Miły powrót
-Oh,Jennet!Przyprowadziłaś córeczkę !Co za miła niespodzianka!-syknął Voldemort,a moja matka usunęła się w kąt ze strachem w oczach.
-Czego chcesz w zamian?-spytałam szorstko
-Oh,tego dowiesz się w swoim czasie.A teraz już wracaj do swojej szkółki-syknął
-Nie ma haczyków?-spytałam z powątpiewaniem
-Nie,gramy przecież uczciwie.Zero haczyków-powiedział Voldemort ukazując swoje zęby przy "uśmiechu".
-Czyli mogę w normalnej postaci wracać do Hogwartu nie martwiąc się o to czy za kilka sekund wysadzisz Hogwart lub poderżniesz mi gardło i z mojego mózgu stworzysz pyszną potrawkę smażoną wśród czosnku na głębokim oleju niczym frytki dla swojego węża? -spytałam ironicznie.
-Żartownisia z ciebie-zaśmiał się kładąc mi dłoń na ramieniu.
Zrzuciłam jego rękę i podeszłam do mamy ciągnąć ją za sobą.
-Do zobaczenia-rzekł Voldemort
-Oby nie-mruknęłam i wyszłam z jego posiadłości razem z mamą.
-Zaraz moc zacznie działać i wrócisz do siebie...-szepnęła mama ze łzami w oczach
-A ty?Jak ty będziesz dalej żyć?-spytałam
-Dalej jako duch rzecz jasna...jakoś sobie poradzę -powiedziała cicho pociągając nosem.
-Wiesz,trudno mi uwierzyć ,że tak bardzo się zmieniłaś i że jesteś dobra i niegroźna -rzekłam patrząc jej w oczy.
-Proszę cię o jedno...wybacz mi za przeszłość ,Chanell-powiedziała błagalnym tonem
Kiwnęłam głową i po prostu przytuliłam mamę.Po chwili poczułam jakby spadała.
Po kilku sekundach otworzyłam oczy i ujrzałam sufit skrzydła szpitalnego.
Udało się!
Poderwałam się z łóżka i w tym momencie przyszła pani Pomfrey.
-Ty żyjesz!-krzyknęła szeroko otwierając oczy i usta.
-Jaki jest dzień?-spytałam
-1 września ...uczta już trwa-powiedziała dalej nie mogąc uwierzyć że już normalnie żyję.
Słysząc to pobiegłam pod drzwi do wielkiej sali.
Drzwi były otwarte.Poczułam ogromną radość.Wolnym krokiem przekroczyłam próg Wielkiej Sali.
*Harry*
Siedziałem zmulony obok Rona i Hermiony.Jestem załamany stanem Chanell.
-Chanell!-usłyszałem krzyk Hermiony
Złapałem się za głowę z rozpaczy słysząc jej imię.
-Ja nie wierzę...Chanell!-ponownie usłyszałem
Hermione.
-Ej stary,patrz...-szepnął Ron.
Podniosłem wzrok z talerza i nie mogłem uwierzyć w to co w tym momencie widzę.
Z bijącym sercem podniosłem się z siedzenia i po prostu na nią patrzyłem.
-Patrzcie,to Chanell-dało się słyszeć szepty Gryfonów.
Wolnym krokiem szła w naszym kierunku.
Serce waliło mi jak młot.W pewnym momencie przestała wolno iść ...zaczęła biec ku nam.
Poczułem jak jej ciało przylega do mojego.Objąłem ją najmocniej jak potrafiłem.
Zaczęliśmy oboje płakać z radości.
Cała sala zwróciła się w naszą stronę.Wszyscy byli zaskoczeni widząc Chanell.
-Chanell-szepnąłem patrząc w jej oczy.
Ona się we mnie wtuliła i ja-będąc wyższy o głowę -oparłem brodę na jej głowie i poczułem piękny zapach jej włosów.
Gdy atmosfera się uspokoiła i Dumbledore pogadał z Chanell,ona poszła usiąść do stołu swojego domu .Szkoda że nie jest w Gryffindorze...
Boże,jak ją kocham!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro