Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sukienka

-Bal Bożonarodzeniowy to tradycja Turnieju.Spotykany się wtedy w Wielkiej Sali by móc tańczyć i bawić się do rana.-oznajmiła na lekcji profesor McGonagall.Lekcję mieli Gryfoni ale ta lekcja jak to powiedziała profesorka "jest otwarta".Więc poszłam

-Co?!-wyrywało się z niezadowolenia co którymś osobom

-No proszę,Panie Weasley,proszę do mnie!-krzyknęła patrząc na Rona

-Tak,j-już idę-powiedział Ron niepewnie idąc w jej kierunku

-Połóż swą dłoń na mojej talii-poprosiła profesor McGonagall

-Gdzie?

-Uh na talii,panie Weasley-prychnęła profesorka pokazując mu gdzie jest talia

-Eee...-wystękał Ron

-Muzyka,panie Filch.Raz,dwa,trzy,raz dwa trzy....-mówiła nauczycielka próbując tańczyć z Ronem

Na sali dało się słyszeć stłumione  śmiechy

-Dobrze,a teraz wy.No już na parkiet!Wszyscy!-krzyknęła zadowolona

Wszyscy jakoś tak niepewnie po sobie patrzyli

Pierwszy wstał Neville i podszedł do Padmy.Harry siedział z niemrawą miną

-Mogę poprosić do tańca?-usłyszałam za swoimi plecami

Odwróciłam się i spojrzałam na właściciela głosu

-Z przyjemnością,Fred-powiedziałam z uśmiechem

Wsłuchani w muzykę tańczyliśmy

-Świetnie tańczysz,skąd tak umiesz?-spytał znienacka

-Och..no dzięki..kiedyś chodziłam na balet ,jak byłam mała-powiedziałam zawstydzona

Fred uśmiechnięty pokiwał głową

-Wystarczy...a teraz koniec lekcji-przerwała nauczycielka

-Miło było -szepnął mi do ucha Fred

-Mi też,Fred-powiedziałam z uśmiechem i skierowałam się jak inni uczniowie-na korytarz.

-PAMIĘTAJCIE ŻE MACIE ZAPROSIĆ NA BAL KOGOŚ!NIKT NIE MA BYĆ SAM! BAL JEST ZA 7 DNI!! -krzyczała za nami McGonagall

Popołudniu siedziałam w dormitorium bo na dworze było bardzo zimno

-Słyszałaś o balu?-spytała mnie Pansy

-Tak,tak...nie pójdę na bal...-rzekłam

-Co?! Kobieto,musisz pójść!-oburzyła się Pansy

-Żeby robić z siebie debilkę? Nie,dzięki.A zresztą wątpię by  mnie ktoś zechciał zaprosić..-powiedziałam z bladym uśmiechem

-Nie zrobisz z siebie debilki! A poza tym wszyscy na ciebie lecą...znaczy...

Uniosłam ze zdziwienia brew

-Nie ważne.Masz sukienkę?

Pokręciłam przecząco głową.
No tak! SUKIENKA!! Zapomniałabym..
Do "rodziców" nie będę póki co pisać z wiadomego powodu.
Trzeba coś wymyślić

-A ty?-spytałam

-Też nie.Ale za to jutro dają nam wolny dzień i pod opieką dorosłego podobno można wyjść za teren Hogwartu.Ale tylko i wyłącznie z opieką.I ja chcę pójść do tych mogolskich sklepów z sukniami..pójdziesz ze mną? Moja mama będzie ze mną.

-No nie wiem.Nie chcę wam robić kłopotu i wogóle

-Wyluzuj.Jedziesz z nami i koniec

-Okej-potwierdziłam z uśmiechem

Gdy dochodziła 19:00,postanowiłam ruszyć swoje cielsko
Wstałam i poszłam na korytarz który tętnił życiem.Najwięcej było naszych uczniów i panienek z Beauxbaton

-O,hej Chanell-ktoś do mnie powiedział
To Harry

-Och.Harry.-wybąkałam

-Ja chciałem ..

-No dawaj

-Bo ja..

-Kontynuuj.

-Em..nic.Nie ważne-powiedział patrząc na swoje buty

-Ej,Harry gdzie sie włóczysz?!-ktoś zawołał Harry'ego z głębi korytarza

-Przepraszam,muszę iść-mruknął

Skinęłam głową.Pomachałam mu i poszłam z powrotem do dormitorium

*Następnego dnia*

-Chodź do tego sklepu-powiedziała Pansy ciągnąc mnie za rękaw przez tłum ludzi w centrum handlowym.

-Paaaatrz!-krzyknęła Pansy pokazując mi sukienkę

Ładna.Zielona do ziemi.U dołu z tiulu.

-Ładna...

-Ładna?Piękna!-poprawiła mnie Pansy

-Spytaj mame,bo może ona znalazła inną lepszą

-Czekaj zadzwonie do niej tym jak oni to nazywają ci mugole..tefelon?

-Telefon.

-A no tak.-powiedziała i zadzwoniła do mamy

-I?

-Nic nie znalazła.Przymierzę tą .

Czekałam.I czekałam

Wyszła z przebieralni

-Ślicznie-powiedziałam zgodnie z prawdą

-Podobo ci się?

Pokiwałam głową

-To ją biorę!Buty mam ..Idziemy-powiedziała.Zapłaciła i wyszłyśmy

Przeszłyśmy następne trzy sklepy za poszukiwaniem sukienki dla mnie

No i nic.

-A ta?-spytałam

-Zbyt pstrokata

-A ta?

-Za jednolita

-Ta?

-Tja odrazu ją bierz..ej żartowałam!Brzydka

-No to nic już nie mamy,Pansy-powiedziałam zniecierpliwiona

-Poczekaj,poczekaj.Jest jeszcze jeden sklep

-Dziewczynki,każda już ma?-spytała wchodząc do sklepu pani Parkinson

-Nie-mruknęłam

Po chwili milczenia w oczach mamy Pansy,zauważyłam błysk

-Już wiem.Chodźcie -powiedziała

Skierowała się na ostatnie piętro centrum handlowego.

Wskazała ręką na sklep o nazwie "Hepburn"

-Jak nazwisko mojej ulubionej aktorki-szepnęłam

-Bo to sklep z ubraniami w jej stylu.Lub kopie.-uśmiechnęła się mama Pansy

Pisnęłam z radości

Weszłam powoli do sklepu

Faktycznie,ubrania jak Audrey Hepburn

Cudowny sklep

Mój wzrok odnalazł w końcu sukienkę

Aż się zachłysnęłam powietrzem widząc ją.

-Pansy,patrz-powiedziałam pokazując jej suknię

-wkładaj-powiedziała

Szybko włożyłam suknię i pokazałam się Pansy

-Wow...-szepnęła

-Ślicznie-dodała jej mama

Potem kupiłyśmy mi buty.Po całym dniu wróciłyśmy do Hogwartu
 
-Cześć dziewczyny-przywitała nas w dormitorium Astoria-Chciałam Chanell cię przeprosić.Za to co wygadywałam i wiesz..

-No spoko..-mruknęłam

-Wybaczasz mi ?-spytałam

-Tak-krótko odpowiedziałam

-Jeju ,dzięki!-krzyknęła z uśmiechem

Przed snem rzuciłam spojrzeniem na suknię.Odwiesiłam ją do szafy.Uśmiechnęłam się i poszłam spać.

A oto sukienka:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro