Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 Zwrot akcji

Raph uderzył się o ścianę.
- Donnie?! - przestraszyła się resztą braci.
- O co ci chodzi?! - warknął brunet wstając.
Zacząłem się psychopatycznie śmiać. Co się dzieje ze mną?
- Lubisz się ze mnie nabijać, co? - to nie są moje słowa! Coś mówi za mnie!
Na twarzy Leo widniał strach.
- Brachu uspokój się proszę! - spanikował Mikey.
- Złaź mi z drogi! - popchnałem go mocno.
- Mikey! - podbiegł czarnowłosy do brata.
- A teraz moja ulubiona część... - wziąłem go za szyję i podniosłem do góry - Duś się - powiedziałem surowym głosem zaciskając pięść.

- Donnie! Nie! - krzyknął niebieskooki i chciał się rzucić na mnie od tyłu. W ostatniej chwili złapałem go za twarz patrząc na niego.
- Pst! Jak nie przestaniesz będę zmuszony użyć mojej mocy - zagroził mi.
- Doprawdy Leo? Ja już jej używam - mój wzrok wrócił na bruneta. Jego cera przybierała fioletowy kolor. Odlatywał. Można było to widzieć po jego oczach.
- Co?! Donnie! Przecież Splinter wyraźnie zabronił!
Coś we mnie wtedy uderzyło. Puściłem brata, którego dusiłem.
- Raph! - krzyknął Mikey, który po chwili pojawił się obok niego.
- Uh - otarłem oczy.
- No debil! Po prostu debil! Ty zasrany idioto! - rzucał brunet.
Najwidoczniej odzyskał przytomność.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Co?! - zaczął podskakiwać i popychać mnie.
- Raph to nie tak... - zagubiłem się.
- Nie tak?! To jak?! - zaczął się wydzierać.
Przechodziła obok nauczycielka i zauważyła te zamieszanie.
- Hej! Hej! Hej! Co to za nie porozumienie?
- Ten pajac zaczął mnie dusić! - warknął Raph.
- Ale Raphaelu uspokój się, bo będę zmuszona poinformować waszą wychowawczynię o tym wybryku, a tego raczej nie chcecie.
- No nie - zawstydziłem się.
- Także udajemy, że do niczego nie doszło. Zmywajcie się już do domciu.

Następnego dnia

Ktoś zadzwonił do drzwi. Od razu wstałem z krzesła. Wiedziałem, że to była April. Tego dnia postanowiłem, że wyznam jej coś.
- Cześć April! - uśmiechnąłem się szeroko.
Dziewczyna przywitała się ze mną, zdjęła buty i kurtkę, a następnie przeszliśmy do mojego pokoju. Zrobiłem się trochę czerwony.
- Co u Ciebie Doniś? - znowu mnie tak cudownie nazwała!
- Uh, może być. Radzę sobie w szkole świetnie jak zwykle. Dostałem szóstkę z matematyki - pochwaliłem się szeroko się uśmiechając.
- Uuu, naprawdę? Szóstkę? Za co? - zaciekawiła się.
- Kartkówka - odpowiedziałem - Jesteś głodna?
- W sumie bym coś zjadła - pociągnąłem ją w tym momencie za rękę i zaprowadziłem do kuchni.
- Na co masz ochotę?
- Hmm... Może tosty?
- Już się robi! Jakieś dodatki?
- Tylko ser, majonez, ketchup i jak będzie to ewentualnie wędlina.
- Czyli nie tylko. Jakie wymagania moja droga panno - ukłoniłem się lekko, a w tym momencie ruda dziewczyna się zaśmiała.
Przygotowałem chleb tostowy, pomiędzy kromki wsadziłem ser z wędliną i wstawiłem kanapki do opiekacza. Wyjąłem z półki talerz i nałożyłem na nim sosy. Po chwili tosty były gotowe.
- Chcesz zjeść w jadalni, czy u mnie w pokoju? - zapytałem dając jej jedzenie.
- Może u Ciebie - wzięła potrawę do ręki i kierowaliśmy się na górę.
Dziewczyna usiadła przy moim biurku i zaczęła jeść. Usiadłem na brzegu swojego łóżka. Zastanawiałem się jak mam jej to powiedzieć.
- April, bo chciałbym z Tobą porozmawiać o czymś...
- No śmiało Donnie - powiedziała z pełną buzią, a w tym momencie nastąpiła chwila ciszy
- Podobasz mi się... - wrzuciłem to z siebie.
- CO?! - odwróciła się w moją stronę i połknęła to co miała w ustach.
- Czuję to od tego momentu kiedy Cię poznałem... Wiem, że to dziwne i w ogóle, ale ja serio mówię.
-

Nie kocham Cię Donnie i nie będę - powiedziała twardo.
Tymi słowami zadała mi ogromny ból. Poczułem chłód i przechodzący mnie dreszcz, a po chwili znowu to dziwne uczucie.
- Nie? Ty wiesz co mówisz? - zaczęło coś mówić za mnie.
O nie... Znowu to samo!
- Donnie...? - przestraszyła się, gdy usłyszała inny ton głosu.
- Będziesz musiała mnie kochać albo zginiesz - "powiedziałem" wstając z łóżka i idąc w jej stronę.
- Nie żartuj w takich momentach proszę... - również wstała i bezsilnie patrzyła przestraszona w moje źrenice.
Uśmiechnąłem się do niej podejrzanie. Wyjąłem ze skrzynki ze skarpetkami tą błyszczącą kulę.
- Wybieraj - powiedziałem surowo.
- Podjęłam już decyzję i wiesz jaka jest moja odpowiedź!
- Jesteś pewna swego wyboru? - podszedłem do niej.
- T-tak...?
Wziąłem kulę w obie ręce i rozbiłem ją na jej głowie. Zaczęła lać się krew. Otrząsnąłem się już. Miałem całe ręce we krwi.
- April! - zacząłem krzyczeć - April nie! Co ja zrobiłem?! Nie! Nie! Nie!
Spanikowałem i uciekłem do łazienki. Spojrzałem na siebie w lustrze. Nagle ujrzałem znaną mi postać.
- I co? Jesteś już zadowolony? - zapytał mój sobowtór.
- Ty to zrobiłeś?!
- Owszem.
- Nie! Dlaczego?!
- Nie kochała cię i by nie pokochała, więc nie miałem wyboru. Wiecznie byś tylko cierpiał.
- To nie jest powód by kogoś ranić!
- Ranić to za mało powiedziane... Zabiłem ją.
Zacząłem głośno płakać i krzyczeć. Wróciłem do swojego pokoju i starałem się obudzić April. Nagle w drzwiach ukazał się mój ojciec z braćmi. Wszystkich dosłownie zamurował ten widok.
- Synu, przepraszam... - w tym momencie mistrz Splinter obezwładnił mnie i uderzył mnie tak mocno, że zemdlałem.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro