Rozdział 1
Pogoda nie należała do przyjemnych, lecz to nie powstrzymywało Olivera od prowadzenia treningów - przeciwnie, robił ich jeszcze więcej, aby wzmocnić wytrzymałość swojej drużyny. Tłumaczył to jednym, prostym zdaniem :
- Nie wiadomo w jakich warunkach będziemy grać!
Tym razem na dworze hulał wiatr, a deszcz padał tak długo, jakby nigdy miał się nie skończyć, dlatego gryfon wracając z treningu wyglądał, jakby wytarzał się w błocie i polał wodą.
Mimo tego był zadowolony. I z siebie, i ze swojej drużyny. Wiedział, że zawsze dawali z siebie wszystko, a ten rok był dla niego wyjątkowy i szczególnie pragnął zwycięstwa.
Dlaczego akurat ten? Z prostego powodu - był to jego ostatni rok nauki w Hogwarcie - ostatnia szansa na zwycięstwo.
Idąc i myśląc o Quidditchu gryfon popełnił duży błąd. Nie patrzył przed siebie, co zawsze źle się kończyło, szczególnie w Hogwarcie, gdzie była tak duża liczba osób.
- Uważaj jak chodzisz, Wood. - usłyszał zaraz po tym, jak po korytarzu rozniósł się huk informujący, że coś, a raczej ktoś upadł na ziemię, poprzednio odbijając się od jego torsu.
- Oh! Omorfia! - zawołał i wyciągnął do niej rękę tak szybko, jak szukający, gdy widział znicza.
Ku jego zaskoczeniu, ale też zadowoleniu złapała jego dłoń i wstała. Dlaczego tak go to ucieszyło?
Dlatego, że ostatnia taka sytuacja skończyła się zwykłym :
- Dam sobie radę. - powiedzianym przez dziewczynę.
- Nic ci nie jest? - zapytał zaniepokojony.
- Nie panikuj, Oliver, nie jestem z porcelany. - przewróciła oczami. -Jak ci poszedł trening? - zapytała, wskazując na jego miotłę.
- Wyjątkowo dobrze. - uśmiechnął się szeroko i oparł o swojego Zmiatacza 7. - A wy teraz nie ćwiczycie?
- Chciałbyś, Woody. - prychnęła. - Po prostu ja jestem dobrym kapitanem i nie męczę ich w taką pogodę.
- To po co ci miotła? - wypalił. Wątpił żeby miała szlaban i szła pozamiatać.
- Idę polatać. Nie mogę zagrać sama ze sobą, a jak już mówiłam - nie chcę męczyć mojej drużyny w taką - przerwała i spojrzała znacząco na okno - pogodę.
I już chciała odchodzić, gdy do głowy Olivera wpadł pewien plan.
- Może zagramy razem? - zapytał i szczerze liczył, że nie usłyszała nadziei w jego głosie.
Krukonka obróciła się w jego stronę i zmrużyła oczy, patrząc na niego podejrzliwie.
- Gdzie jest podstęp?
Gryfon roześmiał się serdecznie.
- A musi jakiś być?
- Znam cię, Wood. Nie wierzę, że tak sobie chcesz ze mną zagrać. - powiedziała nadal bez przekonania.
Oliver żałował, że nie znała prawdy. On nie chciał z nią zagrać. On tego pragnął.
- Daj spokój, Omorfia. Skoro mnie znasz, to wiesz, że kłamię bardzo rzadko.
- Wiesz co, Wood? Nie pochlebiaj sobie - trąciła go w ramię, jednak zaśmiała się - Jednak skoro chcesz, żebym cię pokonała, to proszę bardzo - zagrajmy.
Pomimo tego, że gryfon miał dużą ochotę skakać ze szczęścia, to powiedział tylko :
- Jeszcze się przekonamy kto kogo pokona.
🦁
- Woody - krukonka uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Tak? - zapytał Oliver, nie spuszczając z oczu kafla, trzymanego przez dziewczynę.
- Coś mówiłeś przed wyjściem? Czy to przypadkiem nie było "Jeszcze się przekonamy kto kogo pokona"?
- Mówiłem i tego nie odwołuje. - powiedział pewnie.
- Wiesz, że zbytnia pewność siebie jest powodem zguby, Wood?
- Być może, ale nie w tym wypadku.
- No to się przekonasz. - uśmiechnęła się chytrze i odleciała, chcąc wykonać manewr polegający na zygzakowatym lataniu, aby zmylić przeciwnika.
Tym też sposobem zdobyła bramkę, a raczej pętlę kończącą ich mały mecz.
- Użyłaś Woollongong Shimmy! - zawołał podekscytowany Oliver.
- Znasz to zagranie? - zapytała zdziwiona.
- Jasne! Znam dużo więcej - Zwis Leniwca, Zwód Wrońskiego, Transylwankę, Rozgwiazdę. . .
- Użyłeś kiedyś Rozgwiazdy? - zapytała z zainteresowaniem Omorfia, przerywając wypowiedź gryfona.
Rozgwiazda była manewrem używanym przez obrońców. Polegała na zwisaniu z pionowo ułożonej miotły chwytając się jej za nogę i rękę.
- Nawet w tym roku podczas meczu ze ślizgonami!
Zarówno Oliver jak i Omorfia tak bardzo pogrążyli się w rozmowie, że nie zauważyli kiedy na dworze się ściemniło, a w Wielkiej Sali zaczęła się kolacja.
Wracając do zamku nadal wymieniali swoje uwagi na temat Quidditcha.
- Do jutra, Wood. - powiedziała krukonka -Nie zapomnij tej książki. - dodała ze śmiechem.
- Nie śmiałbym. - uśmiechnął się szeroko. Chodziło oczywiście o "Quidditch przez wieki".
Nie wiedział czemu powiedział, że ma tą książkę. Po prostu kiedy Omorfia o niej mówiła z taką radością i iskierkami w oczach, to wypalił, że ją ma i może jej pożyczyć.
Ganiąc się w myślach poszedł do Pokoju Wspólnego. Co miał teraz zrobić? Przecież w bibliotece na pewno nie było ani jednego egzemplarza, gdyż zawsze były wypożyczone.
Sam pamiętał, jak wypożyczył ją w drugiej klasie i nie oddawał cały rok, żeby jak najwięcej się z niej nauczyć.
Przeklinając na swoje zachowanie udał się do łazienki, aby nie wyglądać jak błotna kula.
W międzyczasie do dormitorium wrócił Percy Weasley - zapewne skończył już pilnować Regan Creswell na szlabanie.
Oliver w typowej dla uczniów Gryffindoru piżamie wyszedł z łazienki, susząc ręcznikiem mokre włosy.
- Ty nie na kolacji? - zapytał rudowłosy chłopak, czytający książkę przy słabym blasku świecy.
- Nie miałem ochoty. - powiedział wymijająco Wood - Słuchaj, nie wiesz kto może mieć " Quidditch przez wieki"? Ron albo bliźniacy nie mają? - zapytał, szukając ostatniej deski ratunku w Weasleyach.
- W ciągu drugiego roku przeczytałeś ją chyba tysiąc razy, powinieneś ją znać niemal na pamięć. - Percy uniósł brwi w zaciekawieniu - Po co ci ona?
Oliver westchnął. I tak nie mógłby tego cały czas ukrywać, a Percy był naprawdę dobrym przyjacielem i można było mu zaufać.
Opowiedział mu wszystko, począwszy od tego jak bardzo podobała mu się Omorfia, skończywszy na obietnicy pożyczenia jej książki. Oczywiście pominął niektóre wydarzenia, typu przegranie z nią meczu.
Percy pokręcił głową z miną typowego prefekta (której bardzo lubił używać).
- Nie powinieneś tego robić, ale przynajmniej masz mnie. Akurat mam tą książkę gdzieś w kufrze. - powiedział, a Oliver nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu. - Robię to tylko dlatego, że się przyjaźnimy. Wiesz dobrze, że nie jestem za kłamstwem. - tym razem Weasley przybrał rolę rodzica, który mówi dziecku, że popełniło błąd.
- Tak, tak, rozumiem. - powiedział Wood, chcąc uniknąć dalszej przemowy rudzielca. - Dziękuję Percy, naprawdę można na ciebie liczyć. - dodał i uśmiechnął się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro