Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ośmioro rodzeństwa - VIII

- Czyli jak to działa? - spytałam odrywając się od wampira. - Jak po prostu się skupię to zacznę grać?

Po chwili już siedział na fortepianie, gdy próbowałam ponownie usiąść wystawił szeroko ramiona. Nie zrozumiałam gestu blondyna.

Uśmiechnął się szeroko. - Nie wmawiaj sobie zwyczajności, aniołku~!

Przysiadłam jednak na niskim krześle wyciągając ramiona na klawisze i stuknęłam kilka z nich. Dalej naciskałam je jakby z przyzwyczajenia; grałam z uśmiechem na ustach, spoglądając na Lawlessa, który zeskoczył z instrumentu.

- Anielica, któraś gra jak anioł z najjaśniejszych niebios, zbawiając grzechy ludzkie... - wymachiwał rękami tocząc aktorski monolog. - Nie godna zastępu żadna inna, nieutalentowana dusza ludzka!

- Starczy, szczurze - zaśmiałam się nie przerywając donośnej melodii.

- Brat zawsze był dosyć mniej intelektualny i...~ słaby - nagły głos w pomieszczeniu.

Przerwałam grę rozglądając się wkoło, światła nagle zgasły, a w pomieszczeniu zapanowała mroczna ciemność. Jedyne co słyszałam to równomierne odgłosy stukotu o podłoże oraz dźwięk spadającego deszczu, nasilały się coraz bliżej mnie. Przełknęłam ślinę będąc w strachu, czyżby jakiś pracownik tego budynku robił sobie z nas żarty...?

Nagle czerwona mgła oświetliła pomieszczenie - A ty kim jesteś? Opowiedz mi ciekawą historię - przed moimi oczami ukazał się młody mężczyzna.

Krwistoczerwone tęczówki wyłaniały się zza czarnych, wąskich okularów z ciemnymi soczewkami; również ciemne włosy skrywały część czoła. Blada cera podobna jak u Hyde'a, niestety ubiór nieznajomego wyglądał zupełnie inaczej...
Czarne kimono ozdobione czerwonym paskiem współgrało z dużo większą yukatą w jasnej bieli, lecz udekorowanej u dołu w intensywnie krwiste kwiaty, kamelie. W dosyć intrygujący sposób jedna z dłoni włożona w rękaw, a całość wisiała tylko na jego ramionach.

Odsunęłam się nieco od dziwnie patrzącego bruneta, zahaczając nogami o ławkę; upadając na wilgotne podłoże.

- Nadal czekam - odpowiedział nachylając się lekko nade mną.

- Ja, em... No, więc-

- O, bracie! Przyszedłeś posłuchać historii~? - usłyszałam nagle uniesionego Lawlessa. - Piąty z rodzeństwa Servampów zyskał nową Eve, która potrafi grać na pianinie jak anioł - rzekł nadal stojąc w miejscu.

Nieznany jegomość wlepił we mnie wzrok. Uśmiechnął się szeroko, gdy od ścian odbił się psychopatyczny śmiech. Trwał w nim dłużej niż myślałam, to chyba nie jest normalne... czyżby to był jego brat?

Powstrzymał rozbawiony chichot oraz spoważniał w sekundzie. - Nic interesującego...

Uniosłam brwi ku górze wraz ze spojrzeniem na niego.

- Znam ciekawszą opowieść - przerzucił wzrok na mnie. - Przed tobą stoi prawdziwy wampir... ósmy Servamp, reprezentujący grzech Melancholii. Mój pseudonim to "Who is Coming?"...

Jednak miałam rację!?

- Odsuń się - Lawless nagle znikąd przyleciał z doskoku biorąc mnie za ramiona.

Wstałam z pomocą wampira wyczuwając w powietrzu pewnego rodzaju spięcie między nimi.

- Jesteście braćmi? - nie kryłam zdziwienia.

- Brat Chciwość nie uznałby mnie za rodzinę - odezwał się młodszy. - Ej, kim jesteś, że o to pytasz?

- Jestem Eve Chciwości! - warknęłam wyrywając ręce z uścisku mojego Servampa.

Nagły śmiech rozbrzmiał ponownie, był nieco straszny, na co cofnęłam krok. Po chwili ucichł.

- Nic interesującego... - przerwał. - Czegoś takiego nie widziałem od wielu lat. Zginiesz... - zakrył usta długim rękawem z czerwonymi kwiatami.

- C-co...?

Zerknęłam kątem oka na Hyde'a, który szarpnął mą dłoń i ruszył gwałtownie do wyjścia. Nie mogłam przestać myśleć o tym co ten drugi wampir mówił, czy on coś zamierza? Ciągnął szybkie kroki po śliskich schodach. Wytrzeszczyłam oczy patrząc na Melancholię, jak uśmiecha się w moją stronę. Nawet nie próbował nas zatrzymać, gdy Lawless pchnął drzwi... Trzask z hukiem ukrócił mi obserwację jegomościa.

- Hyde, o czym ten koleś mówił? - zarzuciłam nurtujące pytanie.

- Tsubaki jest niebezpieczny i lepiej trzymać się od niego z daleka!

"Tsubaki? A więc to jego imię?".
Nigdy Lawless nie był tak groźnie przejęty czymkolwiek; a może po prostu nie chciał bym zmieniła zdanie, co do niego, twierdząc, że Melancholia nadaje się na lepszego sługę? Spuściłam wzrok na podłoże z westchnieniem. Nie koniecznie musiałam szukać tego talentu, mogłam sobie żyć w spokoju z tym szczurem... a teraz jakiś najmłodszy brat, Tsubaki, zamieszał mi w głowie.
Muszę się jak najwięcej dowiedzieć o przeszłości Lawlessa!

~-♪♪♪-~

Wpatrzona w kubek z ciągle ciepłą herbatą w rękach zamierzałam zacząć rozmowę o tym Servampie. Tylko jak ją poprowadzić? Może zapytać się wprost? Potrząsnęłam głową widząc jak jeż układa się na materacu łóżka, przede mną. Wysunęłam palce w jego stronę głaszcząc główkę zwierzęcia... gdybym teraz zaskoczyła go rozmową nie miałby wyjścia, by mi nie odmówić.

- Lawless, jest sprawa - zaczęłam niepewnie. - Tylko zmień się z powrotem w Servampa.

Wykonał rozkaz i tuż po chwili siedział bokiem z zarzuconą nogą na nogę, wpatrując się w balkonowe drzwi.

- Nie przejmuj się, że tak wyglądam. Nie mam najmniejszej ochoty by tłumaczyć ci to wszystko od początku.

Zakrył mi usta palcem nim zdążyłam je w ogóle uchylić. Zdumiona uniosłam brwi.

- Nie mów nic i lepiej już śpij, bo nie chcę twojego niepokoju~ - spojrzał na mnie roześmiany.

Złapałam dłoń wampira. - Musimy porozmawiać o twoim rodzeństwie.

W jego oczach za widniał przeciwny rezultat, poderwał się i przyszpilił mnie za ramiona do łóżka. Nachylił się głęboko patrząc mi w oczy, ich czerwień hipnotyzowała po raz pierwszy...
Servamp zwisał nade mną i przyglądał się dosyć długo.

- Aniołku - nagle stanowczo rzekł. - To co się działo między mną, a moją rodziną nie powinno cię interesować.

- Ale to jest dla mnie cholernie ważne! - warknęłam. - Ciągle czegoś nie rozumiem... dlaczego akurat ty jesteś Chciwością?!

Zmarszczył brwi puszczając z uścisku; momentalnie stanął na nogach i nieco spuszczoną głową.

- A możesz chociaż dać mi tą broń? - zapytałam zirytowana.

- Mówiłaś, że jej nie potrzebujesz - zaśmiał się. - Zmieniłaś zdanie? Skoro chcesz...

Uniósł dłoń zamykając oczy i na ślepo pociągnął mnie za nadgarstek na nogi. Ciągle zdumiona patrzyłam na wampira, który stał w skupieniu i bezruchu. Po chwili uchylił powiekę.

- Rób to co ja i się skup! - warknął nieco podniesionym tonem.

Prędko wykonałam czynność, czując jakbym właśnie odlatywała. Traciła przytomność.

~-*~*-~

Uchyliłam powieki i lekko zaskoczona znalazłam się we wnętrzu ciemności. Sama. Nie było tu Lawlessa. Rozejrzałam się dookoła, by móc cokolwiek dostrzec pośród głuchej ciszy.

- Czego pragniesz? - ktoś, o lekko zdeformowanym głosie odezwał się.

Przełknęłam nerwowo ślinę otwierając usta.

- Broni... - zmrużyłam oczy. - czy mogę wiedzieć kim jesteś?

- Czyli jeszcze mnie nie poznałaś? - zaśmiał się charakterystycznie. - To ten mały i uroczy-

- Hyde? - otworzyłam oczy, a tuż przede mną pojawiła się jego sylwetka.

Stał, jak na wyciągnięcie ręki. Uśmiech udekorował moją twarz.

- Dasz mi ją? Tą broń.

Przytaknął ruchem głowy łapiąc dłonią mój nadgarstek i pociągnął w zupełnie nieznanym kierunku.

Całe to miejsce przypominało jedną wielką opustoszałą salę, wzbudzając nikłe podejrzenia. Czyżby tak faktycznie było, iż to ogromna scena?
Zamrugałam parę razy, gdy nagle rozluźnił uścisk i odsunął się, poszedł przed siebie. Samotny zatrzymał się, kątem oka zerknął przez ramię.

- Wybieraj... - rozbrzmiał wesoły obracając się na pięcie i rozłożył ramiona z szerokim uśmiechem.

Na te słowa wyrosły z podłoża paczki z przeróżnymi wstążkami. Wyjątkowe było to, iż każda z nich błyszczała odcieniami pomarańczy i złota.

Zaczęłam nerwowo spoglądać na każdą z nich, by w końcu podjąć decyzję; co było trudnym zadaniem.
Wyciągnęłam dłoń w stronę białego, dużego pudła... zgięłam palce niepewnie.

- Umiesz śmiało marzyć, ale na śmiały czyn to już cię nie stać*.

- Nie pomagasz - mruknęłam w jego stronę - Hej, a mogę tu jeszcze kiedykolwiek wrócić? - uniosłam głowę na Lawlessa.

- Jesteś tu tylko raz, przynajmniej w tej sprawie.

Uświadomiona przeniosłam wzrok na to samo pudełko i złapałam je w dłonie... Światło, które oślepiło mnie białym promieniem, najprawdopodobniej wypuściło nas z tego bagna...

~-*~*-~

- I? Aniołku, wstawaj~.

Uniosłam powieki, dopiero teraz dostrzegłam, że Hyde trzymał mnie na kolanach. Zaczerwieniłam się prędko, a jego czerwone tęczówki wpatrywały się we mnie jak w obraz.

No, to gdzie ta broń?! Zerknęłam na swoje dłonie, czyli faktycznie ta paczka tutaj jest.

Przejechałam palcem po złotej wstążce i rozplątałam ją zwinnie. Nim otworzyłam pokrywę ponowne światło zmusiło mnie do zamknięcia oczu. Odgłos przypominający głośny szelest ustał po chwili, na co uchyliłam powiekę...

- I to jest ta broń? - zapytałam patrząc na swoje nogi, gdzie wcześniej było pudło.

Hyde uśmiechnął się szeroko i uniósł moją dłoń oraz wysunął przed mymi oczami. To tatuaż?!

Czarne nitki symbolizujące skrzydełko z białym tłem i kilka różowych paseczków związanych w kokardki, dowodziło o tym, iż to nie przypadek, że taki prezent sobie wybrałam.

Niespodziewanie znikąd światło błysnęło złotem, a tatuaż wyrwał się z nadgarstka w powietrze. Zeskoczyłam z kolan towarzysza czując, iż zaczyna mnie otaczać. Pełna strachu machałam rękami na wszystkie strony by się go pozbyć; marne me oczekiwania. Ustało wszystko, po chwili uniosłam głowę na wampira, który wstał z materaca. Jego oczy wyrażały zachwyt, a sama postawa zdziwienie. O co mu może chodzić?

- Co się tutaj stało...? - zaśmiałam się widząc zdumioną minę Chciwości.

- Stoję, wahając się, co mam wprzódy czynić. I nic nie czynię** - rzekł szybko.

Spuściłam wzrok na siebie; osłupiałam. Przy ramionach splątane były materiały tak szerokie, iż przypominały skrzydła. Całe przebranie uległo zmianie dzięki temu dodatkowi. Dostałam - teoretycznie od Lawlessa - jasną "pelerynę" za kolano, która przypominała dwa oddzielne elementy.

Nie przypadło mi to zbytnio do gustu. Dopiero teraz skojarzyłam fakty; wzięłam duże pudło, więc mam spore wyposażenie.

- I to ma być moja broń? Prześcieradło?! - warknęłam łapiąc rogi materiału.

- Nie pomyślałaś może, że nie potrafisz się nią posługiwać? Najpierw nauka, później zabawa.

Przekrzywiłam głowę w ciągłej niewiedzy. "Ten szczur chyba jest mądrzejszy ode mnie".

- Kto umie czekać, wszystkiego się doczeka***...

Westchnęłam, a w tej samej chwili nietypowa rzecz zniknęła w jasnym blasku. Zamieniając się w tatuaż.
Trudno. Trzeba będzie użerać się z tym prześcieradłem... jako broń.

Parsknęłam pod nosem rzucając się na poduszkę jednocześnie wtykając w nią nos. Teraz to mam utrapienie z taką bezużyteczną bronią.
Niespodziewanie na plecach wyczułam ciepły oddech Servampa.

- Hyde. Jaka jest twoja rodzina?

Wzniosłam wzrok z puchatej powierzchni na wampira, nie był skory do odpowiedzi. Przypominał trochę mnie, gdy zawarliśmy kontrakt. Najgorsze było to, że do końca życia mam okazję z nim przebywać, a najlepsze, iż całkiem dobry z niego Servamp. He? Co ja gadam?!

- Jest nas ośmiu, wszystkich razem z Tsubakim - spojrzenie blondyna zawędrowało ku sufitowi. - Najcięższe grzechy świata, które są przyczyną i należą do Eve, czyli ich powodu.

- Niezbyt mi to pomoże. Chcę wiedzieć, dlaczego nie poznałam jeszcze nikogo z Servampów.

- Poznanie choćby jednego z nich może ci tylko zaszkodzić.

~-♪♪♪-~

Uniosłam wzrok znad kartek z nutami rzucając śpiącemu jeżowi krótkie spojrzenie. Praktycznie leżał na samym końcu materaca, a ja siedziałam pośrodku łóżka. Poprawiłam się na miejscu wysuwając przed siebie dłonie, jakbym grała na pianinie. Stuknęłam niewidzialne klawisze słysząc w myślach ich dźwięk, jak i za każdym razem. Małe ćwiczenia pomogą mi rozwinąć talent, a przynajmniej tak myślę.

Cichy szelest wyrwał mnie ze skupienia, spojrzałam na Lawlessa. Zmiana w postać Servampa? Wygląda to tak jakby on przez sen tego nie kontrolował... zabawne.

- Spać nie mogę... - jęknął obracając się w moją stronę i uchylił powieki.

- No i co mam z tym wspólnego?

- Nie zasnę dopóki ty się nie położysz, aniołku~ - przeczołgał się niczym żołnierz i rzucił głowę na jedną stronę łóżka. - Nawet anioły muszą odpoczywać! - wrzasnął w puch.

Uśmiechnęłam się w duchu i zebrałam spieszno karty ćwiczeniowe odkładając je na szafkę nocną. Przyuważyłam jego okulary starając się nie zrzucić czerwonych oprawek.

Upadłam zmęczona na łoże. Przysłaniając na chwilę wzrok łokciem, gdy po chwili czyjeś ramię otuliło mnie w pasie.

Poderwałam rękę z twarzy patrząc odruchowo na Hyde'a, wtulony we mnie zaczynał usypiać... kopnę go kiedyś tak, że aż biedny zobaczy gwiazdy przed oczami!

~-♪♪♪-~

Poczułam na swoim ramieniu uciążliwe łaskotanie. Zaśmiałam się w myślach przewracając na bok. Smyranie nadal nie ustawało, zaczęłam się denerwować, z czasem bardziej śmiać. Wybuchnęłam chichotem otwierając powieki...

- Wstajemy~! [T/I], szybko! - usłyszałam radosnego Lawlessa.

- Jeszcze chwilka... - odepchnęłam "coś" ręką.

Właśnie poczułam jak ktoś ponownie zamyka mnie w silnym uścisku, na co tylko przymknęłam powieki. Przyjemne uczucie... zaraz, chwila.

- Hyde?

- Tak aniołku? - zapytał szybko.

- To ty mnie przytulasz?

Momentalnie poczułam jak owija wokół moich nóg swoje i kładzie głowę na plecach. Lekko zdenerwowana (nie ukrywajmy - mega wkurzona) próbowałam wyrwać się do Servampa.

- Lawless! Trochę naruszasz cudzą przestrzeń! - warknęłam popychając ciało wampira.

Nawet nie drgnął, a wtulił się bardziej. Mruknęłam wściekle pod nosem. Chyba zostanę tak dopóki się ode mnie nie odklei. Wyczołgałam ręce i zaczęłam uderzać nimi w Servampa. Przynajmniej, żeby odsunął się kawałek.

- Mogę się napić? - poczułam jego ciepły oddech pod uchem.

- Nie. Sytuacja tego nie wymaga, więc-

Wdarł się kłami przez skórę i polizał wypływającą ciecz. Syknęłam z pieczenia drobnej ranki, gdy blondyn wgryzał się mocniej. Tym razem odepchnęłam Hyde'a uciekając mu z łapsk.

Złapałam odruchowo dłonią za szyję jęcząc pod nosem, cholernie piecze. Dopiero w tej chwili dostrzegłam, iż złoty łańcuch ponownie nas złączył. No i po co ten symbol jest potrzebny?

- [T/I], zakładaj na swoje anielskie ciało ubrania i wyruszamy na wycieczkę! - przerwał ciszę.

- Zabiję cię cholerny szczurze! - z wrzaskiem opuściłam pomieszczenie.

Szybko weszłam do łazienki zachowajcie się w niej na automatyczny zamek. Wolałabym żeby tutaj nie wszedł.

Zarzuciłam pierwsze lepsze ubrania z bielizną, leżące na pralko-suszarce (jasny sweterek i czarne spodnie). Wygrzebałam z apteczki plaster opatrunkowy przyklejając go na ranę. Jakimś szalikiem to zakryję i problem z głowy, nie licząc tego bólu...

Wampir trzasnął w drzwi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Uchyliłam wejście widząc już ogarniętego Servampa. Zaśmiałam się pod nosem widząc na nim po raz kolejny ten sam strój.

- Czy ty kiedykolwiek zmieniasz ubrania?

- Pod twoją nieobecność robię pranie no i przy okazji sobie też~.

"I wszystko jasne, ale i tak muszę mu kupić jakieś ubrania... a może dzisiaj?".

Pociągniecie mojej ręki spowodowało, iż wyszłam z łazienki podążając za uśmiechniętym Lawlessem. Chciwość mimo wszystko sprawiał wrażenie radosnego. Zatrzymał krok i spojrzał w moją stronę, uniosłam brew czując złe zamiary tego oto koleżki...

Miałam cholerne przeczucie, że to źle się skończy i miałam co do tego rację.

Znowu mnie zaskoczył przytuleniem.

~~~~~~
(a/n) wybaczcie, że tym razem krótszy i późno publikowany, ale szkoła na głowie, komentarze i te sprawy. poza tym one-shots piszę w międzyczasie, pozdrawiam, czytających! (*^▽^*)

*"Makbet" - Akt IV, scena III.
**"Makbet" - Akt III, scena IV.
***"Romeo i Julia" - Akt III, scena V.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro