Oneshot
Od kilkunastu dobrych minut, jak nie od godziny, kłóciłem się z rangami mi wyższymi.
Początkowo miała być to zwykła rozmowa, jednak w mgnieniu oka zamieniła się ona w kłótnie. Była ona czymś większym i poważniejszym, co swoją drogą trudno jest zdefiniować słowami.
Z każdą kolejną sekundą czułem, że nie jestem tam traktowany poważnie. Oczywistym było to, że zaraz wybuchnę złością, którą od dłuższego czasu starałem się kontrolować. Zresztą - odczuwałem to zbyt mocno. Jakbym miał zaraz wpaść w histerię.
— Przejrzymy twojego bodycama, aby stwierdzić czy faktycznie nie został nadużyty pojazd. Gregory, Ty byś nigdy nic złego nie zrobił, oczywiście — mruknął pod nosem Lincoln. Jak na zawołanie kilku policjantów, wraz z samym nim zaczęli się śmiać ze słów mężczyzny. Zirytowało mnie to jeszcze bardziej.
— Znaczy, nie wiem, szczerze too.. — westchnąłem — Szczerze to możecie mnie zwolnić tu i teraz. Nie chce mi się czekać na jakieś sprawdzanie bodycamów, bo jest to żałosne co się dzieje kolejny raz, na prawdę — odrzekłem — Kurwa, staram się, jebany czwarty dzień z rzędu na rzecz tej pierdolonej jednostki, a jest mi zwracana uwaga szesnaście razy dziennie.. Nawet jak robię coś dobrego to i tak jestem opierdalany, mam szczerze dość — zatrzymałem się i powolnie wypuściłem powietrze ze swoich nozdrzy.
Czułem potężną ulgę po wypowiedzeniu niektórych konkretnych słów, lecz także odczuwałem paląca złość, która ewidentnie nie odchodziła ode mnie na chociażby krok.
— Tak jak mówiłem, możecie zwolnić mnie tu i teraz — dodałem.
Mężczyźni przypatrywali mi się z spokojem. Każdy z nich miał zdziwiony wyraz twarzy, jakby kompletnie nie wiedzieli, o czym do nich przed sekundą mówiłem.
— Nie żartujcie sobie, że nie wiecie o co mi chodzi — zaśmiałem się teatralnie — Serio? — westchnąłem zrezygnowany — Odkąd dowodzenie przejął Juan Pisicela, byłem traktowany niczym gówno. Nadawałem się tylko i wyłącznie do sprzątania podłóg, czy siedzenia pod biurkiem szefa — ponownie się zaśmiałem — Myślałem, że po tym wszystkim co przeszedłem, gdy szefem policji został pan, panie Alexie — spojrzałem na niego spod łba — wszystko będzie jak na samiutkim początku. Ewidentnie się myliłem — nikt nawet się nie śmiał raczyć odezwać. Spojrzałem po kolei na każdego zmęczonym wzrokiem — Nie ważne, zwalniam się — mruknąłem.
Żaden z tamtejszych policjantów nie odezwał się do mnie jakimkolwiek słowem. Nikt nie próbował mnie przekonać do zmiany decyzji. Nikt nie nawoływał mojego imienia, kiedy po zostawieniu policyjnego wyposażenia odchodziłem od strony komendy. Odczuwałem cholerną pustkę. Dotarło do mnie, że dla nich rzeczywiście byłem tylko zwykłym oficerkiem, który chce zabłysnąć, ale mu się to nie udaje.
W skrócie mówiąc - nie byłem dla nich kimś ważnym.
Popatrzyłem się ostatni raz na grupę mężczyzn, po czym złapałem za telefon, wybierając odpowiedni kontakt.
— Dzień dobry pani psycholog, potrzebuje rozmowy — powiedziałem do komórki, bez jakichkolwiek emocji.
— Gregory? Oh, jasne.. — mruknęła — Tylko problem w tym, że mam aktualnie wizytę i jestem trochę zajęta. Czy jest to aż tak pilne? — zapytała.
— Proszę pani.. — zaśmiałem się przez łzy, które samoistnie poleciały po moich zimnych policzkach. Nawet nie zauważyłem kiedy do tego doszło — Potrzebuje rozmowy z panią w tej chwili. Mam ochotę się zabić, tu i teraz — powiedziałem, idąc chodnikiem blisko drogi. Widziałem, jak koło mnie przejeżdża z dużą prędkością auto, pod które mógłbym się śmiało rzucić. Jednak, nie zrobiłem tego.
Słyszałem jak kobieta szemra coś pod nosem. Najprawdopodobniej rozmawiała ze swoim klientem. Po chwili jednak, odezwała się do słuchawki.
— Gdzie jesteś? Przyjadę jak najszybciej — jej głos był rozdrażniony.
— Nie, nie — powiedziałem cicho — To nie jest ważne.. — sprostowałem — Po prostu, chciałem pani podziękować. Kilka miesięcy temu, po tym jak zostałem perfidnie zwolniony z pracy, zgłosiłem się do pani o pomoc — westchnąłem — Cóż za ironia losu, że spotykamy się po kilku miesiącach z podobnego powodu — zaśmiałem się leniwie — Tylko tym razem, nie mam zamiaru tam wracać. Wie pani — mruknąłem — czasami bywa i tak, że nawet jeżeli się coś bardzo kocha, zawsze nadchodzi koniec. Te kilka miesięcy temu, myślałem, że to wtedy był ten moment — uśmiechnąłem się pod nosem, widząc za rogiem apartamenty — Jednak się przeoczyłem. Wtedy jeszcze nie widziałem, co ta jednostka ze mną robi. Jak mną manipuluje. Można by to w pewien sposób nazwać syndromem sztokholmskim, chociaż nie jestem ekspertem. Bardziej się to nawiązuje do relacji międzyludzkich.. — mruknąłem — Jednak, uważam, że takie nawiązanie w tym przypadku nie jest złe — zaśmiałem się — Ale dochodząc do sedna, po prostu, przejrzałem na oczy i nie mam po co się tam więcej pojawiać. To koniec, z moją pracą, ze mną.. Z moim żywotem. Dziękuje Pani raz jeszcze, do zobaczenia w niebie — powiedziałem i nie dając nic powiedzieć kobiecie, rozłączyłem się.
Schowałem drżącymi rękoma telefon do kieszeni i kiedy udało mi się dotrzeć pod apartamenty, wszedłem do budynku. Za pomocą windy dotarłem na odpowiednie piętro i podszedłem do jednych z kilkunastu drewnianych drzwiczek.
Wszedłem do środka i zrzuciłem z siebie przemokły płaszcz na podłogę, by następnie pełen frustracji wejść do łazienki.
Nie wiele myśląc, otworzyłem jedną z szafek nad umywalką.
Oczywistym było, że spotkam tam moją dobrą przyjaciółkę. Była ona przy mnie przez ostatnie kilka miesięcy, kiedy to musiałem się męczyć bezustannie w tej cholernej policji. I tak jak myślałem - znalazłem ją tam. Nadal brudna od mojej własnej krwi.
Złapałem za żyletkę, chwile później przystawiając ją do ręki, pełnej blizn.
Przeciągnąłem po niej kilka mocnych razy, by ostatecznie natrafić na żyłę. Spojrzałem na nią ponuro, czując jak kręci mi się w głowie. Przejechałem po niej jeszcze mocniej niż wcześniej - z nadzwyczajną siłą.
Wpatrywałem się we widok przede mną z kpiącym uśmiechem. Po moich dłoniach leciało kilka pięknych strużek krwi. Nadal uśmiechnięty, odłożyłem na umywalkę zakrwawione narzędzie.
Chwilę później opadłem na kolana osłabiony. Śmiałem się z samego siebie, czując jak robi mi się duszno. Przez chwilę nawet sądziłem, że eksploduje mi głowa. W pewnej chwili jednak straciłem przytomność i nie czułem już nic.
Już na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro