Złotko.
MABEL
Widziałam, jak wujek Stanek, zabiera złote sztućce ze stołu i chowa je do kieszeni marynarki. Państwo Północni na szczęście tego nie widzieli. Gideon był zajęty, poprawianiem swojej fryzury, więc miałam pewność, że nie naskarży na wujka.
-Wujku Stanku. Lepiej to zostaw.
-Ale Mabel. One są ze ZŁOTA.
-Jak wrócimy do domu, to kupię Ci takie same. Zostaw.
-Ale Mabel...
-Żadnego "ale" wujku. Po prostu to zostaw.
Stanek zrobił to o co prosiłam i siedział prosto przy stole, kiedy to obsługa, przyniosła nam deser. Gideon usiadł obok mnie, a po chwili poczułam jak łapie mnie za dłoń.
-Przepięknie wyglądasz Moja Królowo. Jednak najcudowniejsze są twoje oczy.
Kończąc to zdanie, ucałował moją rekę. Z jednej strony czułam niepokój. Nie wiedziałam co zrobi dalej, ale z drugiej strony, zaczęło mi się robić gorąco na twarzy. W sposób jaki to zrobił... To było po prostu bardzo urocze.
-Miło mi Gideon...
Powiedziałam uśmiechając się miło i stanowczo do niego. On na ten gest, szybko ale namiętnie pocałował mnie w usta. Tak mnie zamurowało, że nie wiem. Pierwszy raz.
Po tym, od razu dotknął swoje wargi i zaczerwienił się.
-Jesteś wspaniała.
Powiedział i zaczął jeść swój deser. Ja jak zmurowana odwróciłam się w stronę wujka. On był zajęty jedzeniem. Po jakiś 5 minutach, zauważyłam, że wujek znów chowa złote sztućce do kieszeni.
-Powiedziałam Ci przecież coś. Zostaw te sztućce.
Wujek jednak to zignorował i zaczął biec w stronę drzwi wejściowych. Zawołałam Dippera i sama zaczęłam gonić Stanka. Gideon również zareagował.
DIPPER
-Co to było?
Spytała Pacyfica.
-To Mabel. Wujek znowu coś nabroił.
Popatrzyłem na Pacyficę i wybiegłem z pokoiku.
-Dziękuję za zaproszenie Pacyfico, ale musimy już iść. Do zobaczenia.
Pobiegłem w stronę drzwi, gdzie wydziałem wybiegającą sister. Rodziców Pacyfici nigdzie nie było. W sumie i dobrze.
Kiedy znalazłem Mabel i Gideona, ktorzy trzymają wujka.
-Ale dzieci, ja tylko je pożyczyłem.
Powiedział wujek.
-A co on ukradł?
Spytalem niedoinformowany.
-Złote sztućce Północnych.
Odparł Gideon.
-Nie. Masz je teraz oddać, bo inaczej zabierzemy Ci wszystkie pieniądze i wydamy je na...yyyy książki.
Powiedziała stanowczo Mabel. Stanek od razu zaczął sie miotać.
-Ale dlaczego akurat...
-NIE...Tylko nie na książki.
Po chwili zwróciłem się do Mabel.
-Przecież książki są fajne. Nie wiem dlaczego...
Popatrzyłem się na wujka i jego minę, przez krótką chwilkę.
-No dobra... już nic nie mówię.
Odparłem.
-Niech Wam będzie.
Powiedział zrezygnowany wujek.
Szliśmy właśnie do Tajemniczej Chaty. Mabel pobiegła szybko do domu Pacyfici, oddać sztućce. Ja, idąc w spokoju, myślałem przez jakiś czas o tej naszej dość miłej sytuacji z Pacyficą w tym dziwnie romantycznym pokoju.
Nie wierzę, że o tym myślę, ale chciałbym jednak cofnąć czas i zdążyć ją choć raz pocałować.
-Cześć bracki. O czym tak myślisz?
Mabel napadła mnie w pewnej chwili.
-O niczym.
Odparłem. Nie będe się przecież przyznawać do tego, że prawie pocałowałem Pacyficę... Moja głowa robi mi okropne figle. Najpierw myśle o tym, że nie znoszę blondynki, a potem okazuje się, że czuje coś do dziewczyny.
-Na serio? A gdzie byłeś z Pacyficą, jak my jedliśmy deser?
-Tak się składa, że też jadłem deser.
-Na serio? Jaki? Ja miałam syflet z białej czekolady, polany słonym karmelem.
Pochwaliła się.
-Ja miałem jedynie truskawki z przeróżnymi rodzajami czekolady.
Zapomniałem o tym wspomnieć...
Siostra popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale również z zazdrością.
-Fart miałeś i tyle... czekaj. Gdzies ty to jadł?
Spytała. Popatrzyła na mnie z podejrzliwością. Nic nie powiedziałem, chowając przy tym rumieniec.
-Z Pacyficą?
Spytała.
-Razem?
Spytała. Wpatrywała sie na mnie przez chwilkę, a kiedy wszystko sobie przeanalizowała, to...
-Wiedziałam!!! Byłeś razem z nią, jedliście truskawki w czekoladzie, najbardziej romantyczną słodkość jaka powstała na świecie, czyli to znaczy, że...
Po chwili, zaczęła krzyczeć z radości i skakać dookoła mnie.
-Zrobiliście To?
Spytała podekscytowana. Popatrzyłem na nią z ogromnym zdziwieniem.
-NIE! Nic mniędzy nami nie doszło. Ja nawet nie byłem z nią.
Skłamałem. Nie chciałem, żeby męczyła mie tymi głupimi pytaniami.
-Tak? Jakoś Ci nie wierzę.
Przestałem z nią rozmawiać i w ciszy wróciliśmy do domu. Na złość Mabel, pozwoliłem Gideonowi zostać na noc u Nas. Specjalnie zająłem kanapę na dole, żeby gołąbkom było miło się gruchać.
MABEL
Przez jakiś czas, nie mogłam spać. Cały czas, patrzyłam na śpiącego Gideona. Nie wiem dlaczego, ale poczułam rumieńce na swoich policzkach. Chciałam przestać myśleć o naszym dzisiejszym gościu, ale nie mogłam.
Wczoraj, jak byliśmy w tym kinie, zaczęłam czuć coś małego do białowłosego. Przez te parę lat, zrobił się jeszcze bardziej przystojniejszy i milszy. Jest jeszcze większym dżentelmenem i nie widzę u niego żadnej zazdrości o innych.
Kiedy pierwszy raz, pocałował mnie dziś u Północnych, nie wiedziałam co powiedzieć. Wczoraj jednak było cudownie, jak mnie zaprowadzał do domu. Był taki czuły, romantyczny, miły i bardzo kochany. Nigdy nie wiedziałam, że o tym pomyślę, ale... Zakochałam się w nim...
Postanowiłam udawać, że nie mogę spać, by przybliżyć się trochę bardziej do Gideosia. Kiedy położyłam się obok niego, chłopak od razu otworzył oczy i popatrzył na mnie.
-Brzoskwinko moja. Co się stało?
Spytał, opierając się łokciem o łóżko.
-Przepraszam, że cię obudziłam, ale... nie mogę spać.
Powiedziałam, udając smutną. Chłopak dotknął mojego policzka i uśmiechnął się.
-Spokojnie. Ze mną, nic Ci nie grozi.
Po tych słowach, wtuliłam się w jego wyrzeźbioną klatkę piersiową. Popracował nad sobą...chyba dla mnie...
Chłopak również mnie przytulił, chcąc chronić przed innymi.
Po chwili, podniosłam głowę do góry, by na niego popatrzeć. Kiedy spotkałam jego urocze oczy, nie wiedziałam co zrobić. Gideon od razu, przystąpił do całowania mnie. Namiętnego całowania. Jakby specjalnie przygotowywał się dla mnie. Przedtem mówił, że jestem jego jedyną, więc...
Trwało to dość długo, po czym zasnęłam w jego ramionach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro