✥ Rozdział 04.
Jandi zamknęła drzwi, zdjęła buty i z torbą pełną ubrań przeszła do pokoju, gdzie wciąż spał Dohyun. Mężczyzna całą noc wiercił się z jednej strony na drugą i mamrotał coś pod nosem, przez co Joon poszedł do pracy niewyspany i strasznie marudny. Jandi również ledwie zmrużyła oko, jednak nie mogła pozwolić sobie na wylegiwanie się do południa na wygodnej sofie. Przede wszystkim musiała załatwić Dohyunowi kilka ubrań, bowiem w spodnie Joona w ogóle się nie mieścił, a niektóre z koszulek chłopaka opinały go tak bardzo, że zdawały się pękać w szwach. Nic dziwnego. Joon był chuderlawym, wysokim chłopaczkiem z umięśnionymi ramionami, Dohyun zaś był szerokim w barach mężczyzną z wysportowanym ciałem. Bez wątpienia uwielbiał chodzić na siłownię i jadał zdrowe rzeczy, dzięki czemu na plaży mógł pochwalić się kaloryferem na brzuchu. Jandi wpatrywała się w jego śpiącą twarz przez prawie całą noc. Czasem jej wzrok przechodził na odsłonięty tors mężczyzny. Co tu dużo mówić: zdecydowanie było na co popatrzeć.
Położyła reklamówkę na sofie i kucnęła, nachylając się nad śpiącym mężczyzną. Wyglądał tak niewinnie... Żałowała, że musiała zaburzyć jego spokojny sen, jednak mieli dużo roboty, a dochodziła już czternasta.
- Dohyun... - Potrząsnęła ramieniem, a mężczyzna uchylił delikatnie powieki i wymamrotał coś niezrozumiałego. Ponowiła czynność i sięgnęła po torbę, by rzucić nią w twarz śpiącego.
- Co do...
- Dochodzi czternasta. Musimy zastanowić się nad tym, co zrobimy.
- Ach, no tak.
Dohyun przetarł zaspane oczy i spojrzał na reklamówkę. Widząc ponaglające spojrzenie dziewczyny, zerknął do środka i niechętnie wyjął z niej ubrania. Jedna biała bluza z kapturem, pięć zwyczajnych koszulek i dwie pary krótkich spodenek. Na widok bielizny, spuścił zmieszany głowę.
- Nie trzeba było...
- Spałeś bez majtek, a wolałabym uniknąć widoku wstających ptaszków z rana - wypaliła i momentalnie zamarła, wpatrując się w oszołomione oczy Dohyuna. Cisza była niesamowicie niezręczna, dlatego Jandi odchrząknęła i podniosła się z klęczek, szybko wycofując się w stronę kuchni. - Ubierz się, a ja... zrobię coś do jedzenia.
Omal nie wpadła na ścianę, gdy co chwilę wyglądała przez ramię na zamknięte drzwi. Jak mogła palnąć coś tak bezwstydnego? Gdzie się podział jej rozum?!
- Co za wstyd! - nerwowo krzątała się po kuchni. Zaparzyła wodę i wyjęła z szafki dwa kubki z gotowym ramen, który był gotowy chwilę po zalaniu go wodą. Nie miała czasu na przyrządzenie czegoś wymyślnego, dlatego też postawiła na szybki i niezbyt zdrowy posiłek.
Dohyun przyszedł w chwili, gdy ramen leżało już gotowe na okrągłym stole. Niepewnie zajął miejsce naprzeciwko dziewczyny i wziął drewniane pałeczki do ręki, by włożyć ciepły makaron do ust. Mógłby przysiąc, że w życiu nie jadł takiej potrawy, chociaż wciąż nie odzyskał pamięci. W nocy, podczas snu, przewijały się w jego głowie pewne sytuacje, jednak żadne z nich nie wniosło do jego codzienności czegoś konkretnego. Widział siebie w jakimś białym fartuchu, za chwilę stał w eleganckim domu u boku wysokiej, bardzo chudej Koreanki o krótkich włosach, które sięgały nieco za ucho. Kim była? Co ich łączyło? Nie miał pojęcia. Widział jedynie jej uśmiechniętą twarz i pomalowane, niewielkie oczy.
- Miałeś niespokojny sen, dlatego cię nie budziłam. Po tym wszystkim, co cię spotkało zasłużyłeś na odpoczynek.
- Ach, tak. Dziękuję.
Analizował w głowie obrazy ze snów. Starał się skupić na przywróceniu wspomnień, jednak pustka w głowie sprawiała, że powoli tracił cierpliwość. Żaden puzzel nie doszedł do układanki, przez co ułożenie jej w obecnej chwili wydawało się niemożliwe.
Westchnął głośno i skupił się na jedzeniu. Niespodziewanie przypomniał sobie o wczorajszej rozmowie Jandi z Joonem, przez co skupił na niej wzrok. Wciąż miała tę samą bladą twarz z zadartym nosem, ładnymi ustami i małymi oczami. Nie zamieniła się w żabę ani żadną wiedźmę, która mogłaby chcieć go zabić. Nie miał pojęcia, dlaczego cokolwiek miałoby się zmienić, dlatego odsunął na bok absurdalne myśli i podjął temat, o którym bał się rozmawiać.
- Zamierzamy pójść dzisiaj na policję, prawda? Stąd te ubrania.
Jandi zatrzymała dłoń w powietrzu, jednak po chwili wróciła do nabierania makaronu na pałeczki.
- Jesteś dorosłym mężczyzną, Dohyun. Sporo starszym ode mnie, a mimo to pozwalasz zwracać się do siebie nieformalnie. Nie wydajesz się być kimś chamskim, choć takie zachowanie w ogóle by ci się nie opłaciło w obecnej sytuacji - zamilkła na moment, by się nad czymś zastanowić. - Uważam, że byłeś dobrym człowiekiem i być może dlatego wpakowałeś się w kłopoty.
- Skąd ten pomysł? - Z zainteresowaniem nachylił się nad stołem. Jandi coś o nim wiedziała. Widział to w jej twarzy i sposobie, jakim kierowała tą rozmową.
Dziewczyna odłożyła pałeczki i długą chwilę zastanawiała się nad tym, co chciała powiedzieć. Temat Nations Group mógł okazać się klęską. Czymś, przez co niebawem wyląduje w tym strasznym miejscu i nikt nie będzie miał pojęcia, co się z nią stało. Zapewniane wywiady, sława i wdzięczność ludzi były jedynie kłamstwami, które zachęcały naiwnych do dobrowolnego poddania się władzy. Wiedział o tym każdy mutant, który w ten sposób stracił kontakt z kimś bliskim.
Poprawiła się na siedzeniu i niepewnie spojrzała na przystojną twarz mężczyzny.
- Słyszałam, jak jeden z mężczyzn powiedział, że każdy, kto spróbuje przeszkodzić Nations Group skończy tak samo jak ty. Wiesz czym zajmuje się ta organizacja?
Dohyun wrócił myślami do chwili, gdy wspomniana przez Joona nazwa wywołała u niego ciarki na całym ciele. Już wtedy zastanawiał się nad tym, czy coś łączyło go z tą organizacją. Teraz jednak miał pewność, że tak było.
- N-nie. Wiem jednak, że ta nazwa wywołuje u mnie nieprzyjemne uczucia. Umysł jednak blokuje te wspomnienia. Nie mogę ich dosięgnąć, choć bardzo bym chciał...
Dłoń Jandi dotknęła jego, dzięki czemu całe zdenerwowanie uciekło równie szybko, jak się tylko pojawiło. Uśmiechnął się w podziękowaniu i spojrzał na szczupłe, długie palce dziewczyny. Nie miała ani jednego pierścionka. Czyżby Joon w dalszym ciągu jej się nie oświadczył, choć mieszkali pod jednym dachem?
- To agencja, która zajmuje się szkoleniem mutantów. Robią z nich żołnierzy, bohaterów na skalę światową, jednak prawda jest taka, że jeszcze żaden mutant stamtąd nie wrócił. Idą tam, a potem rozpływają się w powietrzu. Ludzie nie zwracają na to uwagi bowiem w telewizji pokazują twarze osób, które podobno posiadają nadnaturalne zdolności, jednak jestem pewna, że są to zwyczajni ludzie. Żaden z moich znajomych nie został pokazany w telewizji, a naprawdę wielu z nich dołączyło do Nations Group.
- Co miałbym mieć wspólnego z ludźmi twojego pokroju albo tą organizacją? Nie sądzę, bym sam posiadał jakieś nadnaturalne zdolności.
- Właśnie tego próbuję się dowiedzieć. Potrzebuję jednak trochę czasu nim cokolwiek dowiem się na twój temat.
- W takim razie co z pójściem na policję? Nie uważasz, że powinienem zgłosić fakt, iż ktoś próbował mnie zamordować?
- Od dawna podejrzewam, że policja ma układy z Nations Group, dlatego od razu nie szukaliśmy u nich pomocy. Gdy tylko ginie jakiś mutant, sprawa od razu jest zamykana i nikt nie zostaje ukarany. W końcu dla ludzkości mutant to nie człowiek, a bestia. Maszyna do zabijania, która po nieodpowiedniej stronie może okazać się zagładą ludzkości. Nikogo nie obchodzi to, że my również posiadamy rodziny, kochamy i czujemy ból. Dla nich jesteśmy zagrożeniem i, choć starają się to ukryć za wspaniałymi reklamami, w których tak bardzo nas uwielbiają, większość z nas zna prawdę. Ludzie się nas boją.
- Ja się ciebie nie boję.
Jandi uśmiechnęła się i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. Jego obecność w jakiś sposób działała na nią kojąco. Był balsamem dla jej skołatanej duszy. Plastrem na ranie, która nagle przestała krwawić. Już nie martwiła się o to, że Dohyun opowie o niej ludziom. Czuła, że mogła swobodnie się przy nim zachowywać i nie musiała się o nic obawiać. Nie widział w niej potwora. Dla niego była po prostu Jandi. 23-letnią dziewczyną, która uratowała mu życie.
- Swoją drogą to twój chłopak również posiada jakąś moc? - zagadnął Dohyun.
Jandi pokręciła z rozbawieniem głową.
- Joon jest moim przyjacielem i na peronie czytał ci w myślach. To jego dar, klucz do serc kobiet. Dzięki temu wie, co dziewczyna chce usłyszeć i bum!, już po niej. - Klasnęła radośnie w dłonie. Widząc zdruzgotaną minę bruneta, położyła łokcie na stole i oparła głowę na dłoniach, wpatrując się w jego twarz z szerokim uśmiechem. - Musiałam mieć pewność, że nie okłamujesz mnie z tą utratą pamięci. Joon bardzo mi w tym pomógł.
- Skoro jest taki świetny to dlaczego twojego serca nie zdobył? Wyglądacie, jakbyście byli ze sobą blisko - zmarszczył brwi, nie potrafiąc pogodzić się z faktem, że Joon szperał w jego głowie. W jaki sposób to robił? Musiał patrzeć w tym momencie w oczy drugiego człowieka?
- To skomplikowane.
Jandi podniosła się z krzesła i pozbierała kartonowe pudełka po ramen, po czym wyrzuciła je do śmieci. Zerknęła na zegarek i upewniwszy się, że dochodzi piętnasta, westchnęła przeciągle.
- Muszę iść do pracy, dlatego zostaniesz tutaj i poczekasz na Joona, okey? Powinien być za jakieś pół godziny.
Dohyun zerwał się z siedzenia i posłał dziewczynie spojrzenie pełne wyrzutów. Wyglądał w tym momencie jak oburzone dziecko, a nie jak dorosły mężczyzna.
- Zostawiasz mnie samego? A co, jeśli was okradnę? Nie powinnaś wierzyć mi na słowo...
- Nie masz czego tutaj ukraść. To twoje słowa. - Jandi poklepała go po ramieniu i z uśmiechem skierowała się do przedpokoju, gdzie założyła białe adidasy za kostkę. - Myślę, że wychodzenie na zewnątrz może być dla ciebie niebezpieczne, dlatego polecam PlayStation. Może znajdziesz coś dla siebie wśród gier. - Poprawiła włosy w lustrze i przetarła zmęczone powieki palcami. - Do zobaczenia.
Dohyun z niedowierzaniem patrzył, jak dziewczyna znika za drzwiami. Naprawdę go zostawiła. Znali się zaledwie kilka godzin, a mieszkanie już pozostało pod jego opieką. Czy to nie był jakiś absurd? A może gdzieś została ukryta kamera, która uchwyci go w nieodpowiednim momencie? Z pewnością coś tu było na rzeczy!
Mężczyzna niepewnie rozejrzał się po przedpokoju i po dłuższej chwili zdecydował się wrócić do pokoju. Skoro miał chwilę dla siebie, postanowił położyć się na niepościelonej sofie, gdzie minionej nocy spała Jandi. Poduszka wciąż pachniała wanilią, przez co na jego usta mimowolnie wkradł się zadowolony uśmiech.
Czy tak powinien zachowywać się dorosły mężczyzna? Może utrata pamięci odebrała mu rozum?
- Nie bądź dzieciakiem! - upomniał siebie na głos i odrzucił poduszkę na bok.
Całe szczęście, że nikt go nie widział. Całe szczęście!
Jihee poprawiła czarną marynarkę i przeszła przez długi korytarz, nie zwracając uwagi na sterylne pomieszczenia znajdujące się za przezroczystymi drzwiami. Doskonale znała każdy zakamarek Nations Group, dlatego mogła poruszać się nawet z zamkniętymi oczami, a i tak trafiłaby tam, gdzie chciała.
Nie potrafiła wyzbyć się niepokoju, który zakradł się do jej serca w chwili, gdy Dohyun nie przyszedł na ich randkę. Zdarzało mu się spóźnić dobrych kilka minut, jednak jeszcze nigdy nie pozostawił jej bez chociażby głupiej wiadomości tekstowej. Minęły wówczas ponad dwadzieścia cztery godziny, a Dohyun wciąż nie dawał żadnych oznak życia. Nawet jego mieszkanie stało puste.
Skinęła na przywitanie kilku mijanym pracownikom i przystanęła w pomieszczeniu, gdzie wśród próbek z krwią powinien teraz stać Dohyun w białym fartuchu i skupieniem wymalowanym na przystojnej twarzy. Nie było go. Zamiast niego ujrzała wysoką blondynkę o nieco za dużym nosie, ale ładnej, okrągłej twarzy.
Zmarszczyła pytająco brwi i wstukała odpowiedni kod, by otworzyć drzwi i weszła do środka, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Szukam Kang Dohyuna.
Kobieta spojrzała na nią znad wachlarza gęstych, doczepionych rzęs. Chwilę nad czymś się zastanawiała, aż na jej usta wpłynął delikatny uśmiech.
- Podobno nie zjawił się w pracy. Nikt nie potrafi się do niego dodzwonić, dlatego przyszłam na zastępstwo.
Jihee podrapała się nerwowo po czole. Czy to możliwe, że Dohyun odkrył prawdę? Pracował tu, ponieważ nie znał pewnych faktów dotyczących eksperymentów na mutantach. W jego oczach ludzie z nadnaturalnymi zdolnościami oddawali jedynie krew, na której mógł przeprowadzać badania, by odnaleźć sposób, dzięki któremu zwykli ludzie będą mogli stać się nadzwyczajni. Prawda jednak była taka, że Nations Group próbowało stworzyć istotę posiadającą tak ogromną moc, która uwolniłaby świat od wszystkich mutantów i pozwoliła ludziom żyć spokojnie. Nikt nie musiałby się już bać o to, że nadludzie stworzą armię i pozbędą się całej ludzkości.
Jihee odkryła prawdę zupełnie przypadkiem, jednak wcale jej to nie przeszkadzało. Osobiście również uważała mutantów za zagrożenie dla ludzkości, dlatego chętnie pracowała w Nations Group, gdzie pełniła funkcję strażnika. Nawet Dohyunowi nie wyznała prawdy. Wiedziała, że ten od razu próbowałby uwolnić wszystkich tych, których zdołali dotychczas schwytać, a to oznaczałoby jego śmierć. Każdy, kto choć w większym stopniu próbował zaszkodzić organizacji, ginął. Ślad po nim znikał tak samo, jak po mutantach, którzy dobrowolnie zgłaszali się na ochotników, nie wiedząc, co ich tak naprawdę czekało.
Dohyun, coś ty najlepszego zrobił, pomyślała i bez słowa opuściła pomieszczenie.
Gdyby tylko wiedziała, dokąd się udał...
W biegu zdjęła z szyi identyfikator i ruszyła do wyjścia, zamierzając poprosić szefa o kilka dni wolnego. Nie spocznie, dopóki nie dowie się, co się stało z Kang Dohyunem. Nie mógł tak po prostu zaszyć się pod ziemią. Coś musiało się stać, a fakt, iż stała za tym organizacja, w której pracowali był więcej niż pewny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro