- Rozdział 4 -
Stałam na parkingu od szkoły, gdy nagle poczułam dłoń na ramieniu. Szybko się odwróciłam:
- Czego chcesz?
- Ej, ej spokojnie. To ja Lola. - Dziewczyna posłała mi słaby uśmiech, który odwzajemniłam. - Czekasz na kogoś? Czy idziemy pochodzić po mieście?
- Ymm sorry, ale mama po mnie przyjeżdża. - Powiedziałam patrząc na Lolę i zastanawiałam się, czy mnie wyśmieje, czy też nie.
- Umm spoks. - Lola spóściła wzrok. - Kiedyś też tak miałam. No, ale pogodziłam się z tym.
- W trochę ostry sposób. - Powiedziałam patrząc na przyjaciółkę.
- Wiem. - Policzki Loli oblał natychmiast rumieniec. - I tak jest już lepiej. Tydzień po śmierci dzień w dzień byłam w odwiedziny u dyrektora.
Obie parsknęłyśmy śmiechem. Po chwili powiedziałam:
- Dzięki tobie mam też nowy imicz.
- Jaki? - Spytała zdziwiona Lola.
- Jacksonek. - Powiedziałam lekko speszona.
- No, ale ci pasuje. - Lola natychmiast się ożywiła. - I nie możesz zaprzeczyć.
- Lola, Diana Cię szuka! - Powiedziała zdyszana Megan, która dopiero teraz zauważyła, że tu stoję:
- O cześć Kate.
- Cześć. - Odpowiedziałam Megan, choć moją uwagę przykuła wysoka rudo włosa.
Stała tuż przy Megan i się nie odzywała.
- Chodź Lolka. - Powiedziała Megan.
- Okay. - Powiedziała do Megan i po chwili zwróciła się do mnie:
- Muszę iść.
Po tych słowach odeszła wraz z koleżankami. Zostałam sama, nie przeszkadzało mi to. Lubię ciszę, gdyż mogę zebrać wszystkie myśli i je przeanalizować tym samym wyciągnąć wnioski i tak dalej.
Usłyszałam jak jakieś auto przyjeżdża na parking. To było auto mamy. Szybko podeszłam pod nie i otworzyłam drzwi. Po chwili już siedziałam w środku z zapiętymi pasami. Spojrzałam na mamę z uśmiechem i powiedziałam:
- Cześć.
- Jak było w szkole? - Spytała ignorując moje powitanie.
- W porządku. - Powiedziałam.
- Poznałaś kogoś? - Spytała.
- No tak. - Spojrzałam na widok za szybą gdzie stała Lola, Megan, tamta rudo włosa i jakaś blondynka. Wszystkie o czymś zawzięcie rozmawiały.
Wtedy zaczęłam się zastanawiać o czym mogą rozmawiać. Moje zamyślenia przerwała mama:
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Nie, przepraszam. - Spóściłam wzrok słysząc ostry ton matki. Ciekawe, co zrobiłam źle.
- Mniejsza z tym. Porozmawiamy w domu. Jedziemy do lasu? - Spytała Rose.
- Chętnie. - Wcale nie byłam chętna na spacer. Powiedziałam tak tylko, dlatego iż matka wydawała się kipić ze złości.
- Wspaniale. - Powiedziała i uśmiechnęła się sztucznie, a przy tak dużym nadmiarze złości wyszedł zwykły grymas.
Po 25 minutach miasto zdawało się kończyć, mieszkałyśmy na 'brzegu miasta'.
Wyszłyśmy z auta, mama stanęła przy aucie i zabezpieczyła je kluczkami.
- Chodź. - Powiedziała wymijając mnie.
Szłyśmy truchtem, podziwiając tutajszą, bogatą w walory przyrodę, a raczej jej ostatki. W Ameryce było pełno dużych miast, a przyrody było tyle ile pozostało. Ostatki te były jednak na tyle piękne iż idealnie dopełniały szarości miast.
Co do tego spaceru z mamą Rose szła truchtem, a ja biegłam za nią. To zdecydowanie nie był spacer matki z córką.
- Mamo, zwolnij. - Powiedziałam dysząc.
- Zmęczyłaś się? - Spytała zatrzymując się.
- Tak. - Powiedziałam patrząc na mamę. Ona tylko odwróciła wzrok.
- Idziemy do auta. - Rozkazała głosem z którego nie dało się wyczytać żadnych emocji. Nawet tych negatywnych. Nic.
Po 45 minutach siedziałam z mamą w kuchni. Niby piłam herbatę i czekałam na na obiad, a tak naprawdę czekałam na wyjaśnienie dziwnego zachowania mamy.
- No więc? - Spytałam unosząc brew.
- Później. - Powiedziała kontynuując robić obiad.
- Nie, masz mi powiedzieć teraz. - Powiedziałam.
Mama odwróciła się do mnie twarzą i spytała:
- Co chcesz wiedzieć?
- Co jest powodem twojego dziwnego zachowania? - Spytałam.
- Twój ojciec się odezwał. Chce wrócić. - Powiedziała, a oczy jej się zaszkliły.
- Stara miłość nie rdzewieje, co nie? - Stwierdziłam, a mama przytaknęłam. - Olej go.
- Co? - Rose spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Olej go. Zostawił cię samą z prawie 10 letnim dzieckiem, a ty chcesz mu wybaczyć. - Prychnęłam.
- A jak się zmienił? Może zrozumiał, że nie da rady sam żyć? - Rose to dobry człowiek i dobra matka, ale bywa głupia jak mało kto.
- Ty chyba sobie żartujesz? Ludzie nie chcą się zmieniać, raczej chcą zmienić innych. Po za tym skąd wiesz, czy był sam? Miałaś z nim kontakt? Nie wydaje mi się. - Moją matkę zamurowało, zawsze miała mnie za mało inteligentną.
A to ja zawsze uważałam, że inteligencją należy błyszczeć w odpowiednim miejscu i czasie.
Witam:)
Prosiłabym o ujawnienie się czytających ten rozdział. Gwiazdki, czy komentarze - wszystko jedno. Chcę wiedzieć kto to czyta xD Ale i tak dzięki!! Opowiadanie ma kilka dni, a i tak dużo wyświetleń :)
Violet
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro