Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Linki i haki cz.2

Kiedy tylko przyjechaliśmy na miejsce, roiło się tam od turystów. Gdyby nie wujaszek, który w pewnym momencie zaczął kłócić się z jakimś facetem, nie mielibyśmy miejsca parkingowego.

Do stoisk z jedzeniem i piciem prowadziły przeogromne kolejki...nie wspominając już o zapełnionych, publicznych toaletach.
Mabel stała obok mnie i skakała z nogi na nogę.
-A tobie co?
-Potrzebuje do toalety...
Normalnie jak dziecko.
-Niech zgadnę, przedtem Ci się nie chciało.
-Mmmh.- zgodziła się ze mnę sister.
-To idź poszukać krzaków. Do nich na pewno nie ma kolejki.

Jakieś 3 minuty później, przyszedł do na Stanek cały rozbawiony.
-Nie ma to jak zrzucić samochód jakiegoś wrednego fagasa do rowu, żeby dostać przepustkę na darmowy parking.
-Serio, zrzuciłeś auto niewinnego faceta do rowu?
-A Ty co? Nigdy tego nie robiłeś?
Nie miałem zamiaru sprzeczać się o jakiś głupoty z wujkiem, więc złapałem moją siostrę za nadgarstek i zaprowadziłem w miejsce, gdzie mogłaby sobie ulżyć.

Czekając na Mabel, rysowałem sobie patykiem po piasku, żeby jakoś umilić sobie czas, a telefonu nie chciało mi się cały czas używać.
W pewnym momencie, coś zasłoniło mi słońce. Podniosłem głowę do góry i wtedy zobaczyłem jakąś dziewczynę.
Pamiętam, że miała brązowe, krótkie włosy, zieloną sukienkę i czarne pantofle. Ręce miała z tylu.
-Hej, czy to nie twoje, przypadkiem?...- zapytała, po czym pokazała mi moje klucze z niebieską, kwadratową zawieszką. Gwałtownie wstałem z miejsca, by sprawdzić na wszelki wypadek swoje kieszenie.
-Wypadły Ci, jak prowadziłeś kogoś za rękę.
Podała mi klucze i uroczo się uśmiechnęła.
-Bardzo Ci dziękuję. Nie wiem, co bym bez nich zrobił.- powiedziałem i oddałem miły uśmiech.
-Nie ma za co.- odparła i odeszła, jak gdyby nigdy nic.

-Nie ładnie Dipper!- rozległ się nagle głos Mabel zza moich pleców.- Byłeś z taką fajną dziewczyną jak Pacyfica, a teraz ślinisz się do innej. Wstyd!
Odwróciłam się do niej na pięcie i zmierzyłem ją wzrokiem.
-Ona mi tylko oddała mi klucze, które wypadły mi z kieszeni!
-Ale z nią gadałeś i głupio się szczerzyłeś na jej widok!
-Podziękowałem jej, że mi je znalazła, a to, że się uśmiechnąłem, wynikało jedynie z czystej uprzejmości!
-Oczywiście, zawsze się tak mówi. Ja już widzę, co się tutaj kręci.-odparła i wyciągnęła mi portfel z kieszeni kamizelki.
-Mabel!
-No co? Idę na churrosy! Ty nic nie dostaniesz!- obrażona, odeszła ode mnie i ruszyła do budki z przekąskami.

Mabel czekała w kolejce na jedzenia, a ja poszedłem szukać Stanka. Znalazłem go dopiero przy automatach z grami i zabawkami.
-A ja Cię wszędzie szukam...- zacząłem z dziewka zdenerwowany.
-Niepotrzebnie. Cały czas byłem tutaj i próbowałem zrobić coś z tymi automatami.
-Nie wyciągniesz z tamtąd żadnych drobnych. Nawet nie próbuj.- odparłem zmęczonym tonem.
-Nie dramatyzuj. Patrzysz na mistrza przekrętów. Mi zawsze wszystko wychodzi.
„Polemizowałem..."
Już chciałem mu coś odpowiedzieć, kiedy to coś zauważyłem...może nie coś, a kogoś. Było to Pacyfica, ubrana w...w jaką szmatkę, czy coś tam... Pewnie chciała wyglądać brzydko, ale i tak jej nie wyszło, bo nawet w wiejskich ubraniach, wyglądałaby pięknie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro