Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 19

Camille ciężko było chodzić, ale mimo to - zaraz po wyjściu Steve'a z domu - skierowała się nad jezioro, nad którym wyjątkowo lubiła przebywać. Łono natury było dla niej zbawienne, bo nigdy nie przepadała za zgiełkiem miasta. Cieszyła się niezmiernie, że Steve mieszkał na obrzeżach miasta, blisko lasu, jeziora i łąk. To tak bardzo przypominało jej całe życie spędzone na zewnątrz.

Z wielkim trudem i głośnym jękiem boku w końcu usiadła nieopodal brzegu, zaczynając wpatrywać się w spokojną taflę wody przed sobą. Uspokajało ją to w jakiś niewyjaśniony sposób.

W tym samym też czasie, do wielkiej willi Steve'a weszła jego matka. Kobieta powiedziała głośno o swoim przybyciu, ale nikt jej nie odpowiedział. Zdziwiło ją to. Prędko zaczęła przechadzać się spokojnie po całym budynku, szukając jakiejkolwiek żywej duszy. Problem polegał na tym, że nikogo tam nie było, a to ją zdziwiło, szczególnie że Steve nigdy nie zostawiaj otwartego domu.

Wreszcie stanęła przy drzwiach na taras. Rozejrzała się po ogromnym podwórku, aż w oczy rzucił się jej obraz jakiejś osoby siedzącej przy jeziorze. Natychmiast skierowała się w jej stronę, zachowując jednak ostrożność, bo nie wiedziała zbytnio, kto to mógł być. To mógł być każdy, nawet jeśli wiedziała, że jej syn nie zapraszał do swojej posiadłości byle kogo.

Będąc zaledwie kilka metrów od nieznanej osoby, zrozumiała... Te charakterystyczne białe włosy należały tylko do jednej osoby. Uśmiech zagościł na twarzy kobiety, która powolutku podeszła do dziewczyny, by jej nie wystraszyć. Znała jej przeszłość i trochę obawiała się, że ta mogła jej coś zrobić.

- Camille?

Camille odwróciła się ostrożnie, prędko rozpoznając kobietę. Uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się swojej dawnej nauczycielki w domu swojego przyjaciela. Nie widziała przecież kobiety od lat i musiała przyznać, że za nią tęskniła.

- Pani Nadine. - wyszeptała w kompletnym szoku i zdezorientowaniu. Pokręciła nagle głową, jakby próbując wymazać jej obraz z głowy, jednak kobieta wciąż tam przed nią stała. - Ale co pani tu robi? To dom Steve'a i...

- Tak, wiem. - przytaknęła od razu kobieta, uśmiechając się delikatnie. - Mogę?

Dziewczyna od razu pokiwała głową, więc pani Nadine usiadła koło niej. Przez dłuższą chwilę obie milczały, patrząc przed siebie, jak w transie. W końcu jednak Camille nie wytrzymała i odwróciła się do kobiety, w głowie mając do niej mnóstwo pytań.

- Pani zna Steve'a, zgadza się?

- To mój syn. - wyjaśniła pani Nadine zgodnie z prawdą, nieświadomie się uśmiechając. Kochała swojego syna najbardziej na świecie i była w stanie zrobić dla niego wszystko. - Nie wiedziałaś, prawda?

- On mi nigdy... - zaczęła Camille, cały czas zszokowana poznaną prawdą. W życiu nie podejrzewała, że jej dawna nauczycielka i jej najlepszy przyjaciel byli spokrewnieni. - Wiedziała pani przez cały czas, że tu jestem, prawda? Wiedziała pani, co się z nami działo, bo Steve pani mówił?

- Dowiedziałam się dopiero dwa lata temu, po waszej pierwszej rozgrywce. - wyjaśniła kobieta, zerkając na nią ukradkiem. - Nie wiem, czy wiesz, ale Steve ma wasze wspólne zdjęcie w sypialni. Przypadkiem je odkryłam i od razu cię rozpoznałam. Taką osobę, jak ty, trudno zapomnieć. W dodatku te twoje białe włosy...

- Steve nawet nigdy nie wspomniał, że pani jest jego matką. Ale teraz widzę podobieństwo. - przyznała Camille, przyglądając się kobiecie z bliska. - Była pani zawsze dla mnie taka dobra, a on ma to po pani. Zajął się mną, choć wcale nie musiał. Pani również starała się mi pomóc, ale w takim miejscu, jak poprawczak, nie jest to łatwe. Doskonale wiem, że wszyscy wiedzieli, za co tam wylądowałam. Baliście się mnie.

- Z początku tak, z czasem zobaczyłam w tobie coś więcej, niż zabójczynię. - powiedziała pani Nadine, wzdychając cicho. Posłała dziewczynie delikatny uśmiech, który zdradzał jej, że mówiła prawdę. - Nie jesteś zła, Camille. Pogubiłaś się i zeszłaś na złą ścieżkę, ale nie jesteś zła. To siedzi już głęboko w tobie, ale wciąż da się to zmienić, jeśli tylko będziesz chcieć.

- Nie wierzę w swoją przemianę. - przyznała Camille, wracając wzrokiem przed siebie. Tafla wody ją uspokajała. - Owszem, mogę przestać zabijać, ale to już zawsze będzie we mnie siedzieć. Te wszystkie osoby, które zabiłam, chcąc, czy nie chcąc. - dodała w ramach wyjaśnienia, a przed oczami rzeczywiście pojawiły się jej te wszystkie trupy. - Gdyby tylko pani, czy policja wiedziała, ilu morderstw się dopuściłam, to zamknęliby mnie od razu na dożywocie bądź skazaliby mnie na karę śmierci. Nie wiem, co gorsze.

- Nawet tak nie mów, Camille.

- Taka jest prawda i nic nie jest w stanie tego zmienić.

Pani Nadine nie kłóciła się więcej, utwierdzając się w przekonaniu, że Camille nie dała sobie nic przegadać. Nie dziwiła się jej. Znała jej przeszłość, wiedziała o niej wyjątkowo dużo, by wiedzieć, że nie skończyłaby dobrze, gdyby tylko policja ją dorwała. A do tego nie zamierzała dopuścić.

- Camille? - zaczęła nagle, nie mogąc trzymać pewnej bardzo ważnej informacji tylko dla siebie. Już od dawna chciała jej o tym powiedzieć.

- Słucham.

- Twój ojciec wciąż żyje. - powiedziała kobieta, spoglądając na dziewczynę. Chciała wiedzieć jej reakcję.

- Co? O czym pani gada? Przecież ja go... - zaczęła Camille, marszcząc brwi. Kobieta nie dała jej jednak dokończyć.

- To nie był twój prawdziwy ojciec. - oznajmiła spokojnie, by Camille mogła to do siebie przyswoić. To wszystko było dla niej jednak abstrakcją. - Twoim tatą jest Filip VI Hiszpański.

- Pani żartuje, prawda? Przecież... - zaczęła ponownie blondynka, ale jedno spojrzenie na dawną nauczycielkę wystarczyło, by zrozumiała, że ta nie kłamała. - Król Hiszpanii? Naprawdę? Ale jak?

- Dużo czasu zajęło mi dowiedzenie się tego, ale są to potwierdzone informacje. Spotkałam się nawet z królem Filipem, długo z nim rozmawiałam i powiedziałam mu o tobie. - wyjaśniła pokrótce Nadine, po czym westchnęła cicho. - On chciałby cię poznać, Camille.

- Nie, ja nie...

Camille zakryła twarz rękoma, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. To była jakaś chora abstrakcja! Była hiszpańską księżniczką? Ale jak? Jej ojciec był królem? Przecież to niepojęte. Jej rodzice nie żyli, ona sama ich zabiła, to przez to trafiła do poprawczaka.

- Powiedzmy, że pani wierzę. Że król Filip to mój ojciec. Ale skąd taki wniosek? Skąd się to pani wzięło? Jak?

- Widzisz, lata temu moja dobra znajoma pracowała dla hiszpańskiej rodziny królewskiej. To ona też znalazła małe zawiniątko u progu drzwi do komnaty Filipa. Nigdy nikomu o tym nie powiedziała, Filip jej tego zakazał. - zaczęła kobieta, przypominając sobie tamtą historię. - Zajął się tobą, bo okazało się, że jesteś jego córką. Kochał cię nad życie, dopóki pewnej nocy... Do dziś nie wiadomo, jak do tego doszło, ale porwała cię dwójka porywaczy, złodziei. Wyjechali, a słuch o tobie zaginął. Rodzina królewska nigdy nie wyjawiła światu twojego istnienia, dlatego nikt cię nawet nie szukał. Znaczy, król Filip szukał, ale zrezygnował, gdy poszukiwania nie przynosiły efektu. - dodała, ale Camille nawet nie zareagowała, próbując to wszystko poukładać sobie w głowie. - W końcu uznał cię za zmarłą, ale nigdy nie pogodził się z faktem, że cię porwano.

- Ta historia jest tak absurdalna...

- Że aż prawdziwa. - dokończyła za nią, doskonale zdając sobie sprawę, jak to wszystko wyglądało i brzmiało. - On naprawdę chciałby cię poznać, zobaczyć, porozmawiać. Nie przestał się kochać.

- Ale to nic nie zmienia. - stwierdziła Camille, wzruszając ramionami. Nie odrywała wzroku od jeziora, ale mówiła do kobiety. - Może jestem księżniczką, ale co z tego? Gdyby świat dowiedział się o moich przestępstwach, znienawidziliby mnie, potępili... Ja nie chcę przez to przechodzić. Z resztą... - westchnęła, kręcąc głową sama do siebie. Prędko spuściła wzrok na swoje dłonie. - Zamek? Willa? Rezydencja królewska? Ja tam nie pasuję. Moim domem jest las, moimi przyjaciółmi drzewa, sąsiadami zwierzęta. Nie odnalazłabym się w takim miejscu.

- Wcale nie musisz od razu tam zamieszkiwać, wcale nie dziwię się twoim obawom. To duży stres, a ty już wiele ostatnio przeszłaś. - powiedziała spokojnie pani Nadine. - Ale przemyśl proszę tą propozycję. Król Filip...

- Dam pani znać, czy będę chciała się z nim spotkać. - przerwała jej dziewczyna, nie chcąc, by kobieta kończyła. - Na razie chcę odpocząć, zapomnieć, przemyśleć to wszystko. Przeżyłam GRĘ po raz drugi i potrzebuję solidnego odpoczynku.

Żadna z nich więcej nie wracała do tamtego tematu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro