Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✥ Rozdział 10.

Joon opuscił elegancki samochód z wyuczonym uśmiechem na twarzy i podszedł do kierownika zmiany, by oddać mu kluczyki. Choć uwielbiał pracę szofera, tak dziś nie potrafił czerpać z niej przyjemności. Na każdym kroku dostrzegał ludzi z Nations Group, którzy obserwowali ulice w swoich niebieskich uniformach. Od czasu do czasu zatrzymywali podejrzanie wyglądających ludzi. Raz widział, jak jednego nastolatka siłą wciągnęli do dużego czarnego samochodu z przyciemnionymi szybami. Choć wokół stało pełno osób, nikt nie starał się mu pomóc. Było więc pewne, że dzieciak miał paranormalne zdolności. Tylko w jaki sposób się zdradził?

– Jak zwykle dobrze się spisałeś. Jutro według grafiku masz wolne, więc życzę ci miłego dnia. Odpocznij trochę. Wyglądasz na przemęczonego. – Joon uniósł wzrok na mężczyznę w średnim wieku, który położył na jego ramieniu dużą dłoń. Pod skośnymi oczami miał kurze łapki, które bardziej przyciągały wzrok niż wielki, kartoflany nos.

– Do zobaczenia.

Joon schował ręce w kieszeni eleganckiego garnituru, na którym widniała złota przywieszka z jego imieniem. Nienawidził tego stroju i odczuwał ogromną radość, gdy mógł go z siebie zrzucić, dlatego też od razu skierował się do szatni, by założyć wygodne dresy i czarną bluzę z kapturem. Bycie eleganckim nieszczególnie mu odpowiadało, choć wiedział, że w garniturze mógł zdobyć każdą panienkę.

Pożegnał się z pracownikami i wyszedł na ulicę, niespokojnie rozglądając się dookoła. Chociaż mógł wejść w umysł każdemu mijanemu przechodniowi, bał się używać zdolności. Wciąż nie wiedział czym posługiwało się Nations Group, by wyłapywać nadludzi, dlatego musiał mieć się na baczności.

Jak to miał w zwyczaju, skierował się w stronę baru, by napić się butelki soju i zjeść ciepły ramen. Nie lubił po pracy od razu wracać do domu. Przytłaczała go niewielka kawalerka, a odkąd musiał dzielić przestrzeń z Dohyunem stała się ona jeszcze mniejsza. Nawet jeśli szanował decyzję Jandi, to wolałby, żeby ten facet czym prędzej zniknął z ich życia. Nie polubił go i miał dość tego, że bezczelnie wtrącał się w jego relację z przyjaciółką, choć znał ją dopiero od kilku dni. Gdyby dziewczyna próbowała go chociażby uciszyć to Joon byłby naprawdę szczęśliwy, ale ona obsługiwała się z nim jak z jajkiem. A wszystko dlatego, że stracił pamięć.

– Co mnie, do cholery, obchodzi to, że ten facet niczego nie pamięta! – burknął zirytowany pod nosem i pchnął drewniane drzwi, wchodząc do baru. Od razu wyczuł znajomą woń dymu papierosowego i alkoholu. Dostrzegł przy stolikach kilku mężczyzn, którzy obrzucili go krótkim spojrzeniem. Zajął wolne miejsce przy oknie, gdzie miał widok na ulicę i łatwy dostęp do drzwi.

– Podać to co zwykle?

Uniósł wzrok na młodą Amerykankę o rudych, niesamowicie gęstych włosach, które układały się w loki. Chociaż jej akcent niesamowicie drażnił jego uszy to śliczna, owalna twarz radowała oko za każdym razem, gdy tu był. Ponadto posiadała coś, czego brakowało tutejszym kobietom: spory, jędrny biust, którym już nie raz miał okazję się pobawić.

– Jasne. Tym razem jednak obejdzie się bez deseru. – Mówiąc „deser" miał na myśli seks na zapleczu.

Kelnerka uniosła zdziwiona brwi i momentalnie zajęła miejsce naprzeciwko Joona, nachylając się do niego nad stołem i specjalnie eksponując biust.

– Coś się stało?

Joon przez moment wpatrywał się w jej zielone oczy o nieskazitelnie długich rzęsach. Po chwili skupił wzrok na malutkim nosie z nielicznymi piegami aż w końcu zerknął na biust. Był facetem i kochał kobiety, więc jak mógłby się przed tym powstrzymać?

Już miał coś odpowiedzieć dla świętego spokoju, gdy przez okno ujrzał nerwowo rozglądającą się dziewczynę. Wyglądała, jakby szukała ratunku, ale bała się o nią kogokolwiek poprosić. Od razu zrozumiał, że musiał być to kolejny mutant ścigany przez Nations Group i z pewnością by to zignorował, jednak w chwili, gdy jej przerażone oczy zetknęły się z jego spojrzeniem, wiedział, że nie zdoła tak po prostu jej zignorować.

– Cholera! – zaklął pod nosem, a kelnerka uniosła pytająco brwi.

– Wiesz, że mogę ci pomóc. Wystarczy, że...

– Muszę lecieć. Zobaczymy się innym razem – rzucił pospiesznie, widząc, że nieznajoma zaczyna uciekać. Całkowicie zignorował zawiedzioną minę Evy i zaciekawione spojrzenia klientów.

Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, nałożył na głowę kaptur i rzucił się biegiem w stronę szczupłej sylwetki, która zniknęła właśnie za rogiem kamienicy. Dawno tak bardzo nie cieszył się z wysportowanego ciała i swojej kondycji. Zawsze uważał, że sport to zdrowie, jednak w życiu nie przeszło mu przez myśl, że będzie uganiał się za jakąś kobietą. To one uganiały się za nim, nigdy odwrotnie.

Zatrzymał się na rogu i zaczął nerwowo rozglądać się wokół własnej osi, jednak po dziewczynie nie było śladu. Jakby zapadła się pod ziemię...

Nagle został brutalnie przygwożdżony do ściany. Gwałtowny ból głowy i chwilowe zamroczenie na moment wykluczyły go z racjonalnego myślenia.

– Dlaczego mnie śledzisz!?

Dopiero po chwili zdołał otworzyć powieki. Ujrzał przed sobą młodą kobietę z rozczochranymi, krótkimi włosami, które sięgały nieco dalej niż uszy. Miały jasnobrązową barwę i niesamowicie lśniły. Oczy nieznajomej były dość duże, nieco skośne o barwie gorzkiej czekolady. Nos był mały, lekko zadarty, a usta pełne, nie za duże. Z pewnością liczyła sobie kilka wiosen więcej od niego, jednak nie zmieniało to faktu, iż jej odwaga i pewność siebie zrobiły na nim ogromne wrażenie. Kochał kobiety, które były dla niego wyzwaniem, a ona bez wątpienia takowym była.

– Wyglądałaś, jakbyś przed kimś uciekała. Pomyślałem, że jesteś jedną z nich i ścigają cię ludzie z Nations...

– Jesteś mutantem i ratujesz z opresji takich jak ty?

Wzrok dziewczyny stał się groźny, dlatego uniósł ręce w obronnym geście i zrobił minę niewiniątka. Co, jeśli właśnie dał się złapać? Poleciał za wielce wystraszoną kobietą, która teraz trzymała łokieć na jego szyi i wyglądała, jakby miała własnoręcznie zaprowadzić go do Nations Group.

– Po prostu nie sądzę, by każdy z nich zasługiwał na śmierć, ale to nie znaczy, że również jestem mutantem.

– Skąd myśl, że w Nations Group czeka ich śmierć?

– A co innego? Może życie w blasku fleszy, jak obiecują w tych chorych reklamach? Tylko idiota by się na to nabrał.

– Pomoc mutantom może zostać uznana za zdradę kraju. Zdajesz sobie z tego sprawę?

Joon próbował wtargnąć w umysł nieznajomej, jednak coś go blokowało. Dotychczas jedynie Jandi potrafiła uchronić swoje myśli przed jego zdolnościami, a teraz zrobiła to kobieta, którą spotkał pierwszy raz w życiu. Czyżby trafił na kogoś z Nations Group?

Nie odezwał się słowem, bojąc się pogorszyć swoją i tak kiepską sytuację. Po prostu patrzył kobiecie w oczy i czekał cierpliwie aż uwolni go z żelaznego uścisku i pozwoli mu odejść. Nie pragnął niczego innego, jak znaleźć się od niej jak najdalej i nigdy więcej nie spotkać jej na swej drodze. To z pewnością był ostatni raz, gdy leciał na ratunek przerażonej dziewczynie.

– Radzę ci trzymać się od tych spraw z daleka. Nations Group z pewnością rozliczy się z tymi, którzy pomagają tym potworom. Miej się więc na baczności, blondasku i zajmij się swoimi sprawami.

Joon z niedowierzaniem patrzył, jak kobieta biegnie przed siebie, narzucając na głowę czarną czapkę z daszkiem, którą miała podpiętą do skórzanych, czarnych dżinsów. Ani razu nie odwróciła się w jego stronę.

– Kogo śmiesz nazywać potworem!? – prychnął pod nosem, gniewnie zaciskając dłonie. Tak bardzo nienawidził, gdy ludzie wrzucali wszystkich mutantów do jednego worka! – A ja zamierzałem jej pomóc. Ale ze mnie idiota!

Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę baru, chcąc zapomnieć o tym nieprzyjemnym incydencie. Tym razem prócz soju zdecyduje się jeszcze na główny deser, jakim była Eva. Musiał jakoś uspokoić zszargane nerwy, a seks był najlepszym lekarstwem, jakie znał.

Jandi stanęła przed lustrem w przedpokoju i uważnie przyjrzała się czerwonej sukience, w której prezentowała się nadzwyczaj dobrze. Nigdy nie lubiła tego koloru, jednak Joon wiele razy powtarzał, że uwielbia kobiety w czerwonych sukienkach, dlatego też taką kupiła. Skoro zaprosił ją do eleganckiej restauracji to z pewnością sam ubierze coś ładnego, a nie chciała mu przynieść wstydu.

Z uśmiechem zerknęła na srebrną bransoletkę z zawieszką słonika, którą niedawno dostała od Joona. Przyjaciel od kilku dni okazywał jej większe zainteresowanie, gdy była w pobliżu. Pracował na dwa etaty, by kupić jej prezent i zaprosił do restauracji, w której normalnie nie byłoby ich stać nawet na przystawki. Czuła, że w ich relacji w końcu coś się zmieni. Wierzyła, iż stała się jedyną kobietą, której pragnął.

– Wybierasz się gdzieś? – Ujrzała w odbiciu Dohyuna. Mężczyzna uważnie jej się przyglądał, marszcząc przy tym ciemne brwi.

– Joon zaprosił mnie do restauracji. Myślałam, że razem tam pójdziemy, ale najwyraźniej spotkamy się na miejscu – odpowiedziała z uśmiechem, poprawiając ciemne loki, które opadały na jej szczupłe ramiona. – Nigdy nie byłam w „Crystal Sun", ale wiem, że to eleganckie miejsce, dlatego musiałam się wystroić, choć nie jest to w moim stylu.

– Nie pasuje do ciebie ta czerwona szminka. Jesteś piękna bez makijażu i moim zdaniem nie musisz nakładać na twarz czegoś co ci nie odpowiada.

Ale Joon uwielbia, gdy kobieta ma na ustach czerwoną szminkę, pomyślała, wpatrując się w odbicie. Nigdy nie czuła się dobrze w mocnym makijażu. Nawet teraz czuła się jak wypacykowany klown, ale nie chciała zepsuć wieczoru. Pragnęła, by Joon uznał ją za piękną. By ujrzał w niej prawdziwą kobietę, za którą będzie szalał, a nie przyjaciółkę z dzieciństwa. Musiała zrobić na nim odpowiednie wrażenie i tylko to się liczyło.

Postanowiła zignorować komentarz Dohyuna i zaczęła zakładać czarne szpilki na niewielkim obcasie. Przez ramię przewiesiła czerwoną kopertówkę, którą pożyczyła od szefowej i ostatni raz przejrzała się w lustrze. Komentarz Dohyuna sprawił, że nie czuła się jak piękna kobieta, a brzydkie kaczątko, jednak nie dała niczego po sobie poznać. To nie jemu miała się podobać.

– Zajmij się sobą. Hasło do laptopa znasz, więc możesz poszukać na Internecie informacji na temat Nations Group. Może dzięki temu wróci ci pamięć. Lodówka jest pełna, nagrzałam wodę...

– Nie jestem małym dzieckiem. Poradzę sobie.

Jandi umilkła, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę. W końcu wzruszyła ramionami i odparła na odchodne:

– Pamiętaj, by nigdzie nie wychodzić. To niebezpieczne zarówno dla ciebie, jak i dla mnie. Nie chcemy, byś naraził nas na niebezpieczeństwo, prawda?

Dohyun niechętnie przytaknął i patrzył, jak dziewczyna wychodzi. Nienawidził siedzenia w tym malutkim mieszkaniu, jednak bardziej denerwowała go myśl o randce Jandi z Joonem. Dlaczego ta dziewczyna była taka naiwna i nie potrafiła dostrzec, że przyjaciel owinął ją sobie wokół palca? Poza tym: jacy przyjaciele chodzą na randki!?

Odbił się od ściany i niechętnie powędrował do dużego pokoju, gdzie zamierzał zabić czas grając na PlayStation. Zegar wskazywał godzinę dwudziestą, a Joon opuścił mieszkanie o szóstej rano. Czyżby jego praca pochłaniała tak dużo czasu? A może miał jakieś inne, lepsze zajęcia, które nie pozwoliły mu wrócić do domu i osobiście zaprowadzić Jandi do restauracji?

Choć Dohyun nie pamiętał, jakim był facetem w stosunku do kobiet to czuł całym sercem, że nigdy nie potraktowałby żadnej w taki sposób.

Joon odsunął kołdrę i niechętnie zwlekł się z łóżka, paradując przed uśmiechniętą dziewczyną gołym tyłkiem. Znali się już dość długo i nie znali pojęcia wstydu w swojej obecności, dlatego też lubił do niej wracać. Podobało mu się to, że Eva nie chciała od niego czegoś, czego nie potrafiłby jej podarować: miłości. Dla niego to uczucie istniało jedynie w dramach, które mydliły kobietom oczy i sprawiały, iż miały one wygórowane oczekiwania wobec swoich partnerów.

– Specjalnie zerwałam się szybciej z pracy, a ty już ode mnie uciekasz? – usłyszał zawód, gdy sięgnął po swoją komórkę.

Odwrócił się w stronę kobiety z uśmiechem i wzruszył ramionami.

– Trochę już z tobą siedzę. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek zabawił tutaj tak długo. – Odłożył spodnie na białą sofę i wrócił do łóżka. Eva momentalnie wtuliła się w jego tors, dotykając go opuszkami palców prawej ręki.

– Myślę, że gdyby nie fakt, iż oboje nie wierzymy w miłość to bylibyśmy idealną parą. Dogadujemy się w łóżku, jak i poza nim.

– Może dlatego, że zbyt często się nie widujemy – zauważył, a dziewczyna roześmiała się na te słowa. Choć miała lekko odstający prawy kieł, jej uśmiech wciąż był uroczy. – Pozwolisz, że zadzwonię?

– Kolejna dziewczyna czeka aż znajdziesz dla niej chwilę czasu? – zagadnęła, poruszając znacząco brwiami.

– Obawiam się, że dla niej go dzisiaj nie znajdę. Jeżeli pozwolisz to chętnie u ciebie przenocuję.

– Nie ma problemu. Może zamówię jakieś jedzenie? Przyznam, że bardzo zgłodniałam – pomasowała się po płaskim brzuchu, a Joon wybuchł śmiechem.

– Znajdź na internecie numer do Chicken Mix. Ja poproszę panierowane udka z kurczaka, duże frytki i colę.

– Nie przepadam za tłustym żarciem – Eva pokręciła nosem.

– Moja współlokatorka tam pracuje. Gwarantuje ci, że tak pysznych kurczaków jeszcze nie jadłaś – zapewnił.

Dziewczyna w końcu dała za wygraną i opuściła pokój. Joon w tym czasie wybrał numer Jandi i kilkakrotnie próbował się do niej dodzwonić. Dochodziła dwudziesta pierwsza i szczerze wątpił, by poszła do restauracji bez niego, ale wolał się upewnić, że nie stała przed budynkiem jak jakaś idiotka. Gdy kolejny raz nie odebrała, doszedł do wniosku, iż znowu się na niego obraziła i wysłał jej krótką wiadomość.

Wyciszył dźwięki i schował telefon pod poduszką, nasłuchując dobiegającego z kuchni głosu Evy. Chociaż dziewczyna pracowała jako kelnerka to zdołała ładnie urządzić swoją kawalerkę. Czuł się tu o niebie lepiej niż w mieszkaniu, które musiał obecnie dzielić z obcym facetem. Jandi sama jest sobie winna. Może w końcu zrozumie, dlaczego ich relacje się psują i pójdzie po rozum do głowy.

No, chyba że Kang Dohyun rzeczywiście był dzianym gościem i mógł podarować im pół miliona dolarów. Wtedy sam zajmie się jego bezpieczeństwem i odnajdzie jego bliskich.

Gdy natarczywy dzwonek komórki ustał, Dohyun po raz kolejny spojrzał na przedmiot leżący na kuchennym stole. Nie przypominał sobie, by którykolwiek z domowników posługiwał się telefonem z klapką, dlatego też miał wątpliwości co do tego, by odebrać połączenie. Dopiero w chwili, gdy usłyszał krótki sygnał wiadomości, zdecydował się w końcu wziąć przedmiot do ręki i sprawdzić, kto tak wydzwaniał.

Na ekranie ujrzał niebieską tapetę z psem w ogromnym, słomianym kapeluszu na głowie. Zarówno wiadomość, jak i połączenia przyszły z nieznanego numeru. Niepewnie nacisnął klawisz „OK" i otworzył tekst, który momentalnie doprowadził go do szału.

Coś mi wypadło. Nie wrócę dzisiaj do domu. Nie gniewaj się".

– Coś ci wypadło!? – krzyknął, cisnąc telefonem o blat stołu. Zacisnął palce na czarnych włosach i z niedowierzaniem spojrzał na zegar. – Co za gnojek! Co za pieprzony debil!

Podbiegł do okna, mając nadzieję, że ujrzy Jandi w ciemnościach panujących na zewnątrz, jednak nic takiego nie miało miejsca. Dziewczyna zapomniała telefonu i nie miał jak się z nią skontaktować.

– Dlaczego ona jeszcze nie wróciła? Chyba nie czeka na tego kretyna pod restauracją... – myślał na głos, przyglądając się deszczowi, który moczył przejeżdżające co chwilę samochody i przechodniów. Przed oczami momentalnie ujrzał siedzącą w deszczu Jandi, a jego serce pękło z żalu, gdy przypomniał sobie jej uśmiech, gdy przeglądała się w lustrze. Randka z Joonem naprawdę wiele dla niej znaczyła. Chociaż ten chłopak był draniem, zależało jej na nim.

Zacisnął dłonie, bijąc się w myślach nad tym, co powinien zrobić. Wiedział, że wyjście na zewnątrz mogło sprowadzić niebezpieczeństwo nie tylko na niego, ale również na Jandi, jednak myśl, że dziewczyna mokła na deszczu kompletnie załamana, odbierała mu rozum. Pomogła mu, dlaczego więc on miałby postąpić inaczej? Wiedział, że potrzebowała teraz kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Nikt na jej miejscu nie chciałby zostać sam.

– Pieprzyć to! – zaklął i skierował się do niewielkiej garderoby, skąd wyjął czarną kurtkę przeciwdeszczową. Miał gdzieś to, że należała do Joona i bez wątpienia się w niej nie zapnie. Zależało mu na kapturze i na tym, by całkowicie nie przemoknąć. Odnalazł również błękitną damską kurtkę i bez wahania wziął ją do ręki. Nie miał czasu głowić się nad tym, gdzie znajdzie parasolkę.

Musiał czym prędzej znaleźć Jandi, jednak wiedział, że nie zdoła odnaleźć się w Seulu. Nie pamiętał, by kiedykolwiek chodził ulicami tego miasta, dlatego szukanie wspomnianej przez Jandi restauracji mijało się z celem. Jedynym wyjściem było zadzwonienie po taksówkę, a to wiązało się z kosztami.

Gdy chciał wysypać wszystkie ubrania z garderoby, usłyszał dźwięk monet w kieszeni. Od razu sprawdził ich pojemność i uśmiechnął się na widok monet i kilku banknotów.

– Myślę, że nie będziesz miał nic przeciwko, gdy je sobie przywłaszczę – uśmiechnął się, myśląc o reakcji Joona, gdy dowie się, że okradziono go z kilku wonów.

Ledwie udało mu się włożyć kurtkę przez ręce, która zdawała się pękać w szwach przez jego umięśnione ramiona. Zamknął drzwi, jednocześnie zamawiając taksówkę, której numer znalazł na stronie internetowej. Całe szczęście, że Jandi przypomniała mu do czego służy przeglądarka Google!

– Obyś wciąż tam była – pomyślał na głos i ruszył korytarzem w stronę schodów. Nałożył na głowę kaptur, chowając pod nim twarz. Nie mógł wzbudzać sensacji wśród sąsiadów. Jandi dała mu to wyraźnie do zrozumienia, a on nie zamierzał przysparzać jej problemów. 

W końcu zbliżamy się do głównej akcji, kochana. Jeszcze trochę, a zacznie być naprawdę ciekawie :D. Dziękuję z całego serca za każdą gwiazdkę i komentarz <3.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro