Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gra, która nigdy się nie kończy.

Mogłem obserwować ciebie codziennie. Będąc z Tobą cały czas, nie odstępowałem cię na krok. W naszym przestępczym środowisku znany byłem, jako twój wierny pies i prawica. Nie przeszkadzało mi to, choć nigdy nie byłem w stanie odgadnąć jak ty mnie postrzegałeś. Czy byłem tylko zwykłym pionkiem, jednym z wielu, którego trzymałeś w swojej pajęczej sieci, czy może mogłem czuć się wyjątkowo, bo byłem twoim najbliższym współpracownikiem. Twoim ochroniarzem i najlepszym snajperem. Nie zauważyłem nawet, jak przez lata naszej współpracy się do ciebie przywiązałem. Stałeś się najważniejszą częścią mojego życia. Dla ciebie byłem w stanie ryzykować własne życie, dbając tylko o to, byś ty przetrwał. Zostałem pajęczyną, która za wszelką cenę była gotowa chronić swego pająka. Tylko, iż pewnego dni zawiodła. Tam na dachu, gdy stałeś na przeciwko tego cholernego detektywa konsultanta. Wiedziałem, że jesteś szalony, ale nie podejrzewałem, że strzelisz do siebie. Zwłaszcza, iż zachowywałeś się przed tym wszystkim, jakbyśmy mieli załatwić jakąś prostą robotę i wrócić do domu. Jednak wróciłem do niego tylko ja. Sam, bez mojego upadłego anioła, który zanurzony był w mroku i mnie prowadził. Byłeś dla mnie upadłym, który odszedł od Boga, widząc jak ten głupio urządził swój świat i postanowił kroczyć swoją ścieżką zniszczenia. A teraz bez ciebie i ja stałem się bezużyteczny, bo po co komu pajęczyna, która nie ma swojego pająka. Nie potrafię przestać myśleć o Tobie, choć ciebie już nie ma. W mieszkaniu, gdzie zawsze byliśmy we dwoje, widzę wszędzie ciebie. Jak wychodzisz rozczochrany z sypialni i przez krótką chwilę urzekasz mnie uśmiechem, gdy stoję w przedpokoju mam przed oczami ciebie, jak na mnie wrzeszczysz, bo nie kupiłem tego, co według twojej opinii było na liście zakupów najważniejsze. Odtwarzanie w głowie twojego głosu zawsze przynosi ze sobą bolesne ukłucie, którego nie rozumiem. Wtedy tak jak teraz przychodzę na dach, gdzie zginąłeś. Tak jak w tej chwili. Czuję się, jakbym był dzięki temu bliżej ciebie. Podchodzę do krawędzi dachu i na niej staję. Patrze w dół, na ludzi podążających w różne strony. Zastanawiam się chwilę, czemu nie skoczę, skoro i tak bez ciebie jestem niczym. Dochodzę tylko do jednego wniosku, który dla mnie jest jak tratwa dla tonącego.
- Gra się jeszcze nie skończyła - mówię w przestrzeń i po chwili odchodzę stamtąd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro