Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•1• Obowiązek przetrwania

_________________________
Rozłączeni - lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągłe wieści. Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta;
_______________________


Obudziło go ostre pieczenie w przełyku i szmery wokoło. Potężnym wysiłkiem woli otworzył oczy.

Słabo widział. Kontury były rozmazane, a kolory zbyt krzykliwe, zlewające się ze sobą w jakiejś upiornej, przerysowanej symbiozie. W dodatku Draco był otoczony ludźmi i niezbyt — ze względu na słowa Alvy — mu się to podobało.

Powoli zaczęło mu wracać czucie, więc zarejestrował, że ma związane ręce i siedzi na krześle: nóg, jak na razie, jeszcze nie czuł.

Odgłosy wokoło były wrogie i szorstkie. Malfoy przypuszczał, że obcy coś do niego mówią, lub zadają jakieś pytania: niestety, nadal nie potrafił rozróżnić głosów.

Poczuł za to uderzenie, gdy ktoś przysłowiowo dał mu z liścia. Syknął z bólu. Mroczki zamigały mi przed oczyma, jakby na kolorową kartkę ktoś upuścił krople atramentu.

Gdzie ja jestem?, zapytał sam siebie, z trudem formułując myśli.

Ktoś mruknął coś do niego. Draco przelotnie zastanowił się, czy przez przypadek nie powiedział swoich przemyśleń na głos.

Szybko jednak wszelkie jego dociekania zastąpiło inne, ważniejsze pytanie, mrugające do niego z czeluści nieświadomości jak latarnia morska:

Harry, gdzie jesteś?

Blondyn poczuł, jak olbrzymi ciężar spada mu na serce.

Oby żył, pomyślał, zaciskając powieki. Błagam, Merlinie, oby on żył.

~•~

Harry rzeczywiście żył, jednak modlitwy Dracona nie miały z tym nic wspólnego — po prostu Zakon jakimś cudem go znalazł i zabrał z domu Malfoya przed pojawieniem się śmierciożerców. Aktualnie Potter leżał w jednym z pokoi Kwatery Głównej, gapił się w sufit i zastanawiał, dlaczego tak właściwie Draco ni stąd ni zowąd go zaatakował.

Ginny wyjaśniła mu, że mogło to mieć jakiś związek z preparatem przeciwko veritaserum. Skutki uboczne owego specyfiku były dość gwałtowne i obejmowały całą pulę amnezji wszelakiego rodzaju, lunatykowania, wzrostu agresji i pobudzenia zachowań sadystycznych — i w dodatku pojawiały się na parę dni lub nawet miesięcy po zażyciu leku. Dodała też, że po zażyciu około trzech dawek, substancja uzależniała.

Tyle że Harry nie sądził, aby Draco nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. Gdy pierwszy raz go zaatakował — na krótko po tym, jak Potter obudził się w jego domu po bitwie — miał w oczach jakiś dziwny obłęd i zdawał się być nieobecny duchem. W dodatku atakował panicznie, obsesyjnie powtarzając jedno zaklęcie. Ten Malfoy, który napadł go tydzień temu, był w pełni świadomy, a w dodatku torturował go z rozmysłem i widoczne było, iż sprawiało mu to niemałą przyjemność.

Harry nic z tego nie rozumiał. Naprawdę.

Gdyby miał wybór, z jednej strony chciałby spotkać się z Draconem i to wszystko wyjaśnić. Z drugiej, nie miał ochoty widzieć go na oczy.

Niezależnie od motywów, Malfoy go skrzywdził i zdradził jego zaufanie. W dodatku, z opowiadań byłych więźniów wynikało, że chłopak jest niebezpiecznym szaleńcem.

Potter wzdrygnął się, przypominając sobie słowa Lupina.

"On zabił moją żonę, Harry. Z uśmiechem na ustach patrzył, jak się wykrwawia. Czy wiedząc to, możesz go nazwać dobrym człowiekiem?"

Harry nie mógł.

Ale z drugiej strony, naprawdę pragnął, aby Malfoy, ten zły, grzeszny, zepsuty Malfoy tu był. Choćby dlatego, żeby Potter mógł dać mu w twarz.

Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypieniem.

— Jak się czujesz? — Ginny podeszła do jego łóżka i postawiła tackę z jedzeniem na pobliskiej komodzie. — Nadal o tym myślisz?

— Ni-

— Daj spokój — westchnęła, przerywając mu. — Widzę po minie.

— Nie rozumiem tego — sapnął Harry z rozdrażnieniem. — On mi pomagał. Robił wszystko dla mojego dobra. I nagle mu odpierdoliło.

Weasleyówna czułym gestem odgarnęła włosy z twarzy Wybrańca. Uwagi chłopaka nie uszedł fakt, że dziewczyna porusza się bardzo wolno, jakby była osłabiona po długiej chorobie.

Harry z irytacją wypuścił powietrze.

Przecież ona jest po chorobie. pomyślał z lekką złością. Po chorobie w jebanych śmierciożerczych lochach! Nic dziwnego, że jeszcze nie wróciła do kondycji. Gdyby Draco jej nie udzielił pomocy...

Może on jednak nie jest taki zły?

— Wiesz właściwie, dlaczego Malfoy zabrał cię z pola bitwy? — zapytała Ginny, rozpraszając rozmyślania Harry'ego.

— Poprosiłaś go, wiem. Mówił mi. — Zamilknął na chwilę. — W pewnym momencie mówił mi naprawdę wiele rzeczy, chociaż na początku nie chciał puścić pary z ust.

Rudowłosa westchnęła, poprawiając niebieską sukienkę.

— Posłuchaj Harry... Na razie nie wiemy, co się stało tej nocy — zaczęła. — W jedym momencie Rookwood mnie uwolnił, a w drugim usłyszałam, jak Malfoy krzyczy sectumsempra. Udało mi się uciec tylko dlatego, że Augustus dał mi swoją różdżkę... i pozostał na łasce Draco. Lupin i inni mówią, że Malfoy później poszedł do nich. Podobno szastał w nich zaklęciami torturującymi. Wielu wtedy zginęło. Byli bezbronni.

— On nie miał powodu tego robić! — zawołał Harry z nagłą gwałtownością. Debilnie gryfońską, jak zapewnie skomentowałby to Draco. — Nie miał żadnego, pierdolonego powodu! On nienawidził tortur!

Na twarzy rudowłosej pojawiło się współczucie.

— Mówię, jak było. — Weasleyówna wzruszyła ramionami. — Gdy teleportowałam się tutaj, prawie nikogo nie było, więc wróciłam uwolnić resztę, jak było w początkowym planie. Rookwood wcześniej zdobył gdzieś jakieś różdżki i zostawił je w umówionym miejscu w lochach. Dzięki temu udało się teleportować większość tutaj. Później wrócił Slughorn i pozostali, więc poszliśmy po ciebie...

— Gdybyście przyszli choć pół godziny później... — Harry zadrżał, przypominając sobie, w jakim był stanie.

— Nie myśl o tym — westchnęła Ginny. — Malfoy zapewne oszalał przez eliksir niwelujący veritaserum.

— Wiecie, gdzie on jest? — zapytał Harry. Starał się zamaskować czającą się w swoim głosie nadzieję. — Chcę z nim porozmawiać.

Przez twarz Ginny przemknął cień.

— Nie wiemy — odparła z dziwnym chłodem. — Gdy weszliśmy do domu, był nieprzytomny. Chyba się upił, bo leżał na podłodze w holu.

Potter zmarszczył czoło.

— I tak go tam zostawiliście? — spytał z niedowierzaniem.

Ginny wzruszyła ramionami.

— Mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie, niż pijany ślizgon — odparła.

— Ten pijany ślizgon miał przy sobie horkruks! - zawołał Harry.

Rudowłosa pokręciła głową.

— Sprawdziliśmy. Nie miał.

Potter westchnął ciężko, boleśnie.

— Nic już nie rozumiem — westchnął załamującym się głosem. — Ufałem mu.

— Zapomnij. — Ginny pogładziła go po głowie. — To tylko twój były szkolny wróg.

Harry odwrócił wzrok

Byli szkolni wrogowie raczej się nie całują, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos. Nie chciał jej krzywdzić. Ostatecznie wciąż była jego dziewczyną.

On miał Ginny. Draco miał Astorię. I znów stali po dwóch stronach barykady — jak lustrzane odbicia.

Konluzja jest taka, że Malfoy nie powinien aż tak często pojawiać się w jego myślach.

On jest zły, pomyślał Harry. Oszukał mnie. Okłamał. Skrzywdził. Powinienem go za to nienawidzić.

Powinienem go zabić, zanim skrzywdzi kogoś jeszcze.

— Przestań — rozkazała Ginny. — Nie myśl o nim. Tylko zadajesz sobie niepotrzebne cierpienie.

— Powinienem go odnaleźć — odparł Harry, po czym dodał ciszej: — I wyeliminować.

— Nie. Nie możesz tego zrobić. Jeżeli to przez antyveritaserum, nie możesz go winić. Najpierw musimy się dowiedzieć, co dokładnie się stało tego dnia — mruknęła nieco nieobecnym głosem.

— To miałoby sens, gdybyśmy mieli go w garści — szepnął Harry. — Ale nie mamy.

— Nie mamy — potwierdziła automatycznie i nieco ponuro Weasleyówna, a Harry zupełnie niespodziewanie pomyślał, że dziewczyna coś przed nim ukrywa.

— O czym ja myślę? — jęknął Potter, łapiąc się za głowę. — Nie potrafiłbym go skrzywdzić! Nawet bym nie chciał!

Przecież on... on mnie kochał!, pomyślał bezradnie. Nie powiedział mi tego wprost, ale musiał coś do mnie czuć! Inaczej by się tak idiotycznie nie zachowywał przez ostatni tydzień!

— Ale inni by potrafili. — Ginny wstała i strzepnęła niewidzialny pyłek z sukienki. Uśmiechnęła się gorzko. — Nie martw się tym, Harry. Zakon ma wszystko pod kontrolą.

I na tym polega problem, dodała w myślach, patrząc na swojego chłopaka. Bo chcąc mu pomóc, możemy go jeszcze bardziej skrzywdzić. Białe kłamstwa jeszcze nikomu nie wyszły na dobre.

Miejmy nadzieję, że Harry i w tej sprawie okaże się wyjątkiem.





__________
J. Słowacki, "Rozłączenie"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro