Kiedy delta jest równa -1, rozwiązań nie ma.
Siemka!
Chciałam wam bardzo mocno podziękować, za całą waszą aktywność pod poprzednim rozdziałem, było mi bardzo miło ^^
***
O. Mój. Boże.
Zaniemówiłem. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, ale poczułem, jak całe moje ciało się spina i byłem niemalże pewien, że źrenice rozszerzyły mi się do granic możliwości.
Nie zrozumcie mnie źle, ale... Nie tak sobie wyobrażałem pana Jeona. No bo jaki obraz wam się pojawia, na myśl o bogatym gościu, mieszkającym w strasznej wili, postawionej na dawnym cmentarzu? Zwykły świr! A świry są raczej brzydkie, grube, patrzą na nas, jakby chcieli nas usmażyć, posolić i zjeść z śmietanką i cebulką!
„Mniam mniam, jaki pyszny człowiek, a te kosteczki, no delicje."
Natomiast pan Jeon... Kurwa, ile ja bym dał, żeby on chciał mnie zjeść. Albo chociaż polizać.
Nazwijcie mnie szalonym fetyszystą, ale ten mężczyzna pobudził wszystkie moje rzadko używane dotąd zmysły.
Był wysoki, miał szerokie ramiona, czarne włosy zaczesane do tyłu z jednym, siwym pasmem. Jego spojrzenie było ciemne i głębokie, a usta pełne i takie idealnie różowe. Jego blada skóra wyglądała jakby była jakimś wytworem z porcelany, aż chciało się jej dotknąć. Ubrany był podobnie do pana Yoongiego, jednak wszystko było znacznie bardziej dopasowane i nie widziałem żadnych zbędnych dodatków czy wzorków, jak na przykład na koszuli fioletowowłosego. Ot zwykła, czarna marynarka, koszula z białą wstążką na kołnierzyku i z troszkę rozkloszowanymi rękawami. Prezentował się bardzo elegancko.
Zagryzłem wargę, bo nic lepszego do zrobienia nie przyszło mi do głowy. Moi drodzy, ja właśnie patrzyłem na swój ideał. Tak! Może i rzadko, znając swój pech , ale czasami sobie pozwalałem na marzenie. I w tych moich marzeniach idealnego życia, zawsze na pierwszym miejscu stawiałem swojego partnera. Kogoś, przy kim będę się czuł bezpiecznie, ale jednocześnie pięknie i seksownie i osobę, która sama będzie się prezentować równie dobrze. I wiecie co? Pan Jeon wręcz tym emanował i to cholernie. Na jego twarzy, podobnie jak u pana Mina, nie można było wyczytać żadnych emocji, ale spojrzenie... Spojrzenie miał tak władcze i dominujące, że lekkie dreszcze przechodziły moje plecy i ramiona, ale było jednocześnie piękne i miłe. W dodatku ten głęboki głos. Absolutnie seksowny.
- Witam pana. Nazywam się Jeon Jungkook, to ze mną chciał się pan widzieć? – spytał, a ja zamknąłem swoje usta, bo jeszcze chwila, a zacząłbym się do niego ślinić, jak do obrazu Botticelli'ego (Dobra, tak, chciałem się wam tylko pochwalić, że wiem, kto to. Już nie bądźcie tacy mądrzy, okej?!).
- T-tak. Nazywam się Kim Taehyung i...
- I jest pan agentem ubezpieczeniowym, tak?
-Y-Yhym. – Czułem się jak dziecko przy tym facecie, jąkałem się, zupełnie zapomniałem, po co ja tu w ogóle przyszedłem i w dodatku nie potrafiłem pozbierać swoich myśli do jakiejś konstruktywnej kupy. Jedyne na co miałem ochotę, to skryć się gdzieś w kącie i móc go podziwiać przez jakiś dłuższy czas. Czy ja naprawdę wymagałem tak wiele?
- Eh... - Mężczyzna zaczesał swoje włosy jeszcze bardziej do tyłu, ale już będę uprzejmy i pominę wam opis, jak ja się wtedy poczułem.
Albo nie.
Matko, jaki on był seksowny, o jezu! Te długie palce, lśniące włosy...Ranyyy.
- No dobrze. Niech pan wejdzie – powiedział krótko, po czym zrobił krok do tyłu, by zrobić mi miejsce w przejściu. Nagle dotąd nieodzywający się służący otworzył szeroko usta i powiedział z wyczuwalnym oburzeniem (czyli jednak mógł mówić ekspresywnie, jak mu się zachciało);
- Ale panie Jeon! Ten pan się nie umówił i...
- Czy ty podważasz moje decyzje, Yoongi? – spytał spokojnie, ale tak dominująco, że aż mi się zrobiło mokro (tylko w przenośni, wy zboczeńce!). Och, ile ja bym dał, żeby tak do mnie mówił...
Fioletowowłosy zdecydowanie na to nie zasługiwał. Chociaż w sumie, Min wyglądał bardziej na zdenerwowanego, niż na podnieconego. Dziwny gość.
-Nie, proszę pana... Powiadomię Jimina, by przyniósł poczęstunek – mruknął niezadowolony i odszedł. Wewnętrzny Taehyung w mojej głowie zaczął skakać z radości, gdyż to zdanie oznaczało tylko jedno – zaraz spędzę parę minut sam na sam z najprzystojniejszym Koreańczykiem na tym świecie i to nie jest marzenie senne. Sukces.
- Proszę, niech pan tak nie stoi na dworze, przeziębi się pan. – Pan Jungkook ujął lekko moje ramię i pociągnął w swoją stronę, a ja już dłużej się nie wahając, przekroczyłem próg drzwi willi. Jego dotyk był naprawdę silny i stanowczy. Perfekcyjny. – Zazwyczaj nie spotykam się z nikim bez wcześniejszego umówienia, ale dzisiaj mam sporo czasu, więc zrobię dla pana wyjątek. Proszę nie zdejmować butów. Za mną – rzekł, po czym obrócił się i zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku. Szybko spełniłem jego prośbę, a raczej polecenie (w każdym razie, brzmiało dobrze ) i poszedłem za nim.
Przechodziliśmy przez wiele krętych korytarzy; wszystkie wyglądały tak samo. Czarne ściany jak i sufit, na podłodze ciągnący się w nieskończoność krwisto czerwony dywan, a to wszystko zdobiły pięknie obramowane portrety, jak podejrzewałem, przodków pana Jeona. Tak naprawdę nie było w tych korytarzach nic wyjątkowego, a jednak mroziły krew w żyłach, choćby przez owe obrazy. Ludzie pokazani na nich wyglądali strasznie; wszyscy byli podobni do gospodarza, a jednak... Ich spojrzenia jak i miny były bardzo srogie. Coś było w tym nie tak, ale szerokie plecy oraz piękny bijący zapach od mężczyzny skutecznie tuszowały te odczucia.
Po chwili doszliśmy do małego pokoju, który niestety był równie.... Nieprzystępny estetycznie, co reszta domu. Czerwone ściany, drewniana, ciemnobrązowa podłoga, czaszka jakiegoś umarłego jelenia nad stołem. No przytulnym wystrojem bym tego nie nazwał, ale z drugiej strony, co ja tam wiem? Mieszkam w kawalerce z kotem, to już samo w sobie źle brzmi.
Zatrzymaliśmy się, a ja nagle poczułem czyjś oddech na swoich plecach. Obróciłem się w przeciągu mili sekundy, a moje serce zatrzymało ze strachu. Stał za mną jakiś wysoki, trupio blady człowiek, z ogromnie duża, poziomą blizną na szyi i dwóch jakby śrubkach po jej bokach. Patrzył się na mnie z takim wyrazem twarzy, że moje serce znów powróciło do pompowania krwi po wcześniejszym zawale, jednak zrobiło to zdecydowanie za szybko.
- Czy mógłbym odwiesić pana płaszcz? – spytał grubym, przerażającym głosem, a ja zanim zdążyłem odmówić ostatnią modlitwę, po prostu zemdlałem.
Myślę, że te sytuację spokojnie można by było nazwać „Życie Kim Taehyunga w pigułce".
Ale spokojnie – potem było już tylko gorzej.
~~***~~
- No błagam! Taki okaz! W końcu miałbym na kim trochę poeksperymentować! Znudziły mi się trupy.
- Zamknij się! On jest mój! Taki ładny przeszczep tkanek z niego będzie, ojejuńku!
-Cicho! Nawet go nie dotykajcie. Pan Jeon powiedział, że nie wolno nam go zabrać.
- Ugh, on zawsze psuje dobrą zabawę...
-Dokładnie! Kiedy niby ostatnio dostaliśmy żywych ludzi? Z jakieś pół roku temu?
- Coś w tym stylu. Och Yoongi, no daj nam go, pan Jeon nawet nie zauważy!
- Nie. Kategorycznie zabronił nam go dotykać.
-Ej, budzi się chyba!
Słyszałem wiele dziwnych głosów, a potem poczułem ostry ból głowy. Mimo to, postanowiłem powoli uchylić powieki. Zobaczyłem nad sobą tego dziwnego gościa z blizną na szyi, pana Mina, dwóch mężczyzn których wcześniej nie widziałem oraz małą staruszkę. Wszyscy patrzyli prosto na mnie, a ja szybko dodałem dwa do dwóch, pisnąłem i spróbowałem wstać i uciec. I słowo „próbowałem" było tu bardzo adekwatne, bo jedyne co udało mi się zrobić, to zejść z jakiejś dziwnej kozetki i pobiec z trzy metry, po czym spektakularnie (przynajmniej tak podejrzewałem, sądząc po późniejszym siniaku na kolanie) upadłem, lądując idealnie lewym policzkiem na zimnej, marmurowej podłodze.
-Chol...
- O, obudził się pan. – Przepiękny głos rozbrzmiał w moich uszach, a po chwili już stałem pionowo, gdyż pan Jeon , który pojawił się dosłownie znikąd, pomógł mi się podnieć swoimi silnymi dłońmi, które nawet w tak strasznej i kryzysowej sytuacji potrafiłem docenić i podziwiać. Nie ma co, instynkt samozachowawczy mam na wysokim poziomie. Przed ludźmi, którzy wyglądają rodem jak z horroru to uciekam, ale przed ich pracodawcą to już nie, bo jest śliczny. To może ja od razu pójdę się zabić? – Wszystko w porządku?
- Tak, jest okej... - mruknąłem, śmiejąc się nerwowo. Jeszcze pięć sekund temu chciałem stąd zwiewać, a teraz ślinię się do mojego klienta. – Nie zjadłem śniadania, pewnie dlatego zasłabłem i...
- Och, spokojnie. Hopi często tak działa na ludzi, choć nie potrafię pojąć, dlaczego. To bardzo miły człowiek – powiedział, lekko się przy tym uśmiechając. Matko, jaki on ma anielski uśmiech...Aaa...
-Hopi?
- Mój służący – wskazał ręką na osoby stojące za mną, a ja zagryzłem wargę, bo praktycznie o nich zapomniałem. Obróciłem się powoli i przełknąłem głośno ślinę – D-dzień dobry.
- Ten najwyższy to Jung Hoseok i jest zawsze do dyspozycji gości. Jeśli ma pan jakieś życzenia, Hoseok postara się im sprostać – Pan Jeon poklepał mnie po ramieniu, jakby chciał mi dodać otuchy. W sumie mu wyszło, choć gość z blizną na szyi i dwoma ogromnymi śrubami po bokach, nadal wyzwalał we mnie leciutki dreszczyk emocji. No może nawet większy, niż leciutki.
- Witam pana – Wspomniany wcześniej służący podszedł do mnie i uniósł swoje dłonie – Czy mógłbym prosić pana płaszcz?
-Huh? Aaa...P-pewnie – drżącymi rękami rozpiąłem guziki, po czym zdjąłem mój płaszcz i niepewnie podałem go olbrzymowi (facet był naprawdę wysoki, z dwa metry liczył jak nic).
-Dziękuję – ukłonił się, po czym zniknął, a ja jakoś poczułem się lepiej, choć nie trwało to długo, ponieważ w końcu miałem czas przyjrzeć się reszcie świ...Służących pana Jeona.
- Yoongiego już pan poznał. Ten w siwych włosach to Jimin – wskazał dłonią na kłaniającego mi się chłopaka. – Blondyn to Namjoon, a to moja babcia – Reszta osób poszła za nim w ślad, a mnie w sumie naszła refleksja ; dlaczego pan Jeon przedstawiał mi swoich pracowników? Niby po co miałby...
- A teraz chodźmy. Pokaże mi pan swoją ofertę.
Ofertę. No tak w końcu przyjechałem tu w sprawach słu...
Chwila.
Czy ja przyszykowałem w ogóle jakąś ofertę?
...
SZLAG!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro