Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•12• Obowiązek wolności

_______________________________
Z twoich ramion widzę niebo drżące rozkoszą...
Spadła gwiazda. I druga. I trzecia. Prawdziwa to epidemia!
Widać dzisiaj niebem jest ziemia,
dlatego się gwiazdy przenoszą...
________________________________

Malfoy wrócił po około dziesięciu minutach. Na jego twarzy malowało się lekkie zmartwienie, może nawet zawód, ale gdy Harry zapytał, o co chodzi, ten tylko pokręcił przecząco głową i powiedział, że to nic ważnego.

— Alvę na razie zostawiamy — dodał, gdy brunet znacząco popatrzył na nastolatka. — Nie możemy go wziąć do tego "podejrzanego domostwa", jak wyjaśnił mi Lupin.

— Serio tak to ujął?

Malfoy wzruszył ramionami.

— W żartach — odparł lakonicznie. — Chodźmy już. Mam ci coś do przekazania od Alvy, a źle się czuję, gdy wkoło jest tylu aurorów.

Potter prychnął pogardliwie pod nosem i chwycił Dracona za ramię, aby mogli się razem teleportować. Chwilę później już byli w kuchni starej rezydencji.

— Czarny Pan słabnie — Malfoy spojrzał wprost w oczy Pottera. — Przypuszczalnie dlatego, że przedarł swoją duszę na zbyt wiele części, a większość została zniszczona. Jego moc magiczna i siła zmalały. W stosunku do czasów bitwy o Hogwart, jest po prostu słaby.

— Skąd Alva to wie? — zapytał Harry. — I skąd ty wiesz, że mówi prawdę?

— Przez Przysięgę nieco wyczuliłem się na kłamstwo, ale chociaż wydaje mi się, że mówi prawdę, nie jestem pewien, czy mogę ufać swojej intuicji — odparł blondyn. — Nie mam pojęcia, jak się dowiedział. Nic na ten temat nie mówił.

— Dziwi mnie tylko to, że on de facto wciąż jest śmierciożercą, a podaje nam takie informacje — powiedział Harry. — To nienormalne.

— Wiesz, jakby nie patrzeć, nie wszyscy ci, którzy wyglądają na śmierciożerców, rzeczywiście nimi są. — Malfoy zatrzasnął szafkę, w której przed chwilą czegoś szukał. — Na przykład ja. Albo Rookwood.

— Niby tak, ale...

— Mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Już nie o Alvie. — Ślizgon odwrócił wzrok. — Dlaczego unikałeś Ginny?

Harry westchnął. Miał nadzieję, że do tego pytania jednak nie dojdzie.

— Nie myśl, że chcę, byś do niej wrócił — dodał Malfoy, zanim Potter zdążył cokolwiek powiedzieć. — Rzecz w tym, że właśnie nie chcę, a unikając jej, unikasz odpowiedzialności. Sytuacja powinna się wyklarować, Harry. Musisz się w końcu określić. I musisz nas o swojej decyzji poinformować.

— Wiesz, jaka jest moja decyzja. — Wybraniec pozwolił sobie na lekki uśmiech. — Nie zamierzam spędzać reszty życia z kobietą, której nie kocham. Myślałem, że to jasne.

Draco prychnął sardonicznie.

— Z tobą nic nie jest jasne, Potter — mruknął z drwiną. — Najpierw mówisz mi, że mnie nie kochasz, później że jednak tak, następnie leziesz do Ginny i udajesz, że nic nas nie łączy, a teraz wracasz, wystawiając do wiatru dziewczynę, z którą chodziłeś w Hogwarcie. Pieprzony Casanova się znalazł.

Harry poczuł się tak, jakby ktoś dał mu w twarz.

— Coś ci nie pasuje? — warknął. — To nie ja to wszystko zacząłem. Wyobraź sobie, że nie tak łatwo jest zaakceptować fakt, że kocha się kogoś innego, niż się myślało. I że tym kimś jest chłopak.

— A więc czujesz się winny, że ze względu na mnie nie kochasz Ginny? — Malfoy uniósł brwi.

Harry nie dał się nabrać na tą prowokację.

— Skończmy ten temat, dobrze? — poprosił. — Nie lubię się z tobą kłócić. Zresztą...

— Zresztą co, Potter? Znowu chcesz wyjechać z gadką, że mamy wojnę do wygrania? Tak, mamy. Ale czy ty naprawdę sądzisz, że po wczorajszym Zakon w ogóle się jeszcze ruszy z kwater? Przecież ci ludzie są przerażeni. Jeżeli chcesz cokolwiek zrobić, musisz zrobić to sam, oni ci nie pomogą, po tym ostatnim niewypale.

— Więc zrobię to sam, Malfoy — warknął Harry. — I nie, nie o tym chciałem porozmawiać. Chodziło mi bardziej o to, że trzeba znaleźć jakieś miejsce, gdzie możnaby trzymać Alvę podczas przemiany. Jakby nie patrzeć, jest już trzecim wilkołakiem na łonie Zakonu, a eliksir tojadowy nie jest tak prosty do zdobycia, jak wtedy, gdy Snape jeszcze żył.

Na twarzy blondyna ukazało się zmieszanie.

— Och... emm... okay — wymamrotał. — To... miłe. Że chcesz pomóc w sensie. To, emmm... Możemy poszukać.

Malfoy zdecydowanie nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś oferował mu pomoc. Ani do tego, że tym kimś był Harry Potter. Bo tak naprawdę, Draco przez całe życie musiał radzić sobie sam: wpierw, by zadowolić swoich rodziców, później — Lorda Voldemorta. I zawsze był skazany tylko i wyłącznie na siebie, bo nikt przecież za niego nie dostanie dobrych ocen, ani nie zabije Dumbledore'a, chociaż, jak się okazało, to jednak zrobił Snape, o czym Malfoy z początku nie miał pojęcia.

— Sugeruję zacząć od piwnic — poinformował Harry — jeżeli jakieś są. Można je wzmocnić zaklęciami i zablokować wyjście. Wiesz, to chyba byłoby trochę bezpieczniejsze od zamykania go w jakimś pokoju, gdzie mógłby wyskoczyć przez okno.

Malfoy machinalnie pokiwał głową, niemalże jak marionetka.

— Tak, jest tu piwnica — powiedział po chwili, jakby wybudzony ze snu. — Chodź, jest pod klapą w podłodze w kuchni.

I rzeczywiście, była tam, ukryta pod przykrytą małym dywanikiem zapadnią. Malfoy uchylił klapę i powoli zaczął schodzić po stromych schodach.

— Użyj lumos, Harry — zakomenderował, bo w piwnicy nie było pochodni ani lamp. — I liczę, że nie masz arachnofobii.

Potter mruknął coś nieartykułowalnego pod nosem i już po chwili na ścianę położyło się zimne, pochodzące z różdżki światło.

Draco nagle potknął się o obluzowany schodek, jednak w ostatnim momencie zdążył przytrzymać się zbutwiałej poręczy.

— Uważaj, Ha-... —zaczął, jednak za późno, bo Potter już leciał do przodu, zrzucając ze schodków również jego.

Malfoy  z nieprzyjemnym hukiem uderzył kolanami o podłogę na samym dole, a Potter chwilę później wylądował obok niego, wykładając się jak długi na ziemi.

— Jesteś idiotą! — mruknął, po czym nieoczekiwanie parsknął śmiechem, bo cała sytuacja nagle wydała mu się niebywale zabawna.

— I kto to mówi! — prychnął Harry, po omacku szukając okularów, bo różdżka, zgasnąwszy, gdzieś mu wypadła i chłopcy znajdowali się teraz w szarawym półmroku.

Malfoy rozejrzał się wokół, jednak on również nigdzie nie dojrzał starych, podniszczonych oprawek.

— Mam! — ucieszył się po kilku minutach Harry.

— To teraz poszukaj różdżki — sarknął Draco. — Tylko uważaj na pająki.

— Sam uważaj, arystokrato od siedmiu boleści — odparł brunet. Blondyn na żarty uderzył go w ramię, jednak nie zdążył zabrać ręki i Harry chwycił jego nadgarstek, jednocześnie przyciągając do siebie chłopaka.

Malfoy uniósł wysoko brwi, w oczekiwaniu na dalszy ruch, a jego twarz zastygła w nieprzeniknionym wyrazie.

I chociaż naprawdę nie chciał psuć tej chwili, na usta cisnęło mu się tylko jedno zdanie.

— Co z Ginny, Potter? — zapytał przyciszonym głosem, jakby sam wstydził się tego pytania. Harry westchnął, a przez jego twarz przemknął wyraz niedowierzania i lekkiej rezygnacji.

— A widzisz ją tu gdzieś? — odparł, nie poluźnając uchwytu na nadgarstku ślizgona.

Blondyn prychnął.

— Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, co? — prychnął, odwracając wzrok. Sam nie wiedział, dlaczego zawsze czuł przymus, by dokuczyć byłemu gryfonowi. Jego uczucia zmieniły się od czasów Hogwartu, jednak postępowanie nie. I to było cholernie irytujące, nawet dla niego samego.

— To nie tak, Draco — powiedział Harry. Blondyn poczuł, jak brunetowi wilgotnieją dłonie. — Nie mogę ci powiedzieć, że Ginny nic dla mnie nie znaczy, bo skłamałbym, ale sam doskonale wiesz, że cenię ją tylko i wyłącznie jako przyjaciółkę.

— Z tobą nic nie jest jasne, Potter — mruknął ślizgon.

— Cóż, Draco. W takim razie dosłownie i w przenośni błądzimy w półmroku. — Harry poczuł, jak od niewygodnej pozycji zaczynają cierpnąć mu nogi, ale nie uczynił żadnego ruchu.

Wokół nich zapadło głuche, niepewne milczenie. Draco delikatnie wysunął swoją rękę z uścisku Harry'ego, jednak w momencie, gdy brunet myślał już, że ten po prostu zabierze dłoń, poczuł jej ciepło na swojej własnej.

— Kocham cię, idioto — westchnął w końcu brunet. — Chociaż, szczerze mówiąc, czasami jesteś znacznie mniej taktowny od samej sklątki tylnowybuchowej.

— Ty z kolei jesteś równie stały w uczuciach, co Trelawney w trzeźwości — odparował blondyn, podnosząc się z ziemi i strzepując spodnie. — Wstawaj, musimy znaleźć twoją różdżkę.

Harry niechętnie wykonał polecenie.

— Tylko żeby na nią nie nadepnąć — mruknął.

Przez chwilę bezradnie rozglądali się po pomieszczeniu.

— Może jest na schodach — zaproponował Malfoy i od razu podszedł we wspomniane miejsce. — Mam rację, Chodź tutaj. Musimy poprzesuwać te pudła.

Schody były drewniane, przymocowane do dwóch ukośnych, grubych listw, przez co za nimi była jeszcze pusta przestrzeń, aktualnie jednak wypełniona rupieciami. Właśnie tam, obok jakiegoś starego popiersia, leżała różdżka Harry'ego.

I oczywiście dostanie się do niej nie było tak proste, jakby życzyli sobie chłopcy.

— Nie sięgniesz po nią? — spytał Harry. — Jesteś wyższy*, może dasz radę ją dostać.

Malfoy zmierzył go ponurym spojrzeniem.

— Nawet mój wzrost wykorzystujesz przeciw mnie? — spytał żartobliwie. — Co, mam się według ciebie położyć na tych pudłach, żeby jej dosięgnąć? Czy ty widzisz, jaki tu jest kurz?

— Nie narzekaj — prychnął Harry, a Malfoy chcąc nie chcąc wykonał jego polecenie, niemalże wchodząc na torujące mu drogę, wielkie i ciężkie pakunki.

— Kurwa — jęknął, czując jak coś wbija mu się w brzuch. Wiedział, że gryfon nie chciał samemu iść po różdżkę nie tylko dlatego, że by nie dosięgnął, ale raczej przez blizny, które, chociaż już zagojone, wciąż sprawiały mu ból przy gwałtowniejszych ruchach.

W końcu, gdy chłopak już myślał, że dalej nie da rady sięgnąć, jego palce natrafiły na upragniony przedmiot. Z ulgą zsunął się ze zbiorowiska rupieci i niemalże od razu, zanim zdążył zorientować się, co się dzieje, poczuł usta Harry'ego napierające na jego własne.

Odwzajemnił pocałunek, gdzieś w międzyczasie chowając różdżkę do kieszeni i kładąc ręce na ramionach bruneta.

To było... dziwne. Niespodziewane. Może nawet trochę nierealne.

I całkiem mu się to podobało, bo Harry wcześniej raczej nie inicjował pocałunków.

Malfoy poczuł, jak dłoń bruneta wślizguje się pod jego koszulkę i przez jego ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Cofnął się nieco, opierając o stertę rupieci, z której przed chwilą zszedł, bo na jego nogi spłynęła jakaś dziwna niemoc, jakaś nieznana miękkość i był pewien, że jak tak dalej pójdzie, ciało po prostu odmówi mu posłuszeństwa.

Uśmiechnął się kącikiem ust i lekko szarpiąc bruneta z tyłu za włosy dał mu do zrozumienia, że żąda dostępu do jego szyi, który zresztą zaraz uzyskał, gdy Harry przechylił głowę nie stricte do tyłu, a bardziej w bok.

Mniej więcej w tym samym momencie ślizgon poczuł, jak brunet przyciąga go jeszcze bliżej siebie, a jego dłonie schodzą coraz niżej, aż zatrzymują się na biodrach.

Doskonale wiedział, do czego to wszystko zmierza.

I, szczerze powiedziawszy, wyjątkowo nie miał żadnych przeciwwskazań, oprócz...

— Chodź na górę — szepnął. — Wkurwia mnie ten półmrok.

Bo zarówno gdy chodziło o rzeczy symboliczne, jak i doczesne, Draco Malfoy wciąż był cholernie nietaktowny.


___________________
M. Pawlikowska-Jasnorzewska, "Gwiazdy Spadające" (całość)

(Na mojej tablicy jest informacja o nadchodzącym opowiadaniu autorskim)

* generalnie rzecz biorąc, pani Rowling nigdy nie napisała, kto z tej dwójki jest wyższy, ale jako że Harry przynajmniej z początku był dość drobnej budowy, założyłam, że Malfoy.

Co do seksu, bo pewnie wielu z was miało nadzieję, że go opiszę:
• nie znam się do cholery, nie chcę tworzyć jakiejś dziwnej, pornograficznej fantastyki, która nie będzie miała nic wspólnego z rzeczywistością;
• to nie moje klimaty, zwłaszcza, że mamy do czynienia ze stosunkiem dwóch mężczyzn. Nie jestem kolejną zwariowaną yaoistką, której się leje krew z nosa przy czytaniu gejowskich fanfików, nie uważam, że wszyscy homo są "kawaii!" i nie, nie patrzę na dwóch mężczyzn pod pryzmatem "uke" i "seme", przepraszam was bardzo; serio, jeżeli mówię, że nie obchodzi mnie, co kto robi w łóżku, nie mam na myśli wtedy swojej rzekomej tolerancyjności, tylko to, że serio mnie to nie obchodzi;
• nie chcę tagować opowiadania jako "18+", co musiałabym zrobić w razie opisu, bo, tak jakoś wyszło, sama osiemnastki na karku nie mam, a poza tym, tag "dla dorosłych" mógłby przyciągnąć niepowołanych czytelników hot12, którym nie chcę psuć umysłów, niech zrobią to za mnie inni;
• w sumie to chore, że nasza wattpadowa społeczność, zwłaszcza środowiska pro-LGBT+ jest tak nastawiona na seks, że aż czuję się w obowiązku tłumaczyć się z tego, że "seksów nie będzie"
• do cholery, mogę robić co chcę, to mój fanfik, artykuł trzynasty na razie odroczyli

/jak kogoś uraziłam, to przepraszam bardzo, ale ostatnio dostałam niezbyt przyjemną wiadomość prywatną, gdzie jakaś hotYaoistka naskoczyła na mnie właśnie za to, że... moje opka są popularne (no nie sądzę, chyba że "księżyc" ale ok), a nie ma w nich seksu i się rozczarowała, bo powinnam wstawić chociaż jedną taką scenę/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro