Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 5

ZAWIERA TREŚCI DLA DOROSŁYCH I NIE DLA OSÓB O SŁABIEJ PSYCHICE!!! Ostrzegałam! Nie biorę odpowiedzialności za wszelki uszczerbek na zdrowiu psychicznym!

~~~~~~~~~~
Noc była ciemna, pochmurna, ponura i deszczowa. Ale to wcale nie zniechęciło Camille do wyjścia. Zakładając na siebie kurtkę przeciwdeszczową i biorąc najpotrzebniejsze rzeczy - czyli głównie narzędzia zbrodni: noże, shurikeny, ale także fuki-ya-tō, czyli dmuchawkę używaną do wydmuchiwania strzałek lub igieł z trucizną w przeciwnika. To ostatnie naprawdę bardzo często się jej przydawało.

Zerknęła ostatni raz na śpiącego Arthura, który nawet nie wiedział o jej nocnych wyjściach, po czym wyszła z sypialni, zostawiając go samego. Prędko wygramoliła się z mieszkania i jak gdyby nigdy nic ruszyła w miasto, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Miała tylko jeden cel: ulżyć samej sobie i kogoś zabić, tak, by nikt nie dowiedział się, że to ona.

Przez dłuższy czas błądziła po mieście w swojej okolicy, wypatrując swojej potencjalnej ofiary. Na jej szczęście pojawiła się już po chwili - mężczyzna miał na sobie kapelusz, kurtkę i teczkę w dłoni. Był o wiele starszy od niej, elegancko ubrany.

Idealny.

Prędko wyciągnęła z kieszeni jeden ze swoich shurikenów, po czym rzuciła go w nieświadomego niczego mężczyznę. Ten jęknął z bólu, kiedy ostrze przecięło mu nogę. Schylił się odruchowo, co od razu wykorzystała. W jej dłoni momentalnie pojawiła się dmuchawka, dzięki której posłała jedną z igieł z trucizną prosto w jego szyję. Mężczyzna już po chwili padł na ziemię, a ona od razu do niego podeszła, stając nad nim z wręcz szatańskim uśmiechem.

- Wybacz za to. Nie zawiniłeś.

Nim mężczyzna zdążyłby się odezwać, Camille rzuciła w niego jednym ze swoich noży, który utkwił w jego klatce piersiowej. Obserwowała, jak jego oczy się powiększają, a chwilę później jak zgasł w nich ten ogień. Jego głowa bezwiednie opadła na bok, a pozostała część ciała pozostała bez ruchu. Nie żył.

Camille prędko zabrała igłę, shuriken i swój nóż, czyszcząc je o jego ubranie, po czym najzwyczajniej w świecie odeszła, zostawiając martwe ciało nieznanego sobie mężczyzny na ziemi, na środku chodnika, wiedząc, że prędzej, czy później ktoś go znajdzie.

~*~

Kiedy Arthur wstał rano i przyszedł do kuchni, nie było dla niego zdziwieniem, że Camille już nie spała. W ogóle miał wrażenie, jakby nie sypiała - zawsze kładła się spać później, a także wstawała o wiele szybciej, niż on. Nie znaczyło to jednak, że była zmęczona. Zawsze tryskała życiem i szczerze jej tego zazdrościł.

- Podobno zabili jakiegoś faceta nieopodal w nocy. - powiedziała, nawet nie patrząc w jego stronę. Stała do niego tyłem, czekając, aż woda w końcu się zagotuje.

- Wiesz, kto to był?

- Nie, nie mówili. Ale mają niedługo powiedzieć o tym więcej, może czegoś się dowiemy. - wyjaśniła pokrótce, zalewając herbatę w kubkach. Zaraz po tym podała jeden z kubków Arthurowi. - Proszę.

Choć Camille mówiła do niego normalnie, Arthur miał wrażenie, że wciąż była na niego zła. Mimo że minęły dwa dni od ich kłótni, to ona wciąż była dla niego chłodna, nie okazywała mu zbędnych uczuć, ograniczała się do znikomych odpowiedzi. Był na siebie wściekły, że doprowadził do takiego stanu rzeczy i nie do końca wiedział, co zrobić, by mu wybaczyła. Wiedział, że to będzie trudne zadanie.

Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo w radiu puszczono nagle wiadomości - głównie o tym niespodziewanym zabójstwie. Słuchali w skupieniu, o czym mówiono i Camille z dziwną satysfakcją uśmiechnęła się nagle, doskonale wiedząc, że nikt nawet jej nie podejrzewał. Sama nie wiedziała, dlaczego w ogóle to zrobiła i dlaczego w ogóle zabiła tego mężczyznę... Świadomość, że znów miała przysłowiową krew na rękach, sprawiała jej mnóstwo przyjemności.

- Szkoda mi tego faceta. Nie wiem, jakim zwyrodnialcem trzeba być, żeby zabić bezbronnego, niewinnego człowieka. Takich ludzi powinni się zamykać w psychiatryku.

Camille się nie odezwała, a jedynie spojrzała na niego. Jej oczy pociemniały, czy dotarło do niej, co tak naprawdę o niej myślał, nawet jeśli nieświadomie. Zdawała sobie sprawę, że była zwykłą morderczynią i nic jej nie usprawiedliwiało, choć z drugiej strony...

- A ty co o tym myślisz?

- Nic. Po prostu jednego człowieka mniej na świecie. - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic, wzruszając przy tym ramionami. Jej reakcja mocno zdziwiła Arthura.

- Nie wzrusza cię to? - spytał, unosząc brwi ku górze. Był niesamowicie zdziwiony jej beztroskim, wręcz obojętnym tonem.

- Nawet go nie znałam. - wyjaśniła Camille, wiedząc, że tamtą odpowiedzią najzwyczajniej w świecie się wkopała. Musiała dlatego prędko to sprostować, by nie wyjść na bezduszną. - No dobra, wiem, jak to brzmi i w jakim świetle mnie to stawia. Ale spójrz na to z innej strony. Teraz na pewno jest w lepszym miejscu i nie musi się niczym przejmować. To lepsze, niż życie na tym porąbanym świecie.

- A co z rodziną? Na pewno jakąś miał.

- Może miał, może nie, nie wiesz tego. - powiedziała, a ona już nie miał żadnego kontrargumenty na jej słowa. - Skończmy temat, zaraz spóźnisz się do pracy. Tak samo jak ja.

Arthur więcej nie drążył, wiedząc, że żadnej potyczki słownej z nią raczej nie wygra. Skończył jeść swoje śniadanie, po czym odszedł, by się jeszcze ogarnąć przed wyjściem. A ona?

Telefon Camille zabrzęczał nagle, więc od razu wzięła go do rąk. Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy dostrzegła, że to Charlie do niej napisał. Coś, o czym wiedzieli oboje.

Charlie: Dobrze wiem że to ty
Charlie: Nie wyprzesz się w żaden sposób

Camille: Nie zamierzam
Camille: Znasz mnie na tyle by wiedzieć że to ja 😈

Charlie: Jesteś dokładnie tą emotką którą dałaś
Charlie: DIABŁEM

Camille: Cóż
Camille: Witam w moim piekle 😈❤️💀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro