Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•13• Obowiązek walki

______________________________
Proszę cię, duszo moja, bądźże mi szaloną,
Bo ukradłem nadzieję gdzieś w karczmie przydrożnej!
Ciesz się zgubą! Niech będzie przeklęty ostrożny!
_____________________________

Draco powoli otworzył oczy, chociaż wcale nie miał ochoty wstawać z twardej, niewygodnej kanapy. Kątem oka zaobserwował, jak Alva, którego przeprowadzkę Harry'emu udało się wywalczyć wczoraj u Lupina (wrócił do kwatery po coś późnym wieczorem), szuka czegoś w szafce - najprawdopodobniej owo "coś" było jedzeniem, ale Draconowi na razie nie chciało mu się pomagać, więc po prostu patrzył, jak młody śmierciożerca irytuje się coraz bardziej, zamiast pożywienia znajdując kubki, kociołki i niejadalne składniki do eliksirów.

- Harry już wstał? - odezwał się w końcu Malfoy rozleniwionym tonem.

- Trzy godziny temu - odparł szatyn beznamiętnie. - I gdzieś polazł. Zostawił ci liścik na ławie, jakbyś jeszcze nie zauważył.

Malfoy odwrócił głowę i rzeczywiście, na blacie nieskiego stolika leżał starannie złożony świstek papieru. Z rosnącym niepokojem Draco wstał i sięgnął po notatkę.

Drogi Draco (nie Malfoy), przeczytał, czując coraz większą suchość w gardle. Wczoraj powiedziałeś, że nikt nie pomoże mi w misji zniszczenia grobu ojca Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać (a pisać?). Przemyślałem te słowa i doszedłem do wniosku, że masz absolutną rację - jest to misja niemalże samobójcza, bo nie wątpię, że Czarny Pan kazał pilnować swojego horkruksa, a może nawet sam ma go na oku. W każdym razie: zapewne już domyślasz się, gdzie poszedłem. Proszę Cię jednak, byś nie szedł za mną - nie mam co prawda pojęcia, jakim cudem miałbyś się przetransportować bez różdżki, ale jak sądzę, coś byś wymyślił. Powtarzam raz jeszcze: nie idź tam. Nie informuj nikogo, gdzie jestem, nawet, gdyby pytali. Nie chcę, by ktoś jeszcze przeze mnie zginął. Muszę zrobić to sam. Nie martw się o mnie. Zrobię wszystko, aby wrócić. Kocham cię. Harry.

- Nie - wyszeptał Draco, sprawdzając, czy jest coś na odwrocie. - Nie, nie, nie, nie! Mówił ci coś, jak wychodził? - spytał, kierując swoje słowa do Alvy.

Szatyn z kpiącym uśmieszkiem pokręcił głową.

- On umrze, wiesz? - zagadnął. - Grób często jest pilnowany przez Bellatrix. Jeżeli Potter się na nią natknie, nie ma szans.

- Ty śmieciu - syknął Malfoy - wiedziałeś, że jeżeli powiesz mi, co jest horkruksem, przekażę mu to. Wiedziałeś, że on tam pójdzie. Wiedziałeś...

Alva uśmiechnął się cynicznie.

- Tak - potwierdził, prostując się godnie. - Nie pamiętasz już, jak mówiłem, że zamienię twoje życie w piekło, Malfoy? Nie wyszło mi raz, więc poprawiam.

Draco poczuł nagłe pieczenie w dłoniach i ze zdziwieniem spostrzegł, że zaciskając kurczowo dłonie zadał sobie rany swoimi własnymi paznokciami.

- I pomyśleć, że ja cię chciałem chronić - prychnął. - Wciąż dla niego działasz, prawda? To on cię tu przysłał?

- A nawet gdyby, to co? - sarknął szatyn. - Nawet nie masz jak powiadomić o tym Zakonu, dopóki ktoś tu nie przyjdzie, a dzisiaj też jest pełnia. Zabiję cię, gdy tylko księżyc pojawi się na niebie. Bo szczerze wątpię, aby Potter wrócił do tego czasu. Aby w ogóle wrócił.

- Nie, Alva. - W oczach blondyna smukłym sztyletem błysnęła stal. - Nie zdążysz mnie zabić.

Nastolatek rzucił mu kpiące spojrzenie i uniósł dłonie, dotychczas skryte pod ladą. W obydwu rękach trzymał wielkie noże, przystosowane do krojenia co oporniejszych składników na eliksiry.

- Zobaczmy, Draco, skoro tak bardzo chcesz. Czym mnie niby zamierzasz zabić? Poduszką? - I wybuchnął głośnym, nieprzyjemnym dla ucha śmiechem. Po chwili się jednak opamiętał. - Nie chcę mordować cię tak od razu. Gdybym pragnął, byś już był martwy, poderżnąłbym co gardło podczas snu. Pomartw się jeszcze trochę o tego swojego chłoptasia, pomartw. Ja poczekam.

- Trzeba cię było zabić - syknął Malfoy, usiłując nie stracić nad sobą panowania. Stał spięty, ledwie powstrzymując się, aby nie rzucić się na młodszego chłopaka, a jego cera stała się niemalże trupioblada: jedynie roziskrzone oczy ciskały błyskawice.

Alva wzruszył ramionami.

- Niepotrzebnie dawałeś mi drugą szansę. Jestem sumą twoicj błędów, mówiłem ci to już. To ty sprawiłeś, że jestem potworem.

- Liczyłem, że da się ciebie naprawić.

Chłopak wybuchnął ponurym, wymuszonym śmiechem.

- Chciałbyś, co? Tak po prostu wymazać swoje błędy. Nie, Malfoy. Ja się muszę zemścić. A ty nieopatrznie mi w tym pomagasz.

- Nie wystarczyło ci, gdy skatowałeś Harry'ego? - uniósł się Draco. - Nie wystarczyło ci, gdy mnie to wrobiłeś i zostawiłeś niezdolnego do ruchu, by śmierciożercy przyszli i mnie zabili? To wciąż dla ciebie mało!? Mało przez ciebie cierpiałem, że wciąż żądasz więcej!? Sprawia ci to radość, co!?

Alva odwrócił się gwałtownie na pięcie i Draco zobaczył, jak chłopak przekłada jeden z noży do drugiej dłoni i unosi wolną rękę do twarzy.

On... płakał? Alva?

Chociaż wściekłość wciąż buzowała w głowie Dracona, ślizgon postanowił wykorzystać chwilową słabość przeciwnika inaczej, niż bezpośrednim atakiem.

- Alva? - zagadnął, starając się przybrać zatroskany ton. - Przepraszam, poniosło mnie.

- Akurat - prychnął chłopak drżącym głosem. - Nie łżyj. Nienawidzisz mnie.

- Gdybym cię nienawidził, nie zabierałbym cię od Zakonu - powiedział były ślizgon, udawaną łagodnością maskując odrazę. - Chciałem ci pomóc, Alva.

Ramiona młodego śmierciożercy zaczęły drżeć, a z jego gardła wyrwał się szloch, przerywany spazmatycznym łapaniem oddechu.

Malfoy nie stracił jednak zimnej krwi. Powoli podszedł do szatyna.

- Przez ciebie stałem się potworem - jęknął chłopiec. Noże z brzękiem uderzyły o podłogę, gdy wypuścił je z drżących dłoni. - Już nawet nie mam siły, by cię nienawidzić. Zbyt mocno nienawidzę samego siebie.

Dracon uczynił taki gest, jakby chciał objąć chłopca mniej więcej na wysokości torsu, jednak w ostatnim momencie, z szybkością kobry uniósł ręce w górę i przycisnął go do siebie, przyduszając jego szyję przedramieniem.

Drobne palce Alvy zacisnęły się konwulsyjnie na ciele Dracona, a on sam gwałtownie zaczerpnął powietrza.

- Byłem gotów ci pomóc, Alva - wysyczał Malfoy, coraz mocniej przyduszając chłopaka. - Lecz teraz z równą zaciętością pragnę cię zabić. Lepiej się módl, aby Harry wrócił w jednym kawałku, bo jak nie... - Groźba zawisła w powietrzu. Malfoy gwałtownie odepchnął od siebie szatyna. - Twoje życie to twój wybór, Alva. Chcesz zemsty: proszę bardzo. Ale uważaj lepiej, żeby ten miecz tobie samemu kiedyś nie odrąbał głowy.

Szatyn spojrzał na niego wrogo, ale z nieukrywanym strachem.

Malfoy zmierzył go ostatnim, pogardliwym spojrzeniem i, podnosząc uprzednio noże z ziemi, opuścił pomieszczenie.

Alva skulił się na podłodze i wybuchnął płaczem.

Ostatecznie wciąż był tylko dzieckiem.

~•~

Jak tu nie umrę, to Draco mnie zabije, pomyślał Harry, kryjąc się w zaroślach wokół cmentarza. Jak na razie wypatrzył jedynie dwójkę śmierciożerców - to całkiem niezły bilans - ale biorąc pod uwagę, że byli to Bellatrix i Dołohow, wolał poczekać, aż przyjdzie ktoś, kto ich zmieni w czuwaniu nad grobem Toma Riddle'a Seniora. Różdżka, którą miał, nie słuchała go zbytnio i nie czuł się pewnie, używając jej.

Kiedyś zapewne nawet pomimo tych przeszkód wybiegłby prosto na Bellatrix z jakimś zaklęciem z zanadrzu. Teraz wolał poczekać. Pobyt u Dracona nauczył go cierpliwości.

W dodatku bał się, że pamiętając o tym, co stało się z Cho i Zachariaszem, mógłby przestać panować nad sobą w walce. Nie wiedział, jaki potwór czaił się w jego wnętrzu, jednak nienawiść, którą czuł do śmierciożerców mówiła sama za siebie: byłby w stanie dopuścić się bestialstwa względem tych ludzi.

Wzdrygnął się odruchowo na wspomnienie zdjęć z Proroka Codziennego.

Nagle w oddali rozległ się trzask teleportacji i obok jednego z nagrobków zmaterializowała się szczupła dziewczyna w ciemnym płaszczu, która po wymianie kolku zdań z Bellatrix zajęła jej miejsce.

Bellatrix aportowała się.

Harry dla pewności poczekał jeszcze jakieś pół godziny - niestety Dołohowa nikt nie zmienił - i wybiegł (a raczej: wypadł. Dosłownie i bez gracji) ze swojej kryjówki i sprintem puścił się w stronę śmierciożerców. Nie stali oni co prawda tuż obok horkruksu, tylko parę nagrobków dalej, ale brunet doskonale wiedział, że nie zdąży zniszczyć grobu, zanim zostanie zaatakowany. Walka była nieunikniona.

- Drętwota! - krzyknął Harry, celując w Dołohowa. Mężczyzna uchylił się zgrabnie i skontrował sectumsemprą. Zaklęcie profesora Snape'a było zadziwiająco popularne wśród śmierciożerców.

- Expelliarmus! - krzyknął znów Potter, tym razem w stronę młodej śmierciożerczyni.

W tym samym momencie Dołohow powalił go dotkliwym, palącym cruciatusem.

Gryfon zaklął i rzucił na mężczyznę urok Galaretowatych Nóg, który chociaż przeleciał tuż obok niego, trafił w jego towarzyszkę, która cały czas miała na sobie kaptur, naciągnięty w taki sposób, że dzięki niemu i szalowi, który oplatał dolną część twarzy, nie można było zidentyfikować jej tożsamości.

- Crucio! - warknął rozeźlony Dołohow. - Expelliarmus!

To nie mogło się udać, pomyślał Harry, usiłując wstać, jednak w tym samym momencie trafiło w niego zaklęcie unieruchamiające i zamarł, w myślach złorzecząc na samego siebie za powzięcie tak głupiego, szalonego planu.

- Potter - powiedział śmierciożerca, czubkiem buta przewracając bruneta na plecy. - No no no, Bella mówiła, że pewnie się zjawisz... Nie wiem co prawda, dlaczego Chłopiec, Który Niedługo Zginie szlaja się po mugolskich cmentarzach, ale nie będę przecież narzekał!

Przez cały czas, jak mężczyzna mówił, jego różdżka skierowana była wprost na Harry'ego i w pozie tej ukryta była na sama ostateczność co we wzniesieniu katowskiego toporu.

- Zabroniono nam cię zabijać - westchnął Dołohow ze szczerym żalem, jakby odgadł myśli Wybrańca. - Ale...

Coś w jego spojrzeniu powiedziało Harry'emu, że śmierciożercę nudzi juź słuchanie rozkazów Bellatrix.

Przepraszam, Draco, pomyślał, obojętnym wzrokiem wpatrując się w twarz śmierciożercy.

- Avada Kedavra!

_____________________
Sonet szalony, L. Staff

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro