Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8.

Blondyn odsunął się z trudem od niezadowolonego tym czynem bruneta. Spuścił swoją głowę w dół, nie mogąc i nawet nie próbując powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cisnął się na jego usta.

Jungkook go pocałował.

Naprawdę to zrobił.

- Przepraszam? - odezwał się po chwili wyższy, skubiąc swoją dolną wargę.

Taehyung od razu zaobserwował ten czyn i uśmiechnął się jeszcze szerzej, wiedząc, że chłopak nigdy nie robił tego w jego towarzystwie. Zmarszczył jednak brwi zdezorientowany, słysząc wypowiedziane przez bruneta słowo.

- Za co mnie przepraszasz? - powiedział cicho, zbliżając się z powrotem do niewidomego. Podniósł do góry swoje drżące ze stresu dłonie i bardzo ostrożnie ułożył je na policzkach bruneta. - Nie masz za co..

Tamten uśmiechnął się lekko i położył jedną ze swoich dłoni na tej Taehyunga.

Pierwszy raz od tak dawna poczuł, że dotyk kogoś innego był dla niego miły i przyjemny.

Pragnął go więcej.

Jesteś taki głupi. Wykorzysta Cię, a ty znowu zostaniesz sam ze złamanym sercem - chłodny głos rozbrzmiał w głowie, powodując, że Jungkook odsunął się od ciepłego dotyku blondyna, jak poparzony.

Zaczął kręcić głową, wplątując kościste palce w swoje lekko kręcone włosy.

On  nie odzywał się do niego tak długo, że Jungkook prawie całkowicie o nim  zapomniał.

Taehyung pomagał mu zapomnieć.

- Nie, nie, nie rozumiesz. On taki nie jest - zaczął mówić brunet na głos, powodując tym przebiegający po całym ciele blondyna dreszcz.

- D-do kogo ty-

- Zamknij się! - wrzasnął, czując jak jego ciało wpada w pewien rodzaj drgawek.

Pokaż mu jaki jesteś naprawdę. Pokaż mu prawdziwego siebie, Jungkook - brunet upadł na ziemię, szarpiąc za swoje ciemne włosy w bólu, który promieniował w jego głowie.

- On wie jaki jestem! Jestem przy nim prawdziwy! - krzyknął, czując zaraz łzy spływające po jego policzkach, niczym wodospady. - To ty próbujesz mnie zmienić!

Taehyung klęknął wystraszony, tuż przy trzęsącym się brunecie i objął go mocno, mimo, że tamten zaczął go odpychać.

- Z-zostaw mnie.. N-nie widzisz jaki jestem? Jestem chory - wymamrotał Jungkook, trzęsąc się od płaczu, który zawładnął jego ciałem. Jednak zamiast odpychać blondyna od siebie, przytulił go mocno, chcąc poczuć to upragnione bezpieczeństwo.

- Nie jesteś chory. Obiecałem być przy tobie w każdej chwili i to właśnie robię - wyszeptał spokojnie Taehyung, czując jak strach powoli opuszcza jego ciało.

- O-on  mnie zabija.. - wyszeptał Jungkook, nieco uspokajając się ze swojego wcześniejszego stanu.

- A ja uratuję Cię od wszystkich demonów.

Yoongi złapał za dwie duże walizki ciuchów i innych rzeczy, które były częścią ich wspólnego mieszkania.

Nie miał zamiaru poniżać się dla nikogo.

I tak zrobił to już za dużo razy.

Przez myśl nie przeszło mu nawet, aby wrócić do rodziców, gdyż mieszkali oni w mieście po drugiej stronie kraju, a studiów nie miał zamiaru teraz rzucać.

Dlatego musiał zastosować swoją ostatnią deskę ratunku.

Jego kolega z klasy, który już od pierwszego dnia na uczelni chodził za nim i był w stanie zrobić dla niego dosłownie wszystko, krótko mówiąc, był w nim zauroczony po uszy. Może i było to dla niego trochę niekomfortowe i dziwne, to jednak czuł się miło, kiedy chłopak był dla niego w każdej chwili, gdy tylko ten go potrzebował.

Niestety do kolejnego kroku w ich relacji, brakowało mu tylko jednej rzeczy.

Hoseok nie był i nigdy nie będzie Taehyungiem.

Zielonowłosy szybko odrzucił jakiekolwiek myśli związane z blondynem, pukając do drzwi. Odłożył walizki, stawiając je po obu stronach swoich nóg i zacisnął dłonie mocno w pięści, błagając o chociaż jedną dobrą wiadomość tego dnia.

Drzwi otworzyły się minutę później, a zaraz w nich pojawił się zszokowany, ale zarówno ucieszony rudowłosy.

- Twoja propozycja nadal aktualna?

Yoongi musiał ruszyć dalej.

*

Taehyung wrócił do mieszkania późnym wieczorem, kiedy to Jungkook przekonał go, że dziś może spędzić już noc u siebie i nic się nie stanie.

Nie był do końca przekonany po dzisiejszym napadzie starszego, ale jak zawsze uległ jego namowom i wrócił do siebie.

Jednak tego co zastał, nie chciał zobaczyć nigdy.

Ich wspólny pokój był teraz do połowy pusty, co rzucało się w oczy od samego wejścia. Z łóżka zielonowłosego zniknęła jego ulubiona poduszka jak i piżama, która zawsze leżała tam przez cały dzień.

Nawet koc, pod którym zawsze zasypiali razem po zajęciach.

Dopóki Taehyung nie zaczął zajmować się Jungkookiem.

Łzy szybko zalały policzki, jak i szyję blondyna, sprawiając, że upadł mimowolnie na łóżko swojego przyjaciela. Zaczął płakać na całe gardło, nie przejmując się nawet tym, co pomyślą sobie sąsiedzi.

Nic się teraz nie liczyło.

Stracił przyjaciela.

Swojego jedynego przyjaciela.

*

Taehyung mógł powiedzieć, że nogi same zaprowadziły go na przystanek autobusowy przed jego uczelnią. Spojrzał zamazanym przez łzy wzrokiem na rozkład jazdy i usiadł zaraz na ławce, trzęsąc się z zimnego wieczornego powietrza.

Jesień wieczorami była naprawdę sroga.

Autobus miał dopiero za dziesięć minut, a z sekundy na sekundę czuł jak jego ciało zaczynało drętwieć przez panujący na zewnątrz chłód. Naprawdę nie był odporny na niskie temperatury.

Jego pierwszą myślą było pojechanie do Jungkooka. W końcu komu innemu będzie mógł wypłakać się w ramię, skoro Yoongi go zostawił?

Ktoś musiał poskładać jego serce od nowa.

Przez ciemność zaczęły przedzierać się światła nadjeżdżającego autobusu, do którego blondyn wszedł z prędkością światła. Ciepłe powietrze uderzyło go z każdej strony, a on westchnął pod nosem cichutko. Ze spuszczoną głową kupił bilet i zajął jedno z miejsc, przecierając policzki, na których wcześniejsze łzy już dawno zdążyły zaschnąć.

Był jedyną osobą w autobusie, dlatego nie powstrzymywał nawet szlochu, których chciał wydostać się z jego piersi.

On wróci, to tylko sprzeczka.

Taehyung zamknął swoje zmęczone płaczem oczy, chcąc znaleźć się już w ramionach wysokiego bruneta. Właśnie tego potrzebował w tej chwili.

Oprócz obecności Yoongiego, która była teraz niemożliwa i raczej nie do spełnienia.

Musiał przysnąć, ponieważ kierowca krzyknął na niego chwilę później, mówiąc, że są już na ostatniej stacji. Wyszedł z autobus pospiesznie, przepraszając jeszcze kierowcę pod nosem.

Opatulił się mocniej swoją cienką kurtką i zaraz ruszył na ścieżkę prowadzącą po ciemnym lesie.

Nawet głupi szelest liści wydawał się być dla niego teraz najbardziej przerażającą rzeczą na świecie. Dlatego zaczął biegnąć, wypatrując dużej budowli, która znajdowała się w środku lasu.

Nie patrząc nawet pod swoje nogi, zahaczył o wystający korzeń, upadając zaraz z impetem na zimną ziemię. Jęknął głośno z bólu i podniósł się cały obolały, strzepując ze swoich ubrań brud.

- Jesteś kurwa idiotą - warknął do samego siebie, wracając na wyznaczoną drogę.

Nieco spowolnionym tempem, dotarł w końcu do domu bruneta. Odetchnął pod nosem z ulgą, wchodząc szybko do posiadłości Jeona.

Teraz już nic nie mogło mu się stać.

Teraz był już bezpieczny.

Gdy ściągał swoją zabrudzoną jeansową kurtkę, do jego uszu dobiegł bardzo cichy dźwięk pianina.

Uśmiechnął się, chcąc być już świadkiem widoku Jungkooka, grającego na tym pięknym instrumencie. Robił to tylko wtedy, kiedy czuł się odprężony, więc wszystko musiało być w porządku.

Tak jak mu obiecał.

Ruszył powolnym krokiem w stronę przestronnego salonu, z coraz szerszym uśmiechem malującym się na jego twarzy.

Jednak uśmiech ten zniknął, a na jego miejsce wkradło się przerażenie, kiedy tylko jego oczom ukazał się Jungkook.

Jungkook, który był cały we krwi.

Blondyn podbiegł do niego w natychmiastowym tempie i zakrył swoje usta dłonią, skanując go całego wzrokiem.

Brunet miał umazane krwią dłonie, jak i nadgarstki, powodując tym, że klawisze, na które naciskał z niezmienioną gracją, także stawały się czerwone.

- C-co ty zrobiłeś, boże.. - wymamrotał Taehyung wystraszony, próbując jakoś odciągnąć Jeona od instrumentu, aby móc opatrzeć jego rany.

Jednak tamten, stawiając duży opór blondynowi, nadal przygrywał na pianinie prawdopodobnie najspokojniejszą symfonię na świecie.

- J-jungkook, chodź ze mną, błagam - mówił wciąż cicho, nie chcąc denerwować starszego szczególnie w stanie, kiedy w każdej chwili mógł wybuchnąć.

Brunet zakończył swoją symfonię niewzruszony, zabierając dłonie z zakrwawionych klawiszy.

Przerażający uśmiech pojawił się na jego ustach, kiedy odwrócił swoją głowę w stronę blondyna, który automatycznie zaczął się od niego odsuwać.

- Oj, Taehyung - zaczął, wstając powoli z białego krzesełka, na którym siedział. - Już zawsze będziesz jedynie bezużyteczną zabaweczką w moich dłoniach.

Brunet przycisnął Kima do ściany, zaciskając dłoń na jego szyi.

- Jesteś nikim przy nim.

*
komentujcie skarby moje, bo to naprawdę motywuje):
tak myślalam dziś o nowym ficzku, bardziej pozytywnym! jakieś pomysły?

kocham was!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro