After the storm.
Całość wydawała się irracjonalna i Leila przez sekundę poczuła się jak w taniej komedii. Bo jak inaczej nazwać niespodziewane wtargnięcie jej ojca, podczas gdy…
Ona miała zdecydowanie ważniejsze rzeczy na głowie?
- Leila, na miłość boską - mruknął ktoś, próbując obudzić śpiącą dziewczynę. - Będziesz miała zesztywniały kark przez cały dzień.
- Co? - Po pięciu minutach machania rękami i marudzenia pod nosem, Leila w końcu otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą zmartwioną twarz Berty. - O rany, co jest?
- Usnęłaś przed telewizorem, złociutka - cmoknęła kobieta, posyłając dziewczynie serdeczny uśmiech, po czym poszła do kuchni, by wstawić wodę na herbatę.
- Usnęłam? Cholera. - Leila wyraźnie czuła się skołowana tym, co widziała i czuła oraz tym, co było prawdą. Z jednej strony cieszyła się, że przyjście Zayna było zwykłym snem, jednak z drugiej strony była z tego powodu zawiedziona. Wstała z kanapy i chcąc się rozglądnąć po salonie poczuła ból w karku - skutek nocy spędzonej w zdecydowanie niewygodnej pozycji.
- Naleśniki będą za dwadzieścia minut - krzyknęła Berta z kuchni, a Leila natychmiast się uśmiechnęła. Nie wszystko było całkowicie bez sensu, w przeciwieństwie do tego, co mogło jej się wydawać przed chwilą. Ziewając i przeciągając się przeszła przez korytarz i wbiegła po schodach do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Słyszała odgłos uderzania palców w klawiaturę, co oznaczało, że pan Morris nie zabawił długo na swoim bankiecie i był w stanie zniszczyć czyjeś życie z samego rana.
Jakie to przewidywalne.
Wchodząc do swojej sypialni, rzuciła zmięty koc na łóżko i weszła do łazienki, chcąc dosłownie zmyć z siebie wspomnienia poprzedniej nocy, a raczej, snów z poprzedniej nocy. Gorąca woda lejąca się prysznica pomogła umysłowi wytrzeźwieć i spojrzeć na wszystko tak obiektywnie, na ile mógł.
Po kilkunastu minutach Leila wyszła z pokoju, owinięta puchatym ręcznikiem, ze śpiewem na ustach. Zarówno Berta jak i pan Morris byli przyzwyczajeni do codziennych spacerów dziewczyny, kursującej w negliżu między swoją sypialnią a lodówką.
- Leila słońce, masz gościa! - zaświergotała Berta, słysząc jak dziewczyna wchodzi do kuchni. Bez oglądania się na absolutnie zakłopotaną i zaczerwienioną dziewczynę, machnęła ręką w stronę tajemniczego przybysza, siedzącego przy barze.
- Cześć Leila, chciałem pogadać o przedstawieniu, a pani Berta była na tyle uprzejma, żeby mnie zaprosić do środka. - Uśmiechnięty Zayn bezwiednie omiótł wzrokiem ciało swojej, jakby nie patrząc, uczennicy, co sama Leila podciągnęła pod jawną formę molestowania, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego do jasnej cholery nie ruszyła się ani o milimetr.
- Dzień dobry, profesorze - wymamrotała dziewczyna, uśmiechając się sztucznie. Zayn uniósł brew i cicho zachichotał, próbując przekształcić to w kaszel.
- Leila! - Berta w końcu dostrzegła dość niezwykłe odzienie swojej podopiecznej i uniosła dłonie. - Na litość Boga, idźże się ubrać, jak ty wyglądasz!
Zayn nie powiedział nic, udając zajętego pochłanianiem naleśników wytworzonych przez Bertę; po wykładzie, jaki otrzymał kilka chwil wcześniej o nadmiarze pracy i braku czasu na jedzenie, nie miał odwagi odmówić tej kobiecie.
- Widzi pan, rozkojarzona jakaś chodzi - westchnęła Berta, szorując miskę od ciasta. - Nie wiem, może pan coś zauważył? W szkole coś, jakieś złe koleżanki? Bo ja już pojęcia nie mam.
- Uhm, nie. Nie przypominam sobie - bąknął Malik między jednym kęsem a drugim. - Zapytam, to znaczy, zajmę się sprawą. To pewnie nic poważnego.
Albo cholernie poważnego. W sumie, to wolałbym tę wersję
, pomyślał Zayn, wpatrując się w pusty talerz. Naprawdę chciał, żeby Leila była nieco bardziej, cóż, ubrana, co pozwoliłoby mu na szybszą reakcję i zebranie myśli.
Poprzedniego wieczoru, siedząc w swoim mieszkaniu i patrząc na tani telewizyjny thriller o człowieku z siekierą zamiast dłoni, zastanawiał się, dokąd to wszystko zmierza. I bynajmniej nie miał na myśli problemów czysto egzystencjonalnych.
Jego rozum zachowywał się jak umysł piętnastolatka, który po raz pierwszy pocałował swoją dziewczynę i w sumie nie wiedział, czy to było ohydne czy raczej wręcz przeciwnie. Zayn poważnie brał też pod uwagę kwestię swojej schizofrenicznej osobowości, która popchnęła go takiego, a nie innego zachowania.
Czego to człowiek nie dowie się o samym sobie po szklance przeterminowanego kefiru z truskawkami.
- Bo wie pan, Leila jakoś specjalnie towarzyska nie jest - rzuciła Berta, energicznie polerując szklanki. - Siedzi w domu i się uczy, ostatnio chyba tylko gdzieś wyszła. Matko Boska, a co jeśli ona ma depresję?! - Kobieta odłożyła wycierane naczynie i uniosła dłoń do ust. - Słodki Jezu, a co jeśli ona…
- Mogę panią zapewnić, że z Leilą jest wszystko okej - powiedział Zayn, siląc się na profesjonalny ton. - Wyczułbym, to znaczy, wszyscy na próbach wyczulibyśmy jakieś zmiany w jej zachowaniu.
Berta cmoknęła z niezadowoleniem i pokręciła głową.
- Właśnie w tym problem, proszę pana. Ona się nie zmienia, ciągle jest w tej stagnacji, tak długo, och, tak długo.
Zayn postanowił nie ciągnąć tematu, który lekko poruszyła Berta, chociaż fascynowała go owa „stagnacja” i to, co za nią się kryło. Jednak coś w jego twarzy musiało zdradzić jego ciekawość, gdyż starsza pani zmarszczyła brwi i mruknęła coś niewyraźnie pod nosem.
- Pan wie, o czym mówię, tak? Wszyscy wiecie.
- Uhm… - Zayn, lekko zawstydzony podrapał się po karku. Berta już otwierała usta, by wszystko wyjaśnić, gdy nagle w kuchni zjawiła się w pełni ubrana i przygotowana na spotkanie, Leila.
- O czym pan chciał porozmawiać, profesorze?
- Idźcie do salonu, ja muszę tutaj posprzątać - wtrąciła natychmiast Berta, wyganiając Zayna i Leilę z kuchni, machając za nimi ścierką. Malik przybrał dość przepraszający uśmiech i pośpieszył za swoją uczennicą, która z dość wyraźnym grymasem niezadowolenia usiadła na skraju kanapy.
- Więc, o co chodzi? - mruknęła zdecydowanie mniej miłym tonem niż kilka chwil wcześniej. - Nie przypominam sobie o jakichkolwiek niedociągnięciach w sztuce.
Zayn pokręcił głową i ciężko westchnął. Na wszystko co święte, to będzie cięższe niż przypuszczał.
- Chciałem cię przeprosić za tamten spacer. Trochę mnie poniosło i…
- Myślę, że to nie jest rozmowa na teraz, profesorze - powiedziała Leila, prostując się jak struna. - Nie to miejsce.
Zayn westchnął raz jeszcze.
- Moglibyśmy spotkać się dzisiaj wieczorem w tej kawiarni na rogu? - zaproponował w końcu, rozważywszy wszystkie „za” i „przeciw”. Leila skinęła głową i uśmiechnęła się bez cienia wesołości.
- W takim razie, do zobaczenia. Odprowadzić pana do wyjścia, profesorze? - Leila w słowo „profesor” wkładała tak ogromny ładunek emfazy i pewnego rodzaju pogardy, że dla zwykłego człowieka mogłoby to zabrzmieć wręcz abstrakcyjnie.
- Nie, nie trzeba. - Zayn krzyknął „do widzenia” w stronę kuchni i zmył się jak niepyszny, zostawiając Leilę samą ze swoimi myślami. Berta wychyliła się zza futryny i zmarszczyła brwi, widząc kompletnie zagubioną Leilę.
- Słońce, coś nie tak z przedstawieniem? - zapytała kobieta, automatycznie przełączając się na „babcię”, jak nazywał takie zachowanie ojciec Leili. - Może coś poradzimy.
- Po prostu brakowało czegoś w scenariuszu, małe niedociągnięcie. Idę to poprawić - rzuciła Leila sztucznie wesołym tonem i poszła do swojego pokoju, starannie zamykając za sobą drzwi.
Aktualnie żałowała, że nie miała nikogo obok siebie, kto potrafiłby jej cokolwiek doradzić. Jedyne, czego była pewna to to, że jej duma została lekko nadszarpnięta, a Zayn jest równie zgubiony w całej sytuacji jak ona.
Jej podświadomość zaczynała być wysoce przerażająca, skoro podsuwała jej takie a nie inne imaginacje różnych sytuacji, co dodatkowo mąciło w głowie dziewczyny. Leżąc na łóżku, Leila próbowała wyobrazić sobie, co teraz powiedziałaby jej mama - prawdopodobnie jedyna osoba na świecie, która nie oceniałaby uczuć córki pochopnie i bez znajomości szczegółów.
- Leila? - W pokoju zjawił się, jak zwykle bez uprzedniego pukania, pan Morris. - Wszystko w porządku? Kim był ten mężczyzna?
- Profesor Malik, od zajęć teatralnych - mruknęła Leila, nie zaszczycając ojca nawet przelotnym spojrzeniem. - Nic ważnego, przedstawienie jest niedługo i musieliśmy coś dopracować.
Pan Morris nie wydawał się być przekonany do wyjaśnień córki, dlatego też postanowił przemaglować Leilę do głębi, jak sam to określał. Zabrawszy krzesło stojące obok toaletki, postawił je przy łóżku i splótł dłonie na podbrzuszu.
- Może chciałabyś o czymś porozmawiać - zaczął w końcu, próbując brzmieć profesjonalnie. - Wiem, że coś cię dręczy, a jako twój ojciec…
- Daj spokój - warknęła Leila, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Od kiedy mecenas Morris ma dzieci?
- Leila, zdawało się, że już ten temat został zamknięty - burknął mężczyzna, zaciskając szczęki. – Doskonale wiesz, że tamto było na potrzeby sprawy, a w dodatku, ja się o ciebie martwię, rozumiesz?
- Co za bzdury - westchnęła Leila, przewracając oczami. Nagle uśmiechnęła się złośliwie i przekrzywiając głowę, spojrzała na swojego ojca, ciskając wzrokiem błyskawice.
- Chwila. Co ty właściwie mówiłeś ludziom, gdy wtedy weszłam do pokoju?
Pan Morris wymamrotał coś pod nosem i wzruszył ramionami.
- Nie robiłem żadnej tajemnicy z tego, że przyjechała do mnie siostrzenica - warknął, po czym wstał i wyszedł z pokoju, rzucając na odchodnym coś o wybitnej niewdzięczności.
Leila roześmiała się paskudnie i z powrotem opadła na poduszki. Rozmowa z ojcem była ostatnią rzeczą, której potrzebowała.
~*~
Minęło kilka godzin i przyszła pora na spacer do kawiarni; spacer i okazję, które dla Leili stanowiły źródło niespecjalnej radości. Oczywiście, próbowała ubrać się jak najzwyczajniej, jednak podświadomość cały czas radziła jej, żeby nie wyglądała jak biedny zbity pies, wyrzucony na deszcz, a raczej silna, młoda dziewczyna, która doskonale zdaje sobie sprawę z własnej wartości.
Cóż. Podświadomość nie miała zbyt realnego poglądu na charakter swojej właścicielki.
„Zabierz klucze, proszę. Berta ma dziś wieczorem wolne, a ja idę na spotkanie - Tata”
- Och, świetnie - mruknęła Leila, wrzucając pęk kluczy do torebki. Zabrała jeszcze kilka potrzebnych rzeczy i zbiegła po schodach, rzucając na odchodnym krótkie pożegnanie w stronę kuchni.
Na zewnątrz było zdecydowanie chłodniej niż przypuszczała, chociaż panująca aura nie była niczym nadzwyczajnym - jakby nie patrząc, było bliżej do świąt Bożego Narodzenia niż wiosny. Wiatr smagał ludzi po twarzach, świszczało i huczało, a na domiar złego, kierowcy mieli za nic przechodniów i z impetem wjeżdżali w kałuże, rozbryzgując je na wszystkich wokół.
I właśnie jednym z takich „pryszniców” dostała Leila, zmieniając się z młodej, pewnej siebie i silnej dziewczyny w szczękającą zębami nastolatkę, przeklinającą wszystko i wszystkich.
Gdy w końcu dotarła do kawiarni (przeklętej, cholernej, zbędnej, bezsensownej, na co komu ona w ogóle), prawie nie czuła dłoni (dlaczego rękawiczki zawsze są w tym drugim płaszczu, w tej trzeciej kurtce, w piątej torebce, DLACZEGO), a włosy stały jej we wszystkie strony.
Świetnie.
- Leila? - Zayn zjawił się nie wiadomo skąd, jako to zresztą ma w zwyczaju, i zabrał od dziewczyny wilgotny płaszcz i szalik. - Gdzieś ty była?
- Na Honolulu, opalałam się - warknęła dziewczyna, próbując rozczesać włosy palcami. - Nie widać?
- I po co ten sarkazm - westchnął Malik i poprowadził Morris na wcześniej zajęte miejsce w rogu pomieszczenia.
Leili niezbyt podobała się atmosfera panująca w lokalu; boks, czy może kącik, do którego prowadził ją Zayn, był zbyt intymny, zbyt… własny? O rany, czy ten deszcz ograniczył jej nawet zasób słów? Serio?
W tle grała muzyka jazzowa i jakiś facet zawodził właśnie o swoim złamanym sercu, które zostało pochowane do grobu wraz z jego ukochaną. Albo o tym, że ktoś mu ukradł papierosa, a on musi zapalić.
A przynajmniej tyle Leila wychwyciła między niesamowitą ilością wstawek trębacza, bębniarza i gitarzysty, nie wspominając o dziwacznym akcencie samego śpiewającego. Mimo wszystko, ta muzyka pasowała tutaj idealnie. Była taka… Klimatyczna? Tak, z braku laku to słowo też może być.
- Więc, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać, profesorze? - powiedziała Leila, tym samym przerywając kilkuminutową ciszę, która zapadła między nią, a jej nauczycielem. - Przedstawienie zdaje się być dopracowane, premiera niedługo, scenografka to idiotka, która nie umie narysować przeklętej kolumny jońskiej i…
- Leila, chciałem cię przeprosić za tamto - wykrztusił w końcu Zayn, wcinając się Leili w połowę zdania. - Nie chciałem, żebyś poczuła się niekomfortowo i przysięgam, to była najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu. A przecież wysłałem CV do twojej szkoły - dodał szybko, próbując zamaskować zdenerwowanie żartem, oczywiście, utrzymanym w swoim stylu. Jednak to zdawało się nie przekonać Leili.
- Pff.
- Czy ty właśnie prychnęłaś? - Zayn uniósł brwi, patrząc na Leilę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. - Na mnie?
- A widzisz tutaj kogoś innego? - sarknęła dziewczyna, podciągając kolana pod brodę. - To nie jest tak, że koleś najpierw całuje się ze mną, jakby nie było jutra, a potem przychodzi i chce za to przeprosić.
No coś ty.
- Leila, ja… Naprawdę wolałbym, żeby to wszystko się nie zdarzyło.
- Och, na litość boską. Uwielbiałam cię, Zayn czy może panie profesorze, biorąc pod uwagę twoje, przepraszam, pańskie przeprosiny - powiedziała Leila, unosząc brodę i rzucając Malikowi zagadkowe spojrzenie. - Byłam wniebowzięta, gdy mnie pocałowałeś, a potem spadłam z tej mojej chmury, bo ty, wielki pan, albo przepraszam raz jeszcze, bo jaśnie pan profesor postanowił się wycofać.
- Ja postanowiłem się wycofać?! - Zayn zerwał się na równe nogi, próbując na szybko analizować rozwój sytuacji. Gdy napotkał zdziwione spojrzenia od ludzi siedzących przy sąsiednich stolikach, nieco ściszył głos. - To ty nie przyszłaś ostatnio na zajęcia…
- Zgadnij dlaczego. - Leila wywróciła ostentacyjnie oczami i wzruszyła ramionami. - Miałam siedzieć z tobą, z panem, w jednej klasie, tak? Wiedząc, że masz niesamowicie miękkie usta i jesteś uzależniony od gumy Orbit dla dzieci. To trochę zakrzywia mi pogląd na pana, jako ciało pedagogiczne.
- Leila, doskonale zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą nastąpić i…
- Od kiedy obchodzą cię konsekwencje?! - fuknęła Leila, zaciskając usta w cienką linię. - Nienawidzisz swojej pracy, uczniów, szkoły i tego, że nie jesteśmy nawet w połowie tak genialni jak szanowny profesor Malik. Nienawidzisz tego wszystkiego, więc co u licha ci przeszkadza?!
- Leila…
- Myślę, że to koniec naszej rozmowy. - Leila wstała z kanapy i zaczęła zbierać swoje rzeczy, po czym rzuciła banknot dwudziestofuntowy na stół. - Reszty nie trzeba, do widzenia, profesorze.
- Ta rozmowa nie jest jeszcze skończona, Leila - mruknął Zayn wprost do ucha swojej rozmówczyni, łapiąc ją za nadgarstek i lekko ściskając. - Nie teraz.
- Do widzenia - warknęła Leila, wyszarpując nadgarstek z uścisku, po czym wybiegła z lokalu w samym płaszczu, całkowicie zapominając o szaliku i czapce. Zayn pokręcił głową i ciężko wzdychając, zaczął zbierać się do wyjścia. Ludzie wokół powoli wracali do swoich konwersacji, z których zostali wręcz wyszarpnięci przez krzyki Leili i Malik mógł pozwolić sobie na ponowne utonięcie we własnych myślach.
Zastanawiał się, dlaczego Leila i jej nastawienie tak zmienili się od czasu, gdy widział ją przedostatni raz. Przecież to niemożliwe, by człowiek mógł mieć dwie twarze, w dodatku, tą „zapasową” ukryć tak skrzętnie, że nikt o niej nie wiedział.
Zayn miał się za osobę, która zna się na ludziach i umie ich szybko rozgryźć, dlatego Leila nie dawała mu spokoju, ponieważ jako pierwsza od dawna dziewczyna, czy może raczej, młoda kobieta, sprawiła, że musiał jeszcze raz przemyśleć swoje zachowanie i to, w jaki sposób postrzega otoczenie.
Jasny gwint, Leila. Robisz mi bajzel w głowie.
~*~
W końcu nadszedł grudzień i dzień przedstawienia. Leila od samego rana chodziła struta i niesamowicie przejęta przedsięwzięciem; dziewczyna, która grała jedną z głównych ról rozchorowała się kilka dni przed premierą, przez co Leila, jako dublerka, była zmuszona wystąpić na scenie.
Oczywiście, nie przeszkadzały jej ciekawskie spojrzenia całego miasteczka, ani nie przeszkadzały jej osoby, które miały grać z nią kilkanaście scen pod rząd, zawodząc i lamentując w, jak to ujął któryś z chłopaków, prehistorycznej angielszczyźnie. Przeszkadzało jej natomiast baczne spojrzenie reżysera; spojrzenie, które nie dawało jej spokoju przez ostatnie kilka prób, gdy ćwiczyła niektóre sceny miłosne z chłopakiem o głowę niższym od niej samej.
Leila podchodziła do sprawy jak profesjonalistka i nie zamierzała ośmieszyć się tylko dlatego, że Peter sięgał jej do podbródka i gdy chciał ją pocałować, wspinał się na czubki palców, co wyglądało dość komicznie dla postronnego obserwatora. Przybierała wtedy najbardziej obojętny wyraz twarzy, na jaki tylko było ją stać i po prostu grała, wyłączając swoją podświadomość i przestawiając się na myśli odgrywanej bohaterki.
- Leila, skarbie - cmoknęła Berta, wchodząc do sypialni dziewczyny z naręczem świeżo wypranych ubrań. - Masz tremę, kochanieńka? Wyglądasz jakbyś miała zaraz wyzionąć ducha.
- Tak, to trema. Wiesz, całe miasto będzie i nauczyciele, i ty. Trochę stresu jest. - Leila uśmiechnęła się lekko i wzięła od starszej kobiety stosik ciuchów. - Jest tutaj moja sukienka? Ta niebieska, z kokardą?
Berta zmarszczyła brwi i zamrugała kilkukrotnie, po czym roześmiała się w głos.
- Kochanieńka, jakbym mogła zapomnieć! Jest wyprasowana, w pralni. Obok leży prezent od twojego taty. - Berta uśmiechnęła się przepraszająco, gdy przez twarz Leili przemknął ledwo zauważalny cień. - Prosił, żebym cię przeprosiła, ale on nie da rady dzisiaj być, bo był jakiś krach i musi zostać w kancelarii. Przykro mi, słońce.
- To nic takiego. - Leila wzruszyła ramionami. - Wiedziałam, że tak będzie. Mniejsza z tym, mam ważniejsze sprawy na głowie. Muszę iść na próbę.
Po tych słowach Leila uśmiechnęła się raz jeszcze i wyszła z pokoju, a kilka minut później rzuciła „Będę później” i wyszła, trzaskając drzwiami. Berta westchnęła ciężko i wygładziła kapę na łóżku swojej podopiecznej, wciąż zastanawiając się, co gryzie Leilę. Znała ją tak długo, że dosłownie wyczuwała delikatne zmiany nastroju, które następowały wskutek różnych zdarzeń czy nawet wypowiedzianych przez kogoś słów. Pamiętała płaczącą Leilę, która wrzeszczała i kopała każdego, kto chciał się do niej zbliżyć; pamiętała też Leilę zrezygnowaną, bez ochoty do życia, siedzącą w kącie pokoju z pamiętnikiem na kolanach.
Berta pamiętała prawdopodobnie więcej szczegółów z życia panny Morris, niż ona sama. I kobieta w sumie zastanawiała się, czy to dobrze, czy raczej nie.
~*~
Gdy Leila dotarła do szkoły i wręcz wpadła do sali prób, zastała jeden wielki bałagan. Wszyscy krzątali się bez celu, scenografowie lamentowali nad rozlaną colą, technicy uparcie mamrotali coś pod nosami, stukając konsolę śrubokrętami, a aktorzy wrzeszczeli na każdego, kto ośmielił przeszkodzić im setną powtórkę tej samej linijki.
W całym tym chaosie Leila nie mogła odnaleźć Zayna, który na pewno by do tego nie dopuścił, jednak jedyną osobą nadzorującą tłumek rozwścieczonej „artystycznej” młodzieży była bibliotekarka, pani Evans.
- Co tutaj się dzieje? - spytała Leila, kiedy w końcu przepchnęła się przez tłumek ludzi. Pani Evans ziewnęła przeciągłe i wzruszyła ramionami.
- Ten nowy nauczyciel musiał wyjść, bo coś tam się stało z jego rodziną, więc poprosił żebym przypilnowała waszej próby - powiedziała kobieta, wyglądając na bardziej niż znużoną. - Ma wrócić za… O, już jest. Nareszcie, zaraz głowa by mi odleciała - westchnęła Evans i wyszła, rzucając „do widzenia” w stronę wchodzącego na salę Zayna.
- CZY KTOKOLWIEK Z WAS JEST W STANIE MI POWIEDZIEĆ, CO DO JASNEJ CHOLERY TUTAJ SIĘ DZIEJE?! - wrzasnął Malik, a w pomieszczeniu nagle zapanowała cisza. - Wychodzę na chwilę z przekonaniem, że pracuję z dorosłymi ludźmi, ale chyba bardziej mylić się nie mogłem, jak widać. - Zayn zacisnął usta w cienką linię i ciskając błyskawice z oczu, rozejrzał się wokół. - Do roboty. Swojej. Każdy. Natychmiast.
Uczniowie rozpierzchli się po sali, i nagle wszystko wróciło do normy; scenografowie zamalowali plamę po coli, dodając kolejną chmurę, technicy wymierzyli kilka mocniejszych kopniaków i nagle konsola zaczęła działać, a aktorzy wymieniali się scenariuszami bez większego sprzeciwu.
- Morris, do mnie - krzyknął Zayn, wychylając się zza fortepianu, gdzie znajdowała się sporej wielkości atrapa kolumny jońskiej. Leila przewróciła oczami i mamrocząc przekleństwa pod nosem, skierowała się w stronę profesora.
- Słucham?
- Skoro twoja koleżanka się rozchorowała, a ten cymbał grający jej partnera spóźnia się na pieprzoną próbę generalną, razem zagramy scenę czwartą. Niech ci Bóg pomoże, jeśli nadal nie znasz tekstu - sarknął Zayn, mrużąc oczy i z widoczną irytacją i zdenerwowaniem, odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku techników.
- Chyba sobie żartujesz, profesorze - wymamrotała Leila, mierząc odchodzącego mężczyznę wzrokiem, jednak z ciężkim westchnieniem zaczęła powtarzać tekst.
Po kilkunastu minutach wszystko zaczęło się mniej-więcej klarować, a Zayn mógł w końcu usiąść w ostatnim rzędzie i ze spokojem obserwować pracujących uczniów. Przewijał w głowie kilka scen, które nie pasowały mu do kontekstu, zastanawiając się, jak mógł wcześniej nie zauważyć tak oczywistych pomyłek.
- Za późno, na wszystko jest już za późno - mruknął do siebie, kartkując mocno sfatygowany scenariusz.
- Na co? - Leila usiadła obok nauczyciela i zaglądnęła w jego scenariusz. - Na ucieczkę?
- Morris, nawet nie próbuj być śmieszna, to boli - odparł natychmiastowo Zayn, nie odrywając wzroku od własnoręcznie napisanych uwag. - I tak, za późno na ucieczkę. Gdyby Szekspir nie był teraz kupką kurzu, pewnie przewracałby się w grobie, a potem straszył moją rodzinę do czwartego pokolenia wprzód.
- Jest pan zbyt ostry dla siebie, profesorze - powiedziała Leila, przywołując na twarz sztuczny uśmiech. - I jest pan też ślepym idealistą bez większego pomysłu na życie, o tchórzostwie nie wspominając.
- Słucham? - Zayn uniósł wysoko brwi, w końcu patrząc na Leilę, a nie gdzieś w bok. - Co powiedziałaś?
- Że jesteś ślepym i tchórzliwym idealistą bez pomysłu na życie - powtórzyła posłusznie Leila, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Do zobaczenia na premierze, profesorze.
I po tych słowach Leila wstała i wyszła z sali, nie zaszczycając zaskoczonego Malika nawet najmniejszym spojrzeniem.
- Technicy! - krzyknął Zayn, machając scenariuszem. - Naprawcie wszystko! TERAZ! I wyrzućcie te bzdurne piosenki z końcówki!
- To co w takim razie będzie śpiewał Harry? I Leila? Tylko to ma dobrą tonację - zaprotestowała Emma, patrząc na nauczyciela z ukosa. Malik uśmiechnął się szeroko i westchnął.
- Nic. Niespodzianka. - Zayn rzucił uczniom dziwny grymas i wyszedł z sali za Leilą.
Znowu.
- Morris! Odetchnij, żadnych piosenek nie będzie! - wrzasnął, gdy zauważył, że Leila przystanęła na dźwięk otwieranych drzwi. - I nie próbuj kręcić, bo słowo daję, ktoś na tym ucierpi.
- Och, goń się - odkrzyknęła Leila, obracając się na pięcie tak, by patrzeć wprost na Zayna. - Goń się, profesorze. Jestem profesjonalistką, czego nie można powiedzieć o niektórych członkach ekipy.
- Słucham? - Zayn uniósł wysoko brwi i zatrzymał się raptownie w połowie korytarza. - Co powiedziałaś?
- To, co słyszałeś, nie udawaj głuchego, panie profesorze - warknęła Leila, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Zmierzyła wzrokiem odległość dzielącą ją od Malika i lekko wzdychając, zaczęła iść w kierunku nauczyciela. - Udajesz cały czas. Wszystko, co robisz, to jakaś poza.
Zayn wypuścił ze świstem powietrze i pokręcił głową.
- Znów to robisz.
- Co takiego? - fuknęła Leila, gdy znalazła się na tyle blisko, że dokładnie widziała nieco zmieszane spojrzenie Zayna. - Co robię?
- Oceniasz wszystko na podstawie pozorów. Coś ci się wydaje, a ty bierzesz to w ułamku sekundy za pewnik, nie znając podstaw czy szczegółów. To nudne, Leila.
- O, nagle jestem Leilą. Znasz moje imię, świetnie - wymamrotała dziewczyna, spoglądając w bok. - Dobry początek, profesorze. Tak zamierzasz mnie przeprosić?
- Przeprosić? Za co? Ja?
- Za wszystko, myślałam że to jest jasne, oczywiście, dla kogoś tak obytego w świecie i znającego się na ludziach.
- Leila…
- Przestań. Idź na próbę i już.
Tymi słowami Leila zamierzała pożegnać się z Zaynem, który - niestety lub stety - miał inne plany. Chciał, żeby Leila rozmawiała z nim normalnie; chciał powrotu poprzedniego stanu, ale zupełnie się gubił w reakcjach dziewczyny, nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Dotychczas wydawało mu się, że zna się na ludziach i, tak jak zarzuciła mu wręcz Morris, jest obyty w świecie, jednak jedna osiemnastolatka skutecznie go z tego przekonania wyprowadziła.
- Leila, do dyrektora. Natychmiast - warknął Zayn, przywołując do porządku swój nauczycielski autorytet. Kilka osób, które również zdążyły wyjść z sali - częściowo z przymusu, częściowo gnane nieposkromioną ciekawością - przystanęło i zaczęło przyglądać się zaistniałej sytuacji.
- Jasne, już idę - wymamrotała dziewczyna i obróciła się na pięcie, po czym przeszła obok zafascynowanej grupki gapiów, nie zaszczycając ich nawet najmniejszym spojrzeniem. Zayn pośpieszył za nią, zaciskając usta w cienką linię i wciskając dłonie do kieszeni, na odchodnym rzucając do ekipy techników, żeby zebrali wszystkich i wysłali na dwie godziny do domów.
Gdy Leila w końcu znalazła się w gabinecie dyrektora, doszła do niej jedna myśl.
Dyrektora już nie było. Szkoła jest przecież pusta, nie licząc kółka teatralnego. A ona dała się zwabić temu idiocie w zamknięcie, niech to szlag.
- Teraz porozmawiasz ze mną normalnie, okej? - Zayn wszedł bezszelestnie do pomieszczenia i wskazał dłonią na kanapę w jednym rogu pokoju, a sam zajął dyrektorski fotel. - Widzisz, zachowuję dystans.
- Teraz ci się zachciało dystansu - wymamrotała Leila, siadając na skraju kanapy. Po kilku minutach ciszy, dziewczyna zaczęła nerwowo skubać krawędź wypoczynku, nie podnosząc głowy nawet o centymetr; Zayn natomiast bębnił palcami w blat biurka, starając się zebrać myśli w jakiś logiczny ciąg.
- Leila, chcę żebyś wiedziała, że to wszystko jest… Cięższe niż myślisz. To nie jest tak, że nie cenię sobie twojej przyjaźni, bo jest wręcz przeciwnie, ale niektóre rzeczy są…
- Jakie? - Leila w końcu podniosła głową i spojrzała na nauczyciela błyszczącymi oczami. - Jakie są niektóre rzeczy? Skomplikowane? Takie jest życie, sam mi to powiedziałeś, podprogowo oczywiście, bo ty nic nie mówisz wprost, cholerny mistrz Yoda - dodała Leila nieco ciszej, co przywołało na twarz Malika cień uśmiechu. - I czego teraz ode mnie byś chciał? Żebym zapomniała, tak?
- Dokładnie.
- Cóż. W takim układzie pozostaje mi tylko jedno. - Leila wstała z kanapy i otrzepała się z nieistniejącego kurzu, po czym przekrzywiła lekko głowę i, ku zaskoczeniu Zayna, posłała mu promienny uśmiech. - Nie dam ci tego zapomnieć. Nie będziesz się ze mną bawił jak z dmuchaną lalą.
Po tych słowach Leila wzięła głęboki oddech i podeszła do Malika, który zdawał się cofać w głąb fotela, jednocześnie z ciekawością obserwując poczynania swojej – jakby nie patrząc – uczennicy.
- Nie dasz rady o mnie zapomnieć, profesorze. Sama tego dopilnuję – szepnęła dziewczyna, pochylając się tak, by zrównać spojrzenie z mężczyzną. Zayn przełknął ślinę i ani się obejrzał, a Leila wyszła z gabinetu.
Cała sprawa nabrała melodramatycznych rysów,
pomyślał z przekąsem Zayn, nie ruszając się z dyrektorskiego fotela. Wszystko, co robimy, ja czy ona, bez różnicy, wszystko jest bezsensownie dramatycznie i tylko zwiększa jakieś ciśnienie między dwoma osobami. Rany boskie, wpakowałem się w największe gówno w życiu.
Ciężko wzdychając i rozmyślając, Zayn w końcu opuścił gabinet i wrócił do sali, bo przecież niedługo premiera. Nareszcie wróci do swojego mentorskiego „ja” i będzie mógł skończyć niemal codzienne spotkania ze zgrają pseudoaktorów, pseudoscenarzystów i innych pseudoludzi, którzy w 99% mieli w nosie całą sztukę.
Gdy zobaczył kompletną scenografię i usłyszał dźwięki, wydobywające się z konsoli bez większych zgrzytów i szelestów, poczuł jakby kamień spadł mu z serca. Okej, może i nie był zachwycony czy szczególnie przejęty swoją pracą w szkole, ale mimo wszystko, serce rośnie, gdy patrzy się na grupkę młodzieży uwijającą się jak w ukropie, by doprowadzić przedsięwzięcie do końca.
- Okej ludzie, wszyscy się zwijają, o 18 premiera, co znaczy, że o 17 wszyscy mają tutaj być. Przyprowadźcie rodzinę, znajomych i przekażcie, że o miejscach decyduje kolejność przybycia. Teraz do domu, aktorzy nic nie mówią i piją miód, scenarzyści chowają laptopy i długopisy na dnie szafy razem ze scenariuszami, a technicy czytają raz jeszcze instrukcję obsługi konsoli. Zrozumiano?
- Tak jest!
- odkrzyknął tłumek chórkiem, zaśmiewając się i patrząc po współautorach z rozbawieniem w oczach.
Po kilkunastu minutach sala niemal całkowicie opustoszała; został tylko profesor Malik, przyglądający się całokształtowi prac. Zastanawiał się, jak ocenić swoich uczniów, bo w jego opinii wszyscy zasługiwali na najwyższe stopnie – ale on oczywiście im tego nie powie. Wtedy obrośliby w piórka, a głowę trzymaliby wyżej, niż szczyt Empire State Building, a tego nikt by nie zniósł.
Wtedy drzwi skrzypnęły i w pomieszczeniu zjawiła się jakaś dziewczyna, która najprawdopodobniej czegoś zapomniała. Zayn ani myślał zaszczycać jej spojrzeniem, by nie wytrącić się z głębokich przemyśleń.
- Pan profesor zostaje? – spytała Emma, przystając niedaleko sceny. – Zaraz zgasną światła, Mike i Peter dorwali skrzynkę z bezpiecznikami.
- Zaraz wychodzę – mruknął Zayn, machając ręką jakby chciał przegonić upierdliwą muchę. Emma wzruszyła ramionami i już-już chciała wyjść, gdy nagle coś ją tknęło.
- Panie profesorze, mogę zadać pytanie?
Zayn ciężko westchnął i oderwał wzrok od scenografii, by spojrzeć na swoją upierdliwą muchę.
- Zależy jakie.
- Osobiste. – Emma zdawała się nie dostrzegać irytacji w gestach i mowie ciała Malika, bo ciągnęła dalej, jak gdyby nigdy nic. – Dlaczego po każdej rozmowie z panem, Leila wychodzi jak burza i trzaska drzwiami? I w sumie, po co wziął ją pan do dyrektora, skoro go tutaj nie ma? I…
- Dość, kobieto. Starczy – warknął Zayn, przymykając na chwilę oczy. – Morris jest denerwującą jednostką o zawyżonym ego, które za wszelką cenę chciałoby być wyeksponowane, na dodatek ta dziewczyna momentami zachowuje się jak średnio rozgarnięty dziesięciolatek. I tak już powiedziałem za dużo, więc…
- Dokładnie, za dużo – wtrąciła Leila, która bezszelestnie (pewnie drugim wejściem, cholera jasna – pomyślał Zayn) weszła do sali. – Ale dobrze wiedzieć, co inni o mnie myślą, profesorze.
- Rany, Leila, myślałam że jesteś w domu! – krzyknęła Emma, wyrzucając ręce do góry. – Chodź, odwiozę cię.
- Nie, dzięki – wymamrotała Leila i wyszła z sali równie cicho, jak weszła. Emma zaś spojrzała na Zayna ze złośliwym uśmieszkiem i, ku zaskoczeniu nauczyciela, zachichotała.
- Cóż, panie profesorze. Gratuluję. – I tymi słowami zakończyła rozmowę, wychodząc z auli i trzaskając drzwiami.
- Im dalej, tym większe bagno – stwierdził Zayn, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie mógł wyjść z podziwu dla samego siebie i swojej zdolności do wpakowywania się w sytuacje, których nie powstydziłby się scenarzysta byle sitcomu.
Leila tymczasem szła przez miasto, co chwila wycierając łzy, które spływały jej po policzkach. Nienawidziła siebie bardziej, niż mogła sobie to wyobrazić – jakkolwiek to bezsensownie nie brzmi – bo mimo to, że zdawała się być „wyleczona” ze słabości do Malika, jego słowa nadal znaczyły dla niej więcej, niż, cóż, powinny.
Dlatego teraz, przedzierając się przez szczęśliwy tłumek ludzi, rozochocony zbliżającą się perspektywą świąt, czuła się okropnie. Wybitnie źle i do kitu, jakby to określiła Emma. Morris zastanawiała się, dlaczego u licha pozwoliła komuś zbliżyć się do siebie na tyle, by ów ktoś był w stanie zranić jej uczucia; na tyle, by ów ktoś znaczył dla niej dużo więcej, niż było to przewidziane.
- Leila! – krzyknął ktoś, najprawdopodobniej z drugiej strony ulicy, jednak dziewczyna ani myślała się odwrócić. Pomijając fakt, że wyglądała jak przerażająca parodia mima z tuszem ściekającym po policzkach przez łzy i padający śnieg z deszczem, Leila nie miała najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Musiała zostawić wszelkie siły na przedstawienie; tak, to był zdecydowanie priorytet.
- Leila, poczekaj! – krzyknął ktoś raz jeszcze, tym razem gdzieś zza pleców dziewczyny.
– Nie pamiętasz mnie? – spytał chłopak, gdy w końcu zrównał krok z Leilą.
- Daj mi spokój – warknęła Morris, przewracając oczami. – Niby skąd mam cię pamiętać?
- Harry. Mieliśmy razem śpiewać na koniec sztuki, ale… – Chłopak podrapał się po głowie, patrząc na Leilę z lekkim zakłopotaniem w oczach. – Chyba coś nie wypaliło.
- A, no tak – mruknęła Leila, mierząc kątem oka sylwetkę chłopaka. – Co za strata.
- Nie bądź sarkastyczna – westchnął Harry, nie zwalniając kroku, by nadążyć za wręcz szarżującą Leilą. – Chciałem z tobą zaśpiewać, masz ładny głos.
Leila burknęła pod nosem coś na wzór „dziękuję” i szła dalej, traktując Harry’ego dość obcesowo, można powiedzieć.
- Uhm, Leila – zaczął chłopak, gdy zatrzymali się przy przejściu dla pieszych. – Mam pytanie. Tylko nie wiem jak…
- Miej w nosie konwenanse – odparła natychmiastowo Leila, nagle zdając sobie sprawę, że ten chłopak z lokami na głowie nic nie miał wspólnego z jej złym humorem i to raczej w złym guście, by wyżywać się na niewinnych ludziach. – Serio, kultura i to wszystko. Przereklamowane.
- Och. – Harry zdawał się być zaskoczony, słysząc takie słowa z ust dziewczyny, która od zawsze uchodziła za idealny przykład „panny z dobrego domu”. – Och. Więc… Nie miałabyś ochoty wyjść na kakao, dzisiaj, po premierze? Chyba, że masz już plany – zreflektował się szybko, uśmiechając z lekka.
- Plany? Ja? – Leila posłała Harry’emu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Jasne, pewnie Berta będzie jej miała za złe, że wyjdzie z domu po swoim „spektakularnym sukcesie”, ale aktualnie miała w nosie konwenanse. – Coś ty. Z chęcią napiję się kakao, pewnie będę miała zdarte struny głosowe – dodała po chwili, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Tak? Świetnie! To może odprowadzę cię do domu po przedstawieniu, wskoczysz w coś wygodniejszego i pójdziemy, okej? – Harry odpowiedział równie promiennym uśmiechem, zwieńczonym krótkim i dźwięcznym śmiechem. – Jestem zaszczycony, że mademoiselle Morris zdecydowała się na spotkanie z kimś takim jak ja – rzucił chłopak, puszczając oko do Leili.
- Nie wygłupiaj się. – Leila przewróciła oczami, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Szlag, zaraz odjedzie mój autobus. To do zobaczenia, Harry. – Dziewczyna puściła się biegiem przez przejście i w ostatniej chwili wpadła do autobusu, odprowadzona wzrokiem swojego nowego - starego kolegi.
Siedząc już w autobusie, Leila zastanawiała się czy aby na pewno dobrze zrobiła, zgadzając się na spotkanie z Harrym. Jasne, to nie było nic zobowiązującego, po prostu wypad na kakao z kolegą ze szkoły, jednak coś z tyłu głowy mówiło jej, że to nada wszystkiemu zupełnie inny bieg.
I może to dobrze,
stwierdziła w duchu Leila, nie odrywając wzroku od widoków za szybą.
Tymczasem Harry stał jak otumaniony na przejściu, uśmiechając się do samego siebie i wszystkich wokół. Nie do końca wierzył, że zdobył się na takie coś; na zagadanie do dziewczyny, która jeszcze niedawno była postrzegana jako ta, która sypia z ich nauczycielem.
Osobiście Harry nigdy nie wierzył w plotki, które rozpuszczała Emma i jej koleżanki, jednak – jak to mówią – w każdej plotce jest ziarenko prawdy. I to ziarenko musiało być spore, biorąc pod uwagę rozmowę, jaką przeprowadzili wcześniej, na korytarzu i której rozmowy Harry był naocznym – i nausznym – świadkiem.
- Nie bądź idiotą, Styles – mruknął Harry do siebie, przykuwający tym samym wzrok ludzi stojących obok. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie wytrzymałby z Malikiem.
Podbudowany tym stwierdzeniem, chłopak w końcu ruszył się z miejsca i bez pośpiechu skierował się w stronę przystanku autobusowego.
Jakiś czas później…
- Ja już wychodzę – rzuciła Leila, zabierając z talerza jedną muffinkę. – Pamiętaj, przedstawienie zaczyna się o szóstej, nie spóźnij się!
- Gdzieżbym śmiała, słońce – roześmiała się Berta, patrząc z podziwem na swoją wychowankę. – Połamania nóg! I nie zapomnij butów!
- Wszystko mam, dzięki! – Leila pocałowała starszą kobietę w policzek i wybiegła z kuchni, w pośpiechu zbierając wszystkie torby, które potrzebne jej były na przedstawieniu. Buty, wianki, sukienki, książki…
- Szlag. Berta, wiesz może gdzie położyłam…
- Wstążki? – Berta uśmiechnęła się szeroko, wyciągając w stronę Leili naręcze kolorowych wstążek. – Głowy niedługo zapomnisz.
- Nie! Mam wszystko! – oznajmiła zadowolona Morris, zakładając buty. Gdy już była całkowicie przygotowana i objuczona torbami niczym tragarz, wypuściła ze świstem powietrze i pokręciła głową.
- Powodzenia, pączuszku – powiedziała Berta, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nie daj się tym wszystkim ludziom.
- Nigdy w życiu – rzuciła na odchodnym Leila i zniknęła za drzwiami. Chwilę później na podjeździe zaparkowała Emma, która wcześniej zaoferowała się, że podwiezie Leilę do szkoły i obie zniknęły za zakrętem w kilka minut po wyjściu Morris z domu.
Berta pokręciła głową i wróciła do swoich zajęć w kuchni, robiąc mentalną notatkę o odebraniu kwiatów dla jej domowej Natalie Portman.
Tymczasem Leila i Emma zdążyły dojechać do szkoły, gdzie panował, jak to określił któryś z techników, uporządkowany rozgardiasz. Scenografowie dopracowywali szczegóły rekwizytów, które miały być najbliżej publiczności, wspomniani technicy kontrolowali wszystkie pokrętła na konsoli, aktorzy – już przebrani i w niektórych przypadkach umalowani – siedzieli w różnych pozycjach, rozsiani po całej sali, najwidoczniej próbując się skupić.
W całym bajzlu brakowało tylko reżysera.
- O, Leila! – wykrzyknął Harry, machając do dziewczyny z końca korytarza. – Miło cię widzieć.
- Cześć Harry – odpowiedziały równocześnie Leila i Emma, uśmiechając się. Chłopak skinął głową i zniknął za drzwiami prowizorycznej garderoby. Wtedy Emma obróciła się tak, by spojrzeć swojej koleżance prosto w oczy i całkowicie niespodziewanie, mocno ją przytuliła.
- Leila, przepraszam za te plotki, okej? – wymamrotała Emma, nadal nie puszczając Leili. – To było chamskie i w ogóle, nie na miejscu. A teraz widzę – mruknęła tonem, który ludziom kojarzy się z intrygami – że to nie ta półka. Dostaniesz kogoś lepszego – zakończyła i posyłając Morris jeszcze jeden uśmiech, odeszła w stronę części dla ekipy przedstawienia.
- To było dziwne – skwitowała Leila, jednak szybko musiała się otrząsnąć i przedzierżgnąć w swoją postać. Patrick był już na miejscu i, jak zwykle, z lekkim rumieńcem rzucił w stronę Leili krótkie „siema”, by chwilę później wejść do auli.
Kilkanaście minut później wszystko było gotowe, próby zakończone, a ekipa zasiadła – lub stanęła – na swoich miejscach, w oczekiwaniu na godzinę zero. Aktorzy próbowali się odstresować na różne sposoby tuż za drzwiami prowadzącymi na scenę, a szanowny pan reżyser zasiadł w pierwszym rzędzie, obok dyrekcji i innych nauczycieli. Kątem oka Leila dostrzegła Bertę, która wgramoliła się – dosłownie – na swoje miejsce, trzymając w dłoniach ogromny bukiet kwiatów.
Gdy ogromny zegar wybił równo godzinę szóstą, Zayn wskoczył na scenę i parokrotnie odchrząknąwszy, zaczął swoje przemówienie.
Gdy opowiadał o przygotowaniach i poświęceniu ze strony jego uczniów, uwadze Leili nie umknął fakt, że szanowny pan profesor Malik wyglądał niesamowicie w swoim garniturze. Koszulę miał lekko rozpiętą, na około dwa guziki, a przyszyta i rozwiązana muszka zwisała bezwładnie po prawej stronie.
- Totally fuckable
– zaśpiewała Emma, przemykając obok Leili w drodze na swoje miejsce. Morris parsknęła śmiechem w tym samym momencie, gdy rozległy się oklaski.
- Połamania nóg! – krzyknął ktoś z tyłu, gdy aktorzy rozpoczynający pierwszy akt zaczęli wchodzić na scenę.
Nie mam już wyjścia,
pomyślała Leila i powtarzając w głowie tekst, wyszła na scenę.
~*~
A niech mnie,
pomyślał Zayn, gdy zobaczył na scenie Leilę, ucharakteryzowaną i przebraną w najbardziej niebieską sukienkę, jaką kiedykolwiek widziały jego oczy. Dziewczyna wyglądała niesamowicie, jej gra aktorska była również świetna – czego była świadoma cała publiczność, która wręcz nie odrywała wzroku od sceny. Zayn cieszył się z sukcesu swojego i swoich uczniów -
w końcu, zamienienie bandy nastolatków w miarę przyzwoitą grupę teatralną wymagało niezłego nakładu pracy – jednak wciąż nie mógł oderwać wzroku od Leili. W myślach powtarzał jak mantrę, że to jego uczennica, ledwo co pełnoletnia, a jej ojciec jest jednym z najważniejszych ludzi w okolicy, ale do jasnej cholery, to nie znaczy, że….
Nagle w tylnych rzędach zapanował rejwach, spowodowany przybyciem spóźnialskiego widza; Zayn obejrzał się i zobaczył ojca Leili, który z miną nieznoszącą sprzeciwu, przepychał się między kolejnymi rzędami. Malik uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył że pan Morris siada obok matki Emmy, zostawiając zaskoczoną Bertę kilka rzędów za sobą.
Dżentelmen, pomyślał z przekąsem Zayn, porzucając obserwację głowy rody Morrisów na rzecz oglądania sztuki.
~*~
Przedstawienie wypadło świetne i Leila była tego absolutnie pewna. Publiczność długo biła brawo, nikt się nie pomylił, nic nie spadło na głowę, a poczęstunek przygotowany przez koło kucharskie biło rekordy popularności – muffinki z jagodową konfiturą stały się absolutnym przebojem.
- Leila! – Harry przecisnął się przez tłumek zebrany wokół stołu z przekąskami. – Byłaś świetna!
- Nie tak jak ty, Harry – odpowiedziała Leila, uśmiechając się serdecznie. – Muffinkę?
- Żartujesz, wszystkie poszły – roześmiał się chłopak, wskazując na kilkanaście osób skupionych przy stoliku z wspomnianymi ciastkami. Leila przewróciła oczami i wzięła ze stołu talerzyk z przygotowaną muffinką.
- Masz wtyki u producenta – rzuciła, puszczając do Harry’ego perskie oko. – To co, idziemy na kakao?
Harry zakrztusił się przeżuwanym ciastkiem; ona mówiła poważnie?
- Yy… No tak, pewnie. A nie czekasz za tatą i mamą? – spytał niepewnie, spoglądając na pana Morrisa, gawędzącego z mamą Emmy i Bertę, która rozmawiała z kimś z dyrekcji.
- Berta zaraz tutaj podpłynie, bez obaw – odparła natychmiastowo dziewczyna, rozglądając się. Chciała pogratulować Zaynowi, och, panu profesorowi, sztuki – tego wymagała kultura.
Której nie chciała przestrzegać, ale cóż. Dyrekcja – i list polecający do szkoły aktorskiej – to siły wyższe.
- Berta? – Harry uniósł brew, chcąc zapytać o co chodzi, jednak w tej samej chwili zjawiła się – dosłownie – starsza pani, z naręczem kwiatów w dłoniach.
- Pączusiu, byłaś świetna – cmoknęła Berta, mocno przytulając Leilę. – Kwiaty są dla ciebie, ale jak sądzę, jeszcze gdzieś się wybierasz – dodała, zezując na stojącego obok Harry’ego.
- Tak, idziemy z Harrym na kakao. O, właśnie. To jest Harry. – Leila uśmiechnęła się do chłopaka, który automatycznie wyciągnął dłoń w stronę Berty.
- Miło mi panią poznać, pani Morris – powiedział Harry, ściskając dłoń Berty, która natychmiast parsknęła serdecznym śmiechem.
- Oj, kochanieńki, kulą w płot! Pracuję dla pana Morrisa, ale jeszcze bez umowy w urzędzie stanu cywilnego – rzuciła kobieta z typowym dla siebie poczuciem humoru, który lekko zawstydził Leilę.
Po kilku minutach grzecznościowej pogawędki, Leila i Harry pożegnali się z Bertą, która zauważyła jakąś swoją koleżankę i wyszli ze szkoły, co chwila rzucając tytułami filmów, jakie trzeba widzieć.
- No nie mów, że nie widziałaś Milczenia owiec! – krzyknął Harry, gdy oboje znaleźli się przy samochodzie, który Harry pożyczył od rodziców. – Klasyk!
- Nie kręci mnie to, wybacz – odparła Leila, wyciągając język. – Ty nie widziałeś Pamiętnika, to jest zbrodnia!
- Och, weź, to ckliwe. – Harry przewrócił oczami, otwierając drzwi od strony pasażera. – Wsiadaj, a zobaczysz Oszukać przeznaczenie.
- Grozisz mi? – Leila roześmiała się, wsiadając do samochodu. Harry obiegł pojazd, wsiadł i po kilkukrotnym sprawdzeniu wszelkich możliwych świateł, lusterek i pasów, w końcu ruszyli na ulicę.
- Okej, Skazani na Shawshank? – rzucił Harry, patrząc ukradkiem na Leilę. – Musiałaś to widzieć.
Leila postanowiła nie skomentować odgłosu, jaki wydał z siebie Harry, gdy jego towarzyszka stwierdziła, że nie widziała.
- Ale Zieloną milę znam na pamięć – powiedziała dziewczyna, uśmiechając się. – Ósmą milę w sumie też.
- Ósmą milę? – Harry wydawał się być mile zaskoczony. – Serio?
- Dlaczego faceci wychodzą z założenia, że dziewczyny nie oglądają niektórych filmów – westchnęła Morris, udając obrażoną. – Poza tym, Eminem ma piękne oczy.
- Wiedziałem!
- No co!
~*~
Jakieś pół godziny później, Leila i Harry byli już pod domem Morris. Harry stwierdził, że poczeka w samochodzie, na co Leila niechętnie przystała („Nie mam psów, nie musisz się bać”) i poszła się przebrać.
Wróciła po piętnastu minutach z dużo delikatniejszym makijażem i ubrana w mniej odświętny strój, co Harry zauważył niemal natychmiast. Stwierdził też, że Leila wcale nie jest taka, za jaką postrzegali ją jego kumple – nie miała w sobie nic z Wrednych dziewczyn, a nawet przeciwnie, była bardzo sympatyczna.
- No, to gdzie jedziemy na kakao? – spytała dziewczyna, wytrącając Harry’ego z zamyślenia.
- Myślałem o Applewood*.
- Applewood? – Leila uniosła brwi. – Mi to się kojarzy bardziej z Nowym Jorkiem.
- Tak jak wszystkim, którzy tam byli – roześmiał się Harry. – Moim rodzicom też. Dlatego długo walczyli, żeby mieć swoje Applewood tutaj.
- Czyli jedziemy do twoich rodziców? – spytała Leila, nieco zaskoczona obrotem sprawy. Harry jednak pokręcił głową.
- Coś ty, to jak paszcza lwa, zawsze dużo ludzi. W dodatku, kawałek drogi do Londynu. Znam jeszcze inne Applewood – powiedział Harry, jakby ucinając temat. Leila potaknęła i zmieniła tory rozmowy na filmy, o których dosłownie nie mogli się nagadać. W końcu byli na miejscu – „inne” Applewood okazało się być najpiękniejszą restauracją, jaką Leila kiedykolwiek widziała. Dzięki zimowej aurze wszystko zyskało na uroku, kilkoro świętych Mikołajów wyglądających z okna i bombki powieszone w oknie wystawowym sprawiały, że każdy kto przestąpił próg pomieszczenia, czuł się jak w domu.
- Jak tu ślicznie – szepnęła Leila, gdy w końcu oswoiła się z aurą miejsca. – To też twoich rodziców?
- Niestety nie. Nazwa ta sama, ale nie – odpowiedział Harry i nadstawił ramię. – Pani pozwoli?
Śmiejąc się w głos, Leila ujęła chłopaka za ramię i wspólnie weszli do środka, gdzie panowała wręcz idealna atmosfera. Ze względu na późną porę miejsce było nieco wyludnione, jednak nie można było odczuć obcości czy samotności; wszystko sprawiało wrażenie idealnie dopasowanego.
- Mają tutaj coś dobrego? Nagle zgłodniałam – mruknęła Leila, gdy Harry zabierał od niej zimowy płaszcz. Harry parsknął śmiechem.
- To ten zapach tak działa – odparł, gdy już zmierzali w stronę boksu. – Każdy nagle robi się głodny.
- Na mnie to nie działa, po prostu zjadłam dzisiaj tylko dwie muffinki – wymamrotała Leila, od razu chwytając kartę dań. Harry nie odezwał się ani słowem, tylko z uśmiechem przeglądał menu.
W głowie Leili zapanował kompletny chaos, nie tylko przez otumaniający zmysły zapach, ale też i przez nowego kolegę, siedzącego obok. Przez ostatnią godzinę w ogóle nie myślała o Zaynie, nie myślała o tym, że ją pocałował, ani też nie myślała o tym, że ją po prostu zostawił, albo jak on to ujął, postanowił zapomnieć, co chyba bolało jeszcze bardziej.
Rozmawiała z Harrym od niecałego dnia, a czuła się, jakby go znała dłużej. Uśmiech chłopaka sprawiał, że w brzuchu czuła przyjemne ciepło, którego brakowało jej podczas dysput z Zaynem.
Leila nie do końca wiedziała, co ma zrobić. Była kompletnie zamotana we własnych uczuciach, w tym co działo się teraz, wcześniej i, jak znała samą siebie, będzie zamotana też w przyszłości.
- Ziemia do Leili – rzucił Harry, machając dłonią przed oczami dziewczyny. – Odpłynęłaś.
- Tak? Znaczy, tak. Chyba tak. Co bierzesz? – spytała natychmiast Leila, chowając się za kartą. – Te pomidory z rukolą, tymiankiem i śmietaną wyglądają na dobre.
- Albo pieczony bakłażan z tymi wszystkimi…dodatkami. – Harry zmrużył oczy, jakby nie do końca widział – albo rozumiał – co jest napisane.
- Można zamówienie? – Do stolika podeszła kelnerka; Leila i Harry powtórzyli swoje wybory i wygodniej rozsiedli się na kanapie, rozglądając się w milczeniu.
- Więc… Harry. Dlaczego mnie tutaj zaprosiłeś? – Leila zdobyła się na odwagę, żeby zapytać chłopaka o coś, co nurtowało ją już od dłuższej chwili. – To znaczy, bardzo się cieszę, ale dlaczego?
- Bo cię lubię. – Chłopak wzruszył ramionami, robiąc minę, jakby zaproszenie Leili było czymś oczywistym. – A w szkole nie do końca można z tobą pogadać.
- Co masz przez to na myśli?
- To, że szybko znikasz. Wiesz, jesteś na wszystkich lekcjach, zajęciach dodatkowych i puf, znikasz – powiedział Harry, upijając łyk soku, który w międzyczasie przyniosła kelnerka. – Strasznie szybko, chciałem powiedzieć.
Leila przygryzła dolną wargę, nie do końca wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Nie mam po co zostawać czy wałęsać się po szkole – stwierdziła w końcu, bawiąc się słomką. – Poza tym, w domu lepiej się czuję.
- Jak każdy – skwitował Harry, uśmiechając się. – A teraz powiedz mi, dlaczego się zgodziłaś?
- Bo… Szybko znikam. I nie wałęsam się po korytarzach – roześmiała się dziewczyna, ocierając ukradkiem łzy z policzków. – To miła odmiana. Wiesz, rozmowa z kimś w moim wieku.
- Och, rozumiem.
- No właśnie.
- Mam jeszcze jedno pytanie – rzucił Harry, patrząc na Leilę nieodgadnionym wzrokiem.
- Teraz jest moja kolej – odparła dziewczyna, patrząc na Harry’ego spod rzęs. – Nie chodzi o ciebie, tylko o ogół facetów. Mogę?
- Wal jak w dym.
- Dlaczego faceci chcą kupować drinki w pubie, ale żadnemu nie przyszło do głowy, żeby postawić samotnej dziewczynie kubek kakao w kawiarni? Albo kupić książkę, jeśli spotkali się w księgarni?
Harry zasępił się nad pytaniem, którego w ogóle się nie spodziewał i w czasie, gdy Leila czekała na odpowiedź, kelnerka przyniosła ich zamówienia. Harry z zamyśleniem wbił widelec w bakłażan i w końcu doszedł do jakiegoś wniosku.
- Bo drink jest łatwiejszy – stwierdził, przełknąwszy kęs tostu. – No wiesz, stereotypowa „laska” – tutaj Harry zakreślił w powietrzu cudzysłów – napije się takich dwóch czy trzech i jest „twoja” – znów cudzysłów – i już, tyle. W przypadku kakao czy książki wszystko robi się skomplikowane, a to nie taka książka, a to kakao za zimne, a czy czytałeś tą książkę – westchnął Harry i wziął kawałek bakłażana.
- Och. No tak – potaknęła Leila, dziobiąc widelcem po talerzu. Mimowolnie pomyślała, że Zayn pewnie wtrąciłby do odpowiedzi na jej naiwne pytanie pół tuzina obelg i sarkastycznych komentarzy, ale ich brak w ogóle Leili nie przeszkadzał.
Okej, może trochę.
- Teraz pora na moje pytanie, prawda? – Harry odłożył widelec i wytarł usta serwetką, a potem spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. – Dlaczego wolisz być w domu niż wśród ludzi?
- Sugerujesz, że Berta nie jest człowiekiem? – parsknęła Leila, posyłając Harry’emu rozbawione spojrzenie.
- A gdzie tam, po prostu chodziło mi o… Chwila. Nabijasz się ze mnie – zorientował się chłopak w tej samej chwili, gdy Leila wybuchnęła niekontrolowanym chichotem. – Tak nie można!
- Kto tak powiedział? – Dziewczyna uniosła brwi i przewróciła oczami. – Bożek randek? Amor? Kupidyn?
- Nie, moja mama gdy chodziłem z nią na randki do jadalni – odparł Harry, najpoważniejszym tonem na jaki było go stać. – Zawsze mówiła „nie nabijaj się z dziewczyn, Harry. One z ciebie wtedy też nie będą”. I co? Całe życie w kłamstwie! – jęknął chłopak, układając usta w „podkówkę”.
- Cóż, Harry. Twoja mama zarzuciła lekkim stereotypem – stwierdziła Leila, biorąc łyk soku. – I wiesz, napiłabym się tego kakao.
- Obawiam się, że tutaj go chyba nie serwują. – Harry, nieco zakłopotany, podrapał się po karku. – Ale znam miejsce, gdzie dostaniesz najlepsze kakao pod słońcem.
- Tak? – Leila uśmiechnęła się szeroko. Postanowiła nie wypominać Harry’emu faktu, że zaprosił ją na kakao do lokalu, w którym go nie serwują.
- Zapraszam na kakao mojego taty – powiedział Harry z nieskrywaną dumą. – Najlepsze w całym mieście.
- Skąd wiesz? Może Berta robi lepsze.
- Nie ma opcji.
- Owszem, jest. Berta robi najlepsze kakao w całym Zjednoczonym Królestwie – zawyrokowała Leila, przyjmując oficjalny ton. – I kakao twojego taty może się schować.
- Chyba oszalałaś – roześmiał się Harry i zaczął robić najbardziej niedorzeczne miny, jakie Morris w życiu widziała, co zaowocowało gromkim śmiechem i dość nieprzyjemnymi spojrzeniami ze strony nielicznych klientów.
W tym samym momencie w restauracji zjawiła się grupka znajomych; na oko trzydziestolatków. Leila zamarła, gdy zauważyła Zayna, którego ręka oplatała talię jakiejś niezbyt wysokiej kobiety. Harry zauważył nagłą zmianę w wyrazie twarzy dziewczyny i podążając za jej wzrokiem zobaczył dość nieprzyjemny, z punktu widzenia obserwatora, widok.
- Chcę sobie wywiercić oczy – wymamrotał, powodując tym samym chichot Leili. – Jezu, dlaczego muszę oglądać swojego nauczyciela w takiej… Ew. To ohydne.
- Z naszej perspektywy, i owszem – odparła Leila, oderwawszy w końcu wzrok od Zayna i jego znajomych.
Oczywiście, że miał znajomych. I oczywiście, że kogoś miał, przecież ktoś taki jak on nie mógłby być sam, co ona sobie w ogóle myślała. Jestem najbardziej naiwną idiotką na świecie, pomyślała Leila, ciężko wzdychając.
- Wiesz co, Leila – zagaił Harry, wyciągając portfel i kładąc kilka banknotów na spodek z rachunkiem. – Idźmy stąd. Nadal zapraszam na kakao.
- Hm? Och, kakao. Wiesz, jakoś… Mam inny pomysł – wypaliła nagle dziewczyna i poderwała się z miejsca, po czym pociągnęła Harry’ego za rękę. Zabrali swoje płaszcze i gdy już znaleźli się na zewnątrz, Harry dostrzegł kilka łez, które spływały po policzkach brunetki.
Zayn obejrzał się za siebie, słysząc znajomy głos i małe zamieszanie przy wieszaku z okryciem wierzchnim, by w końcu skupić wzrok na tyle, by dostrzec Leilę z jakimś chłopakiem na parkingu przed restauracją.
Jakaś część chciała, żeby Malik natychmiast wstał, kazał Betty w końcu wytrzeźwieć i iść do diabła, a druga część mówiła, że tak po prostu musi być. Zayn nie był pewien, która część bardziej go wkurza, jednak nie ruszył się z miejsca nawet o centymetr.
Tymczasem Leila i Harry w ciszy mierzyli się wzrokiem, tak jakby jedno czekało, aż drugie coś powie.
- Wiesz, Harry – zaczęła Leila, ocierając łzy. Jedźmy do parku. Albo lepiej, jedźmy do Londynu do parku. Zróbmy aniołki na śniegu, okej? Jak dzieci, tam nas nikt nie zna. Potem ulepmy bałwana. Zawsze chciałam ulepić bałwana, ale tam gdzie mieszkałam, było za ciepło. Potem idźmy do całodobowego Starbucksa na kawę pralinkową, tą świąteczną. A potem…
- Leila.
- A potem możemy iść do kina, pewnie gdzieś jeszcze są prywatne kina, a nie multipleksy, może grają To właśnie miłość i…
- Leila.
- Harry! Po prostu stąd jedźmy, okej? – Dziewczyna zagryzła dolną wargę, patrząc na swoje buty. – Nie chcę tutaj być.
- Chodź. – Harry rozłożył ramiona, a Leila bez zastanowienia dosłownie się w nich schowała. Miała w nosie to, że zna – tak „zna-zna” – Harry’ego od kilkunastu godzin, miała gdzieś to, że jest prawie jedenasta wieczorem, a ona stoi na parkingu pod restauracją i wypłakuje oczy za swoim nauczycielem, ogólnie rzecz biorąc, Leila miała wszystko gdzieś.
- Widzisz – mruknęła Leila, pociągając nosem. – Tak się właśnie pieprzy konwenanse. Ryczy się chłopakowi w kurtkę.
- Wsiadaj, jedziemy do Londynu – powiedział Harry, gdy Leila w końcu się odkleiła i spojrzała prosto w oczy. – To gdzie przedtem mieszkałaś?
- Mieszkałam w Stanach, z mamą – odparła Leila, przełykając gulę w gardle. – Byłam nastolatką z MTV, wiesz. Impreza i tak dalej.
- Chwila, tutaj mieszkasz już…
- …cztery lata – dokończyła Leila, wzruszając ramionami. – Na pierwszą imprezę poszłam w ósmej klasie. Mama miała dość…liberalne poglądy – dodała dziewczyna, wyglądając przez okno.
- Tak?
- Uhm. Mama była…wolnym duchem. Wiesz, żyłam trochę jak w filmie, robiłam co chciałam, raz uciekłam z domu, bo chłopak mnie rzucił – tutaj Leila przewróciła oczami, rozpamiętując swoją bezmyślną „wycieczkę” – i jechałam przez pięć stanów z obcym kolesiem.
/retrospekcja/
- Kiedy będziemy? - zapytała Leila, przekręcając się na fotelu. Kierowca auta spojrzał na nią ukradkiem i uśmiechnął się szeroko, opierając łokciem o drzwi auta.
- Niedługo.
- Czwarty raz - wymamrotała dziewczyna, przewracając oczami. Z ciężkim
westchnieniem wyciągnęła ze schowka jakiś podstarzały batonik musli, i ponuro przeżuwając, wypatrywała celu. - Czwarty raz mówisz to samo.
- Lola, jeśli chcesz możemy zjechać na najbliższą stację benzynową, ty sobie
wysiądziesz i pójdziesz w cholerę - mruknął mężczyzna, wznosząc oczy do nieba.
- Inaczej jasny szlag mnie trafi.
- Słodki Jezu, spokojnie. Tylko pytałam. Chcę być jak najdalej, to wszystko. - Leila przełknęła resztkę przekąski i oparła się o zagłówek. Przymknąwszy oczy, starała się oczyścić myśli z najboleśniejszych wspomnień, zastępując je tymi mniej inwazyjnymi. Mniej dotkliwymi. Ale też i mniej wyrazistymi, przez co sprawiającymi wrażenie nudnych.
Poprzedni rok był obfity w tyle bodźców, doświadczeń i uczuć, że wręcz niemożliwe byłoby wyparcie tego wszystkiego w najciemniejszy zakamarek świadomości. W snach powracały urywki wydarzeń, niektóre imiona przypominały o tym, co złe, a najmniejsza rzecz, która zawieruszyła się podczas ucieczki, kuła w oczy.
- Wiem, że to było dla ciebie trudne, Lola - zaczął kierowca, siląc się na sympatyczny i współczujący ton. - Ale wyjaśnij mi jedną rzecz. Dlaczego, do jasnej cholery, uciekasz? Dlaczego nawet nie próbujesz?
- Bo to nie ma sensu, Dave - westchnęła Leila, przygryzając wargę. - Muszę uciec. Wtedy oboje umilkli, pogrążeni we własnych myślach.
\koniec retrospekcji\
- Och – wykrztusił tylko Harry, nie bardzo wiedząc, jak inaczej powinien zareagować. Leila uniosła kącik ust w nikłym uśmiechu.
- Nie wyglądam na taką, co? – Leila oderwała wzrok od widoków za szybą i spojrzała na profil Harry’ego. – Pozory mylą.
- Pozory są do bani – skwitował Harry, skręcając w
alejkę prowadzącą do domu dziewczyny. – Uhm, Leila. Wybaczysz, jeśli dzisiaj nie pojedziemy do Londynu? Mama i tata raczej nie byliby…
- Żartujesz, przecież ja tylko… No wiesz, gadanie histeryczki. – Leila uśmiechnęła się ciepło do zakłopotanego Harry’ego. – Jedźmy kiedy indziej, teraz i tak są ferie. Tylko w najbliższej przyszłości, póki jest śnieg.
- Jestem całkowicie za.
- Świetnie. Czyli jesteśmy mniej więcej umówieni – stwierdziła Leila. W międzyczasie Harry zaparkował na podjeździe i wyłączył samochód, tłumacząc się oszczędnością paliwa.
Teraz, gdy oboje siedzieli w ciszy i niemal w bezruchu, chłopak wyglądał, jakby na coś czekał. Leila zrobiła w myślach szybki rozrachunek rzeczy, które powinno się w tej sytuacji zrobić i gdy w końcu wpadła na koncept, uderzyła się mentalnie w twarz.
Jestem idiotką.
- Nie dałam ci mojego numeru, no nie? – zapytała Leila retorycznie i natychmiast zaczęła szukać w torbie czegoś do pisania i notatnika. Po kilku minutach numer został zapisany markerem na chusteczce higienicznej i wręczony uśmiechniętemu Harry’emu.
- Dziękuję za dzisiejszy wypad, Harry. Było niesamowicie miło – powiedziała Leila i pocałowała Harry’ego w policzek, po czym wyszła z samochodu, nadal się uśmiechając.
I gdy już myślała, że od tej chwili zacznie powoli naprostowywać wszystko, co się dzieje, zauważyła postać siedzącą na schodach. Natychmiast zaalarmowana, wyszperała gaz pieprzowy, który kiedyś dostała od Berty.
- Kim jesteś? – spytała nieco drżącym głosem. – I co tutaj robisz?
- Leila, Leila, Leila. – Postać wstała, lekko się chwiejąc i pokręciła głową. – Myślałem, że coś między nami jest.
- Jesteś pijany, profesorze – stwierdziła sucho Leila, chowając gaz z powrotem do torebki. – W sztok, pijany w sztok – dodała, czując odór alkoholu. Zayn roześmiał się i wzruszył ramionami.
- I jak widzisz, gówno mnie to obchodzi. Jednak, wracając do naszego tematu, myślałem że coś między nami jest. Wiesz, ty i ja. Nauczyciel i uczennica. Duet doskonały. Nakręciliby o nas film.
- Tak, jasne. Dokument. O pedofilii w szkołach – sarknęła Leila, nie ruszając się z miejsca o milimetr. Malik pokręcił głową i cmoknął z niezadowoleniem.
- I po co ten sarkazm, kotek? Może chcesz znów ode mnie buziaka? Takiego lepszego, z dodatkami. – Zayn uśmiechnął się szeroko, pokazując zęby. – Od tamtego czegoś takiego nie dostaniesz, nawet nie marz.
- Nie chcę – warknęła Leila, podminowana całą sytuacją. Cały zły nastrój i smutek uleciał z niej jak powietrze z przebitego balonika, gdy obserwowała pijackie wyczyny nauczyciela.
- Och, nie chrzań. – Zayn machnął ręką i opadł na schody. – Wszystkie tego chcecie. Ty, Betty, Evans z biblioteki. Wszystkie jesteście tak samo zbudowane. Wiesz, wiecznie niezaspokojone libido. Ale co ty o tym wiesz – dorzucił Zayn prześmiewczym tonem.
- Mógłby pan profesor, z łaski swojej, iść do domu i wytrzeźwieć? – syknęła Leila, gdy zobaczyła że światło w gabinecie jej ojca nagle się zaświeciło, a firana poruszyła.
- Będę chciał, to pójdę. A nie chcę.
- Owszem, chcesz.
- Nie. Chcę ciebie, ale nie mogę, bo jest regulamin. I twój chłoptaś. Życie jest ciężkie. Ale ja mam Betty. Betty nie jest ciężka – stwierdził Zayn tonem pełnym zadumy; Leila, pomimo dramatyzmu sytuacji, szczerze żałowała, że nie mogła tego nagrać.
- Więc wróć do Betty, profesorze – odezwał się głos z alejki. Leila przewróciła oczami i westchnęła. W duchu zgodziła się z pijacką gadką Zayna – jej życie zdecydowanie nadawało się na film.
No, może bez tego fragmentu z robieniem tatuażu i gryzieniem gościa w salonie.
- Harry, myślałam że jesteś w domu – powiedziała Leila, patrząc na chłopaka z ukosa.
- Widziałem, że ktoś siedzi na schodach, jak tutaj przyjechaliśmy. A potem ty nie odbierasz telefonu i jakoś to sobie poskładałem. – Harry wzruszył ramionami.
- Mądry chłoptaś. Nie tak jak ja, ale mądry. No, Leila. To jak?
- Jak co?
- Który z nas? Chłoptaś czy facet?
- Co?!
KONIEC.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro