Gryfońska Dusza
Victoria White przypominała swoje siostry tylko z wyglądu. Zawsze była najbardziej odważna, wysportowana i śmiała. Swoje myśli zamieniała od razu w czyn. Na przykład wtedy, kiedy postanowiła nauczyć się grać w quidditcha. Tego samego dnia kupiła miotłę i zaczęła na niej latać. Była zafascynowana tym sportem. Zawsze dogadywała się z Harrym Potterem, który był dla niej jak brat. Jego rodzice cudem uniknęli śmierci, kiedy miał zaledwie rok. Miał ich zabić czarnoksiężnik Voldemort. Jednak nie zabił ich, a co więcej zniknął i słuch o nim zaginął. Jednak ludzie nadal bali się go. Jeszcze większą tajemnicą była kobieta, która podobno zawsze mu towarzyszyła.
Dziewczyna miała dwie siostry Hope i Ellie. Były trojaczkami, a to ona była najstarsza.
Często wspominała dzień, w którym pojechała do Hogwartu. Matka odprowadziła ją i siostry na peron 9¾. Harry usiadł w przedziale z rudowłosym chłopakiem. Przedstawił się jako Ron Weasley. Victoria poszła przez wagon, aż trafiła na przedział z dwoma identycznymi — również rudymi — chłopakami.
- Wolne? – Spytała, a oni potwierdzili, kiwając głowami. Tam zaczęła się wieloletnia przyjaźń.
Victoria wiedziała, jak odbywa się ceremonia przydziału. Jednak zestresowała się, kiedy Tiara Przydziału siedziała na głowie Ellie ponad pięć minut, kiedy inni dostawali przydział już po paru sekundach. Ellie trafiła do Ravenclawu. Hope trzymała tiarę na głowie równie długo co Ellie, ta dostała się do Huffelpufu. Profesor McGonagall wywołała ją. Podeszła do stołka i usiadła na nim. Poczuła, że ma kapelusz na głowie. No, no, no... Trzecia panienka White. Z tobą mam jeszcze większy problem niż z siostrami. Mogłabyś pójść śladami rodziców, jednak masz też dużo innych cech. Niech pomyślę. Ta śmiałość, żądza przygód, tak, więc niech będzie...
- GRYFFINDOR! – ostatnie słowo Tiara wykrzyczała na całą salę.
***
Przez następne lata charakter Victorii okazywał się coraz bardziej. Na przykład wtedy, kiedy stawiła czoła samemu Voldemortowi, ratując kamień filozoficzny lub kiedy wykorzystała mowę wężów, aby pokrzyżować plany Toma Riddle'a. Na czwartym roku została wciągnięta do magicznego Turnieju, w którym mogła zginąć. Po Turnieju znowu spotkała Voldemorta, który użył jej krwi, aby się odrodzić.
Dlaczego mój wierny śmierciożerca wysłał mi dziecko, które wygląda niczym Aurelia? Miał wysłać dowolnego, nienawidzącego mnie ucznia, który by sobie poradził. Victoria usłyszała w głowie głos. Zdarzało jej się to od jakiegoś czasu. Nie wiedziała, o co chodzi.
- JAK ŚMIESZ UŻYWAĆ NA MNIE LEGIMENCJI!!! – zagrzmiał czarnoksiężnik. – Crucio! – Victoria wrzasnęła, z przeszywającego wszystkie komórki jej ciała, bólu. - Zaraz nauczę cię przedśmiertnie pokory.
- Co? – nie zrozumiała, a po sekundzie osunęła się na ziemię z jękiem bólu.
- Naprawdę nie rozumiesz... Tak, widzę to po tobie, więc wiedz, że masz wielki dar – powiedział, tym razem spokojniej. – Potrzebuję sojuszników, masz szansę przyłączyć się do czegoś wielkiego.
- Wybacz tę śmiałość i tak dalej, ale czy chodziło ci o Aurelię White? – spytała, przerywając mu. Jednak to pytanie dosłownie zszokowało Voldemorta, więc nawet nie zauważył.
- Tak, a ty wiesz coś o niej. Gdzie jest? Z kim się zadaje? Znasz ją? – zalał ją lawiną pytań.
- Eeeee... no poznałam ją kiedyś, ale – urwała i pobiegła w stronę świstoklika. Dosłownie się na niego rzuciła i miała szczęście, że nie oberwała zaklęciem, gdyż już widziała błysk światła.
Victoria, kiedy tylko uzyskała ku temu sposobność, spytała matkę, dlaczego pytał o nią sam Lord Voldemort.
- Bo to ja się go pozbyłam, przed laty – powiedziała cicho kobieta.
- No i wspominał coś o jakiejś le, legi... eee... o! Legimencji, powiedział coś o jakimś darze czy coś – Aurelia tylko kiwnęła głową na te słowa i odeszła zamienić parę słów z Dumbledorem.
Na piątym roku Victoria dołączyła do Gwardii Dumbledore'a oraz „Stowarzyszenia Gnębienia Wrednej Ropuchy", które założyli z Fredem, Georgem oraz Irytkiem.
Była wściekła i samotna, kiedy jej przyjaciele ją zostawili samą w Hogwarcie.
Na szóstym roku walczyła, kiedy śmierciożercy przejęli szkołę i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła matkę, która przekazała jej wieści o śmierci Dumbledore'a.
- Błagam, ukryj się i bądź z siostrami, muszę uciekać, Voldemort mnie tropi, nie wyróżniaj się z tłumu – powiedziała szybko.
- Mamo, przepraszam, ale ja jestem gryfonką, a gryfoni się nie poddają – Victoria walczyła, ale teraz pilnowała swoich sióstr, którym kazała się ukryć.
Sytuacja w szkole się uspokoiła, jednak Victoria z siostrami musiały spędzić wakacje u Potterów. Potem wszyscy trafili do domu Weasleyów, który był chroniony przez Zakon Feniksa. Czarnowłose, gdy tylko zostały pełnoletnie, przystąpiły do organizacji.
Victoria przez całe życie tchórzyła, tylko w jednej sprawie – miłości. Zakochała się na zabój — kiedy w głowie pojawiło jej się to porównanie, stanęła jej przed oczami scena, jak kilka lat wcześniej oświadczyła rodzinie, że jeśli ma umierać to tylko jako bohaterka. Dziewczyna zakochała się we Fredzie Weasleyu. Bała się zniszczenia przyjaźni i to wszystko się w niej kotłowało. Za każdym razem, kiedy próbowała mu to wyznać, wycofywała się w ostatniej chwili.
Podczas siódmego roku, w szkole panował istny chaos. Severus Snape został dyrektorem Hogwartu. Harry'ego nienawidził, więc miał najgorzej ze wszystkich znajomych Victorii. Na lekcjach rzucano cruciatusy na uczniów, znęcano się nad nimi. Wszyscy starali się żyć z dnia na dzień. W końcu uczniowie zaczęli uciekać i kryć się w Pokoju Życzeń. Dziewczyna była ostatnią osobą z jej znajomych, która się na to zdecydowała. Cały czas starała się buntować, jednak szalę goryczy przelała lekcja, na której miała rzucać cruciatusa na bogu ducha winnego pierwszoroczniaka. Oczywiście, jak to ona, odmówiła. W konsekwencji oboje (ona i pierwszoroczniak) wili się na ziemi, płacząc z bólu.
- Co White, już nie jesteś taka twarda? - zaśmiał się zimno śmierciożerca. – Powiedz, wiesz co u mamusi? Jest wrogiem publicznym numer jeden. Powinnaś się wstydzić.
Tamta lekcja sprawiła, że czarnowłosa ukryła siebie i pierwszoklasistę w Pokoju Życzeń, razem z innymi uczniami. Byli tam już wszyscy. Hope, Ellie, Harry, Neville, Ginny oraz cały tłum uczniów.
***
Dzień po przybyciu Victorii do Pokoju Ariadna Dumbledore z portretu przyniosła wiadomość od brata, żeby ktoś natychmiast przyszedł do Gospody. Ruszył Neville. Kiedy wrócił, nie był sam. Była z nim Aurelia White.
- Mamo? Co tu robisz? – spytały naraz siostry.
- Mam sprawę do załatwienia. Bardzo ważną – powiedziała rzeczowo. – Trzeba powiadomić cały Zakon Feniksa. Voldemort niedługo tu będzie – Victorio, chodź, proszę.
- Idę – odpowiedziała.
- Wpuść mnie do Komnaty Slytherina, im szybciej, tym lepiej – zaczęła Aurelia, kiedy wyszły z Pokoju Życzeń.
- Czekaj mamo, rzucę na nas zaklęcie kameleona – jak powiedziała, tak zrobiła. Pobiegły do łazienki Jęczącej Marty. - Mamo, jak tam wejdziemy, to tam jest taki tunel i... - nie skończyła, bo przerwała jej Aurelia.
- Wiem, byłam tam już – odpowiedziała z machnięciem ręki, ale kiedy zdała sobie sprawę, że nadal jest pod wpływem zaklęcia, zdjęła je z siebie i z córki.
- Jak to już byłaś?!
– Z twoim ojcem.
- CO?!
- Otwórz komnatę, tam ci powiem – Victoria posłusznie wykonała polecenie.
- Kim on był?
- Nazywał się Tom Marvolo Riddle – zaczęła kobieta.
- Był prefektem naczelnym Hogwartu, należał do klubu ślimaka i był dziedzicem Slytherina. Wiem, przedstawił mi się w drugiej klasie, za pomocą jakiegoś przeklętego dziennika, którym mało nie ukatrupił Ginny.
- Nie wiem, czy wiesz, ale to ...
- Lord Voldemort, wiem. Zaraz, zaraz, zaraz, czyli ja jestem córką Voldemorta?!
- Tak – Aurelia wyrwała kieł bazyliszka z jego trupa.
Kiedy wróciły, czekali na nie wszyscy członkowie Zakonu Feniksa w pełnej gotowości.
- Fred, George! – ucieszyła się Victoria.
- Hejka maleństwo – uśmiechnęli się i ją uściskali.
- Zaraz z wami pogadam, ale muszę powiedzieć coś siostrom. – Ellie, Hope! – Zawołała i odciągnęła zdezorientowane dziewczyny na bok.
- Coś się stało? – spytała Ellie.
- Matka mi powiedziała, kim jest nasz ojciec – powiedziała szybko.
- Kto to? Znamy go? – ożywiły się Ellie i Hope.
- Tylko ja go poznałam – przyznała Victoria.
- Vicky, no mów, kto to.
- To Lord Voldemort – powiedziała dziewczyna z kamienną twarzą. Twarze jej sióstr wyrażały głęboki szok. Obie miały szeroko otwarte oczy i opadły im szczęki.
- Co? – spytała Hope.
- To, co słyszałaś, dziewczyny, zdaje się, że nadchodzi bitwa. Pamiętajcie, że was kocham, siostrzyczki.
- My ciebie też – wzruszyła się Hope. – Ja też kocham was obie.
Dziewczyny stały kilka minut w grupowym uścisku. Victoria zdała sobie sprawę, że musi załatwić jeszcze coś, co zawsze odwlekała. Przeprosiła siostry i podeszła do rudzielców.
- Fred, muszę ci coś powiedzieć – zaczęła niepewnie, odciągając chłopaka w zakryty kąt.
- Ja tobie też – przerwał jej.
- Kocham cię – szepnęła, spuszczając wzrok.
- Victoria ja... - zaczął.
- Ja zrozumiem jeśli ty mnie nie, po prostu nadchodzi bitwa, a każde z nas może umrzeć i musiałam ci to powiedzieć – zaczęła się tłumaczyć. – Nie chciałam niszczyć przyjaźni, ale... - przerwał jej namiętnym pocałunkiem. Czarnowłosa stanęła na palcach, obejmując chłopaka wokół szyi i pogłębiła pocałunek.
- Vicky, kocham cię, niezależnie od tego co ubzdurałaś sobie w tej pięknej główce – zaśmiali się oboje, a chłopak pocałował swoją nową dziewczynę w czoło.
- Chodźmy do George'a. Chcę z nim jeszcze porozmawiać.
- Chłopaki, powiem wam, że byliście najlepszymi partnerami do żartów, jakich mogłam sobie wymarzyć – wyznała z uśmiechem, gdy dotarli do drugiego bliźniaka. – Muszę iść pozałatwiać niedokończone sprawy, do zobaczenia.
- Obiecaj, że nie zginiesz – zaprotestowali.
- To wojna, nikt nie może tego obiecać, mogę obiecać, że jeśli umrę, to zabiorę w zaświaty tylu, ilu się da – odpowiedziała i odwróciła się w drugą stronę.
Podziękowała Potterom za wszystko, co zrobili dla niej i jej sióstr. Zamieniła kilka słów z Syriuszem Blackiem, Remusem Lupinem, Nimfadorą Tonks, Weasleyami oraz z matką.
- Skarbie, pamiętasz, co mi kiedyś oświadczyłaś? – spytała matka.
- Że umrę jako bohaterka, pamiętam.
- Postaraj się nie spełnić dziś tej obietnicy – powiedziała Aurelia White.
- Mogę się postarać, ale nie obiecać – mruknęła cicho.
- Wiem.
- Do zobaczenia, mamo.
- Do zobaczenia, Victorio, pamiętaj, że cię kocham.
***
Wydajcie mi Aurelię White oraz Victorię, Hope i Ellie – To ujdziecie z życiem, rozgrzmiał głos.
Wszyscy już wiedzieli, że bitwa się rozpoczyna. Nauczyciele rzucali zaklęcia ochronne na zamek i wyprowadzali młodszych uczniów. Victoria była pełnoletnia i podjęła świadomą decyzję o walce. Wiedziała, że Hope też walczy. Ellie marzyła o byciu uzdrowicielem, więc miała pracować przy rannych.
Bitwa zaczęła się nagle. Szybko przybrała gwałtowny obrót. Victoria biegała razem z Hope po korytarzach i rzucała jak największą liczbę zaklęć w śmierciożerców. Obie miały wspólny cel. Osłonić jak najwięcej sojuszników i wyeliminować jak najwięcej wrogów. W pewnym momencie się rozdzieliły. Hope wpadła na korytarz, w którym akurat rozgrywała się scena zawalania się ściany na Freda Weasleya. Hope pomyślała, że jej siostra będzie zdruzgotana. Dopiero co wyznali sobie miłość... Próbowała ratować chłopaka, ale po chwili nie wiedziała co robić. Był martwy. Musiała go zostawić i biec dalej. Rozdzieliła się z siostrą i miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Wtedy rozległ się głos Voldemorta.
Macie godzinę, aby opatrzyć rannych i zżerać ciała martwych. Aurelio, masz godzinę, przyjdź do mnie, to uratujesz przyjaciół. Jeśli nie, zabiję każdego, kto się za tobą wstawi. Głos ucichł. Hope skierowała się w stronę Wielkiej Sali. Przed drzwiami znalazła siedzącą z zamkniętymi oczami Victorię.
- Vicky? – powiedziała cicho, myśląc, że siostra dowiedziała się o śmierci chłopaka.
- Hope, cieszę się, że żyjesz. Nie chcę wiedzieć, kto umarł. Dowiem się po bitwie – rzekła.
- Dobrze, nic ci nie powiem, też się cieszę, że żyjesz. Byłam przerażona, kiedy się rozdzieliłyśmy.
- Szczerze, to ja też – westchnęła Vicky.
Dziewczyny usiadły obok siebie i się przytuliły. Chciały trzymać się tak blisko siebie jak mogły – póki jeszcze mogły.
- Dlaczego Voldemort chce naszą matkę? – zapytała Hope drżącym głosem. – Ja rozumiem, że byli razem, ale za tym kryje się coś więcej.
- Pamiętasz ten dzień, kiedy się odrodził – Hope potwierdziła kiwnięciem głowy. - Matka mi powiedziała, że to ona sprawiła, że nie zabił Potterów i zniknął.
- Pewnie chce się zemścić – dokończyła młodsza.
- Na to wygląda – westchnęła Victoria, a dalej siedziały już w ciszy.
***
Czas minął, szykujcie się na ŚMIERĆ! Głos Voldemorta był przerażająco spokojny.
- Hope – wpadła na córkę Aurelia. – Jakby coś mi się stało, trzeba wykończyć jego węża. Tylko potem będzie można zabić Voldemorta, jasne?
- Jak słońce – odpowiedziała i kiwnęła głową. – Idę do Victorii.
- Leć, kochanie.
Victoria w tym czasie mijała korytarze, rzucając uroki na śmierciożerców. Na jednym z nich znalazła Ginny walczącą z Bellatriks Lestrange.
- Nie w moją córkę, ty suko! – krzyknęła na nią Pani Weasley, zabijając śmierciożerczynię.
Vicky włączyła się do walki na placu przed szkołą. Tam stał Voldemort z jego armią. Dziewczyna zaczęła miotać zaklęciami we wrogów.
- Znowu się spotykamy – krzyknął Voldemort, kiedy ją zobaczył. - Ciekawe, zdaje się, że jesteś córką Aurelii. Wiesz może, z kim mnie zdradziła? Wyświadcz mi tę przysługę przed śmiercią – syknął.
- Nie zdradziła cię, przynajmniej nie w tym sensie – warknęła Victoria.
- Dziękuję ci za tę przysługę, Victorio Voldemort.
- Jeśli już to Riddle, ale tak naprawdę to jestem, byłam i będę White – Voldemort zaśmiał się nieprzyjemnie na to zdanie, miał powiedzieć coś jeszcze, jednak zwrócił uwagę na coś innego. Aurelia White biegła w ich stronę przez zamkowy dziedziniec, a czarnoksiężnik ruszył jej na spotkanie.
Victoria odwróciła od nich wzrok i zaczęła pojedynkować się z kilkoma śmierciożercami. Ratowała kolejnych ludzi z placu. Traciła już siły, wiedziała, że może nie przetrwać. Chciała, by wszyscy widzieli, że da się ją zniszczyć, ale nie pokonać. Z uśmiechem, do samego końca, pomyślała. Nagle usłyszała zimny, rozbawiony głos za plecami.
- Avada Kedavra!
Odwróciła się idealne, aby spojrzeć w oczy swojego mordercy. Miała lekki uśmiech na ustach do samego końca, patrząc w zielony promień zaklęcia. Wiedziała, że nie uskoczy. Zobaczyła Hope, która biegnie w jej stronę. Wiedziała, że siostra widziała jej uśmiech. Ciało dziewczyny bezwładnie runęło na ziemię, a życie z niej uleciało. Została bohaterką bitwy o Hogwart, która walczyła i zmarła za ludzi. Została bohaterką, którą zamordowano, za jej walkę o miłość i życie. Została bohaterką, którą zawsze chciała być i tak oto spełniła się jej Gryfońska Dusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro