Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

- Wiesz, że abym mógł Ci pomóc w jakikolwiek sposób musisz ze mną rozmawiać?

Mężczyzna siedzący naprzeciwko Jungkooka obserwował go bacznie, notując co chwilę w małym notesie, który trzymał na kolanach.

Nie była to może i pierwsza sesja bruneta, ale z każdą kolejną stawały się one dla niego coraz bardziej żmudne. Traktował je jako obowiązek, który musiał wypełniać cztery razy w tygodniu, a nie jako pomoc, którą rzekomo wszyscy chcieli mu zaofiarować.

Nienawidził tej litości. Od wypadku wszyscy traktowali go jak jajko, które przy jednym nieodpowiednim ruchu mogło się rozbić.

Był niewidomy.

Ale nie upośledzony.

- Jungkook, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - terapeuta westchnął ciężko, poprawiając się na niewygodnym krześle, które zaskrzypiało pod jego ciężarem.

- Przepraszam, jestem głuchy - odgryzł się specjalnie młodszy, podnosząc swoją głowę do góry. - A nie, to nie to zaburzenie.

Pan Kwon był przyzwyczajony do takich odzywek chłopaka. Jungkook nie traktował żadnych sytuacji poważnie. Udawał jakby jego już cztery nieudane próby samobójcze wcale się nie wydarzyły. Żył tak jakby każdego dnia wszystko zaczynało się dla niego od nowa.

Po części dla człowieka z takimi przejściami to bardzo dobre podejście, ale niedobre było trzymanie każdego problemu w sobie.

- Myślę, że na dziś skończymy - Jungkook spuścił swoją głowę, słysząc jak krzesło przed nim odsuwa się od biurka. - Przez sytuację, która miała miejsce 6 dni temu, będę tu codziennie, dopóki ze mną o tym nie porozmawiasz.

- O czym mamy rozmawiać? Chciałem się do cholery zabić! Dlaczego wy wszyscy nie potraficie mnie zrozumieć? - brunet pokręcił powoli głową, uśmiechając się cierpko.

- Nikt nie zasługuje na śmierć, Jungkook.

- Zawsze byłem wyjątkowy.

*

Starsza kobieta kręciła się po kuchni, szukając w lodówce potrzebnych do zrobienia obiadu składników. Co jakiś czas wzdychała ciężko, a gdy zobaczyła wychodzącego już terapeutę jego syna, uśmiechnęła się tylko lekko. Szepnęła mu ciche ''do widzenia'', wracając do przyrządzania ich ulubionej potrawy.

Nie minęło kilka minut, a z przestronnego salonu do jej uszu doszły przyjemne dźwięki pianina. Uśmiechnęła się mimowolnie i odłożyła na bok nóż, którym kroiła mięso, ruszając wolnym krokiem za pięknym dźwiękiem, który nasilał się z sekundy na sekundę.

Westchnęła głośno, widząc młodszego Jeona siedzącego przy dużym białym instrumencie. Odgrywał on utwór Schuberta. Jego zdecydowanie ulubionego artysty. Symfonia, która rozbrzmiewała teraz po pomieszczeniu przyjemnie otulała samego pianistę, jak i jego widza.

Po skończonym utworze, który jego rodzicielka nie myślała nawet, aby przerwać, Jungkook odetchnął głośno.

- Mógłbym grać to bez przerwy - odezwał się niskim głosem, przejeżdżając delikatnie palcami po każdym w klawiszy. 

- Mogłabym słuchać tego bez przerwy - kobieta przystanęła obok pianina, opierając na nim swoje łokcie. - Widziałam, że pan Kwon wyszedł dziś bardzo szybko..

Jungkook spiął się widocznie, zamykając powoli klapę od instrumentu. Położył na niej swoją dłoń i pokręcił powoli głową.

- Nie jest mi potrzebny - odpowiedział spokojnie, ale w środku wszystko dopiero zaczynało w nim wrzeć.

Nie miał ochoty na kolejne wywody ze strony matki, szczególnie o tym jak bardzo psycholog jest mu potrzebny. Gdyby była to prawda czułby się lepiej po jego wizytach, zamiast tego stojąc ciagle w tym samym miejscu. W czarnej dziurze, która pochłaniała go coraz bardziej i kiedy miał już nadzieję, że zabierze go całego, zawsze coś odpychało go do góry.

A on musiał upadać na nowo.

Nudziła go już ta monotonność jego życia od dnia wypadku. Wszystko wyglądało tak samo.

Wizyty terapeuty, tabletki, które rzekomo miały mu pomóc, a tak naprawdę jego stan nie polepszał się nawet odrobinę oraz ten dom.

Dom stojący po środku lasu, w którym znajdował się tylko on.

Prawda, rodzicielka codziennie przyjeżdżała i sprawdzała czy wszystko u niego w porządku. To właśnie za prośbą Jungkooka wyprowadziła się i zostawiła go samego. Jak to tłumaczył, jest dorosłym mężczyzną i nie potrzebuje stałej opieki.

- Gdyby nie był Ci potrzebny nie zrobiłbyś tej okropnej rzeczy po raz kolejny..

- On mi kazał, mamo - jego odpowiedź była niemal równie szybka jak i pewna. - Zrobiłem to, żeby mu udowodnić.

Oczy kobiety automatycznie zaszły łzami, a po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nienawidziła słuchać o nim. Jungkook traktował go jak część siebie, kogoś kto zawsze jest z nim. Mimo, że ta osoba nawet nie istniała.

Wiele razy usłyszała już słowo schizofrenia. Nigdy nie dopuszczała do myśli wiadomości, że jej syn może mieć ten rodzaj zaburzenia i zawsze tłumaczyła to właśnie tym, że chłopakowi brakuje kogoś komu mógłby się zwyczajnie wygadać.

Nie swojej matce, z którą musiał przesiadywać dzień w dzień. Komuś kto będzie tylko do jego dyspozycji i pierwszy otworzy przed nim swoje serce, aby on sam także mógł to zrobić.

- Kochanie.. - kobieta zaczęła cicho, przecierając swoją twarz ze zmęczenia. - Jego nie-

- Jest! - chłopak odkrzyknął, wstając tak szybko, że krzesełko stojące przy białym instrumencie upadło na ziemię z impetem. - Ty nic nie rozumiesz, on  tu ciągle jest!

Mężczyzna powoli przemieścił się, stając zaraz przed swoją matką. Bardzo łatwo było mu określić gdzie stała kobieta po jej głośnym i nerwowym oddechu. Przez jego schorzenie, miał nasilone inne zmysły. Szczególnie słuch i węch.

Brunetka odsunęła się powoli, patrząc z przerażeniem na syna. Tak, jak głupio mogło brzmieć, że matka bała się własnego syna? Jungkook był nieprzewidywalny. Dużo razy zdarzyło mu się uderzyć jego rodzicielkę. Zawsze potem przepraszał ją za to całymi dniami, ale ona wybaczała mu od razu, zwalając wszyscy na choroby, które go męczyły.

W końcu to on ma w życiu ciężej niż ona.

Do jej nozdrzy dobiegł zapach spalonego sosu, na który skrzywiła się lekko. Nie chciała zrobić żadnego pochopnego kroku, który mógłby zakończyć się bólem dla niej, a poczuciem winy dla jej syna.

- Idź i się tym zajmij - powiedział sucho Jungkook, zaciskając bladą dłoń na pianinie.

Kobieta czym prędzej odsunęła się od instrumentu, ruszając w stronę kuchni, z której zapach był coraz bardziej uciążliwy.

To wszystko nie powinno trafić na nich.

*

Przyjemna ciepła bryza uderzająca ze strony morza prosto w czekoladowe kosmyki Jungkooka, sprawiała, że chłopak czuł jakby właśnie tu było jego miejsce na ziemi.

Jego stopy w piasku, słońce, które oświecało jego twarz nieśmiałymi promieniami i dłoń, która tak idealnie wpasowywała się w tą jego.

- Kochanie, robi się już zimno - cichy głos dobiegł do niego zza pleców, kiedy poczuł po chwili jak usta towarzysza lądują na jego rozgrzanym karku.

Wyższy obrócił się powoli i spojrzał w te piękne brązowe oczy, które tak bardzo kochał.

Objął jego twarz swoją dłonią i kciukiem potarł policzek niższego, na co ten zamruczał z zadowolenia. 

- Przepraszam, wiesz jak kocham oglądać zachody słońca - wyższy zamruczał swoim niskim głosem, sam czując, że wiatr powoli zaczyna wywoływać u niego gęsią skórkę.

- Będziemy patrzeć na niego już codziennie - czarnowłosy podniósł swoją głowę do góry i westchnął pod nosem. - Mamy dla siebie całą wieczność.

Wtedy myśleli, że właśnie taka była prawda.

Bo mieli być dla siebie już zawsze, w tych dobrych chwilach jak i złych.

Ale nikt nie przewidział tego co dopiero miało nadejść.

- Kocham Cię, Jiminie.

*

Jungkook jadł w ciszy obiad ze swoją mamą, która tylko obserwowała, aby chłopak przypadkiem nie zrobił sobie niczym krzywdy, albo trafił poprawnie do ust.

Brunet czuł jej dosadne spojrzenie od samego początku, a jego wybuch był już tylko chwilą.

Rzucił mocno sztućcami o talerz, zaciskając dłonie w pięści.

- Czy naprawdę jestem, aż taką sierotą, że musisz mnie pilnować jak jem? Nie jestem ślepy od wczoraj - warknął zirytowany, wstając zaraz od stołu.

- Jungkook! Czekaj.. - kobieta ściszyła nieco ton swojego głosu, wypowiadając drugie słowo. - Muszę powiedzieć Ci coś ważnego.

Jeon stał tak przez dłuższą chwilę, zastanawiając się czy po prostu zignorować to co mówi do niego rodzicielka, czy może wysłuchać tego co ma do powiedzenia.

Resztki człowieczeństwa odezwały się w nim, kiedy zasiadł ponownie do stołu, nie dotykając już posiłku.

Kobieta odczekała chwilę, nie będąc pewna czy może zacząć mówić, ale gdy z ust mężczyzny wydobyło się głośne westchnięcie, sama wyprostowała się od razu.

- Pamiętasz państwa Kim, prawda?

Jungkook prychnął głośno, przeciągając przez swoje kościste palce kilka pasm ciemnobrązowych włosów.

- Nie da się zapomnieć waszych przyjaciół snobów, pierdolona rodzinka bez skazy.

Pani Jeon zignorowała tą ciętą uwagę, ponieważ wiedziała, że droczenie się z synem naprawdę nie ma sensu, dlatego kontynuowała.

- Ich syn, Taehyung, chodzi na studia, ale sam chciałby zarobić na siebie - przełknęła głośno ślinę, widząc jak rysy chłopaka automatycznie się zmieniają. - To bardzo pracowity chłopak, a ja nie mogę być już tu codziennie, więc postanowiłam, że to on będzie się tobą zajmował.. Znaczy pomagał!

Kobieta szybko dopowiedziała, nie chcąc, żeby jej syn odebrał chęć pomocy w zły sposób.

- Nie żartuj sobie ze mnie do cholery jasnej - powiedział głośnym i nieprzyjemnym tonem, zaciskając dłonie na dużym stole. - Czy ja mam 5 lat, żebyś musiała załatwiać mi niańke?

- To nie niańka, tylko osoba, która Ci pomo-

- Nie potrzebuje żadnego Taehyunga! Mam go, on mi pomaga i zawsze mnie wysłucha! - krzyknął, ciskając talerzem z obiadem przez cały salon.

Naczynie rozbiło się na dziesiątki małych, jak i tych większych części, brudząc idealnie białą ścianę. Brunet rozchylił lekko usta, aby ponownie się odezwać, ale jego słowa zostały przerwane przez donośny dzwonek do drzwi.

Kobieta zaczęła patrzeć to na roztrzaskany talerz, to na źródło dzwięku, który rozbrzmiewał po całym domu. 

- T-To Taehyung..

*

aaa pierwszy rozdział już jest! dla wyjaśnienia, gdyby ktoś nie zrozumiał to co jest napisane kursywą to wspomnienia, będę je pisać w większości rozdziałów, aby wytłumaczyć wam życie jk przez wypadkiem i jak do niego doszło!  chciałam też powiedzieć, że naprawdę staram się, aby ten ficzek był oryginalny i wyróżniał się czymś od reszty, więc naprawdę mam nadzieję, że to docenicie, bo jeśli nie będzie dla kogo pisać to to także jest bez sensu:(

anyway, kocham was mocno i zostawcie coś po sobie! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro