Znam cię na pamięć [dodatek specjalny]
- Leila! – Emma krzyknęła z całych sił, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę, znikającą w tłumie na Covent Garden. – Leila Morris! Nie udawaj, że mnie nie słyszysz!
Postać w końcu się zatrzymała i obróciła na pięcie; Emma pisnęła z radości, gdy przekonała się, że to faktycznie Leila, a nie ktoś inny – głupio by wyszło, gdyby wrzeszczała czyjeś imię na darmo.
- Cześć Em. – Leila uśmiechnęła się szeroko, gdy obie dziewczyny znalazły się na tyle blisko, by słyszeć się bez krzyków. – Sto lat cię nie widziałam.
- To samo się tyczy ciebie, Morris! Znaczy, nie do końca, widziałam cię tu i ówdzie, wiesz – paplała Emma, a Leila zastanawiała się, czy ona od zawsze była taka rozgadana, czy nagle jej się odmieniło, po skończeniu szkoły. – Tu reklamówka, a tam coś… Co porabiasz?
- Przeszkadzałoby ci, gdybyśmy poszły gdzieś na kawę czy coś? – spytała nagle Leila, rozglądając się. – Wygląda na to, że będzie padać.
- Proszę, rasowy Londyńczyk – cmoknęła Emma, kręcąc głową. – Chodźmy, pewnie. Znasz coś dobrego w okolicy?
Kilkanaście minut później Leila i Emma siedziały w przytulnej kawiarnio-księgarni, trzymając w dłoniach kubki aromatycznej gorącej czekolady.
- Więc… Ty i on. Jak wam jest? – spytała Emma, gdy już wyczerpała wszelkie mniejsze i większe plotki ze swojego miasteczka. – Znaczy, niby mnie to nie obchodzi, ale…
- Jestem sama – rzuciła Leila od niechcenia, jednak dało się zauważyć, że rysy twarzy nieznacznie jej stężały, a cała postawa uległa dziwnej zmianie. – Od kilku miesięcy.
- Och. – Zdołała wykrztusić Emma, całkowicie zaskoczona. – Och. A myślałam, że będziecie tymi, no wiesz, licealne gołąbki, na zawsze i na wieczność i w ogóle.
- Hm. Różnie w życiu bywa – odparła Leila, uśmiechając się słabo. – A ty? Co u ciebie?
Emmie aż błysnęły oczy w reakcji na możliwość mówienia o sobie bez żadnych zahamowani; nie, żeby była nie wiadomo jak próżna czy coś w tym rodzaju, ale lubiła mówić o sobie każdemu, kto chciał słuchać. Jednocześnie, lubiła też słuchać innych, opowiadających o swoim życiu, więc była święcie przekonana, że równowaga w przyrodzie została zachowana.
Jakieś godzinę czy dwie później, Emma pożegnała się z Leilą i obie dosłownie pobiegły na przystanki – Emma na autobus, ostatni tego dnia, który jechał w okolicach jej domu, a Leila wbiegła do tunelu metra, mając nadzieję, że ominie tradycyjne, popołudniowe tłumy.
Ani jednej, ani drugiej nie udało się dotrzeć na czas; Leila musiała gnieść się z milionami Londyńczyków, wracających z pracy, a Emma moknąć na przystanku autobusowym, modląc się o dodatkowy pojazd albo jakiegoś znajomego z dostępem do samochodu.
- Szlag by trafił, pięć procent baterii – wymamrotała, chuchając w zziębnięte dłonie. – Do kogo ja mam zadzwonić? Adam, Jake, Joe, Kathleen… Leila! Bingo!
Tymczasem Leila właśnie wydostała się z wagonu metra i przeklinając pod nosem, wbiegała po schodach, zastanawiając się, dlaczego jeszcze nie naprawili windy.
Gdy wkładała klucz do zamka, rozdzwonił się jej telefon, który – oczywiście – leżał gdzieś na dnie torebki, razem z milionem rzeczy, które akurat się odnajdą, gdy Leila będzie szukać telefonu.
- Zostaw wiadomość, do cholery – mruknęła dziewczyna, w końcu dostając się do środka mieszkania. Z lekkim westchnieniem ulgi zrzuciła doszczętnie przemoczone trampki, ściągnęła płaszcz i ziewając, przeszła do salonu.
Tam wysypała całą zawartość torby na puchaty dywan i w końcu dostała się do telefonu. Nieco zbyt nerwowo odblokowała ekran i ku swojemu rozczarowaniu, zobaczyła że to Emma próbowała się do niej dodzwonić.
Porzucając wszelkie nadzieje, oddzwoniła do starej znajomej (jednocześnie przybranej siostry) i w ciągu kilku minut zaprosiła ją do siebie, dziwiąc się samej sobie.
- Ja jej nawet nie lubię – powiedziała do siedzącego na kontuarze misia, pamiątki z wyjazdu do Brighton. – Ona mnie wkurza. Po co ja ją zaprosiłam?
Miś zdawał się być niewzruszony.
- Masz rację. Jestem głupia. No nic, idę znaleźć jej coś do spania. – Leila pokręciła głową nad własną głupotą i wyszła z salonu.
Emma klasnęła w dłonie i, schowawszy telefon do kieszeni, skierowała się w stronę metra, by dostać się do mieszkania Leili. Zgodnie ze wskazówkami Morris, podróż zajmuje – z miejsca, w którym aktualnie Emma się znajdowała – jakąś godzinę. I całe szczęście, przynajmniej trochę wyschnę czy coś, pomyślała dziewczyna, pakując się do środka wagonu. Żałowała tylko tego, że nie mogła jechać autobusem – wtedy obejrzałaby spory kawałek Londynu, a nie tylko czerń i od czasu do czasu, kolorowe graffiti na ścianach.
- Emma? – Zza pleców dziewczyny odezwał się męski głos. – O rany, co tutaj robisz?
- Cześć Harry! – Emma rozpromieniła się na widok znajomego ze szkoły średniej. – Jak ja cię dawno nie widziałam!
- Nawzajem, trzpiotko – roześmiał się Styles, kręcąc głową. – Ile to, sto lat?
- Trzy, tłumoku – parsknęła Emma, czując się nieco swobodniej w towarzystwie kogoś znajomego. Dotychczas czuła, że wszyscy w wagonie się na nią patrzą jak na kosmitę – albo to jej wybujała wyobraźnia? – Co robisz w Londynie?
- Pytałem o to samo. – Harry przewrócił oczami, ale pod wpływem spojrzenia Emmy, od razu się zreflektował. – Studiuję w King’s College. A ty?
- Siedzę w domu i czekam na pracę. Studia to nie moja bajka. – Emma zmarszczyła nos, jakby wyczuła coś śmierdzącego. – Wiesz, jak się cieszyłam, gdy skończyliśmy szkołę.
- Tak, pamiętam. A co na to twoja mama? I… No wiesz. Jej nowy chłopak?
- Nie przypominaj mi o nim – mruknęła Emma. – To jakiś skretyniały tyran, nic dziwnego, że Leila się wyprowadziła.
- Tak, tak, masz rację – odparł Harry zmienionym tonem, jakby jego myśli nagle zaczęły lawirować w zupełnie innych okolicach. – O, moja stacja. Do zobaczenia, Emmo. – rzucił na pożegnanie i zabrawszy plecak, wręcz wyskoczył z pociągu.
Emma zmarszczyła brwi i pokręciła głową, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Więc… Co robisz na co dzień? – spytała Leila, nalewając do kieliszków wino. – Czemu nadal siedzisz w tej dziurze?
- Sama nie wiem. – Emma wzruszyła ramionami, upijając łyk trunku. – To trochę poza moją kontrolą, coś automatycznego. A ty?
- Co „ja”?
- Dlaczego tutaj jesteś. Sama – powiedziała Emma z naciskiem na ostatnie słowo, na co Leila lekko się obruszyła i przymknęła oczy.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Hej, czy tego chcesz czy nie, jesteśmy jakby przybranymi siostrami – zaczęła blondynka, robiąc wymowną minę. – Leila, serio. Musisz się z tym oswoić.
- Po prostu… Przyzwyczailiśmy się do siebie, wiesz? Tak z dnia na dzień. Puf, całe uczucie zniknęło, po prostu się do niego przywiązałam. Nawet nie wiem, czy nadal go kochałam, po prostu byłam przyzwyczajona, że jest, że się krząta w kuchni, że sypia w lewej skarpetce. – Leila wzrusza ramionami, jakby to nie miało dla niej żadnego znaczenia, chociaż zarówno ona, jak i jej rozmówczyni doskonale wiedziały, że to nieprawda. – Nauczyliśmy się siebie na pamięć, nie było tego dreszczyku emocji przy poznawaniu. Nawet się nie kłóciliśmy, on od razu rezygnował i wychodził – dodała brunetka, ocierając kilka łez, które niepostrzeżenie spłynęły po policzku.
- A wyglądało to tak, jakbyście mieli być razem na zawsze – rzuciła od niechcenia Emma, wodząc palcem po krawędzi kieliszka. – Rany, każdy chciał być tak zakochany jak wy.
- Nie pomagasz – wymamrotała Leila, wycierając nos o rękaw bluzy.
- Wybacz – mruknęła Emma.
- Nie mów, że serio chcesz to zrobić! – pisnęła Leila, uderzając chłopaka piąstkami. – Nie wrzucisz mnie do cholernego morza!
- Nie kuś, kochanie – parsknął w odpowiedzi, przyśpieszając kroku. Leila pisnęła jeszcze głośniej i dodała wrzask i kopniaki, wymierzane głównie w powietrze.
- Postaw mnie, kretynie!
- Zmuś mnie.
- Niby jak! Nawet nie mam jak na ciebie spojrzeć!
- Twoja strata.
Kilkanaście plusków, wrzasków i gróźb śmierci później, Leila i jej chłopak siedzieli na kocu, otuleni puchatym ręcznikiem; Leila cały czas pstrykała zdjęcia zachodowi słońca.
- Kocham cię – mruknął chłopak, całując Leilę w czubek głowy. – Chodźmy wykąpać się nago.
- Chyba kpisz!
- Nie, serio. No dalej, chodź.
- Zwariowałeś – obruszyła się Leila, odsuwając tak daleko, na ile pozwalała powierzchnia koca. – Całkowicie ci odbiło.
- Mam ci pomóc?
- A myślałaś o tym, co by było, gdybyś wybrała tego, no wiesz. Drugiego? – spytała w końcu Emma, nie mogąc wytrzymać ciszy, która nagle zapadła. Leila parsknęła śmiechem bez cienia wesołości i wzruszyła ramionami.
- Milion razy. Zwłaszcza pod koniec. Zastanawiałam się, czy gdybym wybrała inaczej… Czy wszystko potoczyłoby się inaczej.
- I nic z tym nie zrobiłaś? – Emma obróciła się na brzuch, tak by mogła patrzeć wprost na Leilę. – Nie próbowałaś…?
- Wyszłam z nim raz do klubu, nic więcej – szepnęła Leila, uciekając wzrokiem w bok. Po chwili wstała i podeszła do szafki, by wyciągnąć z niej drugą butelkę wina. Chrzanić jutrzejsze zajęcia, przemknęło dziewczynie przez głowę, gdy nalewała sobie i Emmie kolejną lampkę wina.
- I…?
- I „co”? Nic. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zaśpiewał mi piosenkę, nic wielkiego. – Leila wzruszyła ramionami, po raz setny tego wieczoru i w zaczęła obracać kieliszek w dłoniach, przyglądając się czerwonej cieczy w zamyśleniu. – Zaśpiewał Claptona, wyobrażasz to sobie?
- Jeśli to zrobisz, wyjdę stąd i zablokuję twój numer i… Ugh, serio? Musisz? – Leila patrzyła zrezygnowana na poczynania swojego towarzysza i opadła bez sił na kanapę. – Jesteś idiotą. Tak wielkim, cholernym idiotą.
- Proszę, kolejny śmiałek! – zawył wodzirej, a wraz z nim cała sala. – Co zaśpiewasz, młody człowieku? Beatlesów? Abba? Może Justin Bieber? – Mężczyzna puścił oczko do wszystkich zebranych wokół sceny.
- Chciałbym Laylę od Claptona – stwierdził rzeczowo osobnik stojący na scenie, patrząc wyzywająco na Leilę. – Z dedykacją dla… każdej Leili.
- Och, wąska dedykacja! – zagrzmiał wodzirej i w kilka minut później usunął się ze sceny, a didżej puścił zamówiony kawałek.
- What will you do when you get lonely, no one’s waiting by your side? – zaczął mężczyzna lekko ochrypłym głosem, a w sali natychmiast zapanowała cisza; widzowie zachowywali się, jakby znaleźli się pod urokiem głosu i charyzmy występującego. –You’ve been running and hiding much too long, you know it’s just your foolish pride.
- Skończ to – wymamrotała Leila, mając zgubną nadzieję, że jej szept jakimś dziwnym sposobem dotrze wprost na scenę. – Teraz.
Leila, you’ve got me on my knees.
Leila, I’m begging, darling please.
Leila, darling won’t you ease my worried mind.
- Nienawidzę cię – westchnęła dziewczyna, jednocześnie rozkoszując się dźwiękami, które wydobywały się z krtani głównego wykonawcy. Tak bardzo jej tego brakowało; elementu zaskoczenia i niespodzianki, radosnego podniecenia w oczekiwaniu na coś zupełnie nieoczekiwanego.
- Chrzanisz! – Emma była w stanie najwyższego podziwu. – Poszliście do klubu raz, a on ci wyskoczył ze śpiewem? Szlag by cię, dziewczyno – warknęła Emma, popijając wino.
- Szlag by mnie? – Leila uniosła brwi. – Nie mogę sobie wybaczyć, że wszystko spieprzyłam.
- Dlaczego obwiniasz tylko siebie? – spytała poważnie Emma, odkładając kieliszek na stół. – Dlaczego nie ich?
- Bo to ja się znudziłam, Emma. Ja stwierdziłam, że Harry jest do mnie przyzwyczajony i kocha mnie też z przyzwyczajenia, ja poszłam do klubu z Zaynem i bawiłam się świetnie, ja zerwałam z Harrym, który do dzisiaj mi tego nie wybaczył, bo twierdzi że mnie cały czas kocha „normalnie”, a nie z przyzwyczajenia. Rozumiesz?
Obok jesteś wciąż i nie ma Cię
nie potrafisz wprost nie kochać mnie
może to nie nam pisana jest
taka miłość aż po życia kres.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro