Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

- Omorfia? - zapytał, spodziewając się ujrzeć ją w dość niekomfortowej sytuacji z jakimś przystojnym krukonem.

Nie słysząc odpowiedzi wychylił się zza ściany przy której stał i ze zdziwieniem dostrzegł, że dziewczyna klęczała na kolanach, a w jej dłoniach spoczywał gruby, szary. . . kot.

- Co ty tu robisz, Woody? - zapytała zaskoczona krukonka, odrywając wzrok od zwierzęcia, które niemal odruchowo głaskała po futerku.

- Ja. . . Tak właściwie, to chciałem się z tobą zobaczyć - wypalił. Mimo tego, że sytuacja była dla niego niezręczna, to ucieszył się z tego, że jego podejrzenia co do dziewczyny się nie sprawdziły. Z drugiej strony nawet jeśli, to co mu było do tego co robiła?

- Tak? - Omorfia zmarszczyła lekko brwi - Coś się stało?

Oliver musiał szybko przeanalizować co powiedzieć, aby nie wydało się dlaczego pojawił się w tej sali.

- Wiem!

- Co "wiesz"? - krukonka była coraz bardziej zdezorientowana. - Coś ci się dzieje? Wzywać panią Pomfrey?

- Za tydzień mamy mecz z Hufflepuffem.

- I w związku z tym?

- I w związku tym McGonagall załatwiła nam boisko na cały piątek i sobotę! - ogłosił z zadowoleniem. Mogło to brzmieć mało wiarygodnie, że tak się cieszył z pozoru nie ważnej rzeczy, ale dla tych, którzy również uwielbiali Quidditcha był to ogromny powód do radości. W końcu całe dwa dni, tym bardziej, że akurat takie, w których nie mieli zbyt wiele nauki były idealną okazją do ćwiczeń.

- Żartujesz - powiedziała Omorfia, patrząc na niego z zaskoczeniem. - Co zrobiła McGonagall, że to się udało? Przecież Snape by do tego nie dopuścił. A Sprout? Co ze Sprout?Przecież to właśnie z jej wychowankami macie mecz!

Oliver uśmiechnął się szeroko. Dobrze wiedział, że krukonka go zrozumie.

- Nie wiem jak i kiedy, ale się udało. Myślę, że wiesz jaka potrafi być McGonagall, gdy się na coś uprze.

- Aż za dobrze - parsknęła śmiechem dziewczyna, podnosząc swojego kota na wysokość ramion - Ciesz się, że przynajmniej ty nie masz z nią do czynienia, Kocie.

- A właśnie. Jak ma na imię ten sierściuch? - zapytał Oliver, a zwierzę zasyczało, jakby zrozumiało co powiedział.

- Kot - zaśmiała się Omorfia. - Dokładniej to Pan Kot.

- A niby u krukonów góruje kreatywność - gryfon wybuchnął śmiechem - Swoją drogą to chyba nie szczędzisz mu jedzenia - jego wzrok przeniósł się na szare zwierzę, które przypominało puchatą kulkę.

Tego było za wiele.

Kot w jednym momencie zsunął się z kolan Omorfii i nim ktokolwiek zdążył zareagować, skoczył na Olivera, boleśnie wbijając mu pazury w koszulkę.

- Kot! - krzyknęła z naganą krukonka. - W tej chwili go zostaw!

Mimo zakazu właścicielki zwierzak nie odczepił się od gryfona. Wyglądali jak drzewo, do którego przyczepiony był koala do czasu, gdy Omorfia ściągnęła go z Olivera.

- Bardzo cię przepraszam - powiedziała, choć widać było, że powstrzymywała się przed zaśmianiem. - Jak widzisz jest dość nerwowym kotem.

- Właśnie zauważyłem - stwierdził Wood, patrząc na małe dziurki na swojej koszulce - No cóż. . . Do zobaczenia, Omorfia.

- Do zobaczenia, Woody - parsknęła śmiechem krukonka.

Kot, którego trzymała w ramionach spojrzał na Olivera, marszcząc ze zirytowania nos. Wood, zapominając, że cały czas patrzyła na niego Omorfia spojrzał na Kota z taką samą niechęcią.

★★★

- Cormac, coś ci już mówiłam - powiedziała zirytowana krukonka, szybkim krokiem idąc w kierunku wyjścia z zamku.

- Ale Morfia, daj mi szansę. Nie rozumiem dlaczego odrzucasz takiego przystojnego faceta jak ja, a z Woodem kręcisz.

- Po pierwsze przestań za mną chodzić, a po drugie - nie kręcę z Olivierem - warknęła. Wogóle nie podobało jej się zachowanie McLaggena.

- Jakbyś z nim nie kręciła, to wróciłabyś do mnie. Nie można tak o powiedzieć, że to koniec.

- Dobra, McLaggen - Omorfia stanęła i odwróciła się do gryfona, starając się nie wybuchnąć. - Powiedz czego tak naprawdę ode mnie chcesz.

- To chyba jasne, nie? Nie będę się godził na to, żeby dziewczyna zerwała ze MNĄ. Dobrze wiem, że nadal ci się podobam i teraz próbujesz udawać niedostępną.

- Przepraszam bardzo, co? - parsknęła śmiechem krukonka - Nie uważasz, że masz o sobie za wysokie mniemanie?

- Skoro byłaś ze mną cały rok, to raczej musiałaś coś do mnie czuć. A sama wiesz, że uczucia nie przemijają tak szybko.

- Miały wystarczająco dużo czasu, żeby przeminąć - stwierdziła, ruszając przed siebie.

- Twoje zdanie się tu mało liczy - blondyn złapał ją za nadgarstek, przyciągając ją w swoją stronę na tyle, że jej twarz niemal stykała się z jego szyją.

- Puść mnie - warknęła, próbując wyrwać rękę z uścisku chłopaka.

- Zrobię to, gdy będę chciał, maleńka - powiedział, a na jego ustach pojawił się nie szczery uśmiech.

- Jesteś obrzydliwy - syknęła dziewczyna, unosząc kolano tak, że uderzyło w czułe miejsce gryfona.

Cormac puścił jej nadgarstek, a z jego ust wydarł się jęk bólu.

- Trochę szacunku dla dziewczyn, McLaggen - warknęła, odchodząc. Nie omieszkała się wystawić w stronę chłopaka środkowego palca.

- Chciałem być miły Omorfia, ale teraz całkowicie to zmieniłaś - syknął gryfon, przymykając lekko oczy.

- Chyba muszę nauczyć się paru zaklęć obronnych, bo twoje słowa brzmią jak groźba - krukonka odwróciła się do niego ze złośliwym uśmiechem. - Myślę, że Aquammenti będzie odpowiednie dla ciebie. W końcu szkoda byłoby zmyć cały ten lakier z twoich włosów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro