- Rozdział 3 -
- Witamy. - Powiedziała starsza pani o miłym uśmiechu. - Klaso, poznajcie nową koleżankę. Przedstaw się dziecko.
- Ymm... Jestem Kate Ryan. Mam 19 lat. Pochodzę z Washington. - Powiedziałam lekko speszona.
Dwadzieścia pięć par oczu było skierowane na mnie. To było okropne.
- Wspaniale Kate, wybierz sobie z kim chcesz siedzieć. - Powiedziała nauczycielka.
Wzrokiem omiotłam klasę i zauważyłam wolne miejsce obok jakiejś brunetki. (nie za bardzo orientuje się w takich nazwach.)
Podeszłam pod dziewczynę i spytałam:
- Mogę tu usiąść?
- Jasne. - Dziewczyna niespodziewanie złapała mnie za rękę i pociągnęła, co dało efekt iż upadłam na krzesło.
Spojrzałam na moją towarzyszkę ze zdziwieniem. Już miałam coś powiedzieć, kiedy nagle wystrzeliła:
- Cześć Jacksonku.
- Co? - Spytałam. Jej wypowiedź zbiła mnie całkiem z tropu.
- Jacksonku. Masz ten jego dresik, więc jesteś Jacksonkiem. - Uśmiechnęła się niewinnie. - Jestem Lolita Ruthford, ale jeśli ci życie miłe to mów mi Lola.
- Spoks. Ja jestem Kate Ryan... - Gwałtownie przerwałam swoją wypowiedź widząc jak dziewczyna kręci głową i po chwili mówi:
- Nie jesteś.
- Yy. To kim według ciebie jestem? - Spytałam zdezorientowana.
- To proste. Jacksonkiem. Mówiłam ci. - Uśmiechała się dalej, a oczy jej błyszczały. Z jej twarzy można było wyczytać "Jestem geniuszem, że to wymyśliłam".
- Dzisiejszy temat to "Ssaki" - Powiedziała nauczycielka.
- Więc będzą sobie ssać mleko i to koniec tematu, można się rozejść do domów. - Powiedział jakiś blondyn, a Lola musiała się dołączyć gwizdając z radości, że ktoś popiera jej teorie na temat "lekcja jest nie potrzebna" jaką wykazywała swoją postawą.
- Neil Aldrin, zostaniesz wraz z Lolitą Ruthford po lekcji. - Powiedziała przez zęby pani wychowawczyni.
- Mówiłam, Lola. - Powiedziała.
- Zostajesz po lekcji. - Powtórzyła starsza pani.
Reszta lekcji minęła w mgnieniu oka. Dziwiła mnie osoba Loli. Dla niej nie było żadnych zasad, a nawet jeśli były to je łamała nie przejmując się jakby wogóle ich nie było. Nauczyciele byli wobec niej bezsilni, co udowodniła na następnych lekcjach.
Szłam w kierunku świetlicy, by odrobić lekcje, gdy nagle ktoś powiedział do mnie:
- Jestem Megan. A ty?
- Kate. - Powiedziałam.
- Miło mi. Nie przejmuj się Lolą jest taka od śmierci matki. Ona bardzo to przeżywała. - Megan była wysoką blondynką z zielonymi oczami. Wydawała być się miła.
Po chwili dodała :
- Chodź, zaraz zajęcia świetlicowe. Czy masz wszystko odrobione?
- Wszystko, ale wejdę na chwilę by zobaczyć jak to wygląda. - Powiedziałam.
Po chwili weszłam do sali i podeszłam pod nauczycielkę. Z planu wynikało, że to Amanda Campbell.
- Ty jesteś Kate, prawda? - Spytała Pani Amanda.
- Tak. - Przyznałam.
- Pomóc ci w pracy domowej? - Spytała pod wychowawczyni.
- Nie, dziękuję. W zasadzie przyszłam tutaj na chwile, by zobaczyć jak takie zajęcia wyglądają. Mam już wszystko zrobione. - Nauczycielka pokiwała głową.
- Zatem usiądź. Tam masz wolne miejsce. - Wskazała na 3 ławkę po stronie drzwi.
Zajęłam miejsce. Obok mnie stanęła nikt inny jak Lola.
- Mogę? - Spytała.
- Tak. - Powiedziałam cicho. Dziewczyna szybko usiadła i po chwili powiedziała:
- Przepraszam.
- Za, co? - Spytałam zdziwiona.
- Za to, że przez cały dzień nazywałam Cię Jacksonkiem zupełnie Cię nie znając. - Powiedziała powoli jakby się zastanawiała, czy to co mówi ma jakikolwiek sens.
- Nie ma sprawy. - Powiedziałam.
- Przypuszczam, że Megan powiedziała ci, dlaczego tak się zachowuje. - Była ewidentnie przygnębiona. W niczym nie przypominała tej Loli, którą była rano.
Ponoć uśmiech to najlepszy kamuflaż jaki człowiek potrafi sobie stworzyć. (violet 2017r~)
Czy właśnie Lolita miała taką maskę?
- Kate, mówiłam do ciebie coś. - Powiedziała podirytowana.
- Sorry. Myślałam. - Powiedziałam.
- O czym?- Spytałam.
- O niczym ważnym. - Uśmiechnęłam się. - Wiesz, ja już pójdę. Zasiedziałam się.
Wstałam z ławki wraz z dwoma innymi dziewczynami i jakimś chłopakiem. Gdy wychodziłam z sali powiedziałam "Do widzenia".
Szłam korytarzem, po drodze mijałam tablice ogłoszeń i gabloty z obrazami namalowanymi przez tutejszych uczniów.
Podeszłam pod szafki i wyciągnęłam z torby książki. Mama się ucieszy, kupiła mi nową torbę a tu się okazuje, że jest niepotrzebna.
Wraz z pustą torbą podeszłam pod parking i zadzwoniłam do matki:
- Przyjedziesz po mnie?
- A wiesz, że właśnie po ciebie jadę?
- Dobra.. Za ile będziesz?
- Za 10 minut.
- Dobra, to cześć.
****** ******
*** Witam :) ***
Szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z tego rozdziału, a przede wszystkim z 'osoby Loli', która wyszła tak jakoś "za luźno" :c
Violet
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro