Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•14• Obowiązek zemsty

__________________________________
mocno przywiązany do drzewa 
dokładnie odarty ze skóry 
Marsjasz 
krzyczy 
zanim krzyk jego dojdzie 
do jego wysokich uszu 
wypoczywa w cieniu tego krzyku
_________________________________

Ciało Dołohowa z głuchym hukiem zwaliło się na jeden z grobów, strącając parę zgasłych zniczy. Harry poderwał się gwałtownie z ziemi, gotów skryć za najbliższym nagrobkiem, w razie gdyby śmierciożerczyni chciała go zaatakować.

— Stój, Potter. — Dziewczyna szybkim ruchem zdarła z twarzy szalik, a drugą ręką odrzuciła kaptur. — Nie po to zabiłam Dołohowa, by zgładzić też ciebie.

Stał przed nim nie kto inny, jak Astoria Greengrass.

— Dlaczego? — spytał Harry, schylając się po swoją różdzkę. — On cię zabije, wiesz o tym.

— Nie zabije. — Blondynka uśmiechnęła się gorzko. — Wierz mi, Potter.

Brunet, widząc wyraz jej twarzy, wolał nie dociekać, o co konkretnie chodzi i dlaczego niby Lord Voldemort ma ją oszczędzić.

— Mam do ciebie prośbę, Potter — powiedziała znów Astoria charakterystycznie melodyjnym, ciepłym głosem. — Ogłusz mnie i wyczyść mi pamięć. Mimo wszystko lepiej, żeby on nie wiedział, co tu się stało.

— I tak się domyśli — odparł Harry. — Chodź ze mną. Zakon cię przyjmie.

Panna Greengrass spojrzała na niego z lekką irytacją.

— Och, przyjmie, nie wątpię. Ale jak? Niechęcią i nienawiścią? Chyba podziękuję. — Westchnęła. — Nie, nie mogę z tobą iść, Potter. Mam ludzi, których muszę chronić. Niepotrzebny wam kolejny człowiek do ukrycia... A... jest może tam u was Draco?

Harry skinął głową. Astoria się uśmiechnęła.

— To dobrze. Już się bałam, że ukrywa się po jakichś rynsztokach, gdzie może łatwo paść ofiarą śmierciożerców — mruknęła. — No już Potter, jazda! Ile jeszcze mam czekać, byś łaskawie mnie ogłuszył? Nie mamy całego dnia.

Nie dziwię się, że Draco kiedyś ją kochał, pomyślał Harry, patrząc na Astorię. Dziewczyna stała dumnie, prosto, lekko unosząc podbródek. W jej oczach kryła się stal.

— Jak sobie życzysz — powiedział tylko i blondynka chwilę później upadła miękko na trawę. Gdy się obudzi, już nie będzie pamiętała tego spotkania.

Nie wszyscy, którzy wyglądają na śmierciożerców rzeczywiście nimi są, stanęły mu w uszach słowa Dracona.

Wybraniec ruszył między nagrobkami. Zamierzał rzucić zaklęcie Piekielnej Pożogi, którego nauczyła go Hermiona, jednak teraz zaczął się wahać. A co, jeżeli urok wymknie mu się spod kontroli i zrani Astorię? Gdyby ją wyniósł poza teren cmentarza, wyglądałoby to zbyt podejrzanie, ale zostawiać ją tu...

Nie. Trzeba to zrobić.

Harry przygryzł wargę, patrząc na grób Toma Riddle'a seniora. Wciąż miał w głowie obraz odradzającego się Voldemorta: pokracznej istoty, zdającej się żyć tylko i wyłącznie dzięki nienawiści i świadomości, że krzywdzi tylu ludzi.

Z jego skierowanej w stronę nagrobku różdżki gwałtownie wystrzelił smukły płomień, który na oczach Harry'ego zaczął pęcznieć, rosnąć i kształtować się na podobieństwo zwierzęcia.

Potter usiłował zakończyć zaklęcie, lecz jego różdżka nadal buchała ogniem, skierował więc ją w inną stronę, spopielając całe pasy trawy, na której na wzrór roślin zaczęły teraz kwitnąć płomienie.

Przestań, pomyślał. Chciał rozprostować palce, ale nie był w stanie tego zrobić, zupełnie, jakby zamarzły. Ponura ironia losu.

Poczuł zimne igiełki strachu.

Co się dzieje?

Ogniste zwierzęta stały nieruchomo, co samo w sobie było niepokojące, jednak Harry'emu w tym momencie było to również bardzo na rękę, bo nie wątpił, że byłby ich pierwszą ofiarą. Nie miał nawet złudzeń, że zdoła zapanować nad Piekielną Pożogą.

Wiedziałem, że nie będzie prosto, ale...

Crucio!

Ból zaatakował Harry'ego szybciej, niż dźwięk. Brunet krzyknął, gdy ugięły się pod nim nogi. Zaklęcie uderzyło go w tył kolana.

Crucio! — rozległo się znowu i chłopak poczuł nagłą błyskawicę cierpienia rozsadzającą mu kręgosłup. Pociemniało mu w oczach. — Drętwota!

Harry znieruchomiał na trawie. Z jego różdżki, jak krew ze świeżej rany, wciąż sączyły się płomienie. Wydawało mu się również, że słyszy jakiś jęk i chrobotanie od strony grobu, ale w głowie mu tak wirowało, że już nie był niczego pewien.

— Ty naiwny dzieciaku — odezwał się ktoś. Głos był Harry'emu nieznany, nie było jednak wątpliwości, że należy do kobiety. Gdy nieznajoma weszła w jego pole widzenia, drastycznie ograniczone przez pozycję, w której leżał, chłopak dostrzegł, że na jej lewym przedramieniu pyszni się Mroczny Znak. — I to ty niby jesteś tym sławnym Harrym Potterem? Myślałam, że będziesz potężniejszy. — W jej tonie pogarda równoważyła rozbawienie i brunet nie wiedział, co go bardziej uraziło.

Śmierciożerczyni wymamrotała pod nosem jakieś zaklęcie i różdżka Wybrańca eksplodowała, parząc i osmalając mu rękę.

I wtedy rozpętał się chaos.

Płomienie buchnęły aż pod niebo, gdy stworzenia Piekielnej Pożogi w końcu się ruszyły. Harry poczuł żar na twarzy. Ręka piekła go niemiłosiernie.

— Nasz pan przewidział, że przyjdziesz! — wrzasnęła kobieta, przekrzykując syk ognia. — TO TWÓJ GRÓB, HARRY POTTERZE!

Czyli horkruksu tu nie ma, pomyślał z rozpaczą Potter. Alva nas okłamał. A teraz jest sam na sam z Draco i tylko Merlin wie, co planuje.

Jego gniew był niemalże tak gwałtowny, jak piekło, które szalało wokół niego. Poczuł jak zaklęcie uniemożliwiające mu ruch opada niczym pusta skorupa.

A potem usłyszał wrzask i zrozumiał, że to nie on był tego przyczyną.

Zawodziła śmierciożerczyni, trzymana za gardło przez znajomo wyglądającego mężczyznę i wyrywająca się szaleńczo z jego uścisku.

Nagły dreszcz przeszedł przez ciało Pottera, kiedy postać się odróciła. Ciało kobiety nawet nie spadło na ziemię, gdy już pochwycił je płomienny wąż. Wcale nie została uduszona. Jej gardło było rozszarpane.

Odwrócił się. W miejscu, gdzie powinien być grób Riddle'a, ziemia była rozkopana.

— Ty! — wrzasnął Tom Riddle Senior i rzucił się w stronę Pottera. — Ty!

To nie grób był horkruksem, zrozumiał Harry. To jego zawartość. Alva nie kłamał.

Na jego szyi ciasno zacisnęły się trupie palce, a obydwa kciuki wbiły się w skórę osłaniającą przełyk.

On chce mnie dosłownie rozszarpać, pomyślał, desperacko usiłując odczepić od siebie ręce nieboszczyka.

Z bliska ojciec Voldemorta wyglądał jeszcze gorzej. Harry nie wątpił, że to czarna magia sprawiła, że na chwilę odzyskał postać, jaką miał za życia, jednak było to jedynie gwałtowne drgnienie niszczonego horkruksu i od starych kości już zaczęło odchodzić prowizoryczne ciało.

Tom Riddle nie miał już również tej siły, za pomocą której przed chwilą zamordował kobietę i chociaż próbował skrzywdzić Harry'ego, trzy palce odłamały mu się z chrzęstem podczas próby rozerwania mu gardła.

Czując nagły przypływ adrenaliny Potter zdzielił mężczyznę w łokieć od zewnętrznej strony.

Chrupnęło i przedramię spadło na ziemię.

A gdy odepchnął od siebie trupa, po cmentarzu rozległ się wrzask, żałosne, pełne bólu zawodzenie, które w całości wypełniło głowę Harry'ego.

I słyszał je nawet wtedy, gdy płomienne wilki rozszarpały to, co zostało z horkruksu, i wtedy, gdy zaklęcie Piekielnej Pożogi nagle ustało, i wtedy, gdy otoczyły go ciemne postaci.

Wtedy, gdy śmierciożercy wtrącili go skrępowanego do lochu, też je słyszał. To nieludzkie, żałosne wycie, które przez kilka następnych dni odwiedzało go w koszmarach.

Aż do czasu, gdy zmierzył się z jeszcze większym, jeszcze gorszym koszmarem.

Ale wtedy to on krzyczał.

_________________
Z. Herbert, "Apollo i Marsjasz"

Trochę mnie tu nie było, ale teraz obiecuję wstawiać regularnie. Do października to skończymy, postaram się.

Btw zapraszam na resztę opowiadań na moim profilu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro