Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zero bezwzględne


- Jin, wyolbrzymiasz. – burknąłem obrażony, szczelniej okrywając się szlafrokiem, który założyłem zaraz po kąpieli. Okej, może i pan Jungkook lekko wczoraj ześwirował i naprawdę mnie przestraszył, jednak jego babcia wszystko mi wytłumaczyła, a powód nie był mały! (Wolałbym żeby jakiś inny jego powód również nie był mały, ale to może kiedyś.) W każdym razie pan Jeon był chory! Od rana bardzo źle się czuł ale jednocześnie nie chciał przekładać naszego spotkania i specjalnie dla mnie nafaszerował się lekami, przez które potem stał się taki drażliwy. A w dodatku był głodny! A wiadomo, głodny mężczyzna to zły mężczyzna.

Dlatego totalnie nie rozumiałem, dlaczego mimo tego, że tak naprawdę pan Jungkook zachował się uroczo w stosunku do mnie, Jin nadal ględził pod nosem, jaki to on dziwny i niebezpieczny.

Sam jest kufa dziwny, to on jest tu hetero do jasnej ciasnej!

- Tae, nikt normalny, nawet po lekach i będąc lekko zirytowanym nie gada takich pierdół. Poza tym, widziałeś gdzie on mieszka?! To jakaś rudera! – powiedział nieco zbyt głośno, według mnie i moich czułych bębenków, Seok, na co ja tylko zrobiłem brzydki grymas.

- Od kiedy to oceniamy ludzi po tym, gdzie mieszkają? Poza tym, jakbyś nie wiedział ten dom jest zabytkowy, przekazywany z pokolenia na pokolenie i po prostu pan Jeon chciał zmieniać w nim jak najmniej – rzekłem bardzo dumnie, bo naprawdę podziwiałem pana Jungkooka za to, jak dbał o historię swojego rodu i starał się zachować odpowiedni klimat wilii. Mało kto w tych czasach zawracał sobie takimi rzeczami głowę.

-Tae, sory ale się na nim przejedziesz. Nie mówię, że to zły człowiek, ale ewidentnie ma nierówno pod kopułą – Jin podzielił się ze mną, swoją jakże kurwa (nie)cenną opinią, po czym zaczął głaskać mojego kota, który jak zawsze był dla niego ciekawszy od mojej osoby. A może to i dobrze? Przynajmniej się zamknął. A to należało do tych bardziej wart zapamiętania momentów, moi drodzy.

W końcu brunet czasem chyba poczuwał się do udawania mojej matki...Zbyt zrzędliwej i paplającej trzy po trzy.

Nie zrozumcie mnie źle, kochałem Seoka jak brata(nie jak mamę, bo to by było dziwne), byłem mu wdzięczny za naprawdę wiele rzeczy, jednak nie mogłem zgodzić się z jego słowami. To nie tylko dlatego, że pan Jeon emanował seksem, był moim wyśnionym apollem, pachniał cudownie, a szerokość jego ramion doprowadzała mnie do mentalnego i dosłownego (gdy szedłem spać, co by nie było) orgazmu.

Nie dlatego również, że gospodarz wili i mój partner biznesowy był bardzo inteligentny, spokojny, elegancki, profesjonalny i w ogóle cud miód i faszerowane oczy kobry (chyba się przekonam do tych przekąsek, może rzeczywiście nie są takie złe? Ostatnio czytałem na jakiś forum że smakują jak słona galaretka...).

Broniłem go dlatego, bo biło od niego dziwne ciepło. Gdy tylko stawałem(hyh) obok niego czułem się bezpiecznie, jak przy nikim innym. Pan Jeon zdecydowanie był prawdziwym mężczyzną, który potrafiłby ochronić swoją bratnią duszę.

I to wcale nie tak, że ja chciałem się nią stać.

No dobra, to prawda, chciałem się nią stać.

Ale czy czasem nie za bardzo się na to wszystko nakręciłem? Znamy się z panem Jungkookiem krótko, w dodatku łączą nas tylko interesy (zboczeńcy). A jeśli mówiąc ostatni komplement chciał być tylko miły? Nie no niemożliwe... A może... Jezu, a jeśli?!

- Tae, znowu Cię bierze jakaś pojebana nostalgia? Lody?

- Ty mój dobry przyjacielu...

***

- Powiedzcie mi, jak można tak spektakularnie zjebać? – zapytała babcia Jeon, a potem jebła w głowę swojego wnuka gazetą, iście zrezygnowana.

Yoongi i Jimin siedzieli na kanapie równie zniesmaczeni jak i starowinka, bo już zdążyli polubić pana Taehyunga i naprawdę chcieli, by wcześniej ogarnięty przez wszystkich członków domu plan wypalił. Ale pan Jungkook coś chyba nie kumał.

W dodatku teraz siedział jak typowy frajer na podłodze i ryczał niczym baba, wykorzystując przy tym Hopiego do podawania sobie to nowych chusteczek, a jednocześnie drażniąc Namjoona, bo kurwa, to jemu Hoseok mógłby podawać chusteczki.

- Babciu, jakim ja jestem głupkiem! – zaszlochał gospodarz domu, wydmuchując nos w biały skrawek materiału.

- Nie mów mi rzeczy oczywistych – warknęła siwowłosa, uderzając go po raz kolejny. Tym razem nie z chęci naprawienia jego umysłu, bo go już nie było. Tym razem zrobiła to z bezradności na jego amebowatość.

- Proszę pana, może damy radę to naprawić? Możemy mu na przykład kupić trumnę! Albo damy mu własnego trupa do zabawy! – klasnął w dłonie zadowolony z swojego pomysłu Jimin, co Yoongi skwitował go tylko westchnięciem. Dość cierpiętniczym westchnięciem.

- Jimin, ja wiem, że jesteś wygnańcem i ciebie własna matka nie chciała, ale nie złapałeś jeszcze, że ludzie to raczej delikatne istoty i prezent w postaci trupa dla nich, to hm... pomysł co najmniej nie na miejscu? – zapytał dość sarkastycznie, na co pan Jeon wpadł tylko w większy szloch.

- On jest taki delikatny, jak mogłem tego nie zauważyć?! – mężczyzna otarł oczy z łez, rzucając chusteczkę ze złością w kąt pokoju.

Nie mógł go stracić, nie mógł! Taehyung był mu pisany, stworzony specjalnie dla niego i był tego pewien. Intuicja go nie myliła, za to instynkt zwodził. Obiecał sobie że nie będzie taki jak wszyscy i da Kimowi wolną wolę, że go nie porwie i nie uwięzi.

Był tylko jeden problem.

Jeon był jebanym wampirem, który nie potrafi się pohamować i używać mózgu i ust w tym samym czasie!

- Jak ktoś jest kretynem, to mało co zauważa – warknęła babcia, po czym zamknęła oczy by na spokojnie się zastanowić, co w tak beznadziejnej, niczym jej wnuk, sytuacji można zrobić. – Dobra, teraz wszyscy cisza. Hoseok, leć po telefon, zadzwonimy do niego.

- PO CO?! – mężczyźni, jak jeden mąż, krzyknęli przerażeni, niczym stado baranów, choć do nich im było naprawdę niedaleko. Strach panował w ich oczach, gdyż nie byli dobrzy w interakcjach z delikatnymi ludźmi, a pan Taehyung chyba takim właśnie był. W dodatku bali się i to na poważnie, że pan Jeon zwali tą sytuację jeszcze bardziej i już nigdy nie zobaczą aniołka o niebieskich oczach (tak pan Jungkook nazywał go, mamrotając podczas snu snu i każdemu solidarnie się to określenie spodobało).

- Zadzwonimy i zaprosimy go tutaj na kolację. Na randkę! Ludzie kochają randki, więc powinno mu się spodobać. A wcześniej zrobimy Tobie, Ty tępy pasożycie, szkolenie, żebyś go znowu nie przestraszył.

Pan Jeon naprawdę chciał zaprotestować, ale wiedział, że z swoją babcią nie ma co dyskutować. Otarł łzy i wykorzystał czas, kiedy Hoseok poszedł po telefon, by się uspokoić, a nawet nie tyle siebie, co raczej swój głos. Po chwili już wykręcał na starym sprzęcie odpowiednie cyfry, widząc kątem oka, jak wszyscy jego służący przy nim klękają, by lepiej słyszeć, a starowinka roluje gazetę, by go trzepnąć, jak znowu powie coś nie tak.

Sygnały w słuchawce wydawały mu się morderczą męką i już myślał, że przegrał, gdy usłyszał najpiękniejszy dźwięk na świecie.

- Hallo?

Wszyscy się spięli, łącznie z panem Jungkookiem, który wziął jeszcze ostatni, głęboki wdech i zaczął.

- Witam, panie Kim. Jak mija panu weekend? – zapytał, na co Yoongi i Jimin energicznie przytaknęli głowami, dając znak władcy, że miał dobry pomysł.

- Om... Całkiem w porządku, choć mam trochę pracy z naszą wspólną umową – zaśmiał się mały cud świata, a serce pana Jeona którego nie miał, aż się roztopiło.

- Ah, w weekend nie powinno się pracować! – zaśmiał się gospodarz, na co od razu zebrał uderzenie z tyłu głowy i ciche „NIE MÓW MU CO MA ROBIĆ!" – znaczy się, po prostu myślę, że mógłby pan wykorzystać ten czas na relaks.

- Haha, zapewne! Tylko, że nie mam zbyt pomysłu, jak mógłbym spędzić inaczej dzisiejszy dzień.

W tym momencie, pan Jeon dostał trzy lekkie kuksańce w ramię, od babci, od napalonego na wszystko Jimina i Namjoona, który mimo, że nie chciał się przyznać, zdążył wkręcić się w tę całą sytuację.

W końcu mimo statusów i historii, pan Jungkook ich przygarnął i tym samym uratował. W dodatku potem traktował ich jak rodzinę, a nie służących, przez co wszyscy go kochali, jak własnego ojca, brata i jednocześnie małego frajera, ale to tylko czasem, przez co wszystko co było z gospodarzem domu związane ich interesowało.

- Może chciałaby pan wpaść do mnie? Jimin przygotuje pyszną kolację, obejrzymy jakiś film – w tym momencie babcia Jeon uznała, że może jednak ten mały roztocz ma trochę jej genów.

- Och... Tak jakby.... To by była taka randka?

- Tak, dokładnie, taka randka! – prawie pisnął do słuchawki pan Jungkook, na co dostał gazetą w głowę.

- Opanuj się, padalcu – szepnęła babcia, bo nie mogła pozwolić, by tym razem pan Kim się przestraszył nadmiernej ekscytacji tej ameby.

- Ojej... No cóż... chyba mogę wpaść dzisiaj wieczorem.

-Super! Zatem wyślę po pana Jimina, o dwudziestej. Dobrze?

- Dobrze.

- No to do zobaczenia.

Pan Jeon odłożył słuchawkę, po czym wszyscy służący (łącznie z Hopim, choć on trochę niezdarnie) zaczęli klaskać.

- No! A jednak jesteś moim wnukiem!

***

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

- Boże, Tae, co się stało?! – spytał Jin, który właśnie kąpał kota, gdy nagle usłyszał pisk Taehyunga, który przestraszył go nie na żarty.

- Jin,ja... ja...

- NO?!

- Pan Jeon zaprosił mnie na randkę.

- Ty jesteś, kurwa, nienormalny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro