Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Na początku chciałbym podziękować za każdą gwiazdkę czy miły komentarz. To bardzo mnie motywuję do wstawiania częściej rozdziałów :3

Montanha pov

Parę godzin później wróciłem do tego lasu, kawałek od ich domu zostawiłem moją Corvette, aby jej nie zauważyli. 

Zakradłem się pod ścianę budynku i zacząłem go okrążać, zerkając w okna dyskretnie. W końcu trafiłem na takie, gdzie ktoś był, a w sumie nawet sporo osób. Stal tam Carbo, Kui, Silny, Dawid, Karim, Dia, San i Lucas. 

Rozmawiali między sobą.. Ciężko było cokolwiek usłyszeć, gdyż okno było zamknięte. Przysunąłem ucho jak najbliżej ściany i okna. 

 — Może uda nam się go zwabić? Jakaś zasadzka? 

 — Pomyślimy o tym jutro.. Teraz może ktoś mi powie skąd Montanha wie gdzie mieszkamy? — spytaj Kui.

 — Może Erwin mu powiedział? Skoro wszystko mu sprzedaje to pewnie to też. — odezwał się Lucas.

 — No właśnie nie, byłem u niego dzisiaj, powiedział, że to nie on.. 

 — Dlatego mu uwierzyłeś? — spytał Dawid.

 — Ej, Erwin może i przyjaźni się z psem, ale nigdy nie okłamuję rodziny. — powiedział silny. 

 — No nie wiem, czy jesteśmy jeszcze dla niego rodziną.. Przecież on jest na nas taki wkurwiony.. — powiedział Lucas.

 — Sam powiedział, że dalej wyznaje zasadę mówienia prawdy rodzinie nawet jeśli miałaby być najgorsza. Więc chyba jeszcze nie straciliśmy w jego oczach do końca.. — powiedział Carbonara. 

 — Dia, San mówił wam coś, jak byliście u niego? — spytał Kui

 — Um.. w sumie to pytał, czy ktoś z nas powiedział Montanhie gdzie jesteśmy, więc rzeczywiście nie kłamał. — odezwał się San.

 — Mówił coś jeszcze?

 — Nic ciekawego.. — odparł Dia.

W tym samym momencie nadepnąłem na gałąź, chcąc się przybliżyć bliżej okna. Kurwa! 

Wszyscy nagle ucichli.. Stałem nieruchomo, czekając na rozwój wydarzeń. Zerknąłem ostrożnie w okno, ale nie zauważyłem nikogo.. 

W tej samej sekundzie poczułem przy mojej skroni coś zimnego. Odwróciłem się i zobaczyłem Doriana, który miał przy mojej głowie broń. 

Zajebiście.. Jezu, jaki ja jestem zjebany!

 — Witaj Grzegorzu, nie mówili ci, że nie ładnie podsłuchiwać? — spytał

 — Ja tylko... Byłem na spacerze? 

 — Dobra weź się nie pogrążaj. Łapy do góry! — powiedział. 

Wykonałem jego polecenie. Kazał ruszyć mi w stronę wejścia do domu. Cały czas do mnie celował. Weszliśmy do budynku. 

Ruszyliśmy na górę, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia, coś na wzór biura. 

W środku stali wszyscy, którzy wcześniej byli w salonie. Gdy usłyszeli, że ktoś wszedł do pokoju, odwrócili się w naszą stronę. 

 — Co jest? Dorian Lych we własnej osobie jest w końcu w mieście i trzyma klamę przy głowie komendanta. Zaskakująco ciekawe.. — powiedział Silny.

 — No cóż, wróciłem z wakacji i chciałem spotkać się z przyjaciółmi i nagle widzę jego, jak stoi przy oknie i podsłuchuje. No to go zgarnąłem.. — powiedział.

 — Oj Montanha, Montanha.. Co ty odwalasz? — spytał Carbonara.

 — Zanim zaczniemy z nim rozmowę, przeszukajcie go i zabierzcie mu wszystko, łącznie z GPS i telefonem. — powiedział Kui.

Podszedł do mnie Silny i mnie skuł. Zabrał mi wszystko, co przy sobie miałem, czyli broń, amunicję, telefon, nóż, latarkę.. 

 — Gdzie masz GPS?

 — Nie mam go przy sobie, nie jestem na służbie.. — powiedziałem zgodnie z prawdą. 

 — Dobrze Grzesiu ufamy na słówko.. Może sobie usiądziesz? — popchnął mnie na fotel przy biurku. 

 — Skąd wiesz, gdzie się znajdujemy?

 — Śledziłem was.. 

 — Dlaczego tu przyjechałeś?

 — Miałem podejrzenia, że kłamiecie co do Erwina.. Chciałem się dowiedzieć gdzie on jest.. 

 — Jak dużo słyszałeś z naszej rozmowy?

 — Tak szczerze to nie wiele.. Od czasu gdy zaczęliście gadać o mnie.. — powiedziałem.

 — Montanha.. Wiesz, że popełniłeś błąd, przyjeżdżając tutaj?

 — Chcę wiedzieć co z Erwinem..

 — Nic, a co ma z nim być? 

 — Gdzie on jest? 

 — W piwnicy w pokoju.. Zresztą nie powinno cię to obchodzić.. Zacząłeś nam działać na nerwy. Czas coś z tym zrobić — powiedział Carbo. — Lucas weź, idź z nim do pokoju i pilnuj go, ja wytłumaczę wszystko Skarpecie i powiem innym co dalej.. 

Jak powiedział tak zrobił.. Lucas wziął mnie za ramię i wprowadził do jakiegoś pokoju. Popchnął mnie w stronę łóżka. Usiadłem na nim wciąż zakuty. 

Kurwa, w co ja się wpakowałem, a co gorsza, w co wpakował się Erwin?

Carbonara pov

Gdy Lucas z Gregorym wyszli, wyjaśniłem wszystko Dorianowi. 

 — Kurwa mówiłem, że trzeba dobić szczura! Po tym jak wpierdalał się nam w samochód na każdym pościgu.. — powiedział.

 — Spokojnie, dzisiaj będzie okazja. Trzeba zabrać Erwinowi podstawę do buntu. Dzisiaj zabijemy Montanhę. — powiedziałem.

 — Ale.. Przecież Erwin nam tego nie wybaczy.. — powiedział Dia.

 — W końcu zapomni o nim.. Musi zobaczyć że gdy coś mówimy to stanowczo. Karim, Silny chodźcie, pomożecie mi. Trzeba przygotować Erwina na transport. Jedziemy na wycieczkę..

Erwin pov

Leżałem sobie na łóżku, słuchałem muzyki i patrzyłem w sufit. 

Była jakaś 1 w nocy gdy drzwi do pokoju się otworzyły. Weszli przez nie Carbo, Karim i Silny.

 — Erwin.. Dajemy ci ostatnią szansę.. Zmieniłeś zdanie? — spytał Carbonara.

Podniosłem się z łóżka, odkładając MP3 na szafkę. 

 — Nie i go nie zmienię. 

 — Okej, w takim razie chłopacy weźcie go. — powiedział. 

Podszedł do mnie Karim i Silny.

 — Tylko mnie dotknijcie! — powiedziałem. 

Karim podniósł rękę, aby złapać mnie za ramię, ale uderzyłem go w twarz. Silny w tym czasie zdążył złapać moje ręce i przytrzymać je z tyłu. 

Karim wstał i chciał pomóc koledze, ale go kopnąłem wolnymi nogami. 

Zacząłem się szarpać, aby wyrwać się z uścisku silnego. Lecz było to cięższe, niż myślałem. Chłopak zaczął wykręcać mi ręce. 

 — Kurwa! — krzyknąłem gdy moja ręka była już dosyć wysoko. 

Dzięki temu, że ból przezwyciężał moją chęć do walki, coraz bardziej osuwałem się na podłogę. 

W końcu Silnemu udało się mnie całkowicie obezwładnić. Zakuł mnie kajdankami i pomógł wstać. 

 — Przepraszam stary, nie chciałem tak mocno, ale mocno się szarpałeś — powiedział.

 — Ta.. Spoko.. — westchnąłem.

Podszedł do mnie Karim i założył worek na głowę. Zajebiście..

 — A to kurwa po co?! — spytałem. 

 — Zobaczysz Erwin zobaczysz.. Chodźcie panowie, weźcie go pod rękę, aby w nic nie walnął i wsadźcie go do oddzielnego samochodu. 

***

W końcu pojazd się zatrzymał. Wysiedliśmy z auta. Słyszałem powiew wiatru i wodę odbijającą się o skały. 

 — Erwin, wiemy, że nie zmienisz zdania, ale postaramy się pomóc ci, abyś w jakiekolwiek sposób przestał się stawiać. Abyś nie miał dla kogo tego robić.. — powiedział Carbonara. Poznałem go po głosie. 

O czym on pierdoli? Zdjęli mi worek z głowy. Po woli wyostrzał mi się obraz. 
Co jest kurwa?! Byliśmy na klifie a na ziemi klęczał Montanha. 

 — Co się dzieje?! — spytałem panicznie. 

 — Erwin wiem, że to osoba, dla której zrobisz dużo, przez niego zacząłeś się stawiać i buntować. To jemu powiedziałeś nasze sekrety. Musimy sprawić, abyś nie mógł tego robić. Skoro wiemy, że nie przestaniesz się z nim spotykać i mówić mu różne istotne rzeczy, postanowiliśmy, że nie będziesz mógł tego robić.. — mówił Carbonara. 

 — Nie, Carbonara chyba nie zamierzacie go zabić?! — krzyknąłem zdenerwowany. Nie mogłem nic zrobić.

Próbowałem się wyrwać, ale z jednej strony trzymał mnie Dawid, a z drugiej Silny. Zacząłem się szarpać bardziej gdy zobaczyłem, że Lucas wyciąga broń.

 — Tak będzie lepiej Erwin.. Dla nas wszystkich. — powiedział. 

Spojrzałem na Montanhę, był związany i zakneblowany oraz wystraszony. Zacząłem się wyrywać jeszcze mocniej, o ile było to możliwe. Spojrzałem Montanhie prosto w oczy. On spojrzał na mnie. Patrzyłem na niego przerażony. 

 — Kurwa Carbonara, nie rób tego, proszę! Obiecuje, przestanę się z nim spotykać, będę robił co każecie, tylko proszę, błagam cię, nie zabijajcie go! — mówiłem ze łzami w oczach. 

 — Oboje wiemy, że znalazłbyś jakiś sposób na spotkanie się z nim. On jest psem! Sprzeda nas! Wie o wiele za dużo.. 

Czułem ból w nadgarstkach, które pewnie całe zdarłem od szarpania się. Udało mi się poluzować jedną rękę, prawie ją wyciągnąłem, potrzebowałem jeszcze chwili. 

 — Już czas, Lucas.. Wiesz, co robić. — powiedział Carbonara. 

 — Nie, proszę, nie rób tego Lucas! Błagam cię! — krzyczałem.

W pewnym momencie moje serce zabiło mocniej, usłyszałem strzał, chwilę później trzy kolejne. 

Po chwili zobaczyłem zakrwawione ciało Grzesia upadające na ziemię. 

Zacząłem się drzeć, płakać a wręcz wyć. W końcu udało mi się wyjąć jedną rękę z kajdanek. Wyrwałem się chłopakom, odpychając ich na boki. 

Zacząłem biec w stronę komendanta. Carbonara załapał mnie za ramię, ale pchnąłem go i ruszyłem dalej. 

Szybko ukląkłem przy Montanhie spojrzałem na niego, miał 4 rany.. Trzy w klatkę piersiową i jeden w ramię. 

Patrzył na mnie tępym wzrokiem. 

Rozwiązałem go ostrożnie i wyjąłem kawałek materiału z jego ust, który uniemożliwiał mu mówienie. 

 — Grzesiu, będzie dobrze wszystko będzie dobrze.. — mówiłem, płacząc. Zacząłem uciskać najbardziej krwawiącą ranę. 

Podszedł do mnie Silny i położył mi rękę na ramieniu. Zrzuciłem ją.

 — Spierdalaj! — krzyknąłem w jego stronę. 

 — Zostawcie go.. Montanha dostał cztery kule. Jedziemy.. — powiedział carbonara.

Wszyscy odjechali, bynajmniej tak myślałem. Podszedł do mnie San i Dia. Uklęknęli obok nas. 

 — Wszystko będzie dobrze Grzesiu.. Zaraz ogarnę pomoc! — powiedziałem. 

 — Erwin.. — wychrypiał — przepraszam..

 — Nie masz za co mnie przepraszać Montuś.. Wszystko będzie Dobrze..

 — Przepraszam, że ci nie pomogłem.. 

 — Przestań! To nie twoja wina, nie mów, jakbyś się żegnał! Jeszcze nie twoja pora! — mówiłem, zapłakany uciskając ranę. — Kurwa zadzwońcie po karetkę! — krzyknąłem do chłopaków. 

Dia wyciągnął telefon i wybrał numer alarmowy. Zaczął rozmowę przez telefon. San wyciągnął ze swojego samochodu apteczkę.

Wzięliśmy gazy i zaczęliśmy uciskać rany oboje. 

 — Erwin.. Ja wtedy na dachu.. 

 — Nie mów mi tego! Powiesz mi, jak wyjdziesz ze szpitala. — powiedziałem zapłakany.

— Nie wiem, czy zdążę do niego dojechać.. — uśmiechnął się delikatnie — Erwin.. chciałem ci powiedzieć, że wtedy na dachu.. Gdy spotkaliśmy się, poczułem coś więcej.. Chciałem ci to powiedzieć na następnym spotkaniu, ale trochę nie wyszło...

Rozpłakałem się jeszcze bardziej.. 

 — Ja tez coś do ciebie poczułem Montanha.. Przepraszam, przepraszam! To wszystko przeze mnie.. Mogłem cię w to nie wciągać. 

 — To nie twoja wina. Nie zamartwiaj się.. Udało mi się dowiedzieć, Spadino przesiaduję w starej elektrowni. Jeździ tam co piątek o 19..

Zaczął kaszleć krwią..

— Nie musisz mi tego mówić! Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz po ciebie przylecą.. 

Usłyszeliśmy helikopter nad głowami. Po 2 minutach wylądował. 

Kazałem chłopakom stąd odejść, aby nie mieli problemów. 

 — Montanha, już są, nie zasypiaj! Będzie dobrze, uratują cię i będzie dobrze.. — mówiłem w kółko. 

 — Kocham cię Erwin.. — powiedział i jego powieki delikatnie opadły.. 

 — Nie, nie, nie! Nie zasypiaj! Montanha! Słyszysz mnie?! — próbowałem go obudzić ale nic to nie dawało.

Podbiegli do nas medycy i zaczęli go wstępnie opatrywać. Po chwili zabrali go do helikoptera i odlecieli w kierunku szpitala... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro