Sukienka
-Bal Bożonarodzeniowy to tradycja Turnieju.Spotykany się wtedy w Wielkiej Sali by móc tańczyć i bawić się do rana.-oznajmiła na lekcji profesor McGonagall.Lekcję mieli Gryfoni ale ta lekcja jak to powiedziała profesorka "jest otwarta".Więc poszłam
-Co?!-wyrywało się z niezadowolenia co którymś osobom
-No proszę,Panie Weasley,proszę do mnie!-krzyknęła patrząc na Rona
-Tak,j-już idę-powiedział Ron niepewnie idąc w jej kierunku
-Połóż swą dłoń na mojej talii-poprosiła profesor McGonagall
-Gdzie?
-Uh na talii,panie Weasley-prychnęła profesorka pokazując mu gdzie jest talia
-Eee...-wystękał Ron
-Muzyka,panie Filch.Raz,dwa,trzy,raz dwa trzy....-mówiła nauczycielka próbując tańczyć z Ronem
Na sali dało się słyszeć stłumione śmiechy
-Dobrze,a teraz wy.No już na parkiet!Wszyscy!-krzyknęła zadowolona
Wszyscy jakoś tak niepewnie po sobie patrzyli
Pierwszy wstał Neville i podszedł do Padmy.Harry siedział z niemrawą miną
-Mogę poprosić do tańca?-usłyszałam za swoimi plecami
Odwróciłam się i spojrzałam na właściciela głosu
-Z przyjemnością,Fred-powiedziałam z uśmiechem
Wsłuchani w muzykę tańczyliśmy
-Świetnie tańczysz,skąd tak umiesz?-spytał znienacka
-Och..no dzięki..kiedyś chodziłam na balet ,jak byłam mała-powiedziałam zawstydzona
Fred uśmiechnięty pokiwał głową
-Wystarczy...a teraz koniec lekcji-przerwała nauczycielka
-Miło było -szepnął mi do ucha Fred
-Mi też,Fred-powiedziałam z uśmiechem i skierowałam się jak inni uczniowie-na korytarz.
-PAMIĘTAJCIE ŻE MACIE ZAPROSIĆ NA BAL KOGOŚ!NIKT NIE MA BYĆ SAM! BAL JEST ZA 7 DNI!! -krzyczała za nami McGonagall
Popołudniu siedziałam w dormitorium bo na dworze było bardzo zimno
-Słyszałaś o balu?-spytała mnie Pansy
-Tak,tak...nie pójdę na bal...-rzekłam
-Co?! Kobieto,musisz pójść!-oburzyła się Pansy
-Żeby robić z siebie debilkę? Nie,dzięki.A zresztą wątpię by mnie ktoś zechciał zaprosić..-powiedziałam z bladym uśmiechem
-Nie zrobisz z siebie debilki! A poza tym wszyscy na ciebie lecą...znaczy...
Uniosłam ze zdziwienia brew
-Nie ważne.Masz sukienkę?
Pokręciłam przecząco głową.
No tak! SUKIENKA!! Zapomniałabym..
Do "rodziców" nie będę póki co pisać z wiadomego powodu.
Trzeba coś wymyślić
-A ty?-spytałam
-Też nie.Ale za to jutro dają nam wolny dzień i pod opieką dorosłego podobno można wyjść za teren Hogwartu.Ale tylko i wyłącznie z opieką.I ja chcę pójść do tych mogolskich sklepów z sukniami..pójdziesz ze mną? Moja mama będzie ze mną.
-No nie wiem.Nie chcę wam robić kłopotu i wogóle
-Wyluzuj.Jedziesz z nami i koniec
-Okej-potwierdziłam z uśmiechem
Gdy dochodziła 19:00,postanowiłam ruszyć swoje cielsko
Wstałam i poszłam na korytarz który tętnił życiem.Najwięcej było naszych uczniów i panienek z Beauxbaton
-O,hej Chanell-ktoś do mnie powiedział
To Harry
-Och.Harry.-wybąkałam
-Ja chciałem ..
-No dawaj
-Bo ja..
-Kontynuuj.
-Em..nic.Nie ważne-powiedział patrząc na swoje buty
-Ej,Harry gdzie sie włóczysz?!-ktoś zawołał Harry'ego z głębi korytarza
-Przepraszam,muszę iść-mruknął
Skinęłam głową.Pomachałam mu i poszłam z powrotem do dormitorium
*Następnego dnia*
-Chodź do tego sklepu-powiedziała Pansy ciągnąc mnie za rękaw przez tłum ludzi w centrum handlowym.
-Paaaatrz!-krzyknęła Pansy pokazując mi sukienkę
Ładna.Zielona do ziemi.U dołu z tiulu.
-Ładna...
-Ładna?Piękna!-poprawiła mnie Pansy
-Spytaj mame,bo może ona znalazła inną lepszą
-Czekaj zadzwonie do niej tym jak oni to nazywają ci mugole..tefelon?
-Telefon.
-A no tak.-powiedziała i zadzwoniła do mamy
-I?
-Nic nie znalazła.Przymierzę tą .
Czekałam.I czekałam
Wyszła z przebieralni
-Ślicznie-powiedziałam zgodnie z prawdą
-Podobo ci się?
Pokiwałam głową
-To ją biorę!Buty mam ..Idziemy-powiedziała.Zapłaciła i wyszłyśmy
Przeszłyśmy następne trzy sklepy za poszukiwaniem sukienki dla mnie
No i nic.
-A ta?-spytałam
-Zbyt pstrokata
-A ta?
-Za jednolita
-Ta?
-Tja odrazu ją bierz..ej żartowałam!Brzydka
-No to nic już nie mamy,Pansy-powiedziałam zniecierpliwiona
-Poczekaj,poczekaj.Jest jeszcze jeden sklep
-Dziewczynki,każda już ma?-spytała wchodząc do sklepu pani Parkinson
-Nie-mruknęłam
Po chwili milczenia w oczach mamy Pansy,zauważyłam błysk
-Już wiem.Chodźcie -powiedziała
Skierowała się na ostatnie piętro centrum handlowego.
Wskazała ręką na sklep o nazwie "Hepburn"
-Jak nazwisko mojej ulubionej aktorki-szepnęłam
-Bo to sklep z ubraniami w jej stylu.Lub kopie.-uśmiechnęła się mama Pansy
Pisnęłam z radości
Weszłam powoli do sklepu
Faktycznie,ubrania jak Audrey Hepburn
Cudowny sklep
Mój wzrok odnalazł w końcu sukienkę
Aż się zachłysnęłam powietrzem widząc ją.
-Pansy,patrz-powiedziałam pokazując jej suknię
-wkładaj-powiedziała
Szybko włożyłam suknię i pokazałam się Pansy
-Wow...-szepnęła
-Ślicznie-dodała jej mama
Potem kupiłyśmy mi buty.Po całym dniu wróciłyśmy do Hogwartu
-Cześć dziewczyny-przywitała nas w dormitorium Astoria-Chciałam Chanell cię przeprosić.Za to co wygadywałam i wiesz..
-No spoko..-mruknęłam
-Wybaczasz mi ?-spytałam
-Tak-krótko odpowiedziałam
-Jeju ,dzięki!-krzyknęła z uśmiechem
Przed snem rzuciłam spojrzeniem na suknię.Odwiesiłam ją do szafy.Uśmiechnęłam się i poszłam spać.
A oto sukienka:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro