Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•2• Obowiązek posiadania siły

______________________________
Jak to jest być człowiekiem
spytał ptak
Sama nie wiem
Być więźniem swojej skóry
a sięgać nieskończoności
być jeńcem drobiny czasu
a dotykać wieczności
być beznadziejnie niepewnym
i szaleńcem nadziei
________________________________

Harry z trudem wstał z łóżka.

Ostatnimi czasy nawet najprostsze czynności sprawiały mu niemałe problemy: jego ciało było pokaleczone i osłabione, a on sam jeszcze nie otrząsnął się z doznanego szoku.

Ale musiał pokonać te słabości — ostatecznie był Wybrańcem. Wszyscy na niego liczyli.

Chłopak wolnym krokiem ruszył w kierunku drzwi. Znajdował się w głównej siedzibie Zakonu, podobnie jak inni poważnie ranni. Cała reszta kryła się w swoich domach lub w świecie mugoli, gdzie byli w miarę bezpieczni. Potter słyszał również, że część członków Zakonu została wysłana do innych krajów, aby być na bieżąco z sytuacją.

A ta bynajmniej nie przedstawiała się kolorowo. Voldemort wybił większość urzędników z francuskiego i niemieckiego Ministerstwa Magii oraz obsadził stanowiska swoimi ludźmi. Czarodzieje nie żyli w aż takim strachu, jak ci w Wielkiej Brytanii, jednak łatwość, z jaką Lord opanował dwa kluczowe europejskie kraje, była przerażająca.

Zajął je w tydzień. To powinno być niemożliwe.

Draco pewnie znał te plany, pomyślał Harry. Tylko mi ich nie wyjawił.

Zdrajca.

Z drżeniem wypuścił powietrze z płuc, jakby chciał tym gestem wyrzucić z pamięci Malfoya.

Bał się. Tak cholernie się bał.

Gdzie on teraz jest?, przemknęło mu przez głowę, gdy złapał za klamkę, chcąc zejść na dół. Co się z nim dzieje? Cierpi? Może umknął śmierciożercom?

Drzwi skrzypnęły i trzasnęły głucho. Harry zaczął powoli schodzić na dół.

— Cześć, stary — usłyszał i chwilę później zobaczył wyłaniającego się z kuchni Rona. — Lepiej ci już?

Potter nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się słabo.

Jestem wśród przyjaciół, pomyślał. Powinienem się cieszyć.

Nie potrafił. Owszem, z początku był szczęśliwy. To szczęście jednak po pewnym czasie zostało przymiażdżone przez wszechogarniającą pustkę, obojętność, nieczułość; wsączały się w każdy jego gest, każde słowo, każdy ruch: każde kaszlnięcie, przymrużenie powiek, sięgnięcie po kubek, każdy krok, myśl, czynność. I niby na zewnątrz wszystko było dobrze i prawidłowo, pomijając rany, jednakże w środku Wybraniec czuł się przerażająco samotny, zupełnie jakby wraz ze zdradą i zniknięciem Dracona uciekła cała jego wola walki, nadzieja i siła. Był w stanie jedynie siedzieć, patrzeć w przestrzeń i zanurzać się, tonąć w tej przetykanej tęsknotą i lękiem samotności; dać się ogarniać wypełnionej echami wspomnień pustce, tej pustce, która nieubłagalnie mówiła o Draconie.

I chociaż bardzo starał się udawać przed samym sobą, że mu nie zależy na ślizgonie, nie udawało mu się to: zupełnie jakby jakaś ogromna, okrutna siła chciała, żeby przegrał zupełnie, przegrał permamentnie, nawet nie tak, aby już nie był się w stanie podnieść, co żeby nawet nie chciał wstawać. A Harry jedynie miał jakąś cichutką już-nie-nadzieję, a bez-nadziejną modlitwę, prośbę do pustki, by ktoś go z tego dna podniósł, ktoś go uratował, ktoś wmówił mu, że będzie dobrze, gdyż on już nie ma sił, już się poddał, został pokonany i powoli umiera, a śmierć w samotności naprawdę go przeraża.

— Tak, już mi lepiej — powiedział Harry po dłuższej chwili, gdy już zszedł ze schodów. — Co tam u reszty?

Ron wzruszył ramionami.

— Leczą się — odprał lakonicznie. — Jak chcesz, to zawołam Ginny.

— Nie, chyba nie. Ale dzięki — mruknął Potter.

Rudzielec parsknął niewesołym, gorzkim śmiechem. Wybraniec popatrzył na niego ze zdziwieniem.

— O co chodzi? — zapytał.

— O nic — odparł Ron, o czym dodał: — O wszystko.

Brunet popatrzył na niego z niezrozumieniem, na jego bladą skórę, ogniste włosy, fioletowe cienie pod oczyma, i krzywy, pozbawiony rzeczywistego rozbawienia uśmiech, i pomyślał, że Ron jeszcze nigdy nie wydał się mu tak obcy.

Poczuł, jak w nagłym dreszczu jego ciało pokrywa gęsia skórka.

— Zmieniłeś się, stary — dodał rudzielec, uciekając wzrokiem gdzieś w przestrzeń. — To nie zarzut, nie patrz tak na mnie. Po prostu... to czuć.

— Eeeee... tak? — zapytał mało elokwentnie Potter. Weasley zmarszczył brwi.

— Stary, to najbardziej drętwa rozmowa od paru lat, a wierz mi, brałem udział w wielu niezręcznych rozmowach — mruknął grobowym tonem. Widać było, że stara się nieco rozluźnić atmosferę. — Na przykład wtedy, kiedy przyjechała ciotka. Albo wtedy, gdy pokłóciłem się z Hermioną. Albo wtedy, gdy chodziłem z Lavender. — Odchrząknął i skrzywił się, jakby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego. — Rzecz w tym, że coś jest z tobą nie tak. Nie mogę cię przejrzeć. Nie, żebym był dobry w czytaniu z ludzkich emocji i zachowań, ale wiesz, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, a ty... No cholera, Harry, coś się dzieje! Trochę się martwię, okej? Każdy wkoło gada coś o tym, że to pewnie przez Malfoya, ale ty nigdy nie zwracałeś uwagi na te wszystkie świństwa, które robił, więc nie rozumiem, co teraz jest nie tak. Coś przed nami ukrywasz. — Ron spojrzał na Harry'ego i zaczerwienił się gwałtownie, po czym zaczął zupełnie bezsensownie machać rękami: — Znaczy, nie żebym naciskał, stary, to nie tak miało brzmieć! Nie musisz nic mówić, tylko ten, no... miej sobie te sekrety, mnie nic do tego, dopóki cię nie-

— Ron, spokojnie — westchnął Harry. Kącik jego ust uniósł się w delikatnym uśmiechu. — Zrozumiałem.

— Ale nie zamierzasz mi mówić, o co chodzi — bardziej stwierdził, niż zapytał Ron.

Harry wzruszył ramionami z widoczną rezygncją.

— Po prostu się na nim zawiodłem — odparł ciężko. — Zdążyłem mu już zaufać.

Rudzielec odwrócił wzrok, jakby to wyznanie było wyjątkowo prywatne i nie chciał naruszać chłopaka.

— Nie zamierzam udawać, że rozumiem, dlaczego zaufałeś tej ślizgońskiem gnidzie — powiedział w końcu, potrząsając głową. — Ale stary, niezależnie od twojej głupoty, zawsze jestem po twojej stronie.

— Urocze, Mon Ron — usłyszeli czyjś głos. Odwrócili się w stronę, z której dobiegł dźwięk.

Cho Chang stała pod ścianą ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Harry przelotnie zastanowił się, ile słyszała, chociaż tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Nie zamierzał przed nikim — a tym bardziej przed Zakonem — ukrywać, że zaufał Malfoyowi.

Jedyne, co wolał ukryć, to fakt, że pod koniec pobytu u niego coraz częściej zastanawiał się, co właściwie czuł i czy to przypadkiem nie było zauroczenie.

No i fakt, że się całowali. Merlinie, gdyby Ginny się dowiedziała, to pewnie by go zabiła!

Chang westchnęła i uniosła brwi. Brak reakcji ze strony chłopaków chyba nie był tym, na co liczyła.

— Odgryzłbyś się, Weasley — rzuciła, z jakiegoś powodu zirytowana i odbiła się plecami od ściany, by ruszyć do któregoś z pokojów przy końcu korytarza. Przechodząc obok rudzielca, nie omieszkała go oczywiście potrącić.

— Co ją ugryzło? — zapytał ściszonym głosem Harry, gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami. — Zrobiłeś jej coś?

Ron podrapał się po karku ze zmieszaniem.

— Ja nie — odparł. — Ale ona i Hermiona niezbyt dobrze się dogadują, delikatnie rzecz biorąc. A siedziały razem w celi przez kilka miesięcy. Razem z Lavender zresztą. A wiesz, Miona i Lav też do siebie miłością nie pałają.

Harry wyobraził sobie wszystkie te dziewczyny w jednej celi i zadrżał. Tak, to musiało być piekło.

— Szukam Kingsleya — powiedział po chwili, przypominając sobie, po co zszedł na dół.

Ron zmieszał się.

— Nie ma go — mruknął, uciekając wzrokiem. — Nie wiem, kiedy wróci.

— To samo mówiliście wczoraj. I przedwczoraj — przypomniał Harry, marszcząc brwi. Jego spojrzenie zrobiło się podejrzliwie. — Ron, co się dzieje? Dlaczego mi nic nie mówicie?

— Bo sami nic nie wiemy! — odparł rudowłosy, niemalże wchodząc mu z słowo. — Serio, Harry! Jak będą chcieli, to nam powiedzą, nie ma co naciskać!

On coś ukrywa, stwierdził w duchu Harry, widząc niepokój wypisany na twarzy przyjaciela. Jak teraz o tym myślę, Ginny też nie zachowywała się normalnie. Znowu mnie nie chcą poinformować o swoich planach. Zupełnie jak za czasów, gdy Dumbledore jeszcze żył.

— A Hermiona? - zapytał okularnik. - Chciałbym ją o coś zapytać, mógłbyś mnie do niej zaprowadzić?

Chłopak zmieszał się jeszcze bardziej, usiłując zamaskować to sztucznie wesołym tonem: — Tak, zaraz ją zawołam! Jasne, stary.

Było między nimi coś niezręcznego, jakby oboje zdawali sobie sprawę, że nie mówią sobie wszystkiego, a te przyjacielskie gesty i uśmiechy to tylko fasada, pic na wodę; jakby oboje mieli już dość tej naszpikowanej kłamstwami i podejrzliwością rozmowy, ale bali się zrobić krok naprzód i przyznać się do tego. Wkroczenie w prawdę bowiem zawsze wiązało się z ryzykiem i niepewnością, a żaden z nich nie chciał wchodzić w ciemność i brać na siebie odpowiedzialności. Więc woleli udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku: Harry nie spytał, dlaczego to Hermiona ma przyjść do niego, a nie on do Hermiony, a Ron nie drążył tematu Draco. I oboje udawali przed samymi sobą, że to normalne i próbowali nie zwracać uwagi na to, co wisiało między nimi w powietrzu - obcość, chłód i widmo wielu tajemnic.

— To eee... ja po nią pójdę, okay? — wydukał Ron i, nie czekając na odpowiedź, zrobił w tył zwrot i zniknął w jednym z pokoi, do którego przed chwilą weszła również Cho.

Muszę się dowiedzieć, o co chodzi, pomyślał Harry, z niezidentyfikowaną miną patrząc wgłąb korytarza. Chłodna, chropowata ściana za jego plecami nieprzyjemnie drażniła skórę, którą przecież od kamienia oddzielała jeszcze koszulka. Hermiona... Hermiona powinna mi coś zdradzić. Albo chociaż mnie nakierować.

Dlaczego wszyscy tutaj się tak dziwnie zachowują?

Gdybym chociaż wiedział, gdzie jest Draco...

Ale nie wiedział. I Zakon był z tego powodu całkiem szczęśliwy.




____________________
Frag. Anna Kamieńska,

Jeny, czuję taką beznadziejną niepewność, publikując rozdział, nie mając kolejnego w zapasie. Już zapomniałam, jak to jest pisać na bieżąco, bo zarówno w "Księżycu" (którego popularność mnie przeraża, bo on nie jest na tyle dobry, aby mieć prawie 40tyś. wyświetleń - no chyba, że to o to chodzi, bo kicz łatwo się sprzedaje), jak i "Prawach", zawsze byłam do przodu.

Jak tam po egzaminach, gimnazjaliści? Będzie 100% gdzieś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro