✥ Rozdział 16.
Joon ostrożnie stawiał kroki, odsuwając butami wysoką trawę, która powoli zaczynała go wkurzać. Wszechobecna cisza i otwarta brama nie działały kojąco na jego skołatane nerwy. Usilnie próbował nawiązać telepatyczny kontakt z przyjaciółką, jednak nie potrafił tego zrobić. Jakby Jandi nie było już w tym miejscu, a przecież obiecał, że po nią przyjdzie.
Zaklął, gdy jabłko spadło wprost na jego głowę, przez co dopiero po chwili dostrzegł Jihee. Młoda kobieta nachylała się nad martwym ciałem, a jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
Pospiesznie podbiegł do szatynki i omal nie zwymiotował, widząc przebitą na wylot głowę człowieka, który bez wątpienia pracował dla Nations Group. Miał na sobie niebieski uniform firmy, a czarne okulary przeciwsłoneczne leżały nieopodal zimnego ciała.
– Twoja przyjaciółka jest potworem. – W głosie Jihee dało się wyczuć odrazę połączoną z nienawiścią. – Właśnie dlatego Nations Group zamierza pozbyć się mutantów. Ziemia należy do ludzi, a nie do takich odmieńców, jak wy! – krzyknęła, niespodziewanie celując w Joona z broni.
– To nie Jandi go zabiła! – zaprzeczył, odruchowo unosząc ręce. – Nie wiem co tu się wydarzyło, ale lepiej będzie jeśli czym prędzej przeszukamy ten cholerny dom i las, bo zarówno Jandi, jak i Dohyun mogą być w niebezpieczeństwie. Moja przyjaciółka posiada zdolności telekinezy, nic poza tym – nałożył nacisk na ostatnie słowa, jednak na Jihee nie zrobiło to żadnego wrażenia.
– I dzięki swoim zdolnościom zamordowała wspaniałego człowieka, który miał czwórkę dzieci i żonę. – Skwitowała szorstko, opuszczając powoli dłoń. – Gwarantuję ci, że nie spocznę, póki ta dziewczyna nie dostanie za swoje, ale na razie odnajdźmy Dohyuna. Tylko on się teraz liczy.
Joon zacisnął dłonie, czując coraz większy gniew.
– Jeżeli faktycznie zabiła tego gościa to bez wątpienia się broniła. Jandi nie jest potworem. Nawet muchy by nie skrzywdziła.
– Wszyscy jesteście potworami i wasza prawdziwa natura prędzej czy później wyjdzie na jaw! Ludzie nigdy nie powinni pozwolić, by tacy odmieńcy zadomowili się w ich świecie! Przynosicie śmierć! Jesteście toksyczni! – zbliżyła się do niego na niebezpieczną odległość, cisnąc pistoletem w jego klatkę piersiową. Wzrok miała przepełniony nienawiścią, która gdyby tylko mogła, wypaliłaby w oczach Joona dwie wielkie dziury.
Do chłopaka właśnie dotarło, że miał do czynienia z kimś, kto gardził mutantami najbardziej na świecie. Jihee nienawidziła każdego, kto posiadał moc, której nie potrafiła zrozumieć. Nations Group całkowicie zawładnęło jej umysłem i sprawiło, że jej nienawiść stała się niebezpieczna.
– Gdy znajdziesz Dohyuna, zabijesz mnie i Jandi, prawda? – spytał, choć doskonale znał odpowiedź.
Kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę otwartych drzwi opuszczonego, rozpadającego się domu, choć wątpiła, by znalazła w nim żywą duszę. Czuła, że Dohyuna od jakiegoś czasu nie było w tym miejscu. Sądząc po trupie leżącym na podwórku, spóźnili się o jakąś godzinę. Może trochę więcej.
Nie zamierzała odpowiadać na pytanie Joona, uważając, że zdążył się już domyślić, jak będą wyglądały jego dalsze losy. Nie dość, że był mutantem to jeszcze zagrażał Dohyunowi, który dla świata musiał pozostać martwy. Zarówno Joon, jak i jego przyjaciółka skazali siebie na śmierć w chwili, gdy go uratowali. Jeśli nie zginą z jej rąk to ludzie z Nations ją wyręczą. Nie było innego wyjścia.
Przeszła przez próg, a podłoga zaskrzypiała pod jej butami. W pomieszczeniu panował względny porządek, choć ściany były w opłakanym stanie, a schody prowadzące na pierwsze piętro zostały zburzone z upływem czasu. Prócz kominka, starego łóżka i dwóch toreb leżących na ziemin oraz puszek z konserwą, które leżały bezpośrednio przy zabitym deskami oknie, nie było tu niczego.
Wyciągnęła przed siebie rękę i nacisnęła na guzik w zegarku, z którego utworzył się niebieski hologram przedstawiający dziewczynkę. Jihee nie zwróciła uwagi na przyglądającego się jej z zainteresowaniem blondyna i zadała pytanie:
– Marveno, jak dawno temu w tym pomieszczeniu znajdował się mutant? Czy jesteś w stanie określić w jakim uciekł kierunku?
Hologram zaśmiał się groźnie i spojrzał w stronę blondyna z szatańskim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
– Za plecami masz mutanta, którego trzeba zniszczyć. Zgładź go, nim on zgładzi ciebie.
– Co to jest!? – krzyknął Joon, idąc w stronę tajemniczego zegara, ale Jihee zatrzymała go w połowie drogi, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. – Posiadacie przedmiot, dzięki któremu wyłapiecie każdego mutanta. Nikt nie ma szans przed wami uciec, więc po co te cholerne prośby kierowane w stronę ludzi, by dawali wam namiary na nich namiary!?
– Marveno – Jihee spokojnie zwróciła się w stronę hologramu, całkowicie ignorując Joona – jeśli zabiorę tego mutanta do Nations Group to dokąd mam się udać, by dopaść mutanta, który przebywał w tym pomieszczeniu przez ostatni czas?
Hologram odwrócił wzrok od Joona i odpowiedział mrożącym krew w żyłach, głosem:
– Kieruj się w stronę Gain*, tylko bądź ostrożna, bo masz do czynienia z niesamowicie potężnym mutantem. Dawno nie wyczuwałam takiej siły.
Jihee przytaknęła i nacisnęła guzik, dzięki któremu Marvena zniknęła. Sztuczna inteligencja, która pomagała Nations Group rozpoznawać mutantów rzadko ostrzegała przed niebezpieczeństwem. Czyżby przyjaciółka Joona posiadała zdolności, z którymi nie będzie potrafiła sobie poradzić?
– Robicie ludziom z mózgów papki. Stawiacie ich przeciwko mutantom i wmawiacie, że jesteśmy zagrożeniem, choć to wy macie nie po kolei w głowach! – krzyknął Joon, z odrazą patrząc na twarz dziewczyny, która do tej pory wydawała mu się bardzo atrakcyjna. Obecnie każde spojrzenie w jej stronę napawało go obrzydzeniem do samego siebie. Wiedział bowiem, że była zła do szpiku kości. Nie obchodziło jej to, co się stanie z nim, Jandi, czy też innymi mutantami. Pragnęła zgładzenia ich wszystkich, jednak zanim to zrobi musiała odnaleźć ukochanego.
– Nie obchodzi mnie twoja opinia więc się zamknij i lepiej rusz tyłek, bo zastrzelę cię na miejscu.
– Po co jestem ci potrzebny skoro zegarek wskazał ci drogę? – oburzył się, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
Jihee podbiegła do Joona i zwinnie wykręciła mu rękę, dzięki czemu chłopak jęczał boleśnie pod nosem, nie potrafiąc się uwolnić.
– Marvena nie jest w stanie wejść do głowy twojej przyjaciółki i ją odnaleźć. Ona tylko podaje miejsce, do którego mutant się skierował albo wskazuje go, gdy jest w pobliżu. Reszta należy do mnie, a że dzięki tobie odnalezienie Dohyuna pójdzie sprawniej to zamierzam cię wykorzystać, a potem zakończę twój marny żywot. Ciesz się, że to ja zabiję ciebie i Jandi. Gdybyście trafili do Nations Group nie byłoby tak gładko.
– Jestem cholernym szczęściarzem – zakpił, a Jihee poluźniła uścisk, dzięki czemu mógł rozmasować obolałą rękę.
Nie chciał doprowadzić Jihee do Jandi, ale miał nadzieję, że w jakiś sposób zdoła przygotować przyjaciółkę na to spotkanie. Gdzieś w głębi duszy wierzył, iż będą w stanie uciec od Nations Group, Seulu, Jihee i Dohyuna, przez którego znaleźli się w tarapatach. Musieli znaleźć się w pociągu prowadzącym do Tokio i ukryć się w Kang School.
Plan wydawał się banalnie prosty, ale pokonanie Jihee nie będzie łatwe.
– Tae bez wątpienia zaparkował gdzieś auto, więc będziemy mieli czym dostać się do Gain. Wystarczy, że je znajdziemy i po kłopocie. – Jihee zacisnęła w lewej ręce kluczyki do samochodu, które wyjęła z kieszeni niebieskiego uniformu nieboszczyka. Omal się nie uśmiechnęła, gdy zdała sobie sprawę, że Joon ciągle ją obserwuje. W końcu dostrzegł w niej realne zagrożenie. Już nie była atrakcyjną panienką, którą chciał przelecieć. Nienawidził jej.
– Nienawiść nie jest czymś złym. Dzięki niej jesteśmy silniejsi i potrafimy walczyć, a także mścić się za coś, co jest dla nas ważne. Dlatego nienawidź mnie i próbuj odnaleźć drogę ucieczki. Nie sądzę byś zdołał mnie przechytrzyć, ale dopóki żyjesz to walcz. Nawet jeśli uważasz, że nie jesteś potworem to instynkt przetrwania zmieni twój tok myślenia.
– Uważasz mnie za potwora, ponieważ potrafię czytać ludziom w myślach? – Joon zmarszczył gniewnie brwi. – To ty zapewne zamordowałaś wiele żyjących istnień i nie masz nawet wyrzutów sumienia, więc jakim cudem to ja jestem potworem skoro jedynym moim grzechem jest łamanie kobiecych serc?
Jihee nie odpowiedziała. Słowa Joona poruszyły jej skamieniałe serce, jednak nie dała tego po sobie poznać. Może i miał odrobinę racji, ale to on był mutantem. Czymś, co nie miało prawa istnieć, a co dopiero żyć wśród ludzi. Ona chciała jedynie stworzyć świat wolnym od potworów, które mogły nim zawładnąć. Atak mutanta w klubie, który zamordował niewinnych ludzi był ostrzeżeniem. Informacją dla Nations, że zło nadchodzi.
Jandi sunęła się za Dohyunem jak cień, nie chcąc dotrzymać mu kroku. Choć miał na sobie czarną koszulkę i skórzaną kurtkę z ćwiekami na ramionach to wciąż przed oczami widziała przeraźliwe kolce, które wyrosły mu z pleców. Nie potrafiła wyzbyć się tego obrazu, choć bardzo pragnęła zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Ponadto cierpiała na samą myśl o tym, że Joon mógł wydać ją Nations Group, by ratować swój tyłek. Czy rzeczywiście był do tego zdolny? Przecież znali się od dziecka!
– Długo zamierzasz się na mnie boczyć? – Podskoczyła, słysząc nad uchem zirytowany głos Dohyuna. O ile wciąż nim był.
– Nie boczę się – odparła krótko i spuściła głowę, uciekając od zaciekawionych spojrzeń przypadkowych przechodniów. Bez wątpienia wzięli ich za kłócącą się parę, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jeszcze godzinę temu jeden z nich zamordował człowieka za pomocą nadnaturalnych zdolności. Gdyby tylko widzieli to, czego ona była świadkiem, bez wątpienia poprosiliby Nations Group o zamknięcie mutantów w specjalnym ośrodku i wcale nie miałaby im tego za złe.
– Tylko uważasz mnie za potwora i nie możesz na mnie patrzeć, choć gdyby nie ja to już dawno leżałabyś martwa w miejscu, w którym nikt by cię nawet nie szukał.
Zatrzymała się, zaciskając z całej siły dłonie, a w jej oczach mimowolnie zalśniły łzy. Stali właśnie na jednej z bardziej ruchomych ulic Gain i, choć miasto było wolne od działania Nations Group, to i tak nie czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że to kwestia czasu, gdy miasto usłyszy o wszystkim, co działo się w Seulu i zacznie doszukiwać się wśród mieszkańców nadludzi. Gdy media zaczną dochodzić do głosu i trafią do wszystkich krajów nie będzie już żadnego bezpiecznego miejsca na ziemi. O ile właśnie na tym zależało organizacji założonej przez Nam Kiseoka.
– Jestem martwa, nie rozumiesz? – Mężczyzna zmarszczył brwi, niczego nie rozumiejąc – W chwili, gdy Joon mnie zdradził, umarłam. O ile jest to prawda, ale jak sam widzisz coś musi być na rzeczy skoro Nations znalazło nas w tak odludnym miejscu. Nie wrócę do rodziców, by przypadkiem nie ściągnąć na nich kłopotów, a to oznacza, że nie mam zupełnie nikogo. Jestem potworem, którego Nations Group pragnie się pozbyć, ponieważ ocaliłam życie komuś kto... – zamilkła na moment, jednak po chwili kontynuowała łamiącym się głosem: – ... kto powinien umrzeć, ale pomogłam mu oszukać śmierć. W dodatku okazuje się, że jesteś Naznaczonym. Kimś, kto do tej pory istniał jedynie jako wymysł ludzkiego umysłu, przez który mutanci zaczęli być postrzegani jako potwory.
Jin zacisnął boleśnie palce na nadgarstku dziewczyny i zaciągnął ją w stronę wąskiego tunelu, gdzie na razie nie było żadnej żywej duszy. Przyparł ją do chłodnej ściany i oparł dłonie po obu stronach jej głowy, gniewnie wpatrując się w jej przerażone oczy.
– Naprawdę uważasz, że miałem wybór? Taki się urodziłem! – krzyknął, a Jandi zamknęła oczy. – Taki urodził się Dohyun i nie mógł nic na to poradzić! Rodzice ukrywali go przed światem, ponieważ wiedzieli, że nikt nie będzie w stanie go zaakceptować! Gdy tylko ktoś pukał do drzwi, zamykali go w piwnicy, gdzie musiał siedzieć w ciemnościach i modlić się o szybkie otwarcie drzwi. Wiesz, jak bardzo się wtedy bał? – Jandi otworzyła oczy, uważnie słuchając słów wściekłego chłopaka. – Był nastolatkiem, gdy zobaczył martwych rodziców, których zamordowali ludzie z Nations Group. Miał trzynaście lat, gdy po raz pierwszy kogoś zamordował i został zabrany do ośrodka, gdzie pozbawiono go pamięci i mocy, choć starałem się z całych sił z nimi walczyć. Kiseok zrobił z niego swoją maskotkę, myśląc, że udało mu się zabić mnie – podświadomość, którą Dohyun stworzył, by móc ochronić zarówno siebie, jak i ludzi, których by pokochał w przyszłości.
– Chcesz powiedzieć, że jesteś drugą osobowością Dohyuna? – spytała roztrzęsiona. – Przecież to niemożliwe...
– W tym popieprzonym świecie wszystko jest możliwe, moja droga. Zwykli ludzie również cierpią na rozdwojenie jaźni.
– Ale... co się dzieje z Dohyunem skoro ty... przecież Nations miało się ciebie pozbyć...
– Dohyunowi nic nie jest. Został uśpiony w chwili, gdy poczuł, że nie zdoła cię ochronić. Podczas twojej próby uratowania mu życia, czip, który Nations wszczepiło mu w głowę – Uniósł grzywkę i palcem wskazał na wypukłość znajdującą się pod skórą – przestał hamować jego moce i umysł. Jednak to jego strach o ciebie i wspomnienie dnia, w którym stracił rodziców uwolniły mnie. Jestem silniejszą wersją Dohyuna, która niczego się nie lęka. Nie posiadam żadnych wyrzutów sumienia ani zahamowań, więc skończę to, co zacząłem, gdy zostałem stworzony.
– Nie rozumiem...
– Zniszczę Nations Group. Stworzę armię, dzięki której organizacja przestanie istnieć i pokażę światu całą prawdę dotyczącą mutantów, którzy dobrowolnie do nich dołączyli. Kiseok chciał pozbyć się Dohyuna, ponieważ zebrał materiały mogące pogrążyć firmę. Na jego nieszczęście pojawiłaś się ty i pokrzyżowałaś mu plany.
Jandi osunęła się po ścianie i schowała twarz w dłoniach, próbując przyswoić do siebie wszystkie informacje. Było tego tak dużo... W dodatku większość słów mężczyzny wydawały jej się tak nierealne.
Druga podświadomość... Czy to możliwe, by w jednym ciele żyły dwie zupełnie inne osoby?
Jin kucnął nad dziewczyną i niechętnie położył dłoń na jej ramieniu, jakby zamierzał dodać jej tym otuchy. Czuł się bardzo niekomfortowo, ale nie chciał, by Jandi się go bała. Nigdy by jej nie skrzywdził. Zbyt wiele znaczyła dla Dohyuna.
– Nazywam się Shin Jin i dzięki tobie znów mogę dojść do głosu. Zapewniam cię, że nigdy cię nie skrzywdzę i ochronię cię za cenę własnego życia. Gdybym tego nie zrobił, Dohyun więcej nie pozwoliłby mi przejąć nad nim kontroli, choć mam takie same prawa do tego ciała jak on.
– Przepraszam – wybąkała, spuszczając wzrok. – Nie wiedziałam, że Dohyun tak wiele wycierpiał. Nie powinnam była traktować cię inaczej przez to, że jesteś Naznaczonym. Zachowałam się jak członkowie Nations. Naprawdę przepraszam...
Jin pokręcił niewzruszony głową i pomógł dziewczynie wstać.
– Nie potrzebuję twoich przeprosin. Potrzebuję twojego racjonalnego myślenia i zdolności. Musimy dotrzeć do jak największej ilości mutantów w taki sposób, by Nations nie zdołało się o tym dowiedzieć. Musimy być kilka kroków przed nimi jeśli chcemy przeżyć i wygrać tę wojnę. Rozumiesz o co mi chodzi?
– O jakiej wojnie mówisz?
– Wojnie, w której mutanci będą walczyć nie tylko o życie, ale i o wolność. Dohyun wie co się stało z twoją siostrą, Jandi. – Oczy dziewczyny zrobiły się wielkie jak spodki. – Pamięta, co Nations robi z mutantami, ale ja nie jestem w stanie ci tego powiedzieć, ponieważ byłem wtedy uśpiony. Jestem jednak pewien, że o wszystkim się dowiesz w swoim czasie. Musisz mi tylko zaufać.
Miała tyle pytań! Tak bardzo pragnęła, by Dohyun odzyskał panowanie nad ciałem i opowiedział jej o wszystkim co wiedział.
Tak bardzo chciała wiedzieć, co stało się z jej siostrą, że wszystko pozostałe przestało ją interesować. Stłumiła w sobie jednak nagłą ekscytację i westchnęła zrezygnowana, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie mieli dokąd iść. Nawet jeśli w Gain na razie Nations nie będzie ich szukać to i tak nie mieli tutaj żadnych znajomych, przez co szansa na znalezienie sojuszników wydawała jej się bardzo mała. Tym bardziej, że nie mieli pewności czy w mieście w ogóle żyli mutanci.
– Co zamierzamy zrobić? – spytała, a na twarzy Jina pojawił się zagadkowy uśmiech.
– Wystroimy się i pójdziemy do klubu. Znam to miasto jak własną kieszeń, ponieważ Dohyun nie raz tu przyjeżdżał ze swoją narzeczoną. Co prawda nie było mnie wtedy z nim, ale nasz wspaniały przyjaciel udostępnił mi kilka ze swych wspomnień. Nie marnujmy więc czasu i ruszajmy w drogę.
Jandi zacisnęła palce na nadgarstku mężczyzny i z nadzieją spojrzała w jego zaskoczone oczy.
– Czy będę mogła porozmawiać z Dohyunem? Proszę...
Jin brutalnie wyrwał się z jej uścisku i odparł szorstkim tonem:
– Dohyuna tu nie ma. Jestem tylko ja, a jeśli ci to nie wystarcza to spieprzaj i radź sobie sama.
Przerażona wizją włóczenia się samotnie po nieznanym mieście, ruszyła pędem za wściekłym Jinem i jak potulny psiak szła za jego plecami ze spuszczoną głową. Ludzie znów dziwnie spoglądali w jej stronę, zapewne uważając ją za niewolnicę toksycznej miłości, jednak nie to zaprzątało jej głowę. Zastanawiała się w jaki sposób mogła sprawić, by Dohyun doszedł do głosu. Pragnęła dowiedzieć się czegoś o siostrze. Chciała przynajmniej usłyszeć, że Jisoo wciąż żyła. To by choć na chwilę uspokoiło jej skołatane nerwy.
*Gain – wymyślone przeze mnie miasto w Korei Południowej, które nie istnieje. Zostało stworzone na potrzeby opowiadania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro