- Rozdział 10 -
Skywalker: człowieku, ty wiesz która jest godzina?!
Williamvirtual: nie wiem, pochwalisz się znajomością zegarka? ;D
Skywalker: jest 6:05 kacapie -,- ja o takiej godzinie normalnie śpię -,-
Williamvirtual: wiesz.. Zawsze musi być ten pierwszy raz
Skywalker: wiesz, że Cię nienawidzę?
Williamvirtual: ught! To było mocne!
Skywalker: ...
Skywalker: jesteś dupkiem, wiesz? Nie bawią mnie teksty rozpuszczonego do granic możliwości kretyna. Nie pisz do mnie więcej!
Zrobiło mi się przykro, choć nie powinno. Bo kto jest smutny po głupich odzywkach w internecie.
[Williamvirtual usunąłeś właśnie użytkownika Skywalker z kontaktów]
Po tym wyłączyłem telefon i wziąłem ubrania, by się przebrać.
***
Zszedłem do jadalni połączenej z kuchnią w której krzątała się "Mery M" jak to w zwyczaju mają nazywać ją inni pracownicy. Tak naprawdę nazywa się Margaret Mery Sullyvan. Pracuje w Neverlandzie od roku. Czterdziestolatka ma talent kucharski jak mało kto i jest miła.
Niestety nie każdy potrafi to docenić. Poprzedni pracodawcy Mery M płacili jej bardzo niewiele. Wątpię, czy by dał radę się z tego utrzymać jeden człowiek, a co dopiero kobieta z dzieckiem.
- Dzień dobry, Mery M. - Zawołałem z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, Panie Jackson. - Powiedziała z uśmiechem. - Oh widzę, że i Pan używa mojego eh "pseudonimu".
- A pani znowu mówi mi "panie Jackson". - Wzniosłem oczy ku górze, gdy Mery M postawiła mi talerz z kanapkami. - Mery dziś ostatni raz robisz mi śniadanie.
- Nie lubi Pan mojej kuchni? - Spytała ze strachem w oczach.
- Gotujesz świetnie, ale też chciałbym się czymś wykazać. I lubię twoją kuchnię. - Po tych słowach wziąłem kanapkę.
- Gotowanie to moje zajęcie, a jeśli powierzyłabym panu część moich obowiązków to czułabym się źle. - Powiedziała Mery M, a ja pokiwałem glową. - Pan Frank dzwonił i prosiłbym przekazała informacje o urodzinach Paula McCartney'a. Organizuje mały bankiet dla znajomych i przyjaciół.
Na słowa "mały bankiet" w wypadku Paula zacząłem się śmiać. Paul nigdy nie rozróżniał słowa "małe", a "duże".
- Co pana tak rozbawiło? - Spytałam kucharka.
- Nic, nic. - Uśmiechnąłem się niewinnie. - Na mnie już czas. Zdaje mi się, że jest już ósma.
- Jest 7:10. - Poprawiła mnie z uśmiechem.
- Zatem mam czas, by zerknąć co słychać w zoo. - Wybiegłem po tym z pokoju.
Szybko wziąłem fedorę. A biorąc pod uwagę, że mam ich pełno nie było trudne zgadnąć iż nie miałem najmniejszego problemu ze znalezieniem ich.
Co do kolorystyki, wybrałem czarną. Buty - No chyba nie muszę mówić. Oczywiście, że mokasyny w kolorze czerni. W takim stroju opuściłem dom ruszając w kierunku zoo.
Minąłem klatki z żyrafami, którymi teraz zajmował się Henry Ford absolwent zoologi, czy czegoś tam ze zwierzętami związanym.
Sam przystanąłem przy klatce z małpami, gdzie Bubbles droczył się z innymi kolegami, co nie miały tyle szczęścia jak on. Był faworytem w Neverlandzie pomijając, że Frank z lekka bał się Bubblesa z powodu ich pierwszego spotkania. Pamiętam ten dzień.
To była zdecydowanie najgorętsza środa w moim życiu. Bubbles był zdecydowanie zachwycony tym dniem. Spacerowaliśmy po zoo, a za chwile wracaliśmy, ponieważ Frank miał donieść informacje na temat powodzenia się Thriller'a. Gdy byliśmy już w posiadłości zadzwonił dzwonek do drzwi. Otwarłem je. Przez bramę przepuścili go ochroniarze, którzy doskonale go znali. W drzwiach stał Frank, więc natychmiast go wpuściłem. Niestety, a może stety Bubbles wypuścił mnie ze swoich obięć i podbiegł do Franka. To, co zadziało się potem było niesamowite wręcz. Bybbles skoczył na Franka z łapkami wystawionymi w geście uścisku, niestety a może stety Bybbles był za ciężki by przy skoku nie przywrócić Franka. Łapką za haczył o dzbanek wylewając, całą jego zawartość na Franka. Mina jego była bezcenna.
- Cześć Bubbles, nie męcz ich. - Powiedziałem z uśmiechem. - Nie ładnie jest dokuczać innym. Przestań, bo innaczej wymienię Cię na inną małpkę.
Bubbles popatrzył na mnie z wyrzutem.
- No chodź głuptasie. - Powiedziałem. - No przecież żartowałem!
Małpka od razu zawiesiła się na mojej szyi. Dlaczego nie nakarmiłem małp? Otóż z pracownikami ustaliłem, że te klatki w której zwierzęta są nakarmione mają zawiązaną wstążkę przy tabliczce z nazwą zwierzęcia.
Przy klatce z małpami takie były. Natomiast przy klatce z tygrysami takiej nie było. Szybko wszedłem do klatki zostawiając Bubblesa na zewnątrz.
Zaraz podleciał pode mnie mały tygrysek, którego wziąłem na ręce. Z uśmiechem popatrzyłem w stronę matki tego kociaka, która nawet nie przyjmowała się tym, że przytulam tygryska.
No.. Dawno (xD) mnie tu nie było.. Z rozdziałem.. No cóż czasu było mało by cokolwiek wstawić. To 'chiba' tyle. Za błędy sorry, poprawię później xD
Technik Violetta v_v =)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro