Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18

Erwin pov

 — Teraz wypierdalasz! Zrobiłeś swoje i za bardzo mnie wkurwiasz! — rzekł Spadino. 

 — Mój nowy rekord! Jak wkurwić napastnika jednym zdaniem. — zaśmiałem się szyderczo, a on walnął mnie z pięści w twarz. 

Złapałem się za nos, który zaczął krwawić. 

 — Ej! Spokojnie! Panowie! — krzyknął policjant. 

Napastnik podszedł do drzwi, popychając mnie przed nie, dalej do mnie celując. Szarpnął mną tak, że poleciałem do przodu i się wyjebałem. 

 — Zabierzcie go stąd, bo z nim nie wytrzymam! — odezwał się brunet.

 — Jeśli skrzywdzicie jeszcze kogoś z zakładników, negocjację zostaną zerwane! — poinformował ich Merlin, pomagając mi wstać. — Capela weź Zgarnijcie zakładnika, jest ranny. — rzekł na radiu. 

Podniosłem się, otrzepując kurz z ubrań. Policjant odprowadził mnie kawałek od banku, gdzie czekał na mnie jakiś kadet. Wziął mnie pod rękę, którą od razu wyszarpałem z uchwytu. 

 — Proszę pana, pomogę panu. Muszę pana przeszukać i prosić o dowód osobisty. — rzekł policjant. 

Merlin odszedł z powrotem w kierunku banku, zostawiają mnie z kadetem. 

 — A weź, spierdalaj! — powiedziałem, ruszając poza zabezpieczony teren. 

 — Proszę pana, proszę się zatrzymać! — uniósł się. 

Pokazałem mu środkowy palec, ruszając przed siebie. Daleko nie zaszedłem, bo facet poraził mnie taserem, obezwładniając mnie i skuwając. 

Gdy prąd przestał przechodzić przez moje ciało. Policjant podniósł mnie i przysunął do ściany jakiegoś budynku. 

 — Lepiej się opanuj i zacznij współpracować! — powiedział. 

Zaczął mnie przeszukiwać, dociskając mnie do ściany. Stałem tam jak debil z zakrwawionym nosem przyciśniętym do ściany. 

 — 94 do 01, mam tu jednego zakładnika nie chciał współpracować co z nim zrobić? — spytał na radiu. 

 — Zaraz przyjdę.. — powiedział Pisiciela. 

Po chwili znalazł się przy nas szef policji. Podszedł do nas i spojrzał na mnie. 

 — Kurwa, pastor? A ty co tu robisz? Myślałem że to ty opierdalasz ten bank! — powiedział.

 — Teoretycznie można tak powiedzieć, kazali mi otworzyć sejf. — powiedziałem

 — Odkuj go. — wydał polecenie kadetowi. 

Policjant zdjął mi kajdanki, a ja rozmasowałem nadgarstki. 

 — A tobie co się w twarz stało? — spytał Janek.

 — Powiedzmy, że trochę zirytowałem naparstków. Możliwe, że moje ego wyjebało po tym jak jakaś grupa porywa mnie, abym pomógł im otworzyć bank. 

 — To ciekawe! Chodź, ktoś cię opatrzy. Zaraz wezwę EMS. — powiedział i wskazał w kierunku kilkunastu policjantów przy radiowozach po drugiej stronie ulicy. 

Westchnąłem, ruszając w tamtym kierunku, nie chcąc się kłócić. Podeszłem do funkcjonariuszy, siadając na murku. Dużą część z nich znałem. W końcu dosyć często spotykam się z policją. 

Podszedł do mnie Diego i Capela. 

 — O! Pastor? To ty nie w środku? — spytał 03.

 — Tak się składa, że był zakładnikiem! — powiedział Pisiciela. 

 — Co ty pierdolisz?! On był zakładnikiem? Coś nowego! A co ci się stało w nos? — spytał, patrząc jak z owego miejsca kapie krew na chodnik. 

 — Wyjebało mu ego.. — powiedział Janek. 

 — Jak to? Przecież już bardziej się nie da..

 — No, a jednak jakaś grupa wzięła go na zakładnika by zhackował im sejf..

 — Tak kurwa, mam duże ego, będziemy o tym gadać czy ktoś mnie opatrzy? Chcę już iść. — powiedziałem zirytowany. 

 — Jezu spokojnie, co ty taki nie w humorze? Myślałem że Dobrze się wczoraj z Montanha bawiliście.. — powiedział szaro włosy. 

 — Zajebiście! — warknąłem.

 — No malinka na jego szyi mówiła jednoznacznie! — powiedział szef policji.

Westchnąłem, oni widząc, że nie mam ochoty na żarty, wezwali karetkę na radiu. Capela podał mi jakieś chusteczki, abym tamował krwawienie, czekając do przyjazdu ratowników. 

 — Oho! Grzesiu do mnie dzwoni — powiedział Janek i odebrał telefon, oddalając się trochę. 

Montanha pov

Wstałem rano, zauważając, że Erwina nie ma w mieszkaniu. Zerknąłem na telefon i zobaczyłem wiadomość od niego. Westchnąłem tylko i ubrałem się do pracy. 

***

Jechałem właśnie na komendę gdy usłyszałem na radiu:

 — Niech ktoś wezwie EMS, Pastor jest ranny.. 

Co jest kurwa? Przecież miał być na spacerze, a nie na banku. 

Wybrałem numer do Diego. Odebrał po chwili. 

 — Halo? No co tam Grzesiu?

 — Jak to Pastor jest ranny, co mu się stało? — spytałem

 — Był zakładnikiem i wkurwił porywaczy. Nic poważnego mu nie jest, dostał w nos. 

 — Bank przy mission row? — spytałem lekko poddenerwowany. 

 — Dokładnie! — rzekł. 

Rozłączyłem się i zajechałem na miejsce podane przez Szefa. 

Zaparkowałem Corvettą naprzeciwko banku. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w kierunku 01.

 — Hej, Pastorku co się stało? — spytałem od razu.

Przyjrzałem się mężczyźnie, trzymał przy nosie zakrwawioną chusteczkę. 

 — Nie wiem co się odjebało.. Popierdoliło ich Grzesiu.. — powiedział. 

 — Kogo? Napastników czy policjantów? — spytał Capela.

 — Tych w banku, swoją drogą was też. Co wy kurwa macie do tego tasera?! Kolejny raz ktoś go na mnie używa! — powiedział.

Pisiciela złapał się za głowę, waląc przysłowiowego "facepalma". 

 — Który znowu? — spytał szef policji. 

 — Ten kadet co mnie przeszukiwał.. Zresztą nieważne.. Długo jeszcze aż ten EMS przyjedzie? Chcę już iść.. — powiedział zirytowany i zmęczony. 

 — Zaraz powinni być, dalej krwawi? — spytałem, podchodząc do niego i delikatnie odsuwając jego rękę od nosa. 

 — Nie wiem..

 — Jeszcze trochę, ale nie jest aż tak źle.. Trzymaj. — powiedziałem, podając mu czystą chusteczkę.

Przyłożył ją do rannego miejsca. 
Po chwili przyjechała karetka i wysiadło z niej dwóch medyków. 

 — Okej, co się stało? — spytał Dawid (jeden z medyków)

 — Dostałem w nos.. 

 — Dobrze, sprawdźmy jak to wygląda.

Po 10 minutach krwotok był już opanowany i lekarze podali pastorowi leki na uspokojenie, każąc się oszczędzać, po czym odjechali, mówiąc, że nos nie jest na szczęście złamany. 

 — Mogę już iść? — spytał, siwowłosy zwracając się do Janka.

 — A zeznania? Przyjdziesz je złożyć później na komendę?

 — Spacerowałem sobie i nagle zaczepili mnie, kazali wsiąść do samochodu i tyle. Nie znam ich, nie wiem kto to. Nie pamiętam nic szczególnego. To wszystko, teraz mogę iść? — spytał.

Policjant westchnął, wiedząc, że i tak nie dowie się niczego więcej. 

 — Tak, jakby ci się coś przypomniało, to przyjedź na komisariat. — rzekł Diego. 

Pastor zeskoczył z murku, ruszając poza teren rabunku. Ruszyłem za nim. Po chwili gdy trochę się oddaliśmy, zacząłem:

 — To Spadino? Nie zrobili ci nic poważnego? Jak się czujesz?

 — Tak. To on. — westchnął ciężko, zerkając w moją stronę — Nie nic mi nie zrobili.. Chcieli, abym pomógł im otworzyć sejf.

 — Sami nie potrafią? — spytałem.

 — Nie, podobno ich "hacker" jest na wakacjach.. Nie wiem. Nie mam na to siły. Muszę jeszcze powiedzieć Kui'owi, że właśnie robią bank. Mimo iż nie mam ochoty tego robić..

 — Tylko nie róbcie nic głupiego.. Odwieść cię? — spytałem.

 — Nie, nie trzeba. Poradzę sobie, zadzwonię do Dii. Zresztą jesteś w pracy. Lepiej leć, żeby Pisiciela się nie przypierdolił.. 

 — Okej, jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń.. Erwin?

 — Tak?

 — Uważaj na siebie.. — powiedziałem, patrząc mu w oczy. 

 — Nie martw się Grzesiu.. Ty uważaj na siebie. — rzekł i mnie przytulił, odchodząc. 

A ja ruszyłem w kierunku, z którego przyszliśmy, przygotowując się na pościg.

Erwin pov

Jakiś czas później byłem już pod Burgershotem, gdzie odwiózł mnie Dia. 

Weszłem pewnym krokiem na zaplecze, gdzie było parę osób. W tym Kui, Yoshi, Carbo, Lucas, Dawid, Summer oraz San. 

Wszystkie pary oczu były skierowane w naszą stronę. Podszedłem do Carbonary pewnym krokiem z powagą na twarzy. 

Zamachnąłem się, wymierzając mu cios w twarz. Brunet złapał się za szczękę, rozmasowując ją. 

 — Zasłużyłem.. — powiedział.

 — No trochę zasłużyłeś.. — rzekł San. 

 — Teraz nie będziemy gadać na tamte tematy. Powiedzmy, że jesteśmy kwita. W tej chwili w banku mission row jest Spadino. Zaraz będzie z niego wychodził. Zostało im parę zakładników. Zmusili mnie, abym otworzył im sejf.. 

Lucas prychnął pod nosem. Spojrzałem na niego, dając mu znać do zrozumienia, że to nie czas na żarty.  

 — Szykujcie się! Kamzy, pistolety, amunicja. Za 2 minuty wszyscy mają być koło apartamentów gotowi. — powiedział Kui.

 — Rozkład jazdy jest znany.. — zacząłem

 — Jazda z kurwami! — dokończył Carbo.

***

Staliśmy uliczkę od banku, w dwóch samochodach, czekając, aż zacznie się pościg. Postanowiliśmy najpierw pomóc policji pitując ich a później ewentualnie ich rozjebać. 

Nie miałem czasu zastanawiać się nad relacjami z Carbo i resztą rodziny. Chwilowo chciałem o tym zapomnieć. 

Po jakimś czasie samochód Spadiniarzy zaczął odjeżdżać spod banku. Ruszyły za nimi trzy radiowozy a my za nimi. 

Prowadziłem naszego sultana i zacząłem wyprzedzać policję. W pewnym momencie byłem na równi z samochodem napastników. Uderzyłem z impetem w ich pojazd, starając się zepchnąć ich z drogi.

Powtarzałem ten manewr parę razy, przepychając się z nimi. Policja krzyczała w ich kierunku, aby się zatrzymali i żebyśmy my odjechali. 

Po chwili udało nam się zepchnąć ich w poślizg. Ich samochód zakręcił się i uderzyli w słup zatrzymując się. 

Gwałtownie wyhamowałem. Ustałem przy ich pojeździe. Policja również się zatrzymała. 

Spadiniarze wysiedli z pojazdu z bronią wycelowaną w nasze i policji samochody. 
Nasza grupa wyszła z pojazdu, a policja trochę się cofnęła. 

Spadino oddał pierwszy strzał w naszą stronę, a później to było kongo. Pociski latały od nas do nich i odwrotnie. 

Policja nie wiedziała, co się dzieje i dalej siedziała w radiowozach w odpowiedniej odległości. 

Zobaczyłem, że dwóch od nich, w tym Spadino, zaczęli uciekać za budynki. 
Dwóch kolejnych leżało postrzelonych, a jeden dalej do nas strzelał. 

W pewnym momencie jeden z naszych dostał. Chyba był to Carbo. Oddałem strzał kierunku napastnika. Trafiłem go w ramię. Podeszliśmy do nich, jeden z naszych zaczął pakować Carbo do samochodu. 

Zabraliśmy bronie powalonym i ruszyliśmy do uliczek, każąc Dii zabrać Carbonarę z miejsca strzelaniny. 

Czas zacząć polowanie..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro