Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

- Wood, Wood, Wood, Wood! - krzyczeli radośnie gryfoni, gdy zobaczyli go, przekraczającego próg Pokoju Wspólnego.

Nawet gdy się przebrał i po paru minutach wrócił do pomieszczenia, to niektórzy nadal skandowali jego nazwisko.

Uwielbiał być kapitanem. Uwielbiał patrzeć na zadowolone twarze swojej drużyny. Uwielbiał prowadzić ich do zwycięstwa.

- Brawo, Wood!

- Gryffindor rządzi! - wołali wszyscy, jeden przez drugiego.

- Jesteś najlepszym kapitanem, Oliver! - krzyknęła jakaś na oko piętnastoletnia gryfonka i ku jego ogromnemu zaskoczeniu przytuliła go.

Odsunął ją od siebie lekko, jednak ona i tak wydawała się podekscytowana. Widział, jak pobiegła do swoich przyjaciółek, co chwila odwracając się do niego i chichocząc.

- To twoja dziewczyna, Woody? - usłyszał za sobą. Natychmiast się odwrócił, rozpoznając głos Omorfii.

Miała na sobie błękitną, zwiewną sukienkę z krótkimi, bufiastymi rękawami. Oliver otworzył szerzej oczy. Nigdy wcześniej nie widział dziewczyny ubraną w coś innego niż szata szkolna lub strój do Quidditcha, czego bardzo żałował, bo był to wyjątkowo przyjemny widok.

- Co cię tak zamurowało? Nie musisz mi się tłumaczyć. - zaśmiała się, najwyraźniej źle odczytując jego zachowanie.

- To nie jest moja dziewczyna. - zaprzeczył szybko. - Nawet nie wiem jak się nazywa.

- Zapomniałam, że twoją jedyną miłością jest Quidditch. - parsknęła.

Oliver poprawił ją w myślach. Jego jedyną miłością BYŁ Quidditch. Teraz na pierwszym miejscu była Omorfia.

🦁

Impreza trwała do późnej nocy. Fred i George Weasleyowie zniknęli na parę godzin i wrócili z kilkunastoma butlami piwa kremowego i dyniowego musu oraz kilkoma torbami słodyczy z Miodowego Królestwa.

Długo grali w Eksplodującego Durnia i Wyzywankę. Zabawa trwała w najlepsze, bliźniacy Weasley właśnie tańczyli w duecie tango, rozbawiając tym resztę uczniów, w tym Omorfię i Olivera.

Zeszli z "parkietu" parę minut później zmęczeni, ale szczęśliwi. Zajęli miejsca obok Percy'ego, Olivera, a także Regan i Omorfii, które złapały dobry kontakt.

Regan i Percy poszli po napoje, przez co zostali sami w czwórkę.

- Wymyśliliśmy zaklęcie, które zmienia kolor skóry. . . - powiedział do nich Fred, uśmiechając się huncwocko.

- ...w zależności od emocji, którą czujemy. Niebieski to zawstydzenie, żółty to radość, szary to smutek, a czerwony to złość. No, jest jeszcze parę typu miłość lub podekscytowanie, ale za długo by wymieniać. - dodał George.

- Ja widzę, że Woody chce to przetestować. - parsknęła Omorfia, wymieniając zadowolone spojrzenia z bliźniakami.

- Nawet nie próbujcie. - powiedział ostrzegawczo Oliver. - Pamiętajcie, że jest dużu chętnych na pozycję pałkarzy. - zastrzegł, ale widząc złośliwe iskierki w oczach rudzielców zaczął lekko panikować.

- Daj spokój. - rzucił Fred. - George, czyń honory.

Gryfon podwinął rękawy swojej koszuli i wyciągnął różdżkę. Machnął nią w zawiły sposób, mamrocząc coś pod nosem.

Fred zaczął mówić coś, co brzmiało dziwnie podobnie do :

- A to przypadkiem nie było zaklęcie na. . . - jednak przerwał mu wystrzał iskier, które otoczyły dłoń Wooda i przyciągnęły do Omorfii.

Dziewczyna z przerażeniem zobaczyła, że nie może puścić ręki chłopaka.

- Wy podstępne marchewy! - ryknął Oliver. - Co wy zrobiliście?!

Bliźniacy spojrzeli na siebie z zakłopotaniem, a Omorfia parsknęła śmiechem słysząc jakimi obelgami posługiwał się Wood.

- Być może. . . Ale tylko być może pomyliłem zaklęcia i teraz. . .

- Użył na tobie zaklęcia, które łączy cię z najbliżej siedzącą osobą. Nie możecie puścić swoich rąk, chyba że ktoś z was idzie się umyć, lub załatwić inne sprawy. - przerwał swojemu bratu Fred.

- Rozumiem, że macie na to przeciw zaklęcie? - zapytała Omorfia, starając się zachować logiczne myślenie - jak to krukonka.

- No tak jakby. . . - zaśmiali się nerwowo. - Nie. . .

- Wy do reszty zdurnieliście? - krzyknął Oliver, unosząc ręce ze zrezygnowania i zdenerwowania.

- Wood, mógłbyś nie machać moją ręką. - powiedziała Omorfia, gdyż w końcu byli ze sobą złączeni i jej dłoń również uniosła się do góry.

- Oh, wybacz. - zmieszał się lekko.

Do stolika wrócili Regan z Percym, trzymając na tacce sześć kafli piwa kremowego. Dziewczyna rozejrzała się uważnie po twarzach gryfonów.

- Co zrobiliście? - popatrzyła na każdego z osobna. Jej wzrok zatrzymał się na złączonych dłoniach Olivera i Omorfii.

- Na Merlina! - zawołała, a Percy spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- O co ci chodzi?

- Mógłbyś być trochę bardziej spostrzegawczy, Weasley. - zganiła go Regan, patrząc wymownie na złączone dłonie krukonki i gryfona.

- Ohh. . . - udało się mu jedynie wydusić. - To może ja dzisiaj prześpię się na kanapie. - dodał zmieszany.

Omorfia aż wciągnęła głośniej powietrze, a Oliver zakrztusił się piwem kremowym.

Bliźniacy śmiejąc się wytłumaczyli Percy'emu sytuację, aby nie myślał sobie za dużo.

- Wiecie, ja lepiej i tak zostanę tutaj. - powiedział Weasley, a rumieniec na jego twarzy przybrał kolor jego włosów.

I tak naprawdę, to zapewnienia rudzielca nie były potrzebne, gdyż całą noc Oliver i Omorfia spędzili w Pokoju Wspólnym.

Krukonka pamiętała jedynie parę wspólnych tańców (zdarzyły się nawet z bliźniakami i Oliverem w kółku), puste butelki po piwie kremowym i ognistej whiskey, a także dużo śmiechu i śpiewów.

Budząc się czuła, że coś było nie tak. Sufit nad jej twarzą na pewno nie znajdował się w jej dormitorium i nie przypominała sobie także, żeby łóżko oddychało.

Łóżko oddychało. Łóżko oddychało. . . Powoli dochodziło do niej o czym pomyślała.

Szybko zerwała się z miejsca, a raczej chciała to zrobić, gdyż Oliver, z którym była złączona był o wiele silniejszy niż myślała, przez co ledwo udało jej się ruszyć.

Ze zrezygnowaniem powoli rejestrowała co wczoraj się wydarzyło  i w jakiej sytuacji aktualnie się znajdowała.

Parę pustych butelek leżało na podłodze Pokoju Wspólnego. Oni leżeli pomiędzy nimi przy jednej z kanap, z której luźno zwisała ręka jakiegoś gryfona.

Jej głowa była oparta o tors chłopaka, który oddychał miarowo, jakby jeszcze spał.

Czuła, że musiała się napić wody i to szybko, gdyż suchość w jej gardle ogromnie jej przeszkadzała. Zresztą pewnie jak większej części uczniów, którzy znajdowali się na imprezie. Paradoksem było to, że świętowała swoją przegraną.

Ledwo przytomnie dźgnęła Olivera w bok, palcem wolnej ręki. Chłopak mrugnął pod nosem coś, co brzmiało dziwnie podobnie do "Jeszcze minutę, mamo".

- Z tego co wiem, to nie jestem twoją mamą. - uśmiechnęła się złośliwie.

Oliver słysząc jej głos otworzył gwałtownie oczy, czego chyba pożałował, bo od razu je zamknął, krzywiąc się.

- Wood, skup się. Musimy znaleźć wodę i najlepiej eliksir na kaca. Masz?

- Powinien być w moim dormitorium. - powiedział, przecierając oczy jedną ręką.

- Chodź. - Omorfia z ociąganiem wstała, co zrobił również gryfon. Była niemal pewna, że po nocy spędzonej na ziemi jej plecy będą uporczywie bolały, lecz ku jej zdziwieniu czuła się tak, jakby spała na zwykłym łóżku.

- Myślałeś o zostaniu materacem? - zapytała Olivera, który nadal ledwo kontaktował.

- Tak. - powiedział, niemal nie potykając się o śpiącego na ziemi szesnastolatka.

Omorfia uśmiechnęła się. Wiedziała, że zapewne nawet nie zrozumiał jej pytania, lecz cała sytuacja wydawała się wyjątkowo zabawna.

- To ciekawie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro