Prosta równoległa to dwie proste zawarte w jednej płaszczyźnie
*ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY I ZARAZEM ZACZYNAMY JEDEN Z NAJBARDZIEJ **** WĄTKÓW.
AMEN*
***
Nie wierzyłem. No kurwa, po prostu nie wierzyłem. Uwierzcie mi, że w moim życiu zobaczyłem już naprawdę wiele własnych porażek. Widziałem co roku swoje oceny na świadectwie, widziałem ilość pryszczy w liceum i widziałem miny zażenowanych facetów, do których czasem po pijaku podbijałem..
Ale nigdy, przenigdy, w najdziwniejszych snach nie widziałem, żeby moja matka, ubrana w tandetne, tanie, sztuczne futro w panterkę siedziała na mojej równie tandetnej i taniej kanapie, opierdalając mnie z góry na dół za to, że jestem nieodpowiedzialny, bo spotykam się z jakimś podejrzanym typem (Błogosławieni przenajświętsi, że nie wiedziała, jak bardzo podejrzanym), bo Jin jej na mnie nakapował.
- Mamo, tłumaczę ci, że Jungkook to bardzo porządny mężczyzna, po za tym między nami się wszystko dopiero zaczyna rozwijać i... Z resztą dlaczego ja ci się tłumaczę, jestem dorosły, do cholery! – krzyknąłem zdenerwowany tym absurdem sytuacji, jednak zaraz pożałowałem swojej decyzji. Jak myślicie, że opiernicze Jina mają w sobie wiele bezsensownych argumentów, to nie znacie mojej matki i jej toku myślenia.
- Po pierwsze, mój drogi, zawsze będziesz moim dzieckiem, a ja zawsze twoją matką, więc nie pyskuj. Po drugie, chcę poznać tego całego Jungkooka. Jin nie dzwoniłby do mnie, gdyby z tym typkiem było wszystko ten teges – Sama jest kurła ten teges... Ten teges to ona ma na ustach, bo obrysowała za mocno i wygląda teraz, jak słoń z botoksem- A tak z innej beczki, czy czasami sprzątasz?!
Boże, ty ten biedny dom traktujesz jak jakiś hotel? No tylko wziąć i nasrać na środku!
- Mamo... - jęknąłem bezradnie, chowając twarz w dłoniach. Spytałbym teraz sam siebie, czy ten dzień mógł być gorszy, ale ja już za długo żyłem na tym świecie, żeby doskonale wiedzieć, że mógł.
- Nie mamo, tylko zaraz razem posprzątamy ten twój pierdolnik, a potem zadzwonisz do tego swojego całego wybranka serca i zobaczymy co to za delikwent.
- Ale...
-Ale koniec dyskusji i ja ci dobrze radzę Taehyung, nie prowokuj mnie.
A widzicie?! Zawsze miałem racje, jak chodziło o rzeczy związane z przegrywem życiowym.
Było coraz gorzej!
***
Brunet powoli szedł wzdłuż wąskiej szpary, między regałami z księgami magicznymi i eliksirami. I...Chwila. Nie. Nie, moi drodzy. Ja wiem, że właśnie wyobrażaliście sobie szlachetnego Jungkooka, który idzie dostojnie, przeglądając się coraz to bardziej kolorowym i świecącym miksturom w pięknych, różnorodnych flakonikach, oraz idealnie ułożonym książkom, mającym na sobie skórzane oprawy i złote napisy.
Muszę wam jednak ponownie popsuć nadzieję, ponieważ mężczyzna dosłownie przeciskał się między brudnymi, drewnianymi, ledwo stojącymi konstrukcjami, co by nic nie zwalić przy okazji, a było co! Wszędzie leżały stare, papierowe tomiska, gdzie co drugi był potargany albo oblany jakąś kawą czy innym żabim natryskiem. A eliksiry? Dupa, nieładne flakoniki! Były nalane do najzwyklejszych, babcinych słoików, zakurzone metrami paprochów i innych świństw, raz podpisane a raz nie, a kolory... Nie mówmy o kolorach. Załóżmy, że Jeon był po prostu daltonistą, dla wspólnego bezpieczeństwa.
I ten biedak szukał. Szukał tego jednego, jedynego zbawienia w swoim życiu.
Eliksiru miłości.
Substancji tak mocnej, że wystarczą trzy krople, a osoba zatruta zakochuje się bez pamięci w pierwszym człowieku, jakiego zobaczy. Ba zakochuje... Dostaje obsesji na jego punkcie, nie chce odstępować swojego obiektu westchnień na krok, jest zazdrosna o każdego i chce dać swojemu wybrankowi wszystko, czego tylko ten sobie zamarzy.
Idealne na Taehyunga!
Jungkook naprawdę chciał Tae. Chciał go mocno i bez przerwy, a ostatnio wszystko wymykało mu się z rąk i Kim był coraz to dalej, zamiast bliżej.
Skoro nie chciał zakochać się po dobroci, to jeden magiczny soczek chyba nie zrobi wielkiej różnicy, prawda?
Prawda, super, że się zgadzacie.
Brunet przeszedł kolejne kilka kroków, kaszląc co chwila głośno z powodu wszechobecnego brudu i kurzu,który znacząco utrudniał mu oddychanie, aż w końcu znalazł. Malutki słoiczek z ciemnofioletową mazią w środku, podpisany tylko symbolem serduszka. Bardzo powoli wziął naczynie do ręki, oglądając je z każdej strony. No może było lepkie i czymś brązowym umazane, ale trudno. Najważniejsze, że dzięki temu zdobędzie swój skarb.
Niezgrabnie schował słoiczek do kieszeni i powoli wyszedł z magazynu, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Otrzepał swoje ubrania oraz włosy, chrząknął by pomóc sobie wejść w odpowiednią rolę i z całej siły krzyknął;
- Yoongi, do mnie!
- Tak, Panie? – mruknął sługa, materializując się zaraz przed swoim Panem, który jednak lekko się przestraszył. No czasem się amebie zapominało, że jeden jego pracownik jest duchem i chujek może się pojawiać gdzie chce, kiedy chce, w sekundę.
- Um... - poprawił się zaraz Jeon, prostując dumnie – Powiesz mi, czemu w magazynie jest taki syf?
- A no bo... Zawsze był? – spytał lekko głupkowato Min, mrużąc przy tym swoje oczy, co wyglądało iście karykaturalnie.
- No to może niech nie będzie? Jakby Taehyung tam wszedł, to co? Wstyd wam powinno być. Traktujecie ten magazyn jak swoją przechowalnie na bzdety, wziąć i tylko nasrać na środku!
-Ale...
-Ale koniec dyskusji i ja ci dobrze radzę Yoongi, nie prowokuj mnie. Posprzątajcie tam, bo mam zamiar zaprosić dzisiaj Tae na kolację.
I go w sobie rozkochać...
***
- Och, mówiłem ci, że to ja miałem zadzwonić pierwszy! – starałem się brzmieć przekonująco i groźnie, podczas telefonicznej rozmowy z Jungkookiem, kiedy ten jakby nigdy nic zadzwonił i zaprosił mnie do siebie na kolację. Dalej nie miałem ułożonych spraw związanych z jego... Delikatną odmiennością, swoimi uczuciami i tym całym syfem, a nadopiekuńcza matka, która właśnie gotowała mi jakieś wege zupki dla zdrowia w kuchni wcale sytuacji nie ułatwiała. Okej, może pokazałem się wam z leciutko lekkomyślnej strony, jednak uwierzcie mi, że ja naprawdę głęboko i mocno brałem pod uwagę zdanie Jina i jakieś tam resztki rozsądku.
Powinienem spieprzać jak najdalej, uciąć kontakt, a najlepiej to zgłosić gdzieś istnienie wampira, żeby odpowiednie służby się nim zajęły (chociaż już widzę miny policjantów, gdy opowiadam im, że mój wymarzony apollo to wampir z postruganą rodzinką i zajebistą babcią).
Z drugiej zaś strony... Chciałem. Chciałem go znowu zobaczyć, poczuć jego zapach, usłyszeć jego głos. Tak po prostu i po ludzku ciągnęło mnie do tej osoby.
-Tak, wiem Taehyung, przepraszam... Ale tęsknie za tobą.
No i jak ja mam zareagować, gdy najseksowniejszy mężczyzna na tej planecie mówi mi takie rzeczy?! Przecież to serduszka same zaczynają strzelać z oczu, a żołądek niebezpiecznie się skręcać.
Jednak pamiętajcie, że w moim życiu, nigdy nie może być zbyt cukierkowo.
Ni-gdy.
- Z kim rozmawiasz, Taehyungie? –spytała moja matka, wychylając się delikatnie za framugi drzwi. Wyglada na bardzo zaciekawioną ale i lekko podenerwowaną, co nie wróżyło nic dobrego.
-No ten...Z...Jungkookiem – wyjąkałem w końcu, łudząc się, że jednak zapomniała o tym na chwilkę albo jednak gdzieś w swojej głowie uważa mnie za dorosłego i pozwoli załatwić tę sprawę samemu.
Gówno.
Blondynka od razu do mnie podbiegła, zabierając mi słuchawkę z ręki i uśmiechając się chytrze wymówiła zdanie, po którym pomysł powieszenia się na kablu od żelazka nabierał barw i emocji radości.
- Czy Pan Jungkook? Jestem mamą Taehyunga i bardzo chętnie wpadłabym z swoim synem do Pana, w końcu jeśli się spotykacie, to wypadałoby się poznać! Och, naprawdę?! Kierowcę?! Wspaniale, więc będziemy gotowi o 20. Mi również, do wiedzenia.
Czy ktoś z was mógłby ruszyć dupę sprzed komputera i mi pomóc?
***
Droga do domu Jungkooka nie zaliczała się do najbardziej komfortowych podróży w moim życiu. Moja mama ciągle nawijała o wszystkim do Jimina, który co słowo czuł się coraz to bardziej niezręcznie. W końcu kto normalny lubi słuchać o potrawach z soji czy jakiś starych homo podrywach w klubach (tak, byłem wpadką dzikiej nocy pomylenia laski z zniewieściałym facetem, czego wy się spodziewaliście?!). Mama była jednak niestrudzona i dzielnie brnęła w swoje złe flow, aż w końcu nie zaparkowaliśmy pod willą Jeona, a ona oniemiała. Niestety nie z zachwytu, ale takich nadziei to ja już nawet nie miałem.
- Co to za rudera? – spytała groźnie, na co z Jiminem tylko jęknęliśmy z niemocy i grzecznie wyszliśmy z auta, by otworzyć księżnej ten tegesu drzwi (znowu źle obrysowała usta).
- Mamo, błagam! Chociaż spróbuj być miła dla Jungkooka i jego... Pracowników. Okej? To fajni ludzie – mruknąłem, trzymając ją za ramię i powolutku prowadziłem do rezydencji Pana apollo z kłami. Moja matka oczywiście bardzo poważnie wzięła sobie słowa syna do serca i wytrzymała w ciszy idealnej około 20 sekund. I tak pobiła odgórne oczekiwania.
-Spotykasz się z kimś, kto mieszka w takim miejscu?! Naprawdę, stać cię na coś więcej synku! Matko, przecież te rzeźby i ta kładka... To wygląda jak obraz z horroru!
- A tam, gadasz! Najnowszy trend prosto z Rzymu, staroświecka jesteś i tyle! – Ta Rzymu... Chyba w czasach Quo Vadis.
- Tak um.. Zapraszam. Pan Jeon już pewnie czeka z kolacją – powiedział uprzejmie Jimin, otwierając nam drzwi wejściowe.
Odetchnąłem z ulgą, widząc Jungkooka z Yoongim, ubranych jakoś tak bardziej zwyczajnie, elegancko i nie wyróżniająco się. Brunet miał na sobie zwykłą, białą koszulę i granatową marynarkę, za którą miałem ochotę go wyściskać.
Może to naprawdę przejdzie!
A ja... Się rozpłynąłem. Znowu. Znowu poczułem to przyjemne ciepło, które rozchodziło się w moim sercu gdy tylko spoglądałem na tego mężczyznę. Było tak... Bezpiecznie, przytulnie.
- Dzień dobry, bardzo miło mi Panią poznać – wyrecytował Jeon i grzecznie się ukłonił, po czym delikatnie ujął dłoń mojej mamy i ucałował jej knykcie.
I pewnie każda normalna matka by się w tym momencie zarumieniła i stwierdziła, że „ojej synku, ty to masz gust". Ale nie. Nie moja, która jest amebą umysłową i w tym momencie totalnie nie wie co się dzieje, czemu tak wyrafinowanie, co ona ma zrobić, a w podręczniku o ładnym wychowaniu nic o tym nie pisali...
- Mamo – warknąłem, leciutko uderzając w nią łokciem, by ta się chociaż trochę ogarnęła życiowo.
- Y... No ten... Dziękuje, mi ciebie..Pana... też czy coś.
To będzie ciężki wieczór.
***
Ciężkie to ja mam życie xD
#depresjamodemocno
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro