Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- Rozdział 4 -

Stałam na parkingu od szkoły, gdy nagle poczułam dłoń na ramieniu. Szybko się odwróciłam:
- Czego chcesz?

- Ej, ej spokojnie. To ja Lola. - Dziewczyna posłała mi słaby uśmiech, który odwzajemniłam. - Czekasz na kogoś? Czy idziemy pochodzić po mieście?

- Ymm sorry, ale mama po mnie przyjeżdża. - Powiedziałam patrząc na Lolę i zastanawiałam się, czy mnie wyśmieje, czy też nie.

- Umm spoks. - Lola spóściła wzrok. - Kiedyś też tak miałam. No, ale pogodziłam się z tym.

- W trochę ostry sposób. - Powiedziałam patrząc na przyjaciółkę.

- Wiem. - Policzki Loli oblał natychmiast rumieniec. - I tak jest już lepiej. Tydzień po śmierci dzień w dzień byłam w odwiedziny u dyrektora.

Obie parsknęłyśmy śmiechem. Po chwili powiedziałam:
- Dzięki tobie mam też nowy imicz.

- Jaki? - Spytała zdziwiona Lola.

- Jacksonek. - Powiedziałam lekko speszona.

- No, ale ci pasuje. - Lola natychmiast się ożywiła. - I nie możesz zaprzeczyć.

- Lola, Diana Cię szuka! - Powiedziała zdyszana Megan, która dopiero teraz zauważyła, że tu stoję:
- O cześć Kate.

- Cześć. - Odpowiedziałam Megan, choć moją uwagę przykuła wysoka rudo włosa.
Stała tuż przy Megan i się nie odzywała.

- Chodź Lolka. - Powiedziała Megan.

- Okay. - Powiedziała do Megan i po chwili zwróciła się do mnie:
- Muszę iść.

Po tych słowach odeszła wraz z koleżankami. Zostałam sama, nie przeszkadzało mi to. Lubię ciszę, gdyż mogę zebrać wszystkie myśli i je przeanalizować tym samym wyciągnąć wnioski i tak dalej.
Usłyszałam jak jakieś auto przyjeżdża na parking. To było auto mamy. Szybko podeszłam pod nie i otworzyłam drzwi. Po chwili już siedziałam w środku z zapiętymi pasami. Spojrzałam na mamę z uśmiechem i powiedziałam:
- Cześć.

- Jak było w szkole? - Spytała ignorując moje powitanie.

- W porządku. - Powiedziałam.

- Poznałaś kogoś? - Spytała.

- No tak. - Spojrzałam na widok za szybą gdzie stała Lola, Megan, tamta rudo włosa i jakaś blondynka. Wszystkie o czymś zawzięcie rozmawiały.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać o czym mogą rozmawiać. Moje zamyślenia przerwała mama:
- Słuchasz mnie w ogóle?

- Nie, przepraszam. - Spóściłam wzrok słysząc ostry ton matki. Ciekawe, co zrobiłam źle.

- Mniejsza z tym. Porozmawiamy w domu. Jedziemy do lasu? - Spytała Rose.

- Chętnie. - Wcale nie byłam chętna na spacer. Powiedziałam tak tylko, dlatego iż matka wydawała się kipić ze złości.

- Wspaniale. - Powiedziała i uśmiechnęła się sztucznie, a przy tak dużym nadmiarze złości wyszedł zwykły grymas.

Po 25 minutach miasto zdawało się kończyć, mieszkałyśmy na 'brzegu miasta'.

Wyszłyśmy z auta, mama stanęła przy aucie i zabezpieczyła je kluczkami.
- Chodź. - Powiedziała wymijając mnie.

Szłyśmy truchtem, podziwiając tutajszą, bogatą w walory przyrodę, a raczej jej ostatki. W Ameryce było pełno dużych miast, a przyrody było tyle ile pozostało. Ostatki te były jednak na tyle piękne iż idealnie dopełniały szarości miast.

Co do tego spaceru z mamą Rose szła truchtem, a ja biegłam za nią. To zdecydowanie nie był spacer matki z córką.

- Mamo, zwolnij. - Powiedziałam dysząc.

- Zmęczyłaś się? - Spytała zatrzymując się.

- Tak. - Powiedziałam patrząc na mamę. Ona tylko odwróciła wzrok.

- Idziemy do auta. - Rozkazała głosem z którego nie dało się wyczytać żadnych emocji. Nawet tych negatywnych. Nic.

Po 45 minutach siedziałam z mamą w kuchni. Niby piłam herbatę i czekałam na na obiad, a tak naprawdę czekałam na wyjaśnienie dziwnego zachowania mamy.

- No więc? - Spytałam unosząc brew.

- Później. - Powiedziała kontynuując robić obiad.

- Nie, masz mi powiedzieć teraz. - Powiedziałam.

Mama odwróciła się do mnie twarzą i spytała:
- Co chcesz wiedzieć?

- Co jest powodem twojego dziwnego zachowania? - Spytałam.

- Twój ojciec się odezwał. Chce wrócić. - Powiedziała, a oczy jej się zaszkliły.

- Stara miłość nie rdzewieje, co nie? - Stwierdziłam, a mama przytaknęłam. - Olej go.

- Co? - Rose spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- Olej go. Zostawił cię samą z prawie 10 letnim dzieckiem, a ty chcesz mu wybaczyć. - Prychnęłam.

- A jak się zmienił? Może zrozumiał, że nie da rady sam żyć? - Rose to dobry człowiek i dobra matka, ale bywa głupia jak mało kto.

- Ty chyba sobie żartujesz? Ludzie nie chcą się zmieniać, raczej chcą zmienić innych. Po za tym skąd wiesz, czy był sam? Miałaś z nim kontakt? Nie wydaje mi się. - Moją matkę zamurowało, zawsze miała mnie za mało inteligentną.

A to ja zawsze uważałam, że inteligencją należy błyszczeć w odpowiednim miejscu i czasie.

Witam:)

Prosiłabym o ujawnienie się czytających ten rozdział. Gwiazdki, czy komentarze - wszystko jedno. Chcę wiedzieć kto to czyta xD Ale i tak dzięki!! Opowiadanie ma kilka dni, a i tak dużo wyświetleń :)

Violet

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro