4. Niespodziewana wiadomość
Gdy tylko chłopak przekroczył próg własnego domu zdjął z ramion granatową marynarkę, którą niedbale rzucił na oparcie krzesła i sam rzucił się na kanapę, odetchnąwszy głęboko.
Nadal nie mógł uwierzyć w to, czego dowiedział się od Ally. Przecież nie mógł jej tak teraz zostawić, jednak... co, jeśli jej słowa okażą się tak naprawdę kłamstwem? I przede wszystkim – co powie Kennethowi?
***
*godzinę wcześniej*
– Ally, gdzie jesteś? Czekam przed wejściem już dobre dziesięć minut – mruknął Jackson, rozglądając się wokół i mimowolnie zerkając na zegarek ze zniecierpliwienia.
– Wybacz, ale autobus mi się spóźnił, będę za jakieś siedem, osiem minut – usłyszał zdeformowany głos dziewczyny, w którym dało się usłyszeć lekkie zdenerwowanie. Chłopak zastanawiał się, czy to nie dlatego, że chce wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie. I vice versa, stwierdził po chwili.
– Dobrze, daj mi znać, jak będziesz wysiadała – oznajmił cicho i uśmiechnął się krzywo, zdając sobie sprawę, że ona i tak tego nie widzi, po czym rozłączył się i westchnął głęboko.
Nie chciał tego spotkania, lecz poczuł się w obowiązku wyjaśnić jej zaistniałą sytuację. Oczywiście nie powie jej, iż z nią zrywa tylko dlatego, że znalazł sobie nowego chłopaka. Nie, nie chłopaka. Kochanka. Bo tylko nimi będą i zawsze powinni być tylko nimi. A przynajmniej powinni być. Tyle że między nim a Kennethem do niczego nie doszło, więc jak niby...
– Jackson?
Blondyna z zamyślenia wyrwał cichy, trochę niepewny, i jakże często słyszalny w jego głowie, głos. Rozejrzał się wokół siebie i zobaczył Kennetha, który spoglądał na niego jednocześnie ciekawie i nieśmiało. Chyba nie wiedział czy podejść, czy może czekać, aż to Jackson sam do niego podejście. Jednak gdy zobaczył, że Evans wcale nie jest na niego zły – bo niby czemu miał być – uśmiechnął się szerzej i prawie w podskokach podbiegł do blondyna.
Znowuż Jackson miał wrażenie, że przez ten jeden, mało co znaczący uśmiech dostanie palpitacji serca. Ten cholerny chłopak działa na mnie za mocno, pomyślał, w duchu kręcąc głową.
– Co ty tu robisz? – zapytał Kennetha, rozglądając się nerwowo wokół. A co, jeśli Ally ich zobaczy? Wtedy jego plany polegające na nieszkodliwym rozstaniu z dziewczyną spaliłby na panewce. Ale przecież nic takiego nie robią, prawda? To tylko nic nieznaczące, przypadkowe spotkanie ze znajomym.
– Ano... Spacerowałem – mruknął w końcu, odwracając wzrok. A patrząc na jego zachowanie, Jacksona coś tchnęło.
– Kłamiesz – oznajmił nagle, zakładając ręce na piersi. – Mów prawdę. Gdzie byłeś? – spytał, mrużąc oczy. Jak to możliwe, że po tych kilku dniach potrafię czytać z niego jak z otwartej księgi?
W pierwszej chwili Kenneth wytrzeszczył szerzej oczy, lekko przerażony. Może i to nie był jakiś wielki sekret, lecz nie chciał się dzielić tym z Jacksonem, a szczególnie z nim – co z tego, że dotyczy właśnie jego. I ich, hmm, układu.
– N–no... szedłem do sklepu. – Wzruszył nerwowo ramionami, prawie niezauważalnie czerwieniąc się na twarzy, co jednak nie umknęło bystremu oku Jacksona. Ten przyjrzał się mu dokładniej, wzdychając delikatnie i kręcąc głową. W końcu jednak uśmiechnął się łobuzersko.
– I tak prędzej czy później mi powiesz – mruknął, wpatrując się w bruneta.
A Kenneth, gdyby w ostatniej chwili nie ugryzł się w język, powiedziałby mu wszystko. Dosłownie.
– Manipulator – wymamrotał chłopak, prawie niesłyszalnie. Na szczęście Jackson w tamtym momencie był bardziej zajęty sprawdzaniem godziny na zegarku, niż obserwowaniem młodszego.
Stali tak jeszcze parę minut rozmawiając na rozmaite tematy, aż w końcu Evans w oddali zauważył autobus, który niebezpiecznie zbliżał się do przystanku. I – co zobaczył dopiero po chwili – był to właśnie autobus Ally.
– Słuchaj, Kenneth – zaczął nerwowo, modląc się w duchu, by brunet nie zrobił niczego głupiego. – Umówiłem się tutaj ze znajomymi, a oni nie wiedzą, że my... wiesz – mruknął, wkładając ręce do kieszeni, odwracając wzrok.
– Jasne, mam się wycofać – zaśmiał się niezręcznie, robiąc parę kroków do tyłu. Jakimś sposobem... zabolało go to. – Ale... zadzwonisz, nie? – upewnił się jeszcze, a gdy blondyn pokiwał szybko głową, powiedział jeszcze: – Okej, to... pa – uśmiechnął się jeszcze krzywo i wycofał się do parku po drugiej stronie ulicy. Tam odetchnął ciężko i usiadł na ławce, z której widoczny był front knajpki, gdzie rzekomo Jackson miał spotkać się ze znajomymi. Bo tak naprawdę, to nie bardzo mu wierzył. Na szczęście ławka była skryta w krzakach, także nie było możliwości, że Jackson w ogóle go zobaczy.
Obserwował blondyna tak przez kilka sekund, a w końcu podbiegła do niego wysoka, dosyć... ponętna blondynka. Cholera – jęknął w duchu. Czy oni są... razem? Może to dlatego miał takie opory przed tym, żeby mnie... – myślał gorączkowo. Miał nadzieję, że się myli, i że to jest jego siostra, czy coś. Bo... przecież są całkiem podobni... Boże, czemu się oszukuję, jestem po prostu zazdrosny!
Tymczasem Jackson w głębi duszy cieszył się, że ich spotkanie nie będzie drętwe przez zły humor dziewczyny. Szczerze mówiąc sam nie wiedział co do niej czuł, jednak wiedział, iż chce się o nią troszczyć. Lecz zdawał sobie sprawę, że w ten sposób, jak się troszczy o rodzeństwo.
– Cześć, Jackson.
– Cześć.
Taa... to nie był najlepszy początek rozmowy...
– Może... wejdziemy do środka? – zapytał po kilkunastu sekundach niezręcznej ciszy. Gdy ta skinęła głową podszedł pierwszy do przeszklonych drzwi, by jako dżentelmen, za którego uchodził w swoim towarzystwie, otworzyć je dziewczynie.
– Dzięki – mruknęła cicho i z rękami w kieszeniach beżowego płaszczu weszła do środka, stukając czerwonymi szpilkami. Nigdy nie zrozumiem, jak one potrafią chodzić w tym czymś... – Pokręcił głową w duchu.
Gdy usiedli, do stolika podeszła kelnerka z tacką w ręku, uśmiechając się serdecznie do obojga.
– Coś podać? – spytała.
– Cappuccino poproszę.
– I kawę – dodał Jackson, a dziewczyna skinęła głową i odeszła, zrealizować zamówienie. Oboje westchnęli jednocześnie i w końcu zostali sami, by mogli w spokoju porozmawiać.
– Jackson... – zaczęła Ally niepewnie, lecz chłopak podniósł palec do góry, kręcąc głową.
– Ally, poczekaj. To... to ja najpierw muszę coś ci powiedzieć – tylko nie mam zielonego pojęcia, jak – dodał w myślach. Po czym zamilkł, wpatrując się w menu przed sobą. Trwał w bezruchu kilka sekund, po czym ponownie westchnął, chowając twarz w dłoniach.
– Dziwnie się zachowujesz – pisnęła nagle dziewczyna. – Nie wiem, co się dzieje, a ty nie chcesz mi nic powiedzieć. Pytałam Owena, ale on milczał jak grób. Ja... boję się – wyszeptała płaczliwie, mnąc kraniec swojej spódniczki. Jacksonowi zrobiło się jej żal. Właśnie miała się dowiedzieć, że chłopak, którego kocha, tak naprawdę jest gejem i kocha innego faceta. Serio, współczuł jej.
– Ally... widzisz, ja... przykro mi, ale... – cholera – kocham... kocham kogoś innego – wydusił z siebie w końcu.
Zerknął na dziewczynę, oczekując jakiejś reakcji, a jedyne, co widział w jej oczach, to zdezorientowanie. Chyba wciąż trawiła słowa swojego byłego chłopaka.
Trwali tak przez następne kilka minut – ona w bezruchu, wpatrując się pustym wzrokiem w stół – on przygryzając wargę i bojąc się jej wybuchu. Jednak nawet wolałby ten pieprzony wybuch złości czy żalu, niż coś takiego. W międzyczasie przyszła nawet dziewczyna z zamówieniem, stawiając filiżanki przed parą. Zmarszczyła lekko brwi, lecz nic nie powiedziała i odeszła.
I wtedy Ally wybuchła śmiechem.
Jackson uniósł brwi w zaskoczeniu. Czego jak czego, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Trochę jej zajęło uspokojenie się, aż w końcu odetchnęła głębiej, ocierając wyimaginowaną łezkę rozbawienia i spojrzała rozbawiona na blondyna.
– To jakiś twój pokręcony sposób na wzbudzenie we mnie zazdrości, prawda? Nie odpowiadaj – dodała za chwilę i kontynuowała. – Widzisz, zgodziłam się na to spotkanie, by cię przeprosić, owszem, ale... jest też inna sprawa. Dosyć powa–
– Ally – przerwał jej. Wiedział, że gdy dziewczyna się rozkręci, nie będzie w stanie jej tego powiedzieć. A musiał. – To nie jest żart. Przykro mi, ale jakoś tak wyszło. To nie twoja wina, tylko moja – Boże, nie mogłem powiedzieć bardziej oklepanych słów, nie? – Po prostu zakochałem się w kimś innym. To... już koniec, wybacz mi.
Ally wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Zacisnęła powieki, a po policzkach spłynęły słone krople. A Jackson znów miał wyrzuty sumienia.
– Proszę, nie pł–
– Jak?! Jak mam, do cholery nie płakać?! Zostawiasz mnie dla jakieś dziwki, która pewnie leci na twoje pieniądze! Gdyby zostawiła cię osoba, którą kochasz, ty byś nie płakał?! Jak mogłeś?!
– Nie rób scen, proszę...
– Pierdol się! Będę robić sceny! Mam do tego, kurwa, prawo! Niech wszyscy wiedzą, że Jackson Evans to zdradziecka świnia! Zostawiasz mnie w najtrudniejszym momencie mojego życia! Zdajesz sobie z tego sprawę, sukinsynu?! – wrzeszczała. Blondyn postanowił przeczekać burzę, aż w końcu dziewczyna westchnęła drżąco, otarła oczy chusteczką, wyciągniętą z torebki, na której został czarny ślad tuszu. – Kim ona jest? – spytała cicho, wpatrując się w cappuccino.
– To nie ona, to... on – wyszeptał, a ona prawie zachłysnęła się powietrzem.
– Zajebiście! Czyli mój facet był przez ten cały czas ciotą, tak?! Ojciec mojego... Ja pierdolę, jesteś cholernym pedałem! – wrzasnęła, przyciągając tym samym wzrok wszystkich klientów lokalu. Za to Evans zamarł.
– Czekaj, co? Ojciec...
– Tak, kurwa! Jestem z tobą w ciąży, do cholery! To właśnie chciałam ci powiedzieć! – Jej głos drżał przez płacz i wściekłość. – Jeśli teraz nas zostawisz, nie wybaczę ci tego, rozumiesz?!
...że co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro