Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przepraszam, ale chcę tylko...

DIPPER

Kiedy wstałem rano, od razu ruszyłem do góry, by zabrać parę rzeczy do ubrania, jednak kiedy wszedłem do środka, zauważyłem śpiących razem Mabel i Gideona. Wyglądali jak najzwyklejsza para.

Sister zrobiłaby dokładnie tak samo. Wyjąłem telefon i zacząłem robić im fotki. Jak to Pacyfica, Grenda i Candy zobaczą, to nie wiem co. A jak wujek Stanek to zobaczy, to na pewno, zabiłby od razu.

Szybko i po cichu zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z pokoju. Przebrałem się i usiadłem na fotelu, przeglądając zdjęcia. W pewnej chwili wyobraziłem sobie, jak bym tak samo spał z Pacyficą. Od razu, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

-CO TO MA BYĆ?

Usłyszałem nagły, donośny głos Stanka. Okazało się, że stał on za mną i oglądał zdjęcia. Nie wiedziałem przez chwilkę, jak na to zareagować.

-Ten pendrak śpi z moją siostrzenicą? Nie, ja na to nie pozwalam!

Powiedział i ruszył do góry. Ja szybko wstałem z miejsca, by spróbować go powstrzymać.

-Wujku Stanku. Spokojnie. Wszystko gra.

-Jak gra? Jeden z największych kańciarzy, śpi właśnie z Mabel. Pewnie ją uprowadził. A może nawet...

-Opanuj się wujku. Ewidentnie są ze sobą szczęśliwi...

Sam nie wierzę, że to powiedziałem...

-Nie wierzę Ci.

-Tak? To choć się przekonać.

Poszliśmy po cichu do góry. Lekko otworzyliśmy drzwi i zaczęliśmy ich podglądać. Okazało się, że już nie spali.

-...jesteś cudowna, pełna radości i czułoście. Myślisz że dlaczego się w tobie zakochałem?

-Na serio?... ja w tobie też...

Ewidentnie było słychać ich rozmowę. Wujek nie wierzył własnym uszom.

-I co? Papciu niedowiarciu?

Spytałem cicho. Po chwili, zauważyliśmy jak zaczynają się całować. Ja również nie mogłem uwierzyć, w to co zobaczyłem.

Wujek już chciał do nich wtargnąć, ale mi, udało się go powstrzymać. Na szczęście.

Zacząłem ciągnąć go na dół na śniadanie. Jednak gdy tylko doszliśmy do schodów, z pokoju zaczęły dobiegać odgłosy jęczenia. Słyszeliśmy też jak łóżko trzeszczało. Moje łóżko.

-No, no no. Słychać, że bardzo się w sobie zakochali.

Zaśmiałem się. Kiedy widziałem trochę rozgniewaną minę Stanka, dobry humor już mi przeszedł.

-Jeśli będą z tego dzieci, to nnie ręczę za siebie.

Powiedział i ruszył do kuchni.

Po około godziny 12.00, kiedy to Gideon pożegnał się z Mabel, okazało się, że chłopak bardzo dobrze się na wszystko przygotował, chwaląc przez sister.

-Widzisz wujku? Dzieci nie będzie.

Powiedziałem dumny. Mabel przez jakiś czas, nie wiedziała o co chodzi. I w sumie dobrze.

Wyszedłem sobie z chaty, żeby przejść się trochę po lesie. Niestety, chcąc się trochę odmóżdzyć, cały czas myślałem tylko o Pacyfice. Nawet zapomniałem o akcji Mabel i Gideona.

Chodziłem tu i tam. Można powiedzieć, że tak długo się tułałem po okolicy, że aż natrafiłem na nasz królewski plac mini golfa. Ludzi było dosyć sporo, jednak nie tak dużo, żeby nie móc wejść na plac.

Jak patrzyłem się na te dołki, przypominała mi się ta akcja z ludzikami, które kontrolowały piłki. Śmieszne, a zarazem straszne wspomnienie.

W pewnej chwili, przez przypadek wpadłem na kogoś. Była to Pacyfica. Trzymałem ją w ramionach, by nie spadła na ziemię.

-Przepraszam Pacyfica. Nie zauważyłem Cię...

-Nie szkodzi... Dipper. Ja Ciebie też tu nie zobaczyłam.

Powoedziała z lekkim rumieńcem na twarzy. Postawiłem ją na równe nogi.

-Co tutaj robisz?

Spytała.

-Przyszedłem tutaj by powspominać... a ty?

-Jestem tu z rodzicami.

Pokazała na swoich rodziców, którzy stali i rozmawiali ze sobą.

-Może chcesz z nami zagrać?

Spytała z zadowoleniem.

-Dzięki, ale nie. Nie chcę się narzucać. A poza tym, nie potrafię grać w golfa.

Odparłem. Blondynka złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę, gdzie ostatnio widziała swoich rodziców.

Staliśmy w jednym miejscu. Pacyfica zaczęła rozglądać się dookoła. Nagle zauważyła jak jej samochód odjeżdża, wraz z jej rodzicami.

Dziewczyna stała jak wryta, z twarzy spływały jej małe zły i prawie zaczęła puszczać moja rękę.

Ja szybko zareagowałem. Splotłem nasze palce ręce ze sobą i cmoknąłem wieszch jej dłoni. Ona podniosła dłowę do góry i popatrzyła na mnie. Ja się do niech uśmiechnąłem.

-Choć. Pokażę Ci coś.

Powiedziałem i zacząłem iść razem z nią do Leniwej Kluchy. Zjedliśmy razem obiad, potem poszliśmy do salonu gier, żeby wyrzyć się na worku do bicia, a pod wieczór poszliśmy na cmentarz. Usiedliśmy na pagórku.

-Dipper? Dlaczego tu przyszliśmy?

Spytała.

-Chciałem, żebyśmy pobyli tu sami. Z dala od innych ludzi.

-Ale Dipper. To jest cmentarz. Nie żaden park, ani żaden...

Po chwili, zaczął wiać wiatr, który przewrócił jakąś doniczke z kwiatami, która leżała na jendym z nagrobków. Pacyfica lekko się przestraszyła. Szybko przytuliła się do mojej klatki piersiowej. Ja odwzajemniłem uścisk i zacząłem się śmiać.

-Nie muszisz się bać. Jestem tu.

Pacyfica schowała twarz w moich ramionach i nie zamierzała puścić. Ja pocałowałem jej czubek głowy i zrobiłem to samo co ona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro