Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- Rozdział 12 -

*Rano*

Od kilku godzin jestem na nogach, Neverland musi błyszczeć. Nie może być ani jednego błędu w wystroju.

Właśnie, wystrój.. Frank pojechał dwie godziny temu po dekoracje, zaraz powinien być.

Co do przyjęcia, imprezy nie wiem jak to nazwać, nadal nie mam ustalonego miejsca na "odbycie się tego cyrku" urodzinowego.. Chociaż mam, w mojej posiadłości. No, ale jak zawsze muszę mieć wątpliwości.. I za Chiny nie wiem, czy nie lepiej byłoby zrobić te 'Party w ogrodzie.

Lista gości -
Każdy normalny człowiek padłby, gdyby zobaczył moją liste zaproszonych. Normalnie zaprasza się tylko najbliższych. A Jackson zaprosił "pół Ameryki" jak to się śmiał Macaulay.

Co prawda w planie miałem zaprosić też 15 dowolnie wybranych fanów, ale Frank i Madonna zaczęli strzelać fochy na prawo i lewo. W sumie.. Mad to mogłaby nawet nie przyjść i by mi było bez różnicy, ale nie chce by Frank był zły.

Na przyjęcie ma przyjść też Slash. -
Madonna zaczęła strzelać fochy. Ale, po godzinie zawracania mi 'dupy' kazałem jej wypadać.. W tej brzydszej wersji tego słowa..

Niestety to usłyszał Mac i musiał się wydrzeć na całe gardło 'Bo ten Jackson klnie'. Tak więc cały Neverland musiał się dowiedzieć o mojej wpadce.

- Michael, już jestem! - Powiedział Frank wpadając do Neverlandu.

- Dobra, która jest godzina? - Spytałem.

- 8:49 - Odparł spokojnie. - Okay, to ja spadam po pomoc dla ciebie, bo sam nie dasz rady tego dziadostwa zawiesić. Potem musze jechać po ku.. Ile to ..12 tortów.

- Nie klnij. - Powiedziałem na, co Frank przewrócił oczami.

- To ja ide, starczy ci 8 pomocników? - Spytał.

- Jasne. Nawet jeden będzie mógł się obijać. - Zaśmiałem się delikatnie wskazując rękami na mnie.

- I napewno nie będziesz to ty. - Do pokoju w leciał Macaulay. Frank już zniknął za drzwiami.

- Skąd wiesz to, ty bąku? - Spytałem unosząc brew.

- No okay, może to będziesz ty tylko już tak się nie spinaj jak te fidget spinnery. - Odparł spokojnie Macaulay, a mnie najzwyczajniej w świecie zamurowało.

Usatysfakcjonowany Mac wybiegł z pokoju tak szybko jak się pojawił.

Po chwili przyszli pomocnicy z którymi zawieszałem dekoracje. Było naprawdę ich wiele. Przeważnie te mieniące się było najtrudniej zawiesić. W końcu jeden z pracowników powiedział:
- Mike, weź ty to zostaw. Macaulay szybciej by to zawiesił.

Zbity z tropu opuściłem pomieszczenie i udałem się do własnego pokoju, by wybrać coś na 16:00.

Po ponad godzinie szukania wybrałem czarną marynarkę ze złotymi dodatkami. Wiem jestem gorszy niż kobieta.. A w dodatku czarny to odpowiedni kolor na własne urodziny, prawda?

Ale ludzie.. Madonna ubrała na własne urodziny obrzydliwie różową sukienkę. - To nie był zwyczajny różowy tylko taki oczolepny. Z zielonymi (też oczolepnymi) wykończeniami.

Wyglądała poprostu jak.. Świnka 'Pigi'.

Tak w ogóle to przyjęcie to ma być maskarada. I Paul się zapowiedział, że jeśli tylko spróbuję się przebrać za Piotrusia Pana to wtedy on przebierze się za chomika.

I tak się wacham. Bo mógłbym w sumie ubrać zieloną marynarkę,.. Fedorę zioloną też mam. Tylko piórko czerwone doczepić. A zobaczenie Paula w stroju chomika jest bardzo ciekawym pomysłem. A potem zawsze mogę się przebrać.

Podszedłem pod szafę i wyciągnąłem strój. Zadowolony z siebie wyszedłem z pokoju.

*Kate Ryan*

Nie odpisał.. Trudno. Lola 15 minut temu sobie poszła mówiąc, że ojciec na nią czeka.

Ja tymczasem chodziłam bez celu po pokoju rzucając ukradkiem spojrzenie na plakat z Michaelem Jacksonem.

Z dołu usłyszałam szczęk zamka otwierajacych się drzwi, co bylo znakiem - Mama wróciła z posiedzenia u Leann i kilkoma innymi 'paniami'.

Bez namysłu pobiegłam po schodach niemal z nich spadając, by po chwili znaleźć się w przed pokoju, gdzie mama Rose zdjęła kurtkę, a po chwili przytulającą mnie.

Wiem bardzo normalne zachowanie ze strony takiej starej krowy jak ja, ale co zrobić?

To był impuls. Całe życie to jeden wielki, ogromny impuls. - Przynajmniej dla mnie. I w moim przypadku to się zgadza w stu procentach.

- Mogę iść na basen? - Spytałam nie bardzo się zastanawiając o, co pytam.

- Oczywiście, tylko naszykuj swój strój. - Powiedziała i ruszyła w stronę kuchni, gdzie na wejściu stwierdziła:
- Jestem głodna jak wilk. A ty?
- Nie jestem głodna, ale dzięki że pytasz. - Powiedziałam i od razu pobiegłam na górę, gdzie znajdował się mój pokój.

Gdy byłam już w swoim azylu wyszukałam czepek, gogle (takie do pływania) strój kąpielowy o raz inne potrzebne rzeczy. Z łazienki wzięłam ręcznik i szczotkę do włosów. O kosmetykach nie wspomnę.

Gotowa ruszyłam do drzwi, gdy nagle zatrzymał mnie głos mamy:
- Poczekaj, zjem i cię tam zawiozę. Może sama też popływam.. Tak mało ostatnio spędzamy razem czas..

- Emm w porządku. Ale przecierz to nie moja wina, że codziennie po pracy idziesz do Leann i nia ma cię godzinę może dwie czasami nawet dłużej. - Powiedziałam, a mama machnęła ręką. - A idź.
Szybko opuściłam dom i udałam się na lewo od strony parku. Kilka domów dalej był basen.

Szybko zapłaciłam i pobiegłam w stronę szatni. (?) od razu się przebrałam w strój i pobiegłam na halę z wodą.

*Michael Jackson*

Lada moment powinni schodzić się goście. Szczerze? Jestem podekscytowany. Choć nie za bardzo mam czym. Właśnie, czym? Że kochany tatuś zgodził się przyjść na przyjęcie?

Zapraszając go myślałem, że będzie tak jak, co roku. Czyli, że ja go zaprosze, a on odmówi. I teatrzyk odbębniony. Kiedyś.. Faktycznie chciałem, by przyszedł. Teraz się boje.

Nie tego, że będzie krzyczał ale że zepsuje przyjęcie swoim mrukliwym characterem.

- Michael, pierwsi goście przyszli. - Powiedział Macaulay.

Szybko pognałem pod drzwi gdzie stał już Paul McCartney wraz z narzeczoną, Madonna patrząca z niesmakiem na Macaulay.

- Witajcie! - Powiedziałem.

- Siema stary. - Powiedział z uśmiechem Paul. Jego narzeczona - Linda powiedziała z lekkim uśmiechem sto lat.

Madonna oczywiście z grubej rury rzuciła mi się na szyję. I już miała mnie pocałować, gdy nagle Mac ją odepchnął. Spojrzałem na niego wzrokiem 'dzięki, stary', a on się uśmiechnął.

Madonna prychnęła:
- Zazdrosny jesteś?

Macaulay'owi powiększyły się oczy do wielkości spotków, zaczerwienił się i wbiegł do posiadłości. Madonna uśmiechnęła się zwycięsko.

Też nie wyobrażam sobie pocałować dziecko w usta. Tym bardziej Macaulay'a.

Wszyscy weszliśmy do mojego domu. Z czasem cała sala była pewna. I z każdym z osobna musiałem się przywitać.

Tak patrząc 89% przebrało się za coś, a 11% miało maski. No tylko jedna osoba się nie przebrała.. Chyba wiadomo, która. Madonna. Bo twierdziła, że damy nie robią z siebie dzieci.

Z uśmiechem podszedłem pod Paula i powiedziałem:
- I jak tam chomiczku?

- Haha, śmieszne. - Odparł.

Witam :)

O to next. Mam nadzieję, że się wam spodoba :) I pytanie do
Edzia555 (dobrze napisałam?) czy ten rozdział Cię usatysfakcjonował pod względem długości? xD

Proszę, dajcie znak życia xD Obojętnie jak.

Pozdrawiam ^^^

Tech :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro