Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✥ Rozdział 14.

W pomieszczeniu było coraz cieplej, choć przez zabite dechami okna wpadał chłodny wiatr.

Jandi sięgnęła dłońmi do płomieni, chcąc poczuć bijące od niego przyjemne ciepło. Czerwona sukienka wciąż była mokra, przez co zakrywała nagie ciało zakurzonym, śmierdzącym kocem, od którego zaczynała swędzieć ją skóra.

Gdy się obudziła, Dohyuna nie było w środku. W innym wypadku wybiegłaby na zewnątrz i zaczęła go szukać, jednak przeszukiwanie lasu w środku nocy było bardzo głupim pomysłem. I tak szansa na to, że by go odnalazła była znikoma, więc po co miała narażać siebie na nieprzyjemny chłód i niebezpieczeństwo panujące na zewnątrz? Choć rozpadający się dom nie był najlepszym miejscem do spędzania czasu to jednak stanowił dobre schronienie przed deszczem i ludźmi z Nations Group. O ile naprawdę było zapomniane przez świat.

Nagle ujrzała na kamieniach, które ozdabiały kominek wyryte litery. Zaintrygowana zbliżyła się, by odczytać kilka słów, mrożących krew w żyłach.

„Mutanci nie mają prawa żyć", „Zabiją nas wszystkich", „Jesteśmy bestiami", „Hoseok, czy już nie cierpisz?", „CZY KTOŚ MI POMOŻE!?".

Jandi odsunęła się od kominka, przerażona myślą, że Nations Group mogło znać to miejsce. Ktoś mieszkał tutaj przed nią. Ukrywał się i bez wątpienia posiadał nadnaturalne zdolności, przez które nie mógł normalnie żyć. Kto to był? Co się z nim stało? Czy to ta osoba założyła łańcuch na bramę?

Podskoczyła, gdy usłyszała, jak ktoś wchodzi do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Obejrzała się przerażona przez ramię i omal nie krzyknęła z przerażenia, widząc Dohyuna stojącego w eleganckim kremowym płaszczu, czarnych dżinsach i butach za kotkę w tym samym kolorze. Jego włosy były podcięte i zostały wystylizowane do góry, całkowicie zmieniając jego wyraz twarzy. Miły, spokojny Kang Dohyuna przemienił się w niesamowicie seksownego, pewnego siebie mężczyznę, którego uśmiech wydawał się niebezpieczny, a błysk w oczach sprawił, że po skórze dziewczyny przeszedł dreszcz.

Zupełnie, jakby miała przed sobą jego brata bliźniaka.

Nie zdołała odezwać się słowem, gdy wielka torba została rzucona w jej stronę i wypadło z niej kilka ubrań.

- Ubierz się. Jestem pewien, że ten koc daje ci tyle ciepła co cienkie rajtuzy.

- C-co? - wybałuszyła na niego oczy, unosząc wysoko brwi. Bez wątpienia wyglądała jak idiotka, wpatrując się w niego jak w jakiegoś kosmitę, ale niespecjalnie ją to obchodziło.

- Kupiłem ci płaszcz, ciepłe swetry, dżinsy, adidasy i bieliznę. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobre. Wziąłem z ulicy dziewczynę, która posturą bardzo ciebie przypominała i mi pomogła. Jeśli wydałem tyle kasy na daremno to ją znajdę i ukręcę jej łeb. - Rozejrzał się z niesmakiem po pomieszczeniu i burknął coś pod nosem.

- Jak to „kupiłeś"? - Podniosła się z podłogi, szczelnie opatulając ciało kocem. Nie chciała, by mężczyzna ujrzał skrawek jej nagiego ciała, jednak koc był na tyle wąski, że ledwie zakrywał jej pośladki. - Za co? Jakim prawem w ogóle wyszedłeś na ulice Seulu skoro Nations Group uważa cię za zmarłego!? - krzyknęła, a gniew całkowicie zawładnął jej ciałem. - Czyś ty całkowicie zdurniał!?Na cholerę ratuje ci życie skoro sam je narażasz, idąc sobie na zakupy i do fryzjera, choć po ulicach chodzą ludzie, którzy omal cię nie zabili!

Jin zmielił w ustach przekleństwo, wpatrując się w brunetkę spod zmarszczonych brwi. Była dość niska, drobna i miała twarz anioła, a wydzierała się jak opętana. Przypominała mu małą, skrzeczącą Chihuahua, która bardziej rozśmieszała niż przerażała. Na samo porównanie uśmiechnął się pod nosem i przetarł dłońmi oczy.

- Czy to cię bawi!?

Miał ochotę kazać jej się zamknąć, ale rozsądek nakazał, by się uspokoił. Wyglądał jak Dohyun, ale to było jedynie jego ciało. Teraz on przejął nad nim kontrolę i wcale nie zamierzał zachowywać się jak jego prawny właściciel. W końcu, kto lubił nadzianych naukowców, którzy pragną zbawić świat?

Nations Group zadbało o to, by Dohyun pozbył się bolesnych wspomnień i drugiej tożsamości, która była dla nich zbyt niebezpieczna. Zadbali o to, by Jin został uśpiony na wiele lat, jednak ten powrócił. Nie wiedział jeszcze na jak długo, ale zamierzał zawalczyć o swój czas, by w końcu pomścić rodziców Dohyuna i zniszczyć Nations Group. Po to został stworzony. Był silny i bezwzględny.

- Nie martw się, dziecinko. Potrafię o siebie zadbać i zadbam także o ciebie. Obiecałem to Do... - uciął, gryząc się w język. Dureń! Prawie się wygadał! - Tak, czy siak - położył dłonie na kolanach i uśmiechnął się uwodzicielsko, uważnie obserwując chude nogi dziewczyny - ubierz się albo mój męski instynkt weźmie górę, a wtedy będziesz leżała na tych poduszkach przy kominku i...

- Co w ciebie wstąpiło!? - krzyknęła oburzona, sięgając po torbę z ciuchami. Na jej policzkach momentalnie pojawiły się rumieńce. - Odwróć się! Jak będziesz podglądał to urwę ci łeb!

- Wątpię, by drzemała w tobie tak ogromna siła.

- Zamknij się, Dohyun! Och, zamknij się albo zaraz ci przyłożę!

Jin zaśmiał się pod nosem i posłusznie odwrócił się do dziewczyny tyłem, przyglądając się brudnym ścianom. Nigdzie nie znalazł pajęczyn. Dohyun z pewnością się ich pozbył, gdy ledwie się tu rozgościł.

Ten tchórz boi się pająków, pomyślał, kręcąc z dezaprobatą głową.

Joon usiadł posłusznie na czerwonej, skórzanej kanapie i z niedowierzaniem patrzył na bogate wnętrze, w którym się znalazł. Na ciemnobrązowych ścianach z namalowanymi złotymi kwiatami, widniały piękne obrazy. Nie był znawcą sztuki, ale mógł dać sobie głowę urwać, że każde z nich kosztowało więcej od jego miesięcznej pensji.

Skoro narzeczona Dohyuna była bogata to on z pewnością również miał mnóstwo pieniędzy na koncie. A to oznaczało tylko jedno: niebawem będzie bogaty i dostanie te pół miliona euro, które Dohyun zaproponował.

O ile ten człowiek wciąż żył.

- W jaki sposób zamierzasz odnaleźć swoją przyjaciółkę? - Jihee usiadła obok blondyna, kładąc po lewej ręce broń. Nie sądziła, by ten chłopaczek zdołał zrobić jej krzywdę, jednak wolała dmuchać na zimne. Wroga nie warto lekceważyć. Nawet jeśli wygląda jak model i ma uroczy uśmiech.

Joon zmarszczył brwi i spojrzał na broń.

- Zamierzasz traktować mnie jak więźnia w tak luksusowej chacie? Przecież gdybym chciał to już jakiś czas temu bym cię skrzywdził.

Jihee prychnęła pod nosem, mierząc go pogardliwym spojrzeniem.

- Nie przeceniaj się, blondasie. Jeden mój ruch i jesteś martwy, rozumiesz? Nawet twoje zdolności cię nie uratują, ponieważ jestem na nie odporna.

- Jak to „odporna"? - zaciekawił się, a Jihee wzruszyła ramionami.

- Po prostu. Nie zadawaj pytań. Chyba wyraziłam się z tym jasno?

- Oczywiście - burknął niezadowolony i oparł się o wygodne oparcie. Wkurzało go to, że był traktowany jak dziecko. W dodatku uwięzione, które nie miało żadnych praw.

W końcu, jakie prawa może mieć porwana osoba? To, że szedł o własnych nogach wcale nie oznaczało, iż znalazł się tutaj z własnej woli. Człowiek ze spluwą przy głowie robi wiele głupstw, byleby przeżyć.

A Geum Joon zrobi wszystko, by przetrwać. Nawet jeśli jest to coś upokarzającego.

Nagle został szturchnięty w ramię z taką siłą, że omal nie krzyknął z bólu. Zszokowany posłał dziewczynie zirytowane spojrzenie, wyzywając ją w myślach na wiele sposobów. Była równie piękna, co wkurzająca!

- Albo znajdziesz sposób na namierzenie Jandi, albo zakopię cię żywcem. Nie mam czasu na niańczenie takiego dzieciaka, jak ty! - oznajmiła ostrzegawczym tonem, gniewnie mrużąc skośne oczy.

Znów celowała do niego z pistoletu. Joon zaczynał czuć się jak tresowana małpka, która będzie karana za każdą pomyłkę i nieposłusznie zachowanie.

- Nie jestem dzieciakiem: to raz. A dwa: jeśli mnie zabijesz to nigdy nie znajdziesz Dohyuna. Więc albo odłożysz spluwę i przestaniesz wywierać na mnie taką presję, albo od razu strzel mi kulkę w łeb i szykuj pogrzeb dla Dohyuna. Twój ukochany nie jest typem, który potrafi przetrwać, a Jandi go nie obroni. To tylko słaba dziewczyna - oznajmił chłodno, wpatrując się w jej zaskoczone oczy.

Oczywiście, że nie chciał umierać! Tylko tak powiedział, by zabrzmieć poważnie, jednak miał nadzieję, iż Jihee nie weźmie jego słów na serio. W innym wypadku przyjdzie mu się pożegnać ze światem w tak młodym wieku. Co wtedy stanie się ze wszystkimi dziewczynami, które czekały na telefon od niego? Nie mógł złamać im serc!

Gdy młoda kobieta wstała i schowała pistolet do zamykanej na klucz szuflady, uśmiechnął się promiennie.

- A teraz przygotuj mi odprężającą kąpiel ze świecami. Może być jacuzzi, jeśli masz. - Nim Jihee otworzyła usta, dodał pospiesznie, by nie dostać po głowie: - Jeśli mam znaleźć Jandi, muszę się zrelaksować i skupić. Odnalezienie jej umysłu nie jest takie proste, gdy nie mam pojęcia, gdzie się podziewa.

Jihee zacisnęła palce i westchnęła głośno. Nie mogła uwierzyć, że osoba, która w każdej chwili może zginąć z czyiś rąk ma odwagę być tak bezczelną. Czy ten blondas miał w ogóle rozum? A może wygórowane ego całkowicie je pożarło, pozostawiając po sobie jedynie bezkresną otchłań?

- Zaprowadzę cię do łazienki. Nie myśl jednak o niczym głupim. Wszędzie są kamery - ostrzegła i skierowała się do drzwi.

- Będziesz mnie podglądać? - zaśmiał się Joon i pobiegł za kobietą, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Dopiero co miał przystawioną broń do skroni, a teraz podążał za swoim porywaczem, jak wierny, radosny piesek. Co mógł jednak poradzić na to, że jeszcze nigdy żadna z dziewczyn nie wywarła na nim tak ogromnego wrażenia? Jihee była niesamowicie piękna, wysoka i silna. Kręciło go to, że jednym ruchem mogła powalić go na ziemię. Uważał to za niesamowicie seksowne.

Uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy uderzył głową o podłogę i jęknął z bólu. Jihee przerzuciła go sobie przez ramię, jak jakąś porcelanową lalkę, choć był od niej wyższy i cięższy i rzuciła nim o ziemię. Nawet się nie zorientował, gdy chwyciła go za nadgarstek. Była niesamowicie szybka.

- Nie jestem twoją koleżanką, więc ugryź się w język i nie zachowuj się jak gość w tym domu. Jesteś moim więźniem, rozumiesz? Mogę zabić cię w każdej chwili i nie będę miała żadnych wyrzutów sumienia. Ba! Nikt nawet się nie dowie o twojej śmierci, więc zamknij gębę i rób co ci karzę albo szybko pożegnasz ten świat - mówiła, nachylając się nad nim z taką miną, jakby chciała go zabić w tej chwili.

Joon nic nie odpowiedział. Po prostu patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, dopóki nie ruszyła w dalszą drogę.

Gdy odgłos oddalających się kroków nieco ucichł, podniósł się na łokciach, a na jego usta wpełzł głupawy uśmieszek.

- Seksowna. Jest tak cholernie pociągająca, że nie mogę przestać o niej myśleć!

- Możesz mi wyjaśnić skąd miałeś na to wszystko pieniądze? I jakim cudem chodziłeś sobie po Seulu i nikt cię nie złapał? - spytała Jandi, uważnie przyglądając się twarzy towarzysza. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że siedzi przed kominkiem z zupełnie innym mężczyzną. Dohyun może i był dla niej obcy, ale zdążyła go nieco poznać. Zbliżyli się do siebie. A teraz... sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Była zmęczona i przerażona wszystkim co działo się dookoła. Tak bardzo pragnęła znaleźć się w swojej kawalerce, przytulić Joona i opowiedzieć mu o tym, co przeszła. Rzuciłaby w niepamięć to, jak ją potraktował i nigdy więcej nie wróciłaby do dnia, w którym postanowiła wyrzucić go ze swojego serca. Po prostu byłby dla niej przyjacielem. Kimś, kogo potrzebowała mimo wszystko.

Starła z policzków niechciane łzy, wymuszając na ustach uśmiech. Nienawidziła swojej wrażliwej strony, przez którą tak często płakała. Pragnęła być silną skałą ze stalowymi nerwami i żelaznym sercem. Chciała, by nikt nie potrafił jej zranić, jednak było to marzenie nie do spełnienia.

- Jak to skąd? Poszedłem do swojego domu, otworzyłem sejf i je wziąłem. Szybciej byłoby iść do banku, ale oficjalnie jestem martwy, więc nie byłoby to mądre posunięcie - powiedział takim tonem, jakby zadane pytanie było co najmniej idiotyczne.

Jandi zacisnęła palce na poduszce, wytrzeszczając na niego oczy.

- Odzyskałeś pamięć!? I nawet mi o tym nie powiedziałeś!? - krzyknęła z wyrzutem, ledwie powstrzymując się od palnięcia go w głowę. - Nie wierzę...

- Jak miałem ci powiedzieć skoro spałaś? - spytał lekceważąco. Nawet na nią nie patrzył. Z każdą chwilą czuł coraz większą złość przez ilość zadawanych przez nią pytań. Dohyun w życiu nie odważyłby się wrócić do swojego mieszkania nawet po odzyskaniu wspomnień. Za bardzo bał się śmierci, która tak na dobrą sprawę czyhała na każdym kroku. Pozwoliłby tej dziewczynie marznąć i sam by się pochorował. A co dobrego jest w kapiącym nosie i bólu gardła? Wystarczy, że musieli ukrywać się w takiej ruderze. To już i tak ogromne poświęcenie.

Jandi schowała twarz w dłoniach, klnąc w duchu na swoją głupotę. Dohyun mógł sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Jeśli ktoś go śledził...

- Spokojnie. Nikogo ze sobą nie przyprowadziłem. Słowo honoru - uniósł prawą dłoń i posłał jej sztuczny uśmiech. - Jesteśmy tu bezpieczni. Trup wiszący na drzewie w lesie też był, ale chyba zwariował w tym okropnym miejscu - wzruszył ramionami, a Jandi zerwała się z ziemi jak oparzona.

- Trup? O czym ty mówisz?

- O dziewczynie w zielonej sukience, która powiesiła się w lesie na drzewie? - spytał głupkowatym tonem, wpatrując się w jej śmiertelnie bladą twarz. Wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć, a zamiast tego szybkim krokiem skierowała się w stronę drzwi.

W ostatniej chwili powstrzymał ją przed wyjściem, zaciskając palce na jej nadgarstku i przytulił ją z taką siłą, że ledwie mogła oddychać.

Jin wiedział, że Jandi była ważna dla Dohyuna. Nim przejął kontrolę nad jego ciałem, musiał obiecać, że nie pozwoli jej skrzywdzić. Zamierzał dotrzymać słowa, ponieważ ta dziewczyna mogłaby go zgładzić.

Gdyby tylko wiedziała, że miała przed sobą kogoś zupełnie innego...

- D-Dohyun? - wyszeptała Jandi, stojąc jak sparaliżowana. Wdychała zapach męskich perfum, od których zaczynało kręcić jej się w głowie i zastanawiała się, co wstąpiło w tego mężczyznę. Gdzie podział się ten przerażony, miły facet, który naraził swoje życie, by pocieszyć ją w deszczowy dzień? - Czy coś się stało? Boli cię coś? To przez to, że odzyskałeś wspomnienia? - Chciała odsunąć się od szatyna, jednak ten przytulił ją jeszcze mocniej. Jakby bał się, że odejdzie i już nigdy nie wróci.

- Nie chcę, byś to oglądała, Jandi - powiedział miękkim głosem, wywołując ciarki na jej ciele. - Nie chcę, byś została zraniona. Obiecałem, że będę cię chronić i dotrzymam słowa. Ty ocaliłaś nas, więc teraz moja kolej.

- „Was"?

- Zaufaj mi, dobrze? - Odsunął dziewczynę na długość ramion i spojrzał w jej zdumione, zaszklone oczy. - Naprawdę nie chcesz tego oglądać. Będziesz cierpiała przez ten widok.

Wróciła myślami do wyrytych napisów, które dziś ujrzała.

Może, gdyby pojawiła się tutaj wcześniej to ta dziewczyna wciąż by żyła? Zaproponowałaby jej wyjazd do Tokio i ochronę w Kang School.

Może...

Nie zbawisz całego świata, Jandi. Ogarnij się i przestań myśleć o tym na co nie masz wpływu" - usłyszała w głowie surowy głos Joona, który przywrócił ją na ziemię.

Miał rację, ale nie mogła nic poradzić na to, że pragnęła pomóc każdemu, kto tego potrzebował. Wiedziała, że czasem wyciągnięta pomocna dłoń może być czyimś ostatnim ratunkiem.

Jej siostrze nikt nie pomógł. Nikt nie starał się zrozumieć tego, że była innej orientacji seksualnej. Stała się pośmiewiskiem Kang School i to głównie dlatego odeszła do Nations Group. Wierzyła, że dzięki temu ludzie zaczną ją szanować i zrozumieją, że jest taka sama jak oni. Albo nawet lepsza.

Jisoo pragnęła akceptacji, której nawet rodzina nie potrafiła jej podarować. Jandi również nie była w stanie tego zaakceptować, przez co obwiniała się o zniknięcie starszej siostry.

Co się z nią działo w Nations Group? Cierpiała, czy może wiodła dobre życie? Dlaczego do tej pory nie dała żadnych oznak życia? Czy to możliwe, że dobrowolnie odseparowała się od rodziny?

Jandi! Ogarnij się i powiedz mi, gdzie jesteś. Co się stało?" - ponownie usłyszała głos Joona, jednak tym razem zabrzmiał on inaczej. Nie jak wspomnienie, a jakby się z nią komunikował. Zmarszczyła zaskoczona brwi i rozejrzała się dookoła, wzbudzając tym samym zainteresowanie swojego towarzysza.

- Słyszałeś coś?

- Pohukiwanie sów?

Wszedłem ci do głowy, głupia!" - naburmuszyła się i położyła dłonie na biodrach. „Podaj mi swoje położenie. Obawiam się, że mamy poważne kłopoty i musimy czym prędzej obmyślić jakiś plan".

Tak bardzo chciała wygarnąć mu wszystko co miała na końcu języka!

A mimo to odtworzyła w myślach całą drogę, pokazując ją Joonowi. Potem połączenie się urwało i znów została sama z Dohyunem.

- Coś się stało? - spytał, robiąc krok w tył, by uważnie przyjrzeć się jej twarzy.

- Joon nas znalazł. Niebawem powinien się zjawić. Musimy obmyślić plan ucieczki. Nie możemy zostać tu zbyt długo.

Patrzył, jak dziewczyna siada na zakurzonej poduszce i smutnym wzrokiem wpatruje się w płomienie kominka. Nie chciała uciekać, jednak nie miała wyboru. W chwili, gdy ocaliła życie Dohyunowi skazała siebie na wieczną podróż i niebezpieczeństwo.

On nie był w stanie jej obronić, ale Jin już tak.

Dopóki nie będziesz bezpieczna, nie pozwolę Dohyunowi wrócić. On jest zbyt słaby, by cię ocalić, pomyślał Jin i usiadł obok brunetki, obserwując jej piękną, zatroskaną twarz. Joon był idiotą, odrzucając kogoś tak wartościowego.

Witajcie, kochani! Mam nadzieję, że postać Jina wynagrodzi Wam milusińskiego Dohyuna, który po amnezji zamienił się umysłem z niezbyt mądrym dzieckiem XD.

Mam do Was pytanie: Wolicie, żeby rozdziały pojawiały się co tydzień, czy co dwa tygodnie? Będę wdzięczna za odpowiedź <3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro