Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ostrosłup to rodzaj wielościanu

Rozdział dodał się nie ten co miał - ten jest nie poprawiony. Nie szkalujcie, to się już naprawia xd

b/n Już naprawione B)


– Okej, amebo. To się musi udać. – Babcia spojrzała zadowolona na wnuka, który - o dziwo - wyglądał teraz na przystojnego przedstawiciela rasy ludzkiej. Był ubrany w ciasne, czarne spodnie i luźną, białą koszulę, która delikatnie odsłaniała jego tors i obojczyki.

Według niej tak by już mogło zostać, jednak gówniak uparł się, żeby zrobić mu makijaż. Starowinka wiedziała, że puszczanie mu okolicznych zespołów popowych takich jak EXO czy NCT nie było dobrym pomysłem, no ale skąd mogła przypuszczać, że chłopakowi zaraz zachce się zostać już nie partnerem, a BIASEM Taehyunga? I że koniecznie musi mieć soczewki i kreskę na powiece?!

Za jej czasów by to nie przeszło! Wampiry były zawsze idealnie blade bez żadnego zbędnego konturowania, które jak dla niej wyglądało co najmniej jak dwie brązowe plamy na ryju i niczemu to miało nie służyć, niż podrywaniu tanich pań przy ulicy sezamkowej.

No ale z drugiej strony jej wnuk był debilem, więc i swoją aparycją mógł to w końcu podkreślić. Idąc tym tropem, pozwoliła Yoongiemu kupić kosmetyki i pomalować gospodarza domu.

Efekt końcowy był tak udany, że zaczęła mieć dziką nadzieję, iż Tae będzie cierpiał na jakąś kurzą ślepotę albo chociaż będzie BARDZO tolerancyjny.

Albo zdesperowany.

– Hoseok, jedzenie naszykowane? – spytała starowinka, zostawiając swojego wnuka w salonie, gdzie chłopak miał jeszcze ostatni raz się dokształcić, oglądając śpiącą królewnę. Babka miała tylko nadzieję, że kretyn nie ogłuszy Taehyunga, a potem nie rzuci mu się do ust, w końcu cholera wie, co w tej pustej głowie może się urodzić. Mózg nie dał rady, to jest dużo miejsca na głupoty.

– Oczywiście, pani. Zapraszam do jadalni – powiedział rzeczowo służący, otwierając siwowłosej drzwi do odpowiedniego pomieszczenia.

Starowinka weszła do pokoju, od razu bacznie wszystko analizując. Chłopcy grzecznie pozbyli się wszelkich obrazów przodków, pajęczyn i głów zmarłych kotków, przez co pomieszczenie wyglądało całkiem przytulnie. Namjoon zamówił jedzenie w okolicznej restauracji, przez co wyglądało aż nadto zwyczajnie; makaron z jakimś ziołowym sosem, upieczona kaczka, z trzy różne sałatki, nadziewane szaszłyki z sarnich uszu i skóry żmii, jabłka w karmelu...

... Zaraz chwila.

– Namjoon, Hoseok, co to, do cholery jasnej, jest?! – zapytała groźnie, patrząc na mężczyzn z czystym mordem w oczach.

– Jedzenie! – powiedział zadowolony Mon, klaszcząc uradowany w dłonie.

– Wiem, że to jedzenie, padalcu na wczesnych sterydach mózgowych! Pytam się, co pomiędzy tym normalnym, ludzkim jedzeniem robią te szaszłyki?! – Babka już nawet nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie. Chciała wziąć i po prostu umrzeć, ale jak na złość, jej rodzice dali jej nieśmiertelność.

Głupie gnojki.

– Pomyśleliśmy z Namjoonem, że tej kolacji przyda się coś ze smakiem, toteż dodaliśmy ten posiłek do menu, madam. – Hoseok tylko strugał opanowanego. W rzeczywistości jego śruby w szyi już zaczęły się odkręcać z przerażenia. Pani Jeon to był diabeł i to dosłownie, po tatusiu!

– Hopi... – zaczęła, chcąc zamordować mężczyzn obok siebie, ale jednak zdrowy rozsądek wygrał. Kobieta usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach. – Zabierz to i nie chce was widzieć do końca dnia.

Chłopcy odetchnęli z ulgą, szybko zabierając talerz.

W końcu śmierć była nieprzyjemna, potem znowu by się trzeba było poskładać do kupy, a to nie dość, że zabiera czas, to jeszcze może się nie udać.

Śmiejcie się, ale naprawdę nie jest przyjemne, gdy ktoś sklei twojego penisa z łokciem i nie możesz...

Nieważne.

***

Droga z Jiminem przebiegła zupełnie inaczej, niż myślałem. Obstawiałem, że będziemy siedzieć w ciszy, słuchając jakiejś dennej muzyki z radia, tymczasem buzie nam się nie zamykały! Chłopak ciągle opowiadał o tym, jak piękne jest nasze miasto, jak to uwielbia pracować u pana Jeona i jak to Yoongi niewyobrażalnie na niego leci. Co prawda może te opowieści były lekko dziwne i nieskładne ze sobą, ale miały w tym wszystkim taki urok, że chętnie się w nie wsłuchiwałem i komentowałem w miarę możliwości. A możliwości interpersonalnych dużych nie miałem, ale to już chyba zdążyliście zauważyć.

Gdy dojechaliśmy, nawet może byłoby mi trochę przykro, że nie mogę spędzić więcej czasu z Jiminem... Ale nie było.

Bo wiecie, randka z panem Jeonem była lepsze niż cokolwiek innego.

Wysiadłem z samochodu, dziękując jeszcze raz kierowcy, po czym razem udaliśmy się do willi. Tam jak zawsze przeżyłem standard, czyli dostałem zawału przez Hoseoka, musiałem oddać płaszcz Namjoonowi i miło przywitać się z panią Babcią. Standardzik, można się przyzwyczaić nawet.

Starowinka zaprowadziła mnie do pomieszczenia, w którym jeszcze nie byłem. Jadalni.

I to takiej... Normalnej?

Zwykłe dekoracje, beżowy kolor ścian, stół pełen żarcia, które jadałem na co dzień u Jina.

Coś tu nie pasowało.

– Niech pan sobie usiądzie, Jungkook już idzie – nakazała siwowłosa, po czym razem z całą flotą dziw... służących wyszła, zostawiając mnie samego ze sobą i moimi życiowymi rozkminami.

No cóż, nic w sumie nowego.

Już chciałem usiąść, gdy nagle usłyszałem otwieranie drzwi po przeciwnej stronie, a gdy zobaczyłem, kto owe drzwi otworzył, miałem ochotę sobie wyjść i po prostu umrzeć w środeczku.

Albo sobie zwalić.

BO, DO CHOLERY!

Jak można było być tak dobrym, tak idealnym, tak przystojnym?! Myślałem, że pan Jungkook już bardziej sexy as fuck być nie może, ale jak widać w dupie byłem, gówno wiedziałem.

Te opięte spodnie, na tych ogromnych - niczym moja nieporadność życiowa - mięśniach, ta koszula odsłaniająca te piękne obojczyki i twarz... Twarz tak dobrze pomalowana, że wszystko, co w niej było dobre, było teraz podkreślone, tworząc coś na wzór schematu zajebistości.

Zbyt, moi drodzy, to wszystko było zbyt.

– Przepraszam, że ci nie otworzyłem. Ślicznie wyglądasz – mruknął gospodarz domu, a ja dopiero wtedy sobie przypomniałem, że przecież my jesteśmy na „ty". Cholera, same przeszkody w tym życiu.

– Dziękuję Ci... Ty też – powiedziałem totalnie skrępowany, zagryzając dolną wargę, by się czymś zająć.

Nigdy nie byłem na randce.

Nigdy na takiej idealnej randce.

Nigdy nie z takim facetem.

NIKT MI NIE DAŁ INSTRUKCJI OBSŁUGI!

Na szczęście, bądź nieszczęście, Jungkook ową przeczytał, a nawet chyba ją sam stworzył, bo podszedł do mnie, składając na moim policzku delikatnego całusa, przez co nie tylko kolana, ale całe moje ciało zadrżało i zmiękło, po czym odsunął mi krzesło, zapraszając gestem dłoni, bym usiadł.

I to chyba przy moim już prawie zawale wcale taki głupi pomysł nie był.

– Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Nie wiedzieliśmy co lubisz, więc ugotowaliśmy dużo przeróżnych rzeczy. – Jeon usiadł zaraz naprzeciwko mnie, przy długim stole, pełnym pyszności i uśmiechnął się w ten swój anielski sposób.

Może jednak rzeczywiście mu się jakimś cudem podobam?

– Nie trzeba się było tak kłopotać, ja jestem wszystkożerny. Ale przyznaję, że chyba wyjdę stąd jak kulka, gdy to wszystko zjem – powiedziałem niepewnie, na co gospodarz domu zaśmiał się siarczyście i zaczął nakładać sobie makaron, a ja zacząłem robić to samo, starając się nie krępować i wziąć na talerz wszystko, na co miałem ochotę. Przynajmniej tak mi kazał przed wyjściem Jin, mówiąc mi, że spinanie się na randce to najgorszym co mogę zrobić.

A przecież i tak już się wystarczająco stresowałem tym wszystkim.

– Nawet jako kulka byłbyś przeuroczy – mruknął brunet, na co ja oczywiście musiałem się zaczerwienić. Jak głupia nastolatka. Dlaczego, boże, dlaczego?!

– Tak?

– Yhym. Zresztą co to za głupie pytanie? Chyba czasem oglądasz siebie w lustrze, co nie?

***

– Boże, nie wierzę, że on jeszcze nic nie spartaczył – skomentowała cicho babcia, obserwując całą randkę swojego wnuka w kryształowej kuli, wraz z Jiminem i Yoongim. Hoseok i Namjoon co prawda też chcieli popatrzeć, ale potem przypomniało im się, co babcia im dzisiaj nakazała i woleli jednak nie ryzykować pokazywaniem się jej na oczy.

No cóż, stare podsłuchiwanie ze szklanką pod drzwiami też swój urok miało.

– Ale proszę pani, minęło dopiero z dwadzieścia minut! – skomentował Jimin, na co jedyne co dostał, to mocne uderzenie z tyłu głowy od starowinki.

– Dla tej ameby nawet dwadzieścia minut bez bycia sobą jest ciężkie. A teraz cisza, bo nie słyszę!

„Nawet jako kulka, byłbyś przeuroczy!"

– Ooo. – Dwóch mężczyzn przyłożyło sobie dłonie do ust, już czując, jak ekscytacja i jakaś dzika radość się w nich zbiera, i chce ulecieć na zewnątrz.

Babcia doskonale wiedziała, że dojrzewanie zaczyna działać i w tych chłopakach właśnie wyrasta jakiś dziki fanboy'ing, ale postanowiła nie komentować.

Na psychofanów nic się nie poradzi, yaoistów tym bardziej.

„Tak?"

– Jejku, jaki on słodki! AAA – pisnął Jimin, na co znowu zebrał uderzenie w tył głowy.

Tym razem od Yoongiego.

Lekko zazdrosnego Yoongiego.


***


Jak się okazało, wcale nie musiałem się stresować. Jungkook był naprawdę radosną i wygadaną osobą, przez co i ja się otworzyłem. Rozmawialiśmy o Śpiącej Królewnie i 50 Twarzach Greya, cisnąc żywą szyderę z jego domniemanego „sadyzmu". Potem chwilkę poplotkowaliśmy o moich prezesach, którzy wręcz błagali Jeona o podpisanie z nimi umowy, a skończyliśmy na moich wspominkach z dzieciństwa, gdzie prawie bym się zabił, jadąc na rowerze po głównej drodze dla tirów.

Na dodatek gospodarz ciągle prawił mi komplementy typu: „ jaki jesteś śliczny", „kochany" czy po prostu „mądry", na co nawet nauczyłem się mówić ciche „dziękuje" i nie czerwienić się aż tak bardzo.

To chyba był pierwszy raz, gdy nie zjebałem.

Wow.

Fajne uczucie, polecam każdemu.

– Masz ochotę na deser?

– Z przyjemnością.

Jak na zawołanie, dosłownie w sekundzie w drzwiach pojawili się Hoseok i Namjoon, niosąc ze sobą tort czekoladowy i lody.

Jak oni tak szybko...

... Nie, jednak wolę nie wiedzieć.

– Proszę bardzo – mruknął Hopi i schylił się mocno, by położyć jedzenie na stole.

I wtedy.... Tak jakby... ODPADŁA MU, KURWA, GŁOWA!

– AAAA – pisnąłem przerażony, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Jezu. Boże. JAK?!

– YY... - Jungkook zawiesił się na chwilkę, chyba myśląc nad tym, co powinien zrobić, a potem wydarł się głośniej, niż żona Jina podczas rodzenia. – BABCIU!  











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro