Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"[T/I] jest jak Ofelia...?" - VI

~—☆—~

Ciemne uliczki miasta już dawno spowiła mroczna poświata, czyniąc tym samym noc. Kilkanaście przechodniów kroczyło w żwawym tłumie ludzi, nie zwracając uwagi nawet na wampirzego dziwaka ledwo ciągnącego nogi do chodu. Cienka warstwa puchu skrzypiała pod wysokimi trampkami wampira, a drobno sypiący śnieżek tworzył na budynkach dodatkowe daszki. Roztrzęsiony pocierał ramiona dłoniami z zimna, gdyż nie miał na siebie co zarzucić; biedny jego los. Spojrzenie rzekomego chłopaka spoczywało na starym budynku mieszkalnym; ciekawszego zajęcia nie zdobył.

W niezadowoleniu mruknął pod nosem, sprawił, że jego dopiero świeżutka Eve dała mu jasny przekaz sprzeciwu kontraktu, co nie było w ogóle możliwe. Teraz mijały liczne godziny, a sam nie miał w ogóle ochoty na powrót; kazała mu dać sobie spokój, on jest posłuszny, więc... nie wróci wedle rozkazu. Z drugiej strony szkoda trochę partnerki, która była dla niego istnym wcieleniem anioła, który mógłby być w nim stróżem.

"Lepszym rozwiązaniem byłoby już ukrócić jej żywot teraz, niż czekać na limit, który jest niepotrzebny... Nie chce kontraktu? A może tylko udaje? Mój aniołek~~..." - uśmiechnął się smutno pod nosem słysząc kilka dzieciaków przechodzących obok niego.

Uniósł szkarłatne tęczówki aby przeszywającym wzrokiem mordu znaleźć znajomy mu głos. Dziewczęce śmiechy; miał je jak na wyciągnięcie ręki czując obecność swojej mistrzyni. Gdzieś przed sobą usłyszał zarzut najpewniej skierowany ku niemu, przysłuchał uważniej.

— Bo wiesz... to zupełne szaleństwo i przeciwieństwo ciebie, jeśli chcesz możemy coś z tym zrobić — dojrzał okularnicę w ciepłej kurtce; jednej ze szkół, gdyż szła u boku od razu mu znajomej dziewczyny.

Servamp wsłuchiwał się w ich rozmowę, by tylko wyczytać z niej jak najwięcej. Cieszył go fakt, że mimo wszystko znów mógł zobaczyć właścicielkę. Odetchnął głęboko, mocniej przeciągając palce po ramionach. Niezbyt ma dobrane wdzianko. Para wysunęła się z ust chłopaka, by mógł westchnąć na nowo.

Zwrócił spojrzenie ku najważniejszym osobom. Co prawda widział jedynie powoli mieszające się z tłumem nastolatki, ale co najdziwniejsze wydawałoby się, że idą w jego stronę.

— Wiesz. Teoretycznie powinnam czuć się jak zabita, ale jakoś lepiej mi się zrobiło — ten głos, to jego Eve.

Blondyn znalazł ją wzrokiem, nie czekając na żaden cud podszedł zwinnie łapiąc głęboki oddech w płucach. W oczach chłopaka dostrzegalne były iskry radości -dlaczego? Nie wiadomo. Przystanął w nadal sporej odległości przypatrując się swojej właścicielce w uśmiechu i jednoczesnej niecierpliwości w czynach.

— [T/I]! — powietrze rozerwał krzyk Lawlessa, wzbudzając tym samym kilka ciekawskich spojrzeń, które ignorował jak resztę świata.

Dziewczyna osłupiała zatrzymując kroki, nie wiedziała skąd dobiegało wołanie. Rozejrzała się dookoła. Zobaczyła Chciwość, stojąca z daleka na wprost niej. Podbiegł i nagle znikąd lekko się nachylając ułożył ramiona na barkach nastolatki. Na jej twarzy pojawiło się jeszcze większe zdziwienie, gdyż Servamp ujął ją w przyjemnym uścisku. Jakby za nią tęsknił i rozpaczliwie szukał. Nie odgrywał żadnej sceny, to było tak szczere jak zawarcie ich kontraktu.

— [T/I]. Gdzie byłaś...? — w głosie jednego z siedmiu grzechów, można było usłyszeć niepokój.

Jednak dziewczyna nie okazywała żadnych uczuć, milczała by po chwili próbować oderwać od siebie natręta.
Servamp nadal przytulał Eve, lecz po chwili odsunął się od nieco niższej dziewczyny patrząc jej w oczy.

— A ja myślałem, że już przepadłaś — smutek zmienił postać na maleńką radość — Wiem, że może nie jestem ideałem, ale ktoś taki jak ty może okazać się pomocny by przywrócić mi stare "ja" — podłożył dłoń pod podbródek zaskoczonej nastolatki.

— To jest ten... Lawless? — nagle wtrąciła do zażaleń przyjaciółka wbijając ostre spojrzenie w Chciwość — Wygląda dosyć fajnie, za co na niego narzekasz?

Przerzucili oboje wzrok na brunetkę, która oczekiwała nadal odpowiedzi. Wampir odsunął się nieco by nadać tej sytuacji inny obrót spraw.

— To szczere czy tylko żartujesz? — zaśmiał się blondyn ze smutnym spojrzeniem.

— Zamknij się szczurze — dodała jego posiadaczka.

— No ej! Zobacz! Specjalnie chodził i cię szukał po mieście, a ty go od szczura obrażasz? — zbulwersowała się zielonooka - I tak, to było szczere.

— Gdybyś to ty miała obrączkę na ręce i musiała go żywić mówiłabyś zupełnie inaczej... — zaprzestała już próby dalszej kłótni.

Servamp milczał, rozłożył ręce a jedną z nich poprawił okulary spadające z czubka nosa. Westchnąwszy rzucił długie spojrzenie na księżyc, na którym kilka sylwetek przeleciało w szybkim tempie. Mógł uniknąć złych myśli na ten temat, ale nie zaradził temu...

"Nie wiesz bracie, że nie wolno być wrogo nastawionym do świata? Nie masz także mistrza, zupełnie jak ja...".

"Och, aż się zdziwisz!" - odpowiedział sobie na słowa, w myślach.

— Lawless? — Eve spojrzała na wampira budząc go z rozmyśleń. — Obiecaj, że dasz spokój z tym całym kontraktem...

— Ale aniołku! Nie może—

— Zrywam kontrakt.

Oznajmiła. Nie wiedział jak jej przekazać wieści, iż to niemożliwe. Bo niby jak mają go rozwiązać? Jedno rozwiązanie jest zbyt proste; przecież Servamp mógłby zabić swojego mistrza; jedynie Chciwość była w stanie to zrobić, bez zmartwień i sumienia. Czy teraz musiał to zrobić? Niekoniecznie. Dałby radę? Z całą pewnością. Czy chce? Nie wiadomo.
Wampir dojrzał już do poważnych problemów, lecz ta sytuacja go przerosła. Zakrył palcami szkła okularów z myślą, żeby móc jakkolwiek temu zaradzić.

— Wiesz... to może wy sobie pogadajcie, a my później się zdzwonimy — skinęła głową na pożegnanie, brunetka.

Po chwili dalej patrzyli na siebie jak inni na nich, z ciekawością przyszłych słów. Powoli zaczynało robić się niezręcznie, gdyż kilkanaście osób stało na chodniku i wgapiało spojrzenia w Servampa i jego Eve. Zauważył to, więc prędko zareagował.

— Chodź ze mną, później wyjaśnię — wystawił dłoń w stronę dziewczyny.

Spoglądała na niego niezrozumiałe i jednocześnie niezadowolona, że znowu musi nawiązać z nim kontakt fizyczny. Przyjęła niechętnie rękę by po chwili wylądować w ramionach Servampa; ten prędko odbił się jak piłka od podłoża sunąc ku górze.
Wiatr podmuchem uniósł ich odstające części ubrań, powodując tym samym lepszy efekt lotu.

No oczywiście przechodni byli zaskoczeni: no bo jakim cudem młodzieniec potrafi latać?! Magia! A raczej sprawka bycia Servampem.

Blondyn spojrzał na nią będąc minimalnie zaniepokojony tym co ma zamiar wyznać. Prawda jest taka, że jeden z braci i jego Eve są zaskoczeni tym, że w tak krótkim czasie zyskał kolejnego mistrza...

"Pokazać im aniołka? Nie musieliby cię nawet znać, by ocenić kim jesteś. Uważaliby, że i tak zginiesz jak mi się znudzisz; no może tylko straszy brat. Jego właściciel jest inny, niepodobny do niego..."

Lawless rozmyślałby dłużej gdyby nie fakt, iż dotarł na miejsce, które wyznaczył i obrał sobie wcześniej za cel podróży. 
Był to sympatycznie wyglądający mostek na południu od miasta, dokładniej na obrzeżach lasu. Wylądował wśród drzew uderzając o grubą warstwę ubitego śniegu, łapiąc nadgarstek dziewczyny i pociągnął na długi oraz szeroki most wykonany z ciemnego drewna. Przypominał wygięty łuk nad zamarzniętą rzeką, którą otulały ośnieżone wysokie świerki. Towarzystwo swojej Eve sprawiało w nim wrażenie, że nawet jak u niego to niemożliwe by czuł się tak jak kiedyś; w bezpiecznych objęciach spojrzenia dawnej właścicielki...

W oczach zabłysł mu żal, doprowadzając łzy do zaciśniętych już powiek. Zatrzymał krok w połowie mostu, zacisnął mocniej dłoń na swojej mistrzyni. Ta jednak była nieco zdezorientowana, wysunęła głowę w bok by móc cokolwiek dostrzec. Wyrwała się z uścisku i wyszła przed opuszczoną twarz Chciwości.

— Lawless, ty płaczesz...?

Zdziwiła się widząc jak jedna z łez wypływa spod powieki; zrozpaczony wyszczerzył kły by zaraz uchylić usta i krzyknąć na właścicielkę... [T/I] go uprzedziła zanurzając głowę w przemarzniętym ramieniu wampira. Otuliła ramionami ściskając mocno. Sama nie wiedziała co właśnie uczyniła, ale była pewna jednego: chciała pomóc za wszelką cenę; tak jak on jej.
Gładząc delikatnie plecy Servampa, starała się opanować sytuację i nieco go uspokoić. Niestety to nie szło po jej myśli, budząc w wampirze jeszcze większy szloch.

— Tak bardzo mi ją przypominasz... a ja nie mogę się pogodzić... z tym... Ofelia, gdzie jesteś?! — jęknął zaciskając zęby.

Żaden sposób nie działał na Chciwość, nieustannie Eve wpadła na jedyny skuteczny plan. Zwykła rozmowa również nie poskutkuje, więc była skłonna zrobić dosłownie wszystko.
Odsunęła się nieco od Servampa i zsunęła z ramion płaszcz, który dawał główne źródło ciepła rzucając go na zmrożone deski, przysypane śniegiem. Przeszyła z bladym rumieńcem wzrokiem nadal płaczącego jak dziecko towarzysza.

— Hyde! Bierz moją krew! To rozkaz! — wrzasnęła podwijając materiał marynarki i koszulki z mundurka, z lewej ręki.

Zerkając na niego od razu wyciągnęła ją przed Lawlessem. Ten jedynie zatopił twarz między palcami dłoni, lecz po chwili uniósł zrozpaczone spojrzenie, z którego powoli zaczęło ubywać smutku. Minimalny entuzjazm; to ujrzała w jego szkarłatnych tęczówkach. Podskoczył ledwo odrywając nogę z podłoża i zarzucił ramiona na barki dziewczyny; ponownie dzisiejszego dnia.

Można było wyczuć to, iż jej odmówił, gdyż wolał w obecnej chwili ściskać swoją właścicielkę. Stała zdziwiona z rozłożonymi ramionami patrząc kątem oka na krwiopijcę, który na całe szczęście przestał już tak głośno płakać...

— [T/I]... — jęknął jej do ucha nadal przejęty.

— Hyde? Nie chciałeś krwi? — spytała prędko kładąc dłonie na lekko zgarbionych plecach.

— Obiecaj mi coś. Musisz ze mną zostać.

Właścicielka spojrzała na odrywającego od niej objęcia Servampa, by cokolwiek wyczytać z spoczywających na niej oczu. Przekazywały informacje jakich nigdy nie znała nie w stosunkach między nimi; stanowczość i prośbę o pomoc. Wyglądało to na zwykły żart z jego strony, lecz przez myśli dziewczyny przebrnęły obrazy wielu spotkań i kłótni z Lawlessem, na co lekko zachichotała - tak, aby nie zburzyć w nim powagi.

— To aż tak dla ciebie ważne? — zagadnęła ciągle wertując krwistoczerwone oczy.

Pokiwał energicznie głową nabierając lekko różowawych wypieków na obu policzkach. Nie mogła odmówić mu pomocy, szczerze pragnęła kogoś w swoim nudnym życiu... no może nie jest on ideałem, ale kimś kto zawsze ją zdenerwuje z dobrymi intencjami i rozbawi. Ktoś wyjątkowy, pomocny na swój sposób i wiarygodny. Na pewno nie można odmówić Chciwości; jednemu i jedynemu.

— Nie jestem przekonana, czy m—

— Będę się o ciebie troszczył! Obiecuję być ci najbardziej posłuszny ze wszystkich Servampów, a także ślubuję odnaleźć w tobie twój talent! — wykrzyknął łapiąc dłonią jej rękę, ciągle z determinacją patrząc na nią. — Tylko proszę... powiedz, że będę miał pozwolenie by móc widzieć jak rozkwitasz na własnych oczach niczym piękny kwiat róży!

W spojrzeniu dziewczyny zaiskrzyła radość i niesamowity zachwyt.
"Jak on mógł coś takiego o mnie powiedzieć? Przecież ja... nie jestem wyjątkowa! Nie wierzę, w to co się właśnie stało..." - poczuła zachwyt.

— Hyde. Zostanę przy tobie... biorę cię od dzisiaj do domu i nie pozwolę spuścić z oka. Obiecuję ci to — rzekła pewna swojej decyzji.

Teraz nastrój między nimi zmienił obrót, czyniąc to samo z Lawlessem, co przed chwilą z jego mistrzynią. Patrzył na nią z ogromną euforią by po raz kolejny przytulić swoją najdroższą Eve. Nie czekał dłużej na iskierki, które błyszczały w oczach wampira pierwszy raz tak silnie oraz szczerze...

~—☆—~

~—♪♪♪—~

— Hyde! Zostaw tego kota w spokoju...! — zaśmiałam się z jeża ganiającego Gara'ego po całym mieszkaniu.

— Chwila... a dogonię go aniołku~! — tuż po chwili kot skoczył na moje nogi ubiegając Servampowi.

Złapałam go sprawnie uniemożliwiając Chciwości wygłupów z rudawym zwierzakiem.

— [T/I]...?! — przeciągnął zbuntowany moje imię zmieniając jednocześnie postać z jeża na wampira — Miałem go jak na wyciągnięcie ręki! — jęknął nadąsany z zabawnym wyrazem twarzy.

Uśmiechnęłam się podając mu pupilka do rąk, wziął go bez trudu i zasiadł na łóżku trzymając nad twarzą. Czy to był dobry pomysł? Nie mam bladego pojęcia, ale wyglądali śmiesznie.
Lawless zabawiał kota jakby trzymał nad sobą dziecko, lekko kołysał śmiejąc się cicho pod nosem. Miałam z tego największy ubaw.
Pomimo wszystko wróciłam do codziennych zajęć, bo znowu trzeba szykować się do szkoły... ha, fajnie.

— Aniołku...? — w progu pomieszczenia rozbrzmiał ponownie wampir.

— Co tam? — spytałam biorąc kubki z wyższej półki i postawiłam na blacie kuchennym.

— Nie mówiłem ci czegoś jeszcze poza limitem odległości, ale chyba nie jesteś zła! — zaśmiał się ukazując swój firmowy uśmiech.

Rzuciłam mu wrogie spojrzenie sypiąc na ślepo czekoladę w postaci kakao do obu naczyń. Opierał plecy o ścianę i z akcentem poprawił lśniące od światła dziennego okulary.
Czy on na prawdę wydaje się taki... normalny? Z pozoru czasem wybuchowy, zawadiacki i irytujący, ale to ten sam Lawless co w nocy zawarcia kontraktu; muszę o tym pamiętać. Kto wie co uroił sobie w myślach - może planuje jakiś atak? Spojrzałam na kubki wypełnione już mlekiem, a potem na niego; trzymającego garnuszek w ręce.

— Pomogłem? — zapytał unosząc brwi w dość dziwny sposób, na co wyciągnęłam złapany wcześniej kubek w stronę wampira.

— Masz i się napij jak chcesz udowodnić, że jesteś choć trochę normalny.

Odebrał należyty sobie napój, gdy tymczasem wyminęłam go w progu i podeszłam do łóżka siadając na jego skraju. Po chwili spoglądał na mnie jeszcze dziwniej niż kiedykolwiek, powoli stąpając; jak po cienkim lodzie w moją stronę. Odłożył niespodziewanie naczynie z gorącym kakao i naskoczył praktycznie na mnie. Wzrok wyglądający niczym pole krwawych walk i ich ofiar, przeszywał moje zdziwione spojrzenie na wylot. Na chwilkę zetknął nasze nosy. Chyba zaczyna mu odbijać...

— Co ty robisz? — znudzonym tonem upiłam w między czasie zawartość kubka.

— Jasne, jasne. Udawaj, że nie wiesz~! — mrugnął oczkiem przywracając moje przekonanie, że jednak jest z nim coś nie tak. — Mogę ci coś dać, bo teoretycznie powinienem, ale—

— Chcesz mnie czymś przekupić?

— Nie wierzę, że coś takiego mogło ci przyjść do głowy! — westchnął z rolą aktora w głosie — Aniele najcudowniejszy, dam ci broń jaką tylko zdołasz wybrać! Tylko... czy jest ci ona potrzebna? — dodał całkiem nieźle udając, że prowadzi monolog.

Wymieniliśmy spojrzenia, bym odłożyła na nocną szafkę kubek obok tego drugiego i złapała za ramiona wampira.
Gotowa zaczerpnęłam powietrza w płucach i wypowiedziałam jedno proste słowo:

— Nie.

~~~~~~
(a/n) krótki, wybaczcie. wiem, że powinien być dłuższy, ale mam nieciekawy sposób wykorzystania weny (na przykład inne fanfic'i). tak poza tym to z początku rozdział pisałam w trzeciej osobie, bo jakoś tak lepiej było mi to wszystko tam opisać.
a co do tych książek to jakoś dam radę oraz liczę, że nie pozamieniam bohaterów z innych opowieści charakterami ;-;
trzymajcie kciuki i komentujcie, dzięki (*>.<*)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro