Grow
On nie był do końca przekonany o słuszności swoich wyborów, ale w pewnym momencie nie masz wyjścia, musisz ciągnąć farsę dalej.
Ona chciała być szczera wobec siebie samej, swojego ojca i Niego, ale to było niemożliwe – żyjąc w szczerości z jednym, okłamywała drugiego.
Wszystko potoczyło się szybko, gwałtownie i nie tak, jak powinno, a skutki spontaniczności nie zawsze są pozytywne.
*~*
Leila była bardzo ładna. Piękna. Idealna osiemnastolatka, bez grama tłuszczu, bez jakiejkolwiek skazy. Umiała grać na instrumentach, świetnie sprawdzała się jako aktorka, a na lekcjach brylowała wśród inteligenckiej elity szkoły. Nauczyciele ją uwielbiali i zawsze stawiali jako wzór, a jej samej to niezbyt przeszkadzało, a wręcz przeciwnie –bardzo schlebiało. Spojrzenia rzucane na korytarzu, szepty młodszych koleżanek i wyrazy twarzy kolegów – wszystko było idealne. Oczywiście, jak to zwykle bywa – tylko z pozoru.
Gdy cztery lata wcześniej przeprowadziła się wraz z ojcem około 60 kilometrów na wschód od Londynu, do miejscowości X, żaden z sąsiadów nie zadał sobie trudu poznania nowej rodziny. Pan Morris otworzył swoją kancelarię i wydawał się być człowiekiem niesamowicie zdystansowanym i poważnym, niesamowicie ułożonym; Leila tylko te pogłoski podtrzymywała, rzucając dziwne spojrzenia na nieuprzątnięte ogródki sąsiadów, podczas gdy ich własny wręcz świecił przykładem.
Leila nie potrzebowała gwardii przyjaciółek –była raczej samotnikiem, chodzącym własnymi ścieżkami. Oczywiście, była lubiana, ale z nikim nie nawiązała bliższej więzi; nie potrzebowała jej. Do wszystkiego chciała dojść dzięki własnemu uporowi i na ogół jej się to udawało.
Prestiżowe szkoły wyższe stały przed nią otworem, ale potrzebowała jeszcze jednych zajęć, by dostać się tam, gdzie chciała – do Royal Academy Of Dramatic Art. Gdy była mniejsza, marzyła by stać się aktorką, więc aż podskoczyła z radości, gdy okazało się że jej plan lekcji obejmuje tak ważne dla niej lekcje.
Zajęcia teatralne.
Pech chciał, że nauczycielka, która dotąd zajmowała się tym przedmiotem, była zmuszona do przejścia na przedwczesną emeryturę, a grupa Leili została bez opiekuna. Dyrekcja na gwałt poszukiwała nauczyciela, aż pewnego deszczowego dnia w szkole znalazł się tajemniczy trzydziestolatek z kasztanowobrązowymi tęczówkami i ciemnymi włosami. Mężczyzna od razu stał się obiektem westchnień młodszej części grona pedagogicznego i starszej części adeptek szkoły. Trzydniowy zarost nadawał szczęce wyrazu, a wiecznie zblazowany wyraz twarzy fascynował i pobudzał wyobraźnię.
Na pierwszych zajęciach z nowym nauczycielem w klasie buzowało. Dziewczyny obsesyjnie poprawiały wygląd, a męska część zgromadzenia wymyślała obraźliwe przezwiska na „nowego”. Leila starannie ułożyła podręczniki na ławce i przybrała najbardziej reprezentatywny uśmiech – przystojniak czy nie, ona musi być najlepsza.
- Zamknijcie się, z łaski swojej – rzucił jakiś męski głos, a rejwach w klasie jak szybko wybuchł, tak teraz wszystko ucichło. Cała grupa spoglądała z zaciekawieniem na obcego faceta, kręcącego się przy biurku starej Edwards, przerzucającego papiery i mamroczącego coś pod nosem. „Podobno to oznaka geniuszu. Oby” pomyślała Leila, przyglądając się nauczycielowi bez mrugnięcia. Mężczyzna przystanął, obrócił się bokiem do klasy i wpatrywał się w okno.
- Nazywam się Malik, moje imię jest nieistotne i jestem tutaj w zastępstwie za panią Edwards. Nie obchodzą mnie wasze imiona, tylko cechy szczególne i zdolności, więc będę do was mówił tak, jak was postrzegam. Na przykład dwójkę z ostatniej ławki pod oknem – tutaj nauczyciel uśmiechnął się ironicznie – postrzegam jako dwójkę imbecyli, zdolnych do przesyłania sobie karteczek z napisem „pedał” pod ławką. Nie mogę na nich tak mówić, więc niech zostaną imbecylami. Ach, i jeszcze jedno – Malik zwiesił głos i podniósł głowę, by w końcu spojrzeć wprost na oniemiałą klasę. – Dyrektor wie o moich metodach, więc latanie na skargę jest idiotycznym marnotrawstwem czasu. Pytania?
Leila stwierdziła, że w tym roku zajęcia będą szczególnie ciekawe.
Malik przechadzał się w tę i z powrotem, nie zaszczycając swojej klasy ani jednym spojrzeniem. Oglądał dokładnie książki i program, jaki zostawiła pani Edwards, czytał notatki wklejone w przewodnik teatralny i niemal każdą rzecz kwitował jakimś wymamrotanym pod nosem komentarzem, który najpewniej do najmilszych nie należał. W końcu usiadł na swoim miejscu i zalogował się do szkolnego systemu, żeby sprawdzić obecność. Rzucał po kolei nazwiskami i po dopełnieniu formalności wyłączył komputer i odchylił się od biurka. Huśtając się na krześle, mierzył wzrokiem grupę nieco zdezorientowanych uczniów, którzy nie wiedzieli, jak powinni się w takiej sytuacji zachować.
- Nie mam zamiaru interpretować setny raz sztuk Szekspira, nie o to w tym wszystkim chodzi. Proszę jednego z imbecyli o przyniesienie z biblioteki najnowszego wydania informatora teatralnego – powiedział Malik tym samym tonem, co kilka chwil wcześniej. Chłopak z ostatniej ławki podniósł się z miejsca i wyszedł z klasy, a reszta patrzyła na całą sytuację jak oniemiała – prawie żaden z nauczycieli nie zdołał zmusić Careya do zrobienia czegoś pożytecznego.
W reakcji na news ze strony nauczyciela, Leila zmrużyła oczy i zapisała w notatniku „zajęcia praktyczne, potrzebny strój”. Oczywiście, jej ruch nie uszedł uwadze nauczyciela.
- Dokładność się chwali, ale pisanie o każdym aspekcie życia świadczy o chorobie psychicznej. – Malik powiedział to nieco innym głosem, niż wcześniej; tym razem jego twarz przybrała poważniejszy wyraz, a tembr głosu nieco się obniżył.
- Pan profesor pozwoli, że sama będę decydować o organizacji swojej pracy – odparowała automatycznie Leila, nieprzyzwyczajona do jakichkolwiek aluzji ze strony ciała pedagogicznego. Mężczyzna nieoczekiwanie zachichotał i przyklasnął.
- Obrona własnego zdania też się chwali. Ale nie na zajęciach. O, dziękuję bardzo – zwrócił się do przybyłego z opasłym tomiszczem Careya i zaczął kartkować strony. Mrucząc i stukając widocznie czegoś szukał. Klasa czekała zniecierpliwiona na dalszy rozwój akcji, podczas gdy nauczyciela dosłownie pochłonął informator.
- Cóż, Sir William będzie musiał mi wybaczyć moje jawne pokpiwanie z jego kunsztu. Za cztery miesiące wystawimy „Sen nocy letniej”, i to będzie wasza główna ocena. Poza tym, będę obserwował wasze zaangażowanie w przygotowania, aktywność i całą masę innych szczegółów, o których wiedzieć nie musicie. Sztuka opiewa na 29 osób, w klasie mamy 35, więc ogłosimy castingi na role poboczne. Osoby chętne do scenografii proszę o projekt starożytnych Aten do piątku. Jeśli oczywiście ktoś ma inną koncepcję, zapraszam do mnie. Reżyserię pozostawię sobie, osoby zainteresowane organizacją oraz scenariuszem proszę o zostanie po lekcji. I tak, to akurat mogłaś zanotować – powiedział Malik, patrząc wprost na Leilę, która lekko spąsowiała po ostatniej uwadze nauczyciela.
- Panie profesorze, a co z zaliczeniem na dodatkową ocenę? – odezwała się jedna z dziewczyn, które kilka minut wcześniej szykowały się na przyjście nauczyciela. I to bynajmniej nie chodziło o szykowanie się w sposób merytoryczny.
- Jak już wspomniałem, będę obserwował wasze zaangażowanie i za to będą oceny. Żadnych referatów czy prezentacji, bo to ściema. Jeszcze coś?
Klasa odpowiedziała pomrukiem i Malik zaczął jedną z niewielu – jak zaznaczył – lekcji teoretycznych. Przechadzał się w tę i z powrotem, co chwila rzucając cytatami z różnych sztuk czy wierszy, oczywiście opatrując wszystko własnym komentarzem.
Leila wpatrywała się w nauczyciela z niedowierzaniem – nie była przygotowana na takie podejście do zajęć, więc nie wiedziała, co powinna zrobić. Żadni z nauczycieli, których dotąd poznała nie byli tak ostentacyjnie bezczelni, zblazowani i ironiczni. Innym osobom z jej grupy najwyraźniej to nie przeszkadzało, albo nie dawali po sobie tego poznać – większość siedziała z błyszczącymi oczami, dosłownie spijając każde słowo z ust nauczyciela. Leila zapisała bezwiednie jakieś notatki, nawet nie zastanawiając się nad tym, co pisze; jej myśli wciąż fruwały wokół Malika. Po kilku minutach spojrzała w swoje notatki i przestraszyła się samej siebie.
„On jest niesamowity”
*~*
Mijały kolejne dni, które przeciągały się w tygodnie. Klasa przywykła do ekscentrycznego nauczyciela, wdrażając się w tok zajęć; role do sztuki zostały obsadzone, scenariusz był prawie napisany, a grupa zajmująca się organizacją doskonale znała swoje zdania. Leila znalazła się w tej ostatniej części klasy – w udziale przypadło jej komponowanie muzyki. Oczywiście, wszyscy byli zdziwieni jej bierną postawą wobec namów koleżanek do startowania w castingu do głównej roli; dziewczyna po prostu odpuściła, nie chcąc się wyróżniać. Na przestrzeni tych kilku minionych dni ekscentryczność nauczyciela dawała się jej we znaki – zwłaszcza w momencie, gdy zyskała mało chlubny przydomek „Nudziara”.
Malik nie był bojaźliwy i zdecydowanie mówił to, co myślał, nie zważając na uczucia innych. Nienawidził ludzi idealnych, którzy zawsze wiedzą, co należy powiedzieć, jak należy się zachować; uważał ich za całkowitych nudziarzy, nie zasługujących na chwilę uwagi.
Gdy dostał pracę w prestiżowym liceum, sam nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Jasne, wysłał tam swoje podanie (po pijaku, ale nomen – omen, piwo zostało uwarzone) i czekał na rozpatrzenie sprawy (niekonieczne pozytywne).
Od małego interesowały go trupy aktorskie z XIX wieku; marzył o dołączeniu do grupy wędrownego teatru i występowanie w każdym zakątku kraju. Jednak realia są takie, a nie inne, trupy aktorskie wyginęły, a razem z nimi marzenia Malika.
Próbował rzucić teatr i wszystko, co z nim związane, jednak mimo jego wysiłków, cały czas coś go ciągnęło do sztuki; do czegoś, co dawało upust jego kreatywności. Trochę śpiewał w klubach ze znajomymi, aż w końcu poszedł na uniwersytet i został nauczycielem. Dość smutna historia o zniszczonych marzeniach, prawda?
Widząc te wszystkie bezmyślne twarze, wpatrujące się w niego z niemym wołaniem o pomoc – a przynajmniej tak odbierał kilku śliniących się niedorozwojów – przypominała mu się jego własna klasa, której podejście do jakichkolwiek zajęć kreatywnych kończyło się zawsze zdaniem „Zayn to zrobi”.
- Panie profesorze – odezwała się jakaś dziewczyna, patrząc na Malika wyczekująco. Ten ocknął się z letargu i nieco skonfundowany, spojrzał na zakłopotaną blondynkę. – A kto zajmuje się muzyką? Nie wiem, do kogo mam iść z tym – potrząsnęła kilkoma kartkami z zapisami nutowymi.
- Nudziara się tym zajmuje, z tego co kojarzę – mruknął, starając się przybrać jak najbardziej znużony ton. Doskonale wiedział, kto jest od czego, a co więcej – wiedział, jak jego uczniowie mają naprawdę na imię, skąd są i czym się interesują; byli bardzo łatwi do rozgryzienia, przynajmniej na ogół.
Wcześniej wspomniana Nudziara, albo raczej Leila Morris, była najbardziej tajemniczym stworzeniem, jakie widział w tej, pożal się Boże, szkole. Nie świergotała na przerwach z innymi, chociaż widocznie cieszyła się wśród nich szacunkiem; nie mizdrzyła się jak ostatnia idiotka na jego zajęciach, jak to robiła pozostała część damskiego grona. W sumie, to była dziwna.
- Leila? – Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale pod wpływem lekceważącego spojrzenia nauczyciela, wzruszyła ramionami i oddaliła się w stronę wcześniej wspomnianej brunetki. Zayn chciał wrócić do swojego wspominania dawnych czasów, ale okazało się, że bez jego nadzoru, cały plan powoli obraca się w proch. Scenografowie szaleli z pędzlami, aktorzy rzucali w siebie kulkami ze zgniecionego scenariusza i tylko dziewczyna przy fortepianie coś robiła.
No tak. Nudziara. Wiecznie poprawna i ułożona.
- Moglibyście mi powiedzieć, co wy do jasnej cholery wyrabiacie? – krzyknął w stronę rozbawionego odtwórcy głównej roli, który natychmiast przestał rzucać papierem. – Skoro tam wam wesoło, napiszecie mi referat o wpływie Szekspira na kulturę nowoczesną. I żadnych gotowców.
- Panie profesorze – odezwała się wcześniej wspomniana Nudziara. – Kompozycja słoneczna ma być grana przed wejściem Dana na scenę czy po?
- Czytałaś scenariusz czy tego twój harmonogram nie obejmuje? – sarknął nauczyciel, mierząc dziewczynę dość ironicznym spojrzeniem.
- Czytałam, bo pomagałam go pisać, panie profesorze. – Emfaza i nacisk, jakie Leila nałożyła na dwa ostatnie słowa mogłyby zabić człowieka. Jednak ona się tym nie przejmowała i patrzyła wyzywająco na Malika, czekając na kolejny sarkastyczny docinek z jego strony.
- No tak! Jakże mogłoby być inaczej, panna idealna zawsze na posterunku! Tak czy inaczej, w scenariuszu jest wszystko napisane. Dziękuję bardzo, teraz wychodzę. Postarajcie się nie zniszczyć sali – rzucił na odchodnym i wyszedł z pomieszczenia. Leila aż gotowała się ze złości na tego cholernego idiotę, który myślał, że pozjadał wszystkie rozumy.
To się wszystko jeszcze okaże.
*~*
Dzięki pracy przy sztuce, Leila nieco zacieśniła więzy z koleżankami z klasy. Dzięki nim zgodziła się grać główną rolę, gdy zarówno główna odtwórczyni jak i dublerka (siostry bliźniaczki), zachorowały.
Nie zanosiło się na wielkie przyjaźnie, jednak miło było mieć kogoś w swoim wieku, z kim można porozmawiać na tematy, o których rodzony ojciec nie chce słyszeć. Podczas rzadkich, wspólnych kolacji pan Morris niemal dostawał białej gorączki na samo wspomnienie o chłopakach z klasy swojej córki.
Leila praktycznie wychowała się dzięki babci i kilku nianiom, ponieważ jej ojca na ogół nie było w domu – przesiadywał w swojej kancelarii, broniąc kolejnych bogatych półgłówków w sądzie. Dość stereotypowo, prawda?
Leilę bolały określenia takie jak „nudziara”; ona po prostu dążyła do wyznaczonych celów, była uparta i ambitna, dlatego nie poświęcała się postronnym sprawom tak, jak jej rówieśniczki. Nie chciała się przyznać, że swojego rodzaju obelgi, którymi częstował ją „pan profesor” Malik dotykały ją do żywego i sprawiały, że chciała zniknąć z powierzchni ziemi. Czasami miała ochotę opowiedzieć mu o wszystkim, co spotkało ją w przeszłości; pokazać tatuaż i zdjęcia, ale potem szybko dochodziła do wniosku, że gra nie jest warta świeczki – to i tak nie zmieni sposobu postrzegania jej osoby przez nauczyciela. Poza tym, dlaczego miałoby jej zależeć na opinii kogoś tak opryskliwego jak Malik? To niedorzeczne.
Jednak mimo wszystko ten facet sprawił – całkowicie nieświadomie - że życie Leili nabrało nieco kolorów. Dzięki wspólnej pracy przy sztuce, dziewczyny z jej klasy zaprosiły ją na wspólny wypad – oblewanie zdanego prawa jazdy, a ona z radością na to przystała.
I teraz, stojąc pod klubem, czuła się schizofrenik w początkowym stadium choroby – chciała tutaj być, żeby udowodnić co niektórym, że nie jest nudziarą; jednocześnie chciała zostać w domu i po prostu być sobą, siedząc w dresie przed telewizorem.
- Leila! Przyszłaś! – zaświergotała jedna z dziewczyn.
- Ile można siedzieć w domu. I dzięki za zaproszenie, Rae. – Uśmiechnęła się w odpowiedzi i między koleżankami zapanowała cisza. Żadna z nich nie wiedziała, o czym mogłyby rozmawiać, by druga strona nie czuła się niekomfortowo; na szczęście, z odsieczą nadciągnęła Emma, najbardziej przedsiębiorcza jednostka w szkole.
- Leila, Rae! Impreza jest tam! – krzyknęła z wręcz rozbrajającą radością i pociągnęła nieco zakłopotane towarzyszki do środka.
W klubie panował lekko zaduch, ale nie było tak, jak przypuszczała Leila; Innocence okazał się zwykłym klubem z ciekawą muzyką i ludźmi tak różnorodnymi, że wewnętrzna ciekawość Leili została podgrzana do czerwoności. Z jakiś zakamuflowanych głośników wydobywały się pierwsze takty jakiejś alternatywnej piosenki, a ludzie, zazwyczaj zbici w większe lub mniejsze grupki, dyskutowali między sobą, co chwila wybuchając śmiechem.
- Piwo, drink, czysta? – zapytała Emma, gdy cała trójka opadła na kanapę w jednym z boksów. Rae wzruszyła ramionami, a Leila przybrała najodważniejszy wyraz twarzy, na jaki ją było stać i poprosiła czystą.
Nie jest nudziarą.
Po dwóch godzinach dziewczyny przyzwyczaiły się do atmosfery panującej w klubie i zaczęły się bawić – każda w innej części. Rae spotkała swoich przyjaciół i za aprobatą roześmianej Emmy i nieco zamroczonej Leili oddaliła się w ich stronę, a chwilę później wesoła pomysłodawczyni całego wyjścia tańczyła z nowo poznanym kolesiem w sali obok.
Więc Leila została sama ze swoim kieliszkiem. Obracała go w dłoniach, jakby zobaczyła ósmy cud świata, a jej myśli pędziły z prędkością światła. Alkohol sprawił, że czuła się jeszcze bardziej samotna niż wcześniej, ale mimo wszystko, było jej ciepło. Brakowało jej ciepła, odkąd ojciec postanowił wprowadzić „surowe wychowanie”. Brakowało jej ciepła, odkąd babcia wyprowadziła się z domu, w odpowiedzi na zachowanie syna. Nie chciała zachowywać się jak typowa, rozpieszczona jedynaczka, którą ojciec wychował w poczuciu dążenia do perfekcyjności; chciała być sobą, od początku do końca. Chciała spełnić wszystkie marzenia z przeszłości.
- Picie w samotności doprowadzi panią do nałogu, panno Morris – mruknął ktoś, dosiadając się do boksu Leili. Dziewczyna nawet nie podniosła głowy i wzruszyła ramionami, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że nowy kolega zna jej nazwisko.
- Przynajmniej to będzie jakaś odmiana.
- Odmiana po czym?
- Po byciu nudną.
- Nudną? Skąd wiesz, że jesteś nudna?
- A skąd ty wiesz, że nie jestem?
- Bo nie wyglądasz.
- Pozory. –Leila ziewnęła przeciągle, nie przestając obracać kieliszka. W końcu, uśmiechnęła się kącikiem ust, uniosła kieliszek do góry, w stronę tajemniczego rozmówcy, rzuciła w jego stronę „twoje zdrowie” i wypiła zawartość jednym duszkiem.
Opóźniona reakcja instynktu samozachowawczego uderzyła dziewczynę dopiero, gdy właściciel owego głosu lekko się zaśmiał.
- Pan profesor? – Dziewczyna zakrztusiła się powietrzem, a mężczyzna obok roześmiał się w głos.
- Widzę, że masz bardzo wyrafinowany sposób spędzania wolnego czasu. Ujęłaś dodatkowe kolejki w terminarzu? – Skinął głową na opróżnione kieliszki (oczywiście, niektóre z nich należały do Rae oraz Emmy), przybierając dość ironiczny uśmiech.
- Nie, bo pisanie scenariusza wypełnia mi całe dnie – wymamrotała Leila, niezdolna do podniesienia wzroku. Malik przewrócił oczami i przejął od przechodzącego obok kelnera kufel z piwem.
- Leila, nadwyrężam swoją wątłą reputację, siedząc tutaj z tobą. Nie spieprz tego – powiedział, biorąc łyk złotego napoju. Zabawne, pomyślała Morris. Siedzę z najbezczelniejszym i najbardziej złośliwym nauczycielem na świecie w klubie przy wódce i piwie.
Zdecydowanie nie jestem nudziarą.
- Nawet nie miałam zamiaru, panie profesorze – odparła, siląc się na sympatycznie zajadliwy ton. Malik przewrócił oczami raz jeszcze i wyciągnął dłoń ponad stołem.
- Zayn. Ale nie mów nikomu.
Leila zmrużyła oczy i uścisnęła dłoń nauczyciela. Czuła się jak największy złoczyńca na świecie, łamiąc niemal kardynalną zasadę, jaka obowiązywała nauczycieli.
„Zero prywatnych kontaktów z uczniami”
Jednak mimo tego, cała sytuacja sprawiła, że poczuła się jak normalny człowiek, a nie idealnie wykrojona skorupa, robiąca to, co do niej należy. Czuła się tak jak kiedyś, gdy mieszkali w Londynie i wszystko było prostsze. Bo gdy jesteś dzieckiem, nie przejmujesz się poważnymi sprawami – brak dobranocki urasta do rangi końca świata, a to, że ktoś umarł – to smutne, oczywiście. Ale dopóki to nie dotknie nas samych, znaczy tyle, co nic.
Zayn obserwował spod półprzymkniętych powiek zachowanie Morris i nie posiadał się z ciekawości, jaka będzie nudziara pod wpływem alkoholu. Oczywiście, nie lubił jej – tak samo jak nie lubił reszty klasy i tej cholernej szkoły – ale mimo wszystko, dążył ją pewnego rodzaju szacunkiem, związanym z jej niesamowitą ambicją i samozaparciem. W głębi duszy wiedział, że dziewczyna przypomina mu jego samego, tyle że dziesięć lat wcześniej.
- Więc… Zayn. Dlaczego tutaj jesteś? – spytała Leila, podnosząc podbródek nieco wyżej. To była jej postawa obronna – rezerwa i dystans do rozmówcy pozwalała zachować wszystkie tajemnice dla siebie.
- Podejrzewam, że z tego samego powodu, co ty. – Uśmiechnął się kącikiem ust i bardziej rozluźnił. Żaden z bywalców klubu nie zwrócił uwagi na nietypową parę, siedzącą przy siódmym boksie; nikt też nie podejrzewał, co z tego wyniknie.
- Dwie przyjaciółki wyciągnęły cię na oblewanie prawa jazdy? Hm. – Leila pokręciła głową z politowaniem, biorąc łyk drinka, który wcześniej należał do Emmy. Przyjemne ciepło rozlało się w gardle, podczas gdy Malik konstruował odpowiedź na tą jawną kpinę.
- Nie chciałem dusić się w domu w towarzystwie telewizora i starych pornosów. Okej, z tym ostatnim się pewnie zagalopowałem – rzucił Zayn, dodając ostatnie zdanie w reakcji na zdziwione spojrzenie rozmówczyni.
- Nie wiem, co faceci widzą w pornosach. Są nudne – ziewnęła Leila i pokręciła głową. – Zero ambicji. Po tobie się tego nie spodziewałam.
„Alkohol rozwiązuje język.”
- A czego można się po mnie spodziewać? – Zayn uniósł brwi, zainteresowany tokiem rozmowy. Może i wydawał się być nieco podchmielony, ale prawda była taka, że poza piwem, które wziął od kelnera przy boksie Leili, nie wypił nic więcej.
W przeciwieństwie do swojej uczennicy.
- Nie wiem, jakiś alternatywnej ekranizacji „Wichrowych wzgórz” czy coś. – Leila wzruszyła ramionami, a po kilku minutach dodała. – Albo wiem, jakiś mało znany dreszczowiec, który puszczają po 23.
- Niektóre pornosy są jak dreszczowce – zauważył Zayn, chichocząc.
- Pod jakim względem?
- Chyba napięcia. Nigdy nie wiesz, w którym momencie coś… uderzy.
- O rany. – Leila zatkała uszy dłońmi. – Chyba zwymiotuję.
- Nie można ukrywać, że te filmy obejmują jedną z dziedzin życia. – Zayn wzruszył ramionami, kompletnie nie pojmując powagi sytuacji. – Ukrywanie się nic nie da.
- Ale przyznasz chyba, że ani ty, ani ja nie nadajemy się do takich konwersacji.
- Dlaczego?
- Wiek. Pozycja społeczna. No i… otoczenie. To nie jest rozmowa na… teraz. – Leila po każdej wymienionej cesze odginała jeden palec, żeby jeszcze bardziej podkreślić wydźwięk swoich słów. Jednak Zayn całkowicie to zignorował i posłał dziewczynie coś na kształt kpiącego uśmiechu.
- To stereotypowe bzdury. Kto powiedział, że nauczyciel nie może rozmawiać z uczennicą na tematy wykraczające poza materiał nauczania?
- A kto powiedział, że nauczyciel ma prawo nadawać uczniom obraźliwe przezwiska?
- Mnie nikt nic nie musi mówić, bo sam to wiem. Z kolei ty sugerujesz się wszystkimi, poza samą sobą – zakończył filozoficznie mężczyzna, wypuszczając ciężko powietrze. Skinął na kelnera i po wykonaniu kilku gestów miał przed sobą kolejny kufel piwa.
- Daj spokój. Chyba to jest jedna z tych rzeczy, o których nie mam ochoty rozmawiać. – Leila machnęła ręką, jakby odganiała muchę. I na takich konwersacjach minęło kilkanaście minut, aż w końcu ona westchnęła ciężko i ukryła twarz w dłoniach, starając się odzyskać jako taki rezon. W tym samym momencie DJ puścił jej ukochaną piosenkę Bruno Marsa, przy której nogi same rwały się do tańca. Resztkami zmysłu samozachowawczego dziewczyna siedziała na miejscu, jednak jej serce było od dawna na parkiecie. Nie chciała prosić tego dziwnego faceta do tańca – po pierwsze, to jej nauczyciel, a po drugie – od kiedy dziewczyny proszą do tańca starszych od siebie facetów?
- Jeśli myślisz, że poproszę cię do tańca, to masz rację – mruknął Zayn tuż przy uchu dziewczyny. Leila aż podskoczyła na miejscu, jednak nie odmówiła i trzymając dłoń Malika poszła na parkiet.
Jeśli myślicie, że Leila zachowuje się dziwnie (nie wspominając o jej nauczycielu), przypomnijcie sobie jeden fakt – to wszystko dzieje się w okolicach trzeciej nad ranem, po solidnej dawce alkoholu, wśród roztańczonych ludzi, którzy nie zwracają na nic uwagi. Gwarantuję, że i wasz instynkt samozachowawczy ryknąłby „w nogi” i uciekł, gdzie nawet pieprz już nie rośnie.
Tańcząc, Leila zastanowiła się, co do jasnej cholery wyrabia. Alkohol częściowo wyparował z głowy i jedyne, co po nim zostało, to nie przyjemny posmak w ustach. I cholernie duże poczucie winy.
Gdy Zayn mruknął coś o denerwujących światłach nad parkietem, lekko pochylając dziewczynę i łaskocząc jej ucho ciepłym oddechem, instynkt Leili wysilił się ponad miarę, w skutek czego dziewczyna nagle oderwała się od Malika i wybiegła z klubu, po drodze chwytając kurtkę.
Nieprzyzwyczajona do chodzenia w szpilkach, nogi nieco jej się chwiały, a obcasy wbijały w nierówne płyty chodnikowe. Chłodne, październikowe powietrze otrzeźwiło zmysły Morris, która dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Miała nadzieję, że wszystko, co teraz przewijało jej się przed oczami, było tylko marą senną, a gdy obudzi się następnego ranka, niczego nie będzie pamiętać.
Nic bardziej mylnego.
*~*
Na całe szczęście dla Leili, następnego dnia była niedziela, czyli najmniej produktywny dzień w całym tygodniu. Z jednej strony dziewczyna cieszyła się, że nie będzie miała do czynienia ze swoim nauczycielem od zajęć teatralnych, a z drugiej strony musiała stawić czoła ogromnemu kacowi moralnemu, gdy na pytania swojego ojca odpowiadała jeszcze bardziej wymijająco, niż dotychczas.
Ich gosposia, Berta, od razu wyczuła pismo nosem. Mieszkała z nimi od dłuższego i znała domowników prawdopodobnie lepiej, niż oni sami. Mało mówiła, wykonywała należące do siebie obowiązki, czasami wtrącając odpowiednie rozwiązanie jakiejś trudnej sytuacji – to wszystko.
Mimo, że przeżyła z rodziną Morris wiele zawirowań, widok Leili wchodzącej na chwiejących się nogach o czwartej nad ranem do domu, z lekko rozmazanym makijażem był dla starszej pani czymś niespotykanym i wręcz nie na miejscu, jednak zgodnie ze swoją zasadą, nic nie powiedziała.
Gdy podczas tradycyjnego niedzielnego śniadania pan Morris zagadnął córkę, jak idzie jej w szkole, dziewczyna prawie niezauważalnie się zakrztusiła przeżuwaną bułką, po czym wzruszyła ramionami.
- Jest tak jak zwykle. Dzięki za troskę, tato – mruknęła, wycierając usta serwetką i wstając od stołu. Jednak Tim nie dał się zwieść pozornej beztrosce swojej córki i chwytając ją za nadgarstek, wymusił pozostanie na swoim miejscu.
- Leilo. Porozmawiajmy – powiedział swoim oficjalnym tonem, jakiego przeważnie używał w rozmowach z klientami. Dziewczynie się to nie podobało, jednak nie miała wyjścia – nie chciała kłamać po raz kolejny.
- Nie mamy o czym, tato. Wszystko jest świetnie, możesz zadzwonić do wszystkich moich nauczycieli, jeśli nie wierzysz – rzuciła wyzywająco, patrząc na ojca z nieoczekiwanym błyskiem w oku.
- Leila, doskonale wiesz, że ci wierzę. Po prostu wydaje mi się, że… Straciłem z tobą kontakt.
Brawo, tato. Jesteś spostrzegawczy jak daltonista w sklepie z farbami.
- Wydaje ci się. Dokładnie tak, jak sam powiedziałeś. – Przywołała na twarz najserdeczniejszy z uśmiechów i tym razem bez problemu wstała od stołu i poszła do swojego pokoju, nieświadoma podążającego za nią wzroku Berty.
*~*
Minęło kilka dni i Leila niemal zapomniała o wypadzie do klubu. Zayn zdawał się również nie wspominać ani ich rozmowy, ani tego, że podał jej swoje imię, ani tańca. Mimo, że Morris właśnie tego chciała, coś w duszy ją zabolało, gdy Malik podczas lekcji znów nazwał ją Nudziarą i z tym samym zblazowanym wyrazem twarzy kierował próbami do przedstawienia.
Nastawienie nauczyciela do jej osoby miało jednak swoje dobre strony. Dało jej kopa, żeby postarać się jeszcze bardziej i sprawić, że Zayn przestanie nazywać ją Nudziarą. Nie oczekiwała od razu cudów, ale zmiana przydomku na nieco mniej obraźliwy byłaby mile widziana. Jej gra nigdy nie była tak przekonująca jak na pierwszych próbach po wypadzie do klubu; pozostałym ludziom z grupy teatralnej gałki oczne wychodziły na wierzch, gdy Leila z największym poświęceniem upadła z łoskotem na scenę, próbując pokazać jednej z koleżanek, jak powinna udawać omdlenie. Jej kompozycje, które miały zostać zagrane podczas przedstawienie przez kogoś z jej dawnej szkoły muzycznej może nie były najwyższych lotów, jednak biorąc pod uwagę fakt, że stworzyła je uczennica szkoły średniej, były jak na ten wiek i poziom wiedzy bardzo dobre.
- Imbecylu, do jasnej cholery. Masz jej wyznać miłość, nie zamówienie z KFC! – krzyknął podminowany Malik, dosłownie wbiegając na scenę i wymachując scenariuszem. – Zachowujesz się jak skretyniały ośmiolatek w sklepie z lodami. Musisz pokazać, że ją kochasz, do cholery. Uczucie, rozumiesz? – Zayn przewrócił oczami i wskazał uczniowi miejsce na widowni. – Scena czwarta, wyznanie miłości. Patrz i na litość boską, naucz się czegoś – warknął pod koniec, a wszyscy zaczęli w ciszy ustawiać się na swoich miejscach.
Leila poczuła się co najmniej nieswojo, gdy okazało się, że scenę miłosną, którą tak pieczołowicie dopracowała, będzie jej dana do odegrania z Zaynem. Nerwowo przełykała ślinę i próbowała uspokoić skołatane nerwy, gdy Malik powtarzał tekst, który należał do Imbecyla. Gdzieś obok wałęsała się Mary, która grała Helenę – ona też czuła się dość nie na miejscu, grając sceny o takim zabarwieniu z nauczycielem.
- Gotowe? – zagadnął w końcu Zayn, a gdy obie dziewczyny skinęły głowami, w sali zapanowała cisza. Mężczyzna wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
„Czemu, o droga, lice twe tak blade? Czemu ich róże tak prędko zwiędniały?” – Lizander zapytał swoją narzeczoną, na co ta odrzekła: „Może im deszczu brakło; jak go łatwo wylać by mogła burza moich oczu!”Lizander spacerując patrzy na ukochaną z miłością, by w końcu powiedzieć „Miłość tragiczna niestety! według tego, com mógł czytać lub słyszeć kiedy, nigdy jeszcze strumień wiernej miłości nie płynął spokojnie; ale czasami, albo krwi różnica…”. Hermia zasłania dłonią usta. „Biada, niższego niewolnicą zostać!”. Lizander siada przy stoliku i bębniąc palcami w blat, nie przestaje ciągnąć swojej myśli. „Źle zaszczepiona czasem w lat niezgodzie…”, na co Hermia odpowiada podniesionym tonem „Zgroza, gdy starość łączy się z młodością!”
Światła nad sceną zamigotały i cała trójka występujących natychmiast wytrąciła się z transu. Zayn uśmiechnął się pokrzepiająco do Leili i krzyknął na techników, żeby natychmiast to naprawili.
- Zacznijmy jeszcze raz od wersu sto pięćdziesiątego trzeciego, w porządku?
Leila nerwowo podrapała się po głowie. Tylko nie to.
„Miłość, cierpienie. Jeśli przeznaczeń wolą kochankowie skazani znosić zawody i krzyże, niech nas nauczy los nasz cierpliwości, bo to krzyż zwykły należny kochankom. Jak sny, marzenia, westchnienia, łzy, żądze… Zwyczajny biednej namiętności orszak” Mówi Hermia, patrząc na ukochanego z miłością. „Dobra to rada, więc słuchaj mnie, Hermio! Mam ciotkę wdowę, która nie ma dzieci, a jest rozległych panią majętności. Dom jej o siedem mil od Aten leży; Kocha mnie, jakby matką moją była. Tam cię zaślubić mogę, droga Hermio; Pod jej nas dachem srogość praw ateńskich Dosiąc nie zdoła. Jeśli mnie więc kochasz, jutrzejszej nocy opuść dom ojcowski, a w głębi lasu, o milę od miasta, tam, gdzie cię niegdyś spotkałem z Heleną, pierwszego maja obchodzącą święto, czekam na ciebie.” Odpowiada Lizard, podchodząc do Hermii i biorąc ją w swoje ramiona. „Przysięga, dobry mój Lizandrze, na łuk Kupida silny ci przysięgam. Na złote ostrze jego strzał potężnych, na wozu Pafii gołębi cug rączy, na święty węzeł, co dwie dusze łączy, na ogień, w którym spłonęła Dydona, przez trojańskiego zdrajcę opuszczona; na śluby mężczyzn złamane tak mnogo, że wszystkie nasze zrównać im nie mogą. W ateńskim gaju, w wskazanej gęstwinie, przyjdę do ciebie, zanim północ minie.” Hermia wtula się w klatkę piersiową Lizandra i…
Gasną światła. Leila natychmiast odskakuje od Malika i nerwowo przygryza wargę, niepewna tego, co poczuła będąc w jego objęciach. Serce zaczęło kołatać w klatce piersiowej jak oszalałe, a na policzki dziewczyny wstąpił dumny rumienieć. Co za szczęście, że te cholerne reflektory są popsute.
- Chcę podwyżki, do jasnej cholery – wymamrotał Zayn ledwo słyszalnie i zbiegł ze sceny, oświetlając sobie drogę światłem z wyświetlacza telefonu. Mary w końcu wydostała się zza scenografii i stanęła obok Leili.
- Rany, gość jest dobry – powiedziała Mary, trącając koleżankę łokciem. – Zazdroszczę ci.
- Niby czego? – Leila uniosła brew, starając się zachować spokojnie.
- Przecież z nim jesteś, nie? Emma mi mówiła. – Mary wzruszyła ramionami, a w tym samym momencie zapaliły się światła i dziewczyny mogły spokojnie zejść ze sceny. Leila zacisnęła dłonie w piąstki i wyszła z sali, trzaskając za sobą drzwiami. Zayn uniósł głowę znad konsoli, gdzie grupka techników z klasy matematyczno-fizycznej próbowała rozwikłać zagadkę gasnących reflektorów i mierząc wzrokiem resztę grupy, doszedł do wniosku, że nie będą w stanie wysadzić szkoły od środka.
- Scenografowie, uszykować scenę do dwusetnego wersu – krzyknął za siebie i wyszedł z sali.
Leila miała ochotę wybuchnąć i wcale nie chciała tego opanować. Nienawidziła siebie za tamten wypad do klubu jeszcze bardziej, bo skoro Emma wszystkim rozpowiada takie brednie, to prędzej czy później nawet pan Morris dowie się o wybryku swojej idealnej córki, a tego chyba nikt by nie chciał.
Nie wspominając nawet o kompletnej wyrwie w życiorysie Malika, który może zostać niesłusznie posądzony o romans z własną uczennicą, co przecież nie miało miejsca.
- Leila! – krzyknął ktoś zza jej pleców, jednak dziewczyna nie przystanęła ani na chwilę; nawet się nie odwróciła.
- Leila, na miłość boską! Co się stało? – Ów ktoś złapał ją za łokieć i ledwo dysząc, zgiął się wpół.
- Świetnie profesorze, niech pan podtrzymuje plotki – sarknęła, splatając ręce na klatce piersiowej. Zayn uniósł brwi i gdy w końcu doprowadził oddech do jako takiego porządku, pokręcił głową z politowaniem.
- Chyba nie zrozumiałem. Mówisz o tej śmiesznej blondynce i jej teorii spiskowej? Daj spokój, plotki wymyślane przez Sanders są w tej szkole od zawsze. Jej matka też tak miała. – Zayn wzruszył ramionami, po czym zachichotał. – Rany, Leila. Wyluzuj.
- Wyluzuj? – Dziewczyna uniosła głos i spojrzała na nauczyciela z nieukrywaną złością. – Mam wyluzować, gdy ktoś rozpowiada o mnie wstrętne plotki? Serio? Nie pij więcej piwa, bo komórki mózgowe ci od tego znikają, profesorze – warknęła na koniec i odwróciwszy się na pięcie, wyszła ze szkoły. Zayn tylko pokręcił głową i wrócił na próbę, nie próbując nawet zatrzymać zdecydowanie wrogo nastawionej dziewczyny.
Leila trzasnęła drzwiami głównymi i usiadła na murku otaczającym klomb. Nie mogła iść do domu - wszystkie rzeczy zostawiła w klasie, która dla biorących udział w przedstawieniu przeistoczyła się w szatnię.
Dłonie drżały jak oszalałe, tak samo jak serce i za nic nie chciały się uspokoić. Leila nerwowo wyłamywała palce, starając się wymyślić w miarę mądre wyplątanie się z tej całej sytuacji, jednak nic inteligentnego nie przychodziło jej na myśl. Nie chciała rzucać przedstawienia - poświęciła temu wszystkiemu zdecydowanie za dużo czasu, by teraz od tak, rzucić to w kąt. Nie mogła też ignorować swojego nauczyciela i jego dziwnego podejścia do uczniów, bo to z kolei wzbudziłoby jeszcze większe podejrzenia.
Ktokolwiek twierdzi, że nastolatki mają proste życie, powinien się zdrowo popukać w głowę i później wypowiedzieć się jeszcze raz.
Po kilku minutach zastanawiania się nad własnym życiem, Leila postanowiła nie pokazywać się więcej na auli - przynajmniej tamtego dnia. Mary i Emma pewnie zdążyły rozpuścić wici w każdym możliwym kącie szkoły, a tak szeroko zakreślone pole działania wymagało zdecydowanie większych przemyśleń, niż te wykonane na zimnym murku w październikowe popołudnie. Z zamiarem przemknięcia przez tłumek wychodzący właśnie z próby, szła korytarzem, oglądając powieszone na ścianach obrazy. Jeden z nich przykuł jej uwagę - był to mały autoportret jednego z dawnych uczniów szkoły, z parafką napisaną prawdopodobnie mazakiem, który zdążył nieco wyblaknąć. Jednak mimo wszystko, dane autora nadal były czytelne.
„Zayn Malik, autoportret”
- I kto tu stwarza pozory, co? - zapytał Malik, przystając obok zafascynowanej Morris, wpatrującej się w malunek jak zaczarowana.
- Jakie pozory. Patrzę na świetny obraz - prychnęła, nadal nie odrywając wzroku od ściany. Zayn zaśmiał się nieco gardłowo i pokręcił głową.
- Do zobaczenia jutro na zajęciach.
*~*
Minęło kolejnych kilka dni, które zaczęły się zlewać w jeden, długi poniedziałek. Ustalony harmonogram dnia zaczął być nużący już po pierwszych dwóch godzinach lekcji, co dotąd się nie zdarzało, a ukochane zajęcia teatralna ciążyły nad głową jak kowadło w kreskówkach o kojocie i strusiu. Leila nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, jednak wolała to, od złośliwych plotek, które na szczęście zostały zażegnane w ciągu kilku godzin - Leila wykonała dość niemiły telefon do Emmy, która wszystko odkręciła, tłumacząc się "dość jednoznacznymi pozorami".
Aż dziw bierze, skąd niektórzy biorą wymówki. Przecież jeden kwiat wiosny nie czyni, tak samo jak jeden wspólny taniec nie sprawia, że dwójka ludzi od razu się w sobie zakochuje.
Dwójka zwłaszcza tak różnych ludzi.
Próby przebiegały bardzo dobrze, wszyscy wydawali się być zaangażowani w to, co robią. Leila starała się trzymać z dala od nauczyciela, który na domiar wszystkiego, całkowicie zmienił swoją taktykę postępowania z uczniami - w miarę rozwoju prac nad sztuką, przestawił się na używanie prawdziwych imion ekipy, jednak nie omieszkał dodać jakiegoś złośliwego komentarza przy dosłownie każdej okazji.
Wydawało się też, że domniemany romans między Zaynem a Leilę to zamknięty temat, jednak serce dziewczyny zdawało się mieć na ten temat inne zdanie. Morris zaczęła dostrzegać różne szczegóły, które w przypadku innych nauczycieli zdawały się nie mieć znaczenia; mimochodem zapamiętywała sposób, w jaki nauczyciel porusza się po klasie czy gesty, jakie wykonuje w danej sytuacji. Odkryła też, że czekoladowo-brązowe oczy Malika są bardzo, ale to bardzo głębokie - jakkolwiek to nie brzmi w ustach osiemnastolatki.
Starała się zachowywać normalnie, jednak czuła w głębi duszy, że coś niestety się zmieniło. Nie chciała tego wszystkiego, bo uczucia zawsze stwarzały same problemy dla obu zaangażowanych stron - tym bardziej, gdy jedna ze stron nie zdawała sobie sprawy z uczuć drugiej.
To dość skomplikowane.
- Leilo, problemy egzystencjonalne zostawia się za drzwiami sali, nie wiem czy o tym wspominałem - rzucił Malik, podnosząc głowę znad produkowanego właśnie plakatu, który miał zostać powieszony na drzwiach wiodących do szkolnej auli. - Proszę o pędzel dwójkę i te dwie granatowe farby.
- Przepraszam, profesorze - wtrąciła się Emma, stając obok znużonej Leili. - Ale wydaje mi się, że granat będzie się źle komponował z tymi drzewami po prawej stronie.
- Twoje domysły znaczą dla mnie tyle, co wybory Miss Mokrego Podkoszulka w domu dla starców. Czyli wiem, że one istnieją, ale nie ośmieliłbym się ich oglądać. - Zakończył z ironicznym uśmiechem i wrócił do malowania. Emma spojrzała na Leilę z wyrazem niemej wściekłości, ale Morris tylko wzruszyła ramionami - nic innego przecież jej nie zostało. Poszła po owe farby i podała je nauczycielowi, po czym wyszła, wymawiając się ważnym spotkaniem rodzinnym.
Po prawdzie, od kilku dni przebywanie w jednym pomieszczeniu z Zaynem sprawiało jej niemałą trudność. Czerwieniła się w reakcji na każde słowo, które padało z jego ust w jej stronę, co stanowiło dość duży problem, gdy ćwiczyli sceny miłosne pod nieobecność odtwórcy roli Lizarda.
Spacerując uliczkami miasta, zastanawiała się, kiedy świat zdążył zamienić się w bryłę lodu. Październik minął niepostrzeżenie i nastał listopad, oraz ponura listopadowa pogoda. Ludzie stali się opryskliwi i smutni, a największym marzeniem zmęczonej nastolatki stawał się kubek gorącej herbaty z cytryną i nagrzany dzięki butelkom z gorącą wodą, koc.
Zmrok zapadał coraz szybciej, niosąc za sobą wiele nieoczekiwanych zdarzeń. W wystawach sklepowych pojawiły się małe świeczki, a w kawiarniach unosił się zapach olejków eterycznych - niewyczuwalny w czasie upału. Leila chyba jako jedna z nielicznych uwielbiała przełom października i listopada - ludzie wtedy popadali w zadumę i przestawali gonić ślepo za sukcesem. Mimo, że owa refleksja ciągnęła za sobą też rozdrażnienie, była zbawienna dla duszy.
- Musisz bardziej uważać na ulicy - mruknął ktoś wprost do ucha zamyślonej dziewczyny. Leila aż podskoczyła i natychmiast zmierzyła intruza wzrokiem.
- Nie powinieneś być na próbie, profesorze? - Uniosła brew, starając się wyglądać na zobojętniałą i absolutnie spokojną.
- Kilka minut po twoim wyjściu strzeliły korki. Wysłałem wszystkich do domu, siedzenie tam nie ma sensu. Plus, zapomniałaś swojego plakatu do dokończenia. - Zayn pomachał rulonem papieru przed oczami Leili, która tylko wzruszyła ramionami.
- Dziękuję za przysługę.
- Przysługę? - Podchwycił Malik, zacierając dłonie. - Czyli powinnaś mi się odpłacić. Poza tym, ja jeszcze nie skończyłem mówić. A jest cholernie zimno i nie zamierzam narażać swoich strun głosowych na wyziębienie, a tam mają dobrą herbatę. - Wskazał na kawiarnię po drugiej stronie ulicy i przybrawszy reprezentatywny - w przekonaniu Leili, oczywiście - uśmiech, zaprosił swoją uczennicę na herbatę. Oczywiście, każdy płaci za siebie. Oczywiście, wszystko zgodnie z zasadami.
Oczywiście.
- Więc, chodzi o to, żebyś namalowała na środku Akropol - zaczął Zayn, wyciągając z kieszeni pomiętą fotografię wcześniej wspomnianego zabytku. Herbata z sokiem malinowym pachniała niesamowicie i tworzyła niecodzienny klimat, dzięki któremu Leila trochę straciła na swojej rezerwie i rozluźniła mięśnie, siadając wygodniej na kanapie.
- Akropol? To nie jest działka Jenny?
- Jenny?
- Ta, która wygląda jak Ania Shirley. - Leila przewróciła oczami i odwróciła głowę. - Zobacz, tamci myślą sobie o tobie niewiadomo co - zachichotała, wskazując brodą na dwójkę nastolatków, którzy ciągle wskazywali na Malika palcami i śmiali się w głos.
- Dlaczego podejrzewasz, że myślą tylko o mnie?
- Bo na to wygląda.
- Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
- Pozory są ważną częścią procesu poznawania. Gdyby nie one, nikt z nas nie mógłby wyrobić sobie zdania o świeżo spotkanej osobie, prawda?
- Jednocześnie, nikt z nas nie popełniłby błędu, rzucając na kogoś irracjonalnie bzdurne podejrzenia. - Zayn wzruszył ramionami i posłał dziewczynie nieodgadnione spojrzenie. - A podejrzenia mogą zniszczyć wszystko. Nawet to, czego nie było.
- Czyli na przykład czego? - Leila obracała w dłoniach kubek, nie spuszczając z niego wzroku. Obawiała się toku, w jakim toczyła się rozmowa, jednak za nic nie chciała jej przerywać - wszystko układało się w jakąś paradoksalną całość.
- Bywają w życiu sytuacje, gdy pozory krzywdzą człowieka. Ale jesteś na to za młoda - dodał niespodziewanie mężczyzna, odwracając głowę w drugą stronę. Morris zmarszczyła brwi i wzięła łyk naparu. Aromat malin działał na nią niepokojąco rozleniwiająco, bo po tym jednym kubku herbaty straciła jakąkolwiek ochotę na ruszanie się z miejsca. Podobnie czuł się Zayn, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać.
- Za młoda. Najgorszy argument świata.
- Nie powiesz mi, że nie mam racji. Jestem od ciebie dużo starszy i dużo więcej widziałem w życiu - powiedział Zayn, nagle zmieniając pozycję i patrząc wprost na twarz Leili. - Mimo całej twojej wiedzy, nic nie wiesz.
- Skąd możesz to wiedzieć? - spytała Leila, siadając w ten sam sposób, co jej rozmówca. - Nie znasz mnie od zawsze.
- Ale jesteś łatwa do rozszyfrowania. Nie jesteś zwykłą rozpieszczoną jedynaczką z tatusiem - prawnikiem. Masz swoje sekrety i dlatego boisz się ludzi. Teraz boisz się mnie, odnosisz się z dystansem, chociaż twoje oczy mówiąc zupełnie coś innego. Jak widzisz - tutaj Zayn zaśmiał się dość nieprzyjemnie - wiem dużo rzeczy.
Leila z przerażeniem odkryła, że ma nieodpartą ochotę pocałować tego bezczelnego i przekonanego o własnej nieomylności człowieka.
Przerażenie było tym większe, że ich twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżały z każdym wypowiedzianym słowem, a napięcie wytworzone między ich dwójką można by kroić nożem. Oczyma duszy widziała samą siebie, lekko zaczerwienioną i zdezorientowaną, z rozgorączkowanym spojrzeniem.
- Nie dasz rady - szepnął Zayn, jak gdyby wiedział, o czym myśli Leila i natychmiast się odsunął, przyjmując przy tym zadowolony wyraz twarzy.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - odparła dziewczyna, biorąc łyk herbaty.
- Dokładnie wiesz. - Malik nagle podniósł się z kanapy i rzucił na spodek dziesięć funtów, po czym zabrał kurtkę i wyszedł z lokalu.
Leila chyba nigdy w życiu nie była tak zdezorientowana pod czyimś wpływem. Zastanawiała się, co do jasnej cholery działo się między nimi w ostatnich kilku minutach i dlaczego jej się to tak…
…spodobało?
*~*
Po owym spotkaniu w herbaciarni relacje między Leilą a Zaynem stały się jeszcze bardziej zgmatwane, a próby ograniczały się do kwestii postaci pobocznych - zarówno Lizander jaki i Hermia uznali, że ich role są dopracowane do perfekcji i odpuścili sobie połowę dodatkowych prób, zajmując się tym, co mieli przydzielone od samego początku - reżyserią i muzyką.
Jednak chłopak grający Lizandra w końcu wyzdrowiał i wrócił na próby, a Leila postanowiła przećwiczyć z nim najważniejsze sceny. Nie próbowała ukrywać tego, że kolega z klasy nie umywa się do Zayna - oczywiście, było to jasne dla niej samej; reszta myślała, że Leila po prostu ma gorszy dzień.
Natomiast Malik nie zmienił się nawet w ułamku procenta - nadal sarkastycznie komentował próby niektórych swoich uczniów, dodawał ironiczne komentarze w środku rozmów niektórych dziewczyn - był sobą. Jednak wnikliwy obserwator mógł zauważyć krótkie i urwane spojrzenia, skierowane w stronę, gdzie stała Leila; niestety, w licealnej grupie teatralnej na ogół brakuje obserwatorów, a co dopiero mówić o wnikliwości.
- Panie profesorze - odezwała się Mary, przeglądając scenariusz tysięczny raz. - A gdyby na koniec Leila i Harry zaśpiewali Something Stupid? To znaczy… No… - Dziewczyna lekko się zmieszała, jednak podbudowana namiastką uśmiechu na twarzy nauczyciela, kontynuowała. - Tak dla zmiany klimatu. Rozumiem, Ateny i te sprawy, ale ta piosenka… No, chybaby pasowała.
- To jest dobry pomysł - stwierdził ku zdziwieniu wszystkich Malik, patrząc wprost na Leilę. - Leila, wybierz odpowiednią tonację i od jutra ćwiczymy końcówkę. Byłbym zobowiązany, gdyby scenarzyści zostali dzisiaj trochę dłużej. A teraz wracamy do pracy, scena druga z trzeciego aktu.
- Pan profesor nie wziął pod uwagę faktu, że trzeba umieć śpiewać - powiedziała nadzwyczaj głośno Morris, podnosząc głowę znad fortepianu. - A tej umiejętności akurat nie posiadam.
- Wszystkiego można się nauczyć, a ty jesteś tego idealnym przykładem - odparł nauczyciel i uśmiechnął się w dziwny sposób. - No, to postanowione. Harry, na litość boską, nie rozchoruj się tym razem. Został miesiąc do premiery.
*~*
Czas mija bardzo szybko, gdy jest się w ciągłym ruchu. Nim można było się obejrzeć, nastała połowa listopada i coraz więcej osób przebąkiwało o przerwie świątecznej, a niektóre sklepy nieśmiało wstawiały miniaturowe choinki. Leila w ogóle nie czuła świątecznej atmosfery i gdyby nie utyskiwania Berty na temat świątecznego puddingu, który prawdopodobnie się nie udał, nawet nie zdawałaby sobie sprawy, że nadchodzi ten szczególny czas w roku.
Zayn również zdawał się nie przejmować Bożym Narodzeniem, ponieważ ani słowa się nie zająknął na temat przerwy w próbach. Wyznaczył tylko datę spektaklu na dwudziestego trzeciego grudnia i na tym kończyły się jego wypowiedzi związane z grudniem.
Relacja pomiędzy nauczycielem a Leilą stała się jeszcze bardziej skomplikowana. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać od spoglądania na wytatuowaną rękę Malika - tak niecodzienną w gronie pedagogicznym ozdobę ciała - a sam zainteresowany również nie szczędził jej zagadkowych spojrzeń.
Wszystko nabrało na sile pewnego listopadowego popołudnia, gdy oboje wracali z próby, oczywiście, dzięki jakiejś złośliwej ingerencji z zewnątrz złożyło się tak, że szli kawałek razem, ramię w ramię.
- Jak przygotowania do świąt? - zagadnęła Leila, starając się zachować pozory normalności i absolutnie nie dotykać nawet tematów, na które rozmawiali kilka tygodni wcześniej.
- Święta nie grają dla mnie większej roli. - Zayn wzruszył ramionami. - Tylko tyle, że mam przerwę w pracy. I już.
- A rodzina nie ma ci tego za złe? - rzuciła od niechcenia. Skręcili właśnie w mało uczęszczaną uliczkę, przy której mieściły się małe kafejki, więc rozmowa zyskała na intymności, która nie do końca podobała się Leili.
- Mieszkam sam w Londynie. W dużym mieście aż tak się nie przywiązuje wagi do świąt. Dla mnie znaczy to tylko tyle, że muszę kupić koniak dzień wcześniej - powiedział Malik, posyłając dziewczynie uśmiech.
- W Londynie? Chce ci się dojeżdżać taki kawał do szkoły? - Leila uniosła jedną brew, patrząc z lekkim niedowierzaniem na swojego rozmówcę.
- Oszalałaś chyba - mruknął Zayn, kręcąc głową. - Jestem po prostu cholernie ciekawy, jak to wszystko się skończy. Inaczej rzuciłbym to w... No, daleko.
- Jakie „wszystko”? Przedstawienie? - Morris odetchnęła głęboko przed zadaniem tego pytania, bo w głębi duszy obawiała się odpowiedzi. Nie wiedziała, co chodzi po głowie temu dziwnemu facetowi i w sumie, to chyba nie chciała wiedzieć.
Albo chciała, tylko nie chciała się do tego przyznać.
- Chyba żartujesz.
- To co w takim razie?
- Znów udajesz, że nie wiesz, co się dzieje. - Zayn westchnął ciężko i nagle przystanął. Obrócił się tak, by patrzeć wprost na zdziwioną i lekko przerażoną Leilę, która zastanawiała się, co u licha oni robią. - A mnie to udawanie zaczyna nudzić. Całkiem poważnie nudzić.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - szepnęła Leila, lustrując wzorkiem twarz Zayna, na której malowało się skoncentrowanie zmieszane z dziwnym grymasem. - Ja nic i…
- Na litość boską - warknął Malik i pocałował dziewczynę prosto w usta, dosłownie miażdżąc jej wargi. Nie mógł się dłużej powstrzymywać, bo całą cierpliwość i opanowanie wyczerpał podczas prób, gdy nie mógł wykonać w stronę swojej uczennicy żadnego gestu, o którym dosłownie marzył, od kiedy tylko zobaczył Leilę pierwszego dnia. Owszem, może to wydawać się dziwne i w pewnym stopniu zatrważające, jednak uczucia rządzą się własnymi zasadami, a on musiał dać im upust w tamtym momencie; inaczej, mogłoby się to wydarzyć na oczach świadków, co… Nie byłoby najszczęśliwszym wydarzeniem w jego życiu.
Leila czuła się jak w niebie zmieszanym z piekłem - jakby unosiła się na jakiejś pieprzonej, metafizycznej chmurze, która mimo swojej lekkości i pozornej niewinności, parzyła ją językami ognia. Gorzko - słodki smak ust Zayna zdawał się być najlepszą rzeczą na świecie i dziewczyna chciała, by ta chwila trwała wiecznie.
- Ja… - zaczęła, gdy w końcu się od siebie oderwali, by zaczerpnąć oddech. Zayn tylko uniósł brew i wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo.
- Jeśli masz zamiar krzyczeć, że jestem pedofilem, zrób to teraz. Będę miał przynajmniej czas na ucieczkę - powiedział w końcu, patrząc wprost w oczy Leili.
- Chyba zwariowałeś - odparła Morris, przygryzając dolną wargę. - Ja pewnie też. Chrzanić to.
I tym razem sama go pocałowała, z jeszcze większą siłą i gorliwością, niż chwilę wcześniej. On przyciągnął ją do siebie, zanurzając dłoń w długich włosach. Doskonale zdawał sobie sprawę z ilości przepisów, które właśnie łamał i które pewnie złamie w przyszłości, jednak obchodziło go to tyle, co powietrze.
Czyli w praktyce nic.
*~*
Po pamiętnych pocałunkach Leila nie poszła do szkoły, a Bercie powiedziała, że źle się czuje. Nie chciała się tam pokazywać, bo myślała, że winę ma wypisaną na twarzy. Poza tym, nie mogłaby patrzeć na swojego nauczyciela w ten sam sposób, co wcześniej; znając smak jego ust i czułość jego dotyku, nie byłaby w stanie skupić się na tym, co on do niej mówi.
Pomimo zaistniałej sytuacji, relacje między Zaynem a Leilą nie były jasno określone. Zarówno Malik jak i jego uczennica nie odezwali się do siebie ani słowem aż do końca spaceru. Mężczyzna odprowadził Leilę pod dom, rzucając krótkie „do zobaczenia”, po czym zniknął za zakrętem.
Morris leżała dwa dni kręcąc się na łóżku, wyłamując palce i pijąc herbatę - na nic więcej nie mogła sobie pozwolić. Zachowywała się jak narkoman na detoksie przez kilka pocałunków, które pewnie nie znaczyły dla Zayna tyle, co znaczyły dla Leili.
Berta z zaniepokojonym wyrazem twarzy wypytywała dziewczynę o wszystko, co przyszło jej do głowy, jednak nawet po dwudziestu minutach „przesłuchania”, wciąż nie uzyskała satysfakcjonującej jej odpowiedzi. Nawet Tim próbował rozmawiać z córką swoim prawniczym tonem, jednak na nic to się zdało.
Leila w kółko odtwarzała pierwszy pocałunek, jak ulubioną scenę z filmu. Wiedziała, że nie może liczyć na nic więcej, ale cholera, to co się wtedy działo w jej głowie i z jej uczuciami przebijało wszystko, o czym czytała. Oddałaby wiele, by przeżyć całość jeszcze raz; by jeszcze raz poczuć jego wargi na swoich. Czuła się jak idiotyczna bohaterka harlequina, jednak nic nie mogła na to poradzić.
W końcu nastał weekend i męczące pytania pana Morrisa oraz Berty ustały. Leila powróciła do normalnego toku życia, co jeszcze bardziej uspokoiło gosposię.
Sobotniego wieczora, gdy Tim wyszedł na biznesową kolację, a Berta udała się na rodzinne przyjęcie, Leila zasiadła przed telewizorem w swoim ukochanym dresie i z całym zapasem horrorów pod ręką. Pogasiła w całym domu światła, zabrała z pokoju ulubiony koc i włączyła pierwszy lepszy film.
Po dwudziestu minutach ktoś rzucił kamyszkiem w okno. Dziewczyna ani myślała, żeby ruszyć się ze swojego wygodnego posłania, więc zignorowała kolejne „salwy”. Jednak ktoś nie dawał za wygraną, więc w końcu musiała wstać i otworzyć okno.
Spodziewała się wszystkiego, ale na pewno nie Zayna, rzucającego kamieniami w okno.
- Mogę wiedzieć, co pan profesor tutaj robi? - syknęła, otulając się szczelniej kocem. Mężczyzna zaśmiał się chrapliwie.
- Otwórz drzwi, proszę. Chyba nie chcesz, żebyśmy tak rozmawiali - powiedział lekko kpiącym tonem. Leila zatrzasnęła okno i mrucząc pod nosem zeszła na parter i otworzyła drzwi.
- Po co tu jesteś? - powtórzyła pytanie, zaciskając zęby.
- Uprzejmość i kultura wymagałyby wpuszczenia nauczyciela do środka - odparł Malik, absolutnie nic nie robiąc sobie z nieprzyjemnego tonu, jakim obdarzyła go Morris.
- Jesteś zdecydowanie ostatnią osobą, która może mnie pouczać, panie profesorze. - Leila przewróciła oczami, jednak usunęła się z przejścia i Zayn wślizgnął się do środka. Odłożył kurtkę na małą ławeczkę stojącą na korytarzu i szybkim ruchem poprawił włosy.
- Leila, teraz musisz mnie posłuchać, bo specjalnie chowam całe moje ego do kieszeni - zaczął, przybierając poważny wyraz twarzy. - Nie chcę, żebyś myślała, że jestem jakimś pierwszym lepszym skurwysynem, który myśli tylko o jednym. Okej, czasami faktycznie tak jest… - tutaj Zayn podrapał się po głowie, uśmiechając się kącikiem ust - jednak tutaj chodzi o coś innego. A, i daj znać, jak zabrzmię idiotycznie, będę wdzięczny. Więc… Kurwa, znaczy, przepraszam. Mam kilka złych nawyków i… Cholera jasna, Leila. Jak największy idiota świata połączony z pieprzniętym na głowę kretynem zakochałem się w kimś, w kim nie powinienem i tak, to akurat brzmi głupio, powinnaś mi powiedzieć. I… Jezu, Leila. To prawdopodobnie twoja wina i tego, że jesteś… Sobą. Boże - dodał pod nosem Zayn, ukrywając twarz w dłoniach, jednak od razu spoglądając z powrotem na Leilę. - Brzmię jak dureń, chrzanić to. Zakochałem się. Jak dureń, ale to chyba już mówiłem.
- Co takiego? - zdołała wydusić z siebie Leila, patrząc na Zayna z niedowierzaniem. - Co?
- Zakochałem się. W swojej uczennicy, Leili Morris, siedzącej w drugiej ławce po prawej stronie, grającej Hermię w „Śnie Nocy Letniej” Wiliama Szekspira. Dotarło czy mam na piśmie czy…
I tutaj Zayn nie dokończył, ponieważ Leila pocałowała go jeszcze mocniej, niż podczas tamtego spaceru. Po dosłownie milisekundach zastanowienie oddał pocałunek, przyciskając dziewczynę do swojego ciała.
Kurwa, nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo pragnął tego, co się wtedy działo. Jej dłoni nurkującej w jego włosach, ciepła jej ciała tuż przy swoim, smaku jej ust - wszystkiego.
Leila miała ochotę krzyczeć ze szczęścia, gdy słuchała nieporadnego wywodu Malika, a uczucie towarzyszące pocałunkowi sprawiło, że znów latała na owej chmurze. Szybowała gdzieś wysoko, ciesząc się ciepłem i dotykiem. Mimo, że cała sytuacja była wysoce niestosowna, jakby określił to jej ojciec, ona miała to gdzieś - liczyło się tylko tu i teraz. Zwłaszcza, gdy on delikatnie ją podniósł i pogłębił pocałunek; nawet dla kogoś tak niedoświadczonego jak ona, było to przeżycie niesamowite. Odczucia i emocje mieszały się w jedno, nie sposób było oddzielić namiętności i pożądania od zwykłej potrzeby czułości.
Zayn był zdecydowanie najszczęśliwszym facetem na świecie i w głębi duszy śpiewał samemu sobie hymny pochwalne za wysłanie tamtego dnia CV do tej cholernej szkoły.
- Co pan do cholery sobie wyobraża? - zabrzmiał czyjś głęboki baryton. Zayn poczuł, jak Leila niemal słabnie w jego dłoniach i powoli się odsuwa.
- Tata?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro