Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Liczby urojone


Chce powiedzieć, że to ostatni gówniany rozdział - bo po tym w końcu wejdziemy do głównej akcji, dziękuje bardzo, amen i alla XD



– Włosy?

– Idealne.

– Koszula.

– Nawet spoko leży.

– Makijaż.

– Niby go nie ma, ale działa.

– Zapach?

– Walisz jak najebany skunks.

– Jin?! – pisnąłem przerażony, no bo halo! Właśnie wybierałem się na randkę życia z perfekcyjnym, idealnym, emanującym seksem facetem, więc nie mogłem obniżać poziomu (znaczy, obniżałem i tak, ale trzeba było jakieś pozory zachować) swoją aparycją. Nie po to trzy godziny się pindrzyłem, żeby teraz mi ktoś mówił, że śmierdzę!

A jeśli śmierdzę?

Boże, muszę się umyć...

– Żartuje, głupku – mruknął lekko zdegustowany Seok i podszedł do mnie, po chwili poprawiając kołnierzyk mojej nowej koszuli – Wyglądasz dziesięć na dziesięć, ten gość nie będzie mógł z ciebie wzroku spuścić.

– A jeśli zrobię coś debilnego? Na przykład zemdleję, albo zwymiotuję, albo odmienię źle czasownik w mianowniku?

– To już więcej się z nim nie zobaczysz. – Starszy świetnie się bawił moim kosztem. W jego oczach widziałem czystą szyderę, pomieszaną z jakąś głupią niechęcią do pana Jeona. Zagryzłem wargi, by nie wypuścić z nich jakiejś frajerskiej odzywki na poziomie gimnazjum w jego stronę, po czym po prostu fuknąłem i ubrałem buty.

Nikt mi, kurwa, tego dnia nie popsuje! Ani Jin, ani Jimin, który prawdopodobnie za dwie minuty zjawi się pod moim blokiem, ani nawet sam ja go sobie nie zjebie (a to było najbardziej prawdopodobne).

– Okej, to idę. Życz mi szczęścia – mruknąłem i ostatni raz spojrzałem na Jina, chcąc, by powiedział coś co da mi troszkę więcej odwagi albo chociaż luzu. Albo jedno i drugie, ale to by już była zachłanność w moim przypadku.

– Tae, spokojnie. Pamiętaj, że jesteś niesamowity i na pewno go oczarujesz.

- Byle nie tak, jak Harry Potter Voldemorta – podsumowałem i wyszedłem, czując ogromną gulę w gardle.

Miałem nadzieję, że naprawdę nie zjebie tego spotkania.

***

Stałem grzecznie przed swoją klatką i czekałem na Jimina. Lekko się zaniepokoiłem, bo umówiłem się z panem Jungkookiem, że chłopak przyjedzie po mnie równo o 20, natomiast obecnie mój zegarek pokazywał mi godzinę 20:05. Czy to możliwe, że pan Jeon robił sobie ze mnie jaja?

Stop, Tae, ANULUJ! Twoje melancholijna i chujowa osobowość znów daje o sobie znać. Przecież to tylko pięć minut spóźnienia, może jest korek, albo pożarł go dinozaur, albo zabłądził bo nie zna okolicy?

Chwila.

No właśnie.

Taehyung.

Stanąłem jak wryty, uświadamiając sobie, że nigdy przenigdy nie podawałem swojemu partnerowi biznesowemu mojego adresu. Nigdy nawet nie wspominałem o tym, gdzie mieszkam. Więc skąd on...

Nie było mi dane jednak się nad tym głębiej zastanowić, bo wtedy ujrzałem przed sobą czarną, nowoczesną i w ogóle zajebistą limuzynę.

LIMUZYNĘ, CHOLERA!

Taką prawdziwą, długą niczym pana Jungkooka p.... Nieważne, nie czytaliście tego.

W każdym razie, rany boskie!

Podjechała ona jak najbliżej mnie, po czym wyskoczył z niej mały, siwowłosy chłopak, od razu kłaniając mi się tak nisko, że aż wystraszyłem się, iż gościowi dysk wypadnie.

– Niech mi pan wybaczy, panie Kim! Krzyknął pokornie Jimin, nawet na chwile nie odrywając wzroku od podłogi, by na mnie spojrzeć.

– Nic się nie stało... Ten no... Spokojnie -- mruknąłem niepewnie, drapiąc się po tylnej części głowy. Kurde, ta sytuacja była kłopotliwa i niezręczna.

– Zawiodłem pana! Spóźniłem się aż sześć minut i dwanaście sekund, toż to niedopuszczalne! – pisnął, po czym się wyprostował. Znowu bardzo szybko i nagle. Jego kręgi na pewno go nienawidziły i miałem nadzieję, że był tego świadomy. W końcu jak robić debilne rzeczy, to świadomie. – Błagam o wybaczenie!

- Naprawdę, wszystko jest okej, nie przejmuj się – powiedziałem i uśmiechnąłem delikatnie, by potwierdzić wiarygodność moich słów, po czym wzruszyłem ramionami – Każdemu się zdarza. Jedziemy?

Jimin spojrzał się na mnie tak dziwnym wzrokiem, że aż ciarki mnie przeszły; jego źrenice bardzo się powiększyły, uchylił lekko usta i przekręcił głowę na bok, tak jakby coś bardzo mocno analizował.

– Już chyba wiem, dlaczego pan Jeon nazywana pana aniołkiem.

– Co?!

– A nic, nic, jedźmy już.

I tak oto, ten mały, gremlinowaty cham zostawił mnie z fanboy'ingiem gdzieś w środku serduszka i otworzył mi drzwi od strony pasażera, zamykając mi tym możliwość podpytania o to, co przed chwila powiedział.

I jak ja miałem, kurwa, lubić ludzi?

***

– Jungkookieee, jak ci idzie? – Starowinka weszła do pokoju swojego wnuka, już trzymając w pogotowiu mocno zrolowaną gazetę. Na jej ramieniu siedział sobie mały, słodki, czarniutki nietoperz i lekko ocierał się o jej kręcone kosmyki bujnej czupryny.

– Chyba jestem gotowy, babciu. Chociaż... W sumie to nie... – mruknął zdegustowany pan Jeon, wpatrując się w ekran telewizora.

– A czego, mój kochaniutki, nie rozumiesz? – zapytała „uprzejmie" staruszka, już czując, jak wszystko się w niej przewraca, przekręca i chce z niej wyjść, i po prostu jebnąć tej zakale rodziny!

– No ten cały Grey do mnie jakoś nie przemawia, przecież on ją bije! A ten drugi, Edward? Przecież taki z niego wampir jak ze mnie naukowiec.

– Czyli beznadziejny... – szepnęła, przecierając zmęczoną od nerwów twarz (tak, twarz też mogła być zmęczona moi drodzy! Jakbyście mieli za wnuka taką amebę, to byście zapewne lepiej owy stan rozumieli) – Hoseok, do mnie!

Dosłownie w przeciągu sekundy, blady i wysoki mężczyzna stanął obok babci. Ten to miał tempo.

– Słucham, szanowna pani.

– Powiedz mi, w którym momencie w życiu postanowiłeś być debilem? Ja wiem, wiem, że chciałbyś być jak Jungkook, bo to autorytet i te sprawy... Ale po co?! Czy chociaż jedna osoba w tym domu nie mogłaby się czasem wykazać mózgiem?!

– Zapewne ma pani rację – powiedział Hoseok, czując się głupio. Nie lubił źle wykonywać swoich zadań.

– Miałeś mu puścić filmy romantyczne, ROMANTYCZNE! A nie gówno ze słabym sado-maso albo opowieść o wampirze ze schizofrenią!

– Ale na tych filmach pisało, że...

– Nie tłumacz się! Zjebałeś i to na całej linii, a nawet okręgu! Idź i poszukaj czegoś w stylu „Dirty dancing" albo „ Tylko mnie kochaj". No już!

– Tak jest!

Hoseok tak szybko jak przyszedł, tak szybko spieprzył z pokoju, by bardziej już nie denerwować pani Jeon.

Jej gniew był najgorszym co go mogło spotkać, zaraz po gniewie pana Jungkooka.

Toż ta rodzina była naprawdę straszna, gdy puszczały im nerwy.

– Babciu...

– Co ty zaś chcesz? – zapytała starowinka, mając już zwyczajnie dość. Czemu ona go po prostu nie zabije?

– Chcę Taehyunga i chcę, żeby on mnie chciał – miauknął smutny wnuczek, spuszczając głowę w dół. Owszem, na co dzień był męski, elegancki i ostry, ale przy rodzinie... Mógł być też sobą. Słabym sobą.

– Wiem, pajacu... Wiem – mruknęła babcia i lekko pogłaskała wnuka po głowie. Może i kretyn, ale uroczy. Czasami. Bardzo rzadko, ale jednak. – Spokojnie, damy radę. W końcu masz też krew człowieka, to się na pewno da w tobie pobudzić.

– Mam nadzieję...

Pan Jeon jednak nie zdążył skończyć, gdyż do pokoju wszedł uradowany jak nigdy Hoseok z czarnym, małym pudełkiem w ręce.

– Co? – zapytała bardzo kulturalnie i wyczerpująco pani Jeon.

– Czy mogą być „ Pamiętniki Wampirów"? Piszą tu o romansie i miłości, i... – sługa jednak nie zdążył skończyć, ponieważ siwowłosa rzuciła w niego gazetą, która z hukiem odbiła się od jego płaskiej twarzy.

– Utopię się w wodzie święconej, przysięgam. Nawet jeśli nie można cię zabić, ja to zrobię i trafisz do nieba, i będziesz czyścił tyłki aniołom, aż nie będą mruczeć z przyjemności przygłupie!

– To chyba znaczyło nie. – Hopi zrobił smutną minkę, po czym znów schował się za drzwiami.

On tak troszkę nie umiał w romantyzm.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro