
rozdział 9
Co wychodziło Camille lepiej, niż zabijanie? Ucieczka.
To miał być kolejny już raz, kiedy miała uciec. Sprawa wyglądała jednak zupełnie inaczej, niż poprzednia i nie można temu było zaprzeczyć. Nawet emocje, które jej towarzyszyły, były inne. Powtarzała się tylko jedna rzeczy - znów zostawiała jedyną bliską sobie osobę, swojego ukochanego.
Arthur nie miał pojęcia, że za kilka godzin już nie zobaczy Camille. Spał w najlepsze, kiedy ona spakowała wszystkie swoje rzeczy i napisała dla niego krótką wiadomość:
Przepraszam.
Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię w odpowiednim czasie.
Kocham cię
Camille
Zostawiła kartkę z ów wiadomością na kuchennym blacie, spojrzała ostatni raz na mieszkanie, po czym wyszła, zdając sobie sprawę, że mogła tam już nigdy więcej nie wrócić. Bolało ją serce na samą myśl, że zostawiała Arthura, ale też - po raz drugi - Charliego, który wciąż o niczym nie wiedział.
Na zegarze wybiła północ, kiedy wyszła z klatki schodowej i skierowała się w tylko sobie znaną stronę. Do stacji kolejowej wcale nie miała daleko, dlatego ruszyła tam na piechotę, chcąc po drodze przemyśleć jeszcze to wszystko, ale też powiadomić odpowiednie osoby o swoim wyjeździe. Wyciągnęła więc swój telefon z kieszeni, dostrzegając na wyświetlaczu uśmiechniętą twarz Arthura, a także swoją. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, a w głowie przewinęły się różnego rodzaju wspomnienia z mężczyzną.
Prędko jednak weszła w odpowiednią konwersację i wystukała wiadomość do Charliego.
Camille: Przepraszam
Camille: Muszę wyjechać, nie wiem, kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę
Camille: Gdyby coś się stało, skontaktuje się z tobą Steve
Camille: Kocham cię mocno i przepraszam jeszcze raz, wiem że na to nie zasłużyłeś
Ciche westchnienie opuściło jej usta, kiedy zdała sobie sprawę, że rozstanie się z nim było o wiele trudniejsze... Zaraz wystukała jednak numer do pewnej osoby, który znała na pamięć, i wcisnęła zieloną słuchawkę, w nadziei, że mężczyzna odbierze jak najszybciej. Obiecał jej.
- Hej. Gdzie jesteś? - spytał Steve już na wstępie, nie dając jej nawet szans na przywitanie się z nim. Formalności nie były im potrzebne.
- Idę na dworzec. Mam nadzieję, że czekasz.
- Niedawno tu przyjechałem. - wyjaśnił pokrótce, rozglądając się po pustym dworcu kolejowym, na którym się znajdował. - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Tym razem może być gorzej, możesz nie wyjść z tego cało.
- Steve, proszę cię. Nikt nie jest w stanie zrobić tego drugi raz. Tak, to szaleństwo, że startujemy po raz kolejny, ale czas najwyższy skończyć tą przeklętą GRĘ. - mruknęła Camille, nieświadomie zaciskając dłoń w pięść.
- Nie przekonam cię, prawda? - spytał dla upewnienia, w głębi duszy mając nadzieję, że Camille odpuści. Kiedy nie uzyskał od niej odpowiedzi, która była wystarczającą odpowiedzią, westchnął ciężko. - Pospiesz się, pociąg będzie za dwadzieścia minut.
- Wyrobię się, spokojnie.
Steve w odpowiedzi tylko westchnął, sam nie wiedząc, czy dobrze robił, pozwalając jej znów startować w GRZE. Żałował, że w ogóle za pierwszym razem jej na to pozwolił, a co dopiero teraz...
~*~
Czas mijał, krajobraz również, ale myśli w głowie Camille krążyły nieustannie. Steve widział jej zamyślenie i martwił się. Była dla niego jak młodsza siostra, której nigdy nie miał, i czuł się za nią odpowiedzialny. To dlatego tak bardzo jej pomagał podczas GRY, dlatego tak się o nią troszczył i robił wszystko, byleby była szczęśliwa.
- Camz? - zagadnął cicho, zwracając tym na siebie jej uwagę. Camille spojrzała na niego swoimi niemalże czarnymi tęczówkami.
- Hmm...
- Nigdy w sumie nie pytałem. To twoje naturalne włosy?
Camille nieświadomie sięgnęła po jedno ze swoich białych pasemek i uśmiechnęła się pod nosem. Nie zdziwiło ją to pytanie, była świadoma, że ktoś w końcu o to spyta. Przecież białe włosy były nienaturalne... Chociaż z drugiej strony...
- Mogłabym powiedzieć nie, ale skłamałabym. - zaśmiała się, na co się uśmiechnął. Kiedy się śmiała, nie wydawała się aż tak straszna, za jaką się uważała. - Tak, są naturalne. I sama nie wiem, dlaczego akurat białe. Moja matka miała brązowe, a ojciec ciemny blond. Nie wiem, skąd ten biały.
- Wyróżniają cię wśród tłumu. - stwierdził Steve, posyłając jej delikatny uśmiech. Zaraz zmarszczył jednak brwi, przypominając sobie o czymś. - Ale kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, miałaś brązowe końcówki.
- A to dość... Wzruszająca historia.
~*~
Wspomnienie
2016
Trzy miesiące po ucieczce z poprawczaka
Czwórka nastolatków przemierzała przez ulice Denver kompletnie wykończona wielogodzinną podróżą na piechotę. Bolały ich nogi, ale również plecy i głowa. Białowłosa dziewczyna spojrzała na swoich towarzyszy wyraźnie zmęczona, ale w jej oczach można było dostrzec błysk.
- Co kombinujesz, Camz? - zagadnął Damien, widząc, że w jej głowie pojawił się jakiś pomysł. Znał ją nie od dziś, a ostatnie tygodnie tylko zbliżyły ich wszystkich do siebie.
- Od razu kombinuje. - westchnęła, patrząc na niego znacząco. Na jej twarzy pojawił się jednak po chwili tajemniczy uśmieszek. - Przydałby nam się jakiś dobry fryzjer.
- I obiad. - dodał od razu Amadeus, łapiąc się za brzuch. Burczało mu, wszyscy byli już strasznie głodni.
- To też.
- Ubrania również. - dopowiedział Casper, zerkając na ich całą czwórkę. Wyglądali jak siedem nieszczęść.
- Pójdziemy wszędzie. Na obiad, do fryzjera i po jakieś ubrania. Ale najpierw fryzjer, bo inaczej nigdzie nas nie wpuszczą.
- Masz plan, Camz. - stwierdził Casper, krzyżując ręce na piersi. Znał ją tak dobrze... Już doskonale wiedział, że coś planowała, a ona nie zamierzała tego ukrywać.
- Być może mam, i co z tego? - mruknęła, kręcąc głową sama do siebie. Casper zrobił to samo, wzdychając cicho. - Chodźcie, znajdziemy jakiegoś fryzjera. Udobrucha się go, czy coś. Zobaczymy.
Ruszyli za nią, nie mając nic do stracenia. Byli w zupełnie obcym sobie mieście z pewnego rodzaju psychopatką, za którą bezwarunkowo poszli. Jeśli coś miało się im stać, to tylko z jej rąk.
Camille prędko wypatrzyła jakąś starszą kobietę, która rozdawała coś na ulicy. Od razu skierowała się w jej stronę, chcąc dowiedzieć się, co robiła. Nie musiała wcale długo czekać, bo kobieta już po chwili wcisnęła jej w dłoń jakieś pieczywo. Zaburczało jej w brzuchu na samą myśl o świeżym chlebie, który trzymała... Musiała jednak o tym na chwilę zapomnieć, by wdrożyć swój plan w życie.
- Dziękuję pani bardzo. - powiedziała, szczerze zdziwiona tamtą sytuacją. Jej oczy zaświeciły na samą myśl o tym, że zaraz zje coś porządnego.
- Długo nie jadłaś, zgadza się?
- Tylko to, co znaleźliśmy. Nie jestem sama, tam stoją moi przyjaciele. - wyjaśniła Camille, wskazując w odpowiednim kierunku. - Głupio mi prosić, ale miałaby pani może jakieś ubrania do oddania? Albo pożyczyła nam trochę pieniędzy na jakiś porządny obiad i parę ubrań? Obiecuję, że oddam, jeśli tylko będę mieć.
- Nie ma sprawy, dziecko. Co tylko chcesz. - powiedziała kobieta, uśmiechając się tak szeroko i szczerze... To był prawdziwy, serdeczny uśmiech.
- Naprawdę, nie odwdzięczę się nigdy.
- Weź swoich kolegów i chodźcie za mną.
Dziewczyna odwróciła się do pozostałej trójki i machnęła w ich stronę dłonią, zachęcając do podejścia. Casper, Amadeus i Damien prędko do niej podeszli, po czym cała czwórka ruszyła za nieznaną kobietą. Ta zagadywała ich na każdy możliwy temat, aż w końcu dotarli w tylko jej znane miejsce. Kobieta wpuściła ich do swojego mieszkania i kazała się rozgościć.
- Chyba nie rozumiem. Pozwala nam tu pani zostać? - zagadnęła Camille, marszcząc brwi. Odwróciła się do nieznajomej, w totalnym szoku. Pierwszy raz ktoś okazywał jej tyle życzliwości.
- Proponuję tylko nocleg na kilka dni, wyżywienie i świeże ubrania. Przyda wam się odświeżenie, moja droga. - wyjaśniła kobieta, nie przestając się uśmiechać. - Pierwsze drzwi na lewo, to łazienka. Wykąpcie się, a ja przyniosę wam jakieś ubranie na przebranie. Niedługo będzie też obiad.
- Jest pani aniołem. - oznajmiła dziewczyna, nawet tego nie kontrolując. Czuła taką wdzięczność, że już sama nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
- Mówcie do mnie po imieniu. Jestem Alejandra.
- Camille. - przedstawiła się, ściskając lekko dłoń Alejandry. Zaraz wskazała na pozostałą trójkę. - A to Damien, Casper i Amadeus.
Kobieta uśmiechnęła się do nich ciepło, po czym skierowała się w tylko sobie znaną stronę, zostawiając ich na chwilę samych. Camille odwróciła się do pozostałych, nie mogąc wyjść a podziwu, że nowo poznana kobieta okazywała jej więcej empatii, niż własna matka, czy ktokolwiek inny. Łzy wzruszenia zagnieździły się w jej oczach, kiedy Alejandra wróciła do nich, niosąc jakieś ubrania.
- Znalazłam tylko to. Później jeszcze poszukam, ale to na początek wystarczy. Mam nadzieję, że będą pasować.
- Nawet nie wiem, co powiedzieć. - wyszeptała dziewczyna, kręcąc głową sama do siebie. To było dla niej zdecydowanie za dużo.
- To nic nie mów. Idź się wykąpać, kochana.
Camille, kompletnie zdziwiona swoim zachowaniem, przytuliła nagle kobietę, na co ta zaśmiała się cicho, nie spodziewając się takiego podziękowania. Czuła jednak, że dziewczyna, jak i jej przyjaciele byli jej niezwykle wdzięczni za pomoc, na którą już od dawna zasługiwali.
~*~
- Powtórzę to po raz kolejny. Jesteś aniołem.
Alejandra zaśmiała się, obcinając Camille włosy. Po białych pasmach nie było już śladu - zastąpił je brąz. Dziewczyna musiała przyznać, że bardzo się jej to wszystko podobało. Miała krótsze włosy i w zupełnie innym kolorze, co sprawiało, że nie wyróżniała się już tak bardzo w tłumie, a na tym przecież jej zależało.
- Mam nadzieję, że się spodoba. - stwierdziła Alejandra z uśmiechem, kończąc swoją robotę. Prędko odwróciła fotel, na którym siedziała Camille, do jej przyjaciół. - Chłopcy, oceńcie.
Każdy po kolei zaczął komentować nowy wygląd Camille, która tylko uśmiechała się od ucha do ucha, próbując zrozumieć całą tamtą sytuację. Ta metamorfoza miała zacząć ich nowy początek.
~*~
- Alejandra zmarła jakiś czas później. - wyjaśniła Camille, bawiąc się włosami Steve'a, który położył się na jej udach. Wpatrywała się jednak w widoki za szybą, podczas gdy on obserwował ją z dołu.
- Och.
- W ostatnich dniach powiedziała, że pomogła nam tak, jak ktoś pomógł kiedyś jej. Mówiła, że była w podobnej sytuacji, a kiedy mnie zobaczyła... Cóż, widziała samą siebie. - stwierdziła Camille, wzruszając ramionami. Westchnęła cicho, zaprzestając swoich czynności, gdy Steve podniósł się z powrotem do siadu. - Będę jej wdzięczna za ten miesiąc do końca życia. Gdyby nie ona...
- Nie kończ. - przerwał jej niemalże od razu, nie chcąc, by kończyła. Doskonale rozumiał, co chciała powiedzieć.
- Okazała mi więcej czułości, niż moi właśni rodzice. Nie była tylko moją przyjaciółką, ale również matką, babcią, ciotką i aniołem stróżem. - powiedziała cicho Camille, a w jej oczach zagnieździły się łzy. Nie płakała, ale wspomnienie Alejandry zawsze sprawiało, że miała łzy w oczach. - Teraz jesteś nim ty.
Steve nie odpowiedział, ale wcale nie musiał. Sama jego reakcja - a przytulił ją mocno - mówiła jej wszystko to, co chciała wiedzieć. Nic więcej do szczęścia jej nie trzeba było w tamtym momencie. On był obok, bratnia dusza, anioł stróż, przyjaciel... Osoba, która była w stanie zrobić dla niej wszystko i która opiekowała się nią najlepiej, jak się tylko dało.
Camille czuła, że z nim wcale nie musiała umierać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro