólu, gdy przewrócił się na bok i zwinął w pozycji embrionalnej, jakby naiwnie sądził, że wtedy wszystko stanie się o wiele mniej przytłaczające.

Dusił się brakiem zrozumienia. Dławił własnym istnieniem.

Chciał, by ktoś przyszedł i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Żeby go zrozumiał.

Pragnął być tutaj w samotności, by nikt nie wiedział, jak bardzo odrzucenie Harry'ego go zraniło.

Sam nie wiedział, czego potrzebuje.

To wszystko moja wina, pomyślał Malfoy, ukrywając twarz w dłoniach. Dlaczego w ogóle się z nim zadawałem? Przecież to było oczywiste, że ktoś taki jak on w końcu mnie porzuci.

Z jednej strony go za to nienawidził. Z drugiej — nienawidził samego siebie za to, jak żałosnym był człowiekiem.

Człowiekiem? Czy takie ścierwo jak on w ogóle zasługiwało na to miano?

Ci wszyscy których zabiłem, pomyślał, oni zasługiwali na życie. Ja nie zasługuję. Nigdy nie zasługiwałem.

Dlaczego Zakon po prostu mnie nie dobił? To byłoby najlepsze wyjście z sytuacji!

Nie, tak naprawdę, to już umarło we mnie to, co w ogóle dawało mi radość z istnienia. Feniksy jednak dobrze to rozegrały... chociaż niebywale okrutnie.

Draco już dawno zauważył, że tęczówki Harry'ego mają podobny kolor do zaklęcie uśmiercającego, Avady Kedavry, jednak nigdy tak naprawdę nie zwracał na to uwagi, bo przecież śmierć, obiektywnie rzecz biorąc, była postrzegana jako coś okrutnego, a Potter przecież był dobry.

Dopiero gdy Harry spojrzał na niego, mówiąc mu, że nie jest w stanie uwierzyć w jego słowa, zrozumiał, że jego oczy mają dokładnie ten sam kolor, co Avada i nie można tego ignorować.

Ponieważ Harry, tym krótkim, nieco pogardliwym spojrzeniem, zabił resztkę nadziei w duszy Dracona.



__________
B. Leśmian, "Dziewczyna"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro