Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Znam cię na pamięć [dodatek specjalny]

- Leila! – Emma krzyknęła z całych sił, gdy zobaczyła znajomą sylwetkę, znikającą w tłumie na Covent Garden. – Leila Morris! Nie udawaj, że mnie nie słyszysz!

Postać w końcu się zatrzymała i obróciła na pięcie; Emma pisnęła z radości, gdy przekonała się, że to faktycznie Leila, a nie ktoś inny – głupio by wyszło, gdyby wrzeszczała czyjeś imię na darmo.

- Cześć Em. – Leila uśmiechnęła się szeroko, gdy obie dziewczyny znalazły się na tyle blisko, by słyszeć się bez krzyków. – Sto lat cię nie widziałam.

- To samo się tyczy ciebie, Morris! Znaczy, nie do końca, widziałam cię tu i ówdzie, wiesz – paplała Emma, a Leila zastanawiała się, czy ona od zawsze była taka rozgadana, czy nagle jej się odmieniło, po skończeniu szkoły. – Tu reklamówka, a tam coś… Co porabiasz?

- Przeszkadzałoby ci, gdybyśmy poszły gdzieś na kawę czy coś? – spytała nagle Leila, rozglądając się. – Wygląda na to, że będzie padać.

- Proszę, rasowy Londyńczyk – cmoknęła Emma, kręcąc głową. – Chodźmy, pewnie. Znasz coś dobrego w okolicy?

Kilkanaście minut później Leila i Emma siedziały w przytulnej kawiarnio-księgarni, trzymając w dłoniach kubki aromatycznej gorącej czekolady.

- Więc… Ty i on. Jak wam jest? – spytała Emma, gdy już wyczerpała wszelkie mniejsze i większe plotki ze swojego miasteczka. – Znaczy, niby mnie to nie obchodzi, ale…

- Jestem sama – rzuciła Leila od niechcenia, jednak dało się zauważyć, że rysy twarzy nieznacznie jej stężały, a cała postawa uległa dziwnej zmianie. – Od kilku miesięcy.

- Och. – Zdołała wykrztusić Emma, całkowicie zaskoczona. – Och. A myślałam, że będziecie tymi, no wiesz, licealne gołąbki, na zawsze i na wieczność i w ogóle.

- Hm. Różnie w życiu bywa – odparła Leila, uśmiechając się słabo. – A ty? Co u ciebie?

Emmie aż błysnęły oczy w reakcji na możliwość mówienia o sobie bez żadnych zahamowani; nie, żeby była nie wiadomo jak próżna czy coś w tym rodzaju, ale lubiła mówić o sobie każdemu, kto chciał słuchać. Jednocześnie, lubiła też słuchać innych, opowiadających o swoim życiu, więc była święcie przekonana, że równowaga w przyrodzie została zachowana.

Jakieś godzinę czy dwie później, Emma pożegnała się z Leilą i obie dosłownie pobiegły na przystanki – Emma na autobus, ostatni tego dnia, który jechał w okolicach jej domu, a Leila wbiegła do tunelu metra, mając nadzieję, że ominie tradycyjne, popołudniowe tłumy.

Ani jednej, ani drugiej nie udało się dotrzeć na czas; Leila musiała gnieść się z milionami Londyńczyków, wracających z pracy, a Emma moknąć na przystanku autobusowym, modląc się o dodatkowy pojazd albo jakiegoś znajomego z dostępem do samochodu.

- Szlag by trafił, pięć procent baterii – wymamrotała, chuchając w zziębnięte dłonie. – Do kogo ja mam zadzwonić? Adam, Jake, Joe, Kathleen… Leila! Bingo!

Tymczasem Leila właśnie wydostała się z wagonu metra i przeklinając pod nosem, wbiegała po schodach, zastanawiając się, dlaczego jeszcze nie naprawili windy.

Gdy wkładała klucz do zamka, rozdzwonił się jej telefon, który – oczywiście – leżał gdzieś na dnie torebki, razem z milionem rzeczy, które akurat się odnajdą, gdy Leila będzie szukać telefonu.

- Zostaw wiadomość, do cholery – mruknęła dziewczyna, w końcu dostając się do środka mieszkania. Z lekkim westchnieniem ulgi zrzuciła doszczętnie przemoczone trampki, ściągnęła płaszcz i ziewając, przeszła do salonu.

Tam wysypała całą zawartość torby na puchaty dywan i w końcu dostała się do telefonu. Nieco zbyt nerwowo odblokowała ekran i ku swojemu rozczarowaniu, zobaczyła że to Emma próbowała się do niej dodzwonić.

Porzucając wszelkie nadzieje, oddzwoniła do starej znajomej (jednocześnie przybranej siostry)  i w ciągu kilku minut zaprosiła ją do siebie, dziwiąc się samej sobie.

- Ja jej nawet nie lubię – powiedziała do siedzącego na kontuarze misia, pamiątki z wyjazdu do Brighton. – Ona mnie wkurza. Po co ja ją zaprosiłam?

Miś zdawał się być niewzruszony.

- Masz rację. Jestem głupia. No nic, idę znaleźć jej coś do spania. – Leila pokręciła głową nad własną głupotą i wyszła z salonu.

Emma klasnęła w dłonie i, schowawszy telefon do kieszeni, skierowała się w stronę metra, by dostać się do mieszkania Leili. Zgodnie ze wskazówkami Morris, podróż zajmuje – z miejsca, w którym aktualnie Emma się znajdowała – jakąś godzinę. I całe szczęście, przynajmniej trochę wyschnę czy coś, pomyślała dziewczyna, pakując się do środka wagonu. Żałowała tylko tego, że nie mogła jechać autobusem – wtedy obejrzałaby spory kawałek Londynu, a nie tylko czerń i od czasu do czasu, kolorowe graffiti na ścianach.

- Emma? – Zza pleców dziewczyny odezwał się męski głos. – O rany, co tutaj robisz?

- Cześć Harry! – Emma rozpromieniła się na widok znajomego ze szkoły średniej. – Jak ja cię dawno nie widziałam!

- Nawzajem, trzpiotko – roześmiał się Styles, kręcąc głową. – Ile to, sto lat?

- Trzy, tłumoku – parsknęła Emma, czując się nieco swobodniej w towarzystwie kogoś znajomego. Dotychczas czuła, że wszyscy w wagonie się na nią patrzą jak na kosmitę – albo to jej wybujała wyobraźnia? – Co robisz w Londynie?

- Pytałem o to samo. – Harry przewrócił oczami, ale pod wpływem spojrzenia Emmy, od razu się zreflektował. – Studiuję w King’s College. A ty?

- Siedzę w domu i czekam na pracę. Studia to nie moja bajka. – Emma zmarszczyła nos, jakby wyczuła coś śmierdzącego. – Wiesz, jak się cieszyłam, gdy skończyliśmy szkołę.

- Tak, pamiętam. A co na to twoja mama? I… No wiesz. Jej nowy chłopak?

- Nie przypominaj mi o nim – mruknęła Emma. – To jakiś skretyniały tyran, nic dziwnego, że Leila się wyprowadziła.

- Tak, tak, masz rację – odparł Harry zmienionym tonem, jakby jego myśli nagle zaczęły lawirować w zupełnie innych okolicach. – O, moja stacja. Do zobaczenia, Emmo. – rzucił na pożegnanie i zabrawszy plecak, wręcz wyskoczył z pociągu.

Emma zmarszczyła brwi i pokręciła głową, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi.

- Więc… Co robisz na co dzień? – spytała Leila, nalewając do kieliszków wino.  – Czemu nadal siedzisz w tej dziurze?

- Sama nie wiem. – Emma wzruszyła ramionami, upijając łyk trunku. – To trochę poza moją kontrolą, coś automatycznego. A ty?

- Co „ja”?

- Dlaczego tutaj jesteś. Sama – powiedziała Emma z naciskiem na ostatnie słowo, na co Leila lekko się obruszyła i przymknęła oczy.

- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.

- Hej, czy tego chcesz czy nie, jesteśmy jakby przybranymi siostrami – zaczęła blondynka, robiąc wymowną minę. – Leila, serio. Musisz się z tym oswoić.

- Po prostu… Przyzwyczailiśmy się do siebie, wiesz? Tak z dnia na dzień. Puf, całe uczucie zniknęło, po prostu się do niego przywiązałam. Nawet nie wiem, czy nadal go kochałam, po prostu byłam przyzwyczajona, że jest, że się krząta w kuchni, że sypia w lewej skarpetce. – Leila wzrusza ramionami, jakby to nie miało dla niej żadnego znaczenia, chociaż zarówno ona, jak i jej rozmówczyni doskonale wiedziały, że to nieprawda. – Nauczyliśmy się siebie na pamięć, nie było tego dreszczyku emocji przy poznawaniu. Nawet się nie kłóciliśmy, on od razu rezygnował i wychodził – dodała brunetka, ocierając kilka łez, które niepostrzeżenie spłynęły po policzku.

- A wyglądało to tak, jakbyście mieli być razem na zawsze – rzuciła od niechcenia Emma, wodząc palcem po krawędzi kieliszka. – Rany, każdy chciał być tak zakochany jak wy.

- Nie pomagasz – wymamrotała Leila, wycierając nos o rękaw bluzy.

- Wybacz – mruknęła Emma.

- Nie mów, że serio chcesz to zrobić! – pisnęła Leila, uderzając chłopaka piąstkami. – Nie wrzucisz mnie do cholernego morza!

- Nie kuś, kochanie – parsknął w odpowiedzi, przyśpieszając kroku. Leila pisnęła jeszcze głośniej i dodała wrzask i kopniaki, wymierzane głównie w powietrze.

- Postaw mnie, kretynie!

- Zmuś mnie.

- Niby jak! Nawet nie mam jak na ciebie spojrzeć!

- Twoja strata.

Kilkanaście plusków, wrzasków i gróźb śmierci później, Leila i jej chłopak siedzieli na kocu, otuleni puchatym ręcznikiem; Leila cały czas pstrykała zdjęcia zachodowi słońca.

- Kocham cię – mruknął chłopak, całując Leilę w czubek głowy. – Chodźmy wykąpać się nago.

- Chyba kpisz!

- Nie, serio. No dalej, chodź.

- Zwariowałeś – obruszyła się Leila, odsuwając tak daleko, na ile pozwalała powierzchnia koca. – Całkowicie ci odbiło.

- Mam ci pomóc?

- A myślałaś o tym, co by było, gdybyś wybrała tego, no wiesz. Drugiego? – spytała w końcu Emma, nie mogąc wytrzymać ciszy, która nagle zapadła. Leila parsknęła śmiechem bez cienia wesołości i wzruszyła ramionami.

- Milion razy. Zwłaszcza pod koniec. Zastanawiałam się, czy gdybym wybrała inaczej… Czy wszystko potoczyłoby się inaczej.

- I nic z tym nie zrobiłaś? – Emma obróciła się na brzuch, tak by mogła patrzeć wprost na Leilę. – Nie próbowałaś…?

- Wyszłam z nim raz do klubu, nic więcej – szepnęła Leila, uciekając wzrokiem w bok. Po chwili wstała i podeszła do szafki, by wyciągnąć z niej drugą butelkę wina. Chrzanić jutrzejsze zajęcia, przemknęło dziewczynie przez głowę, gdy nalewała sobie i Emmie kolejną lampkę wina.

- I…?

- I „co”? Nic. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zaśpiewał mi piosenkę, nic wielkiego. – Leila wzruszyła ramionami, po raz setny tego wieczoru i w zaczęła obracać kieliszek w dłoniach, przyglądając się czerwonej cieczy w zamyśleniu. – Zaśpiewał Claptona, wyobrażasz to sobie?

- Jeśli to zrobisz, wyjdę stąd i zablokuję twój numer i… Ugh, serio? Musisz? – Leila patrzyła zrezygnowana na poczynania swojego towarzysza i opadła bez sił na kanapę. – Jesteś idiotą. Tak wielkim, cholernym idiotą.

- Proszę, kolejny śmiałek! – zawył wodzirej, a wraz z nim cała sala. – Co zaśpiewasz, młody człowieku? Beatlesów? Abba? Może Justin Bieber? – Mężczyzna puścił oczko do wszystkich zebranych wokół sceny.

- Chciałbym Laylę od Claptona – stwierdził rzeczowo osobnik stojący na scenie, patrząc wyzywająco na Leilę. – Z dedykacją dla… każdej Leili.

- Och, wąska dedykacja! – zagrzmiał wodzirej i w kilka minut później usunął się ze sceny, a didżej puścił zamówiony kawałek.

- What will you do when you get lonely, no one’s waiting by your side?  – zaczął mężczyzna lekko ochrypłym głosem, a w sali natychmiast zapanowała cisza; widzowie zachowywali się, jakby znaleźli się pod urokiem głosu i charyzmy występującego. –You’ve been running and hiding much too long, you know it’s just your foolish pride.

- Skończ to – wymamrotała Leila, mając zgubną nadzieję, że jej szept jakimś dziwnym sposobem dotrze wprost na scenę. – Teraz.

Leila, you’ve got me on my knees.

Leila, I’m begging, darling please.

Leila, darling won’t you ease my worried mind.

- Nienawidzę cię – westchnęła dziewczyna, jednocześnie rozkoszując się dźwiękami, które wydobywały się z krtani głównego wykonawcy. Tak bardzo jej tego brakowało; elementu zaskoczenia i niespodzianki, radosnego podniecenia w oczekiwaniu na coś zupełnie nieoczekiwanego.

- Chrzanisz! – Emma była w stanie najwyższego podziwu. – Poszliście do klubu raz, a on ci wyskoczył ze śpiewem? Szlag by cię, dziewczyno – warknęła Emma, popijając wino.

- Szlag by mnie? – Leila uniosła brwi. – Nie mogę sobie wybaczyć, że wszystko spieprzyłam.

- Dlaczego obwiniasz tylko siebie? – spytała poważnie Emma, odkładając kieliszek na stół. – Dlaczego nie ich?

- Bo to ja się znudziłam, Emma. Ja stwierdziłam, że Harry jest do mnie przyzwyczajony i kocha mnie też z przyzwyczajenia, ja poszłam do klubu z Zaynem i bawiłam się świetnie, ja zerwałam z Harrym, który do dzisiaj mi tego nie wybaczył, bo twierdzi że mnie cały czas kocha „normalnie”, a nie z przyzwyczajenia. Rozumiesz?

 

Obok jesteś wciąż i nie ma Cię

nie potrafisz wprost nie kochać mnie

może to nie nam pisana jest

taka miłość aż po życia kres.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro