Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 18

Steve zamierzał spełnić obietnicę Camille, dlatego któregoś dnia po zakończeniu kolejnej edycji GRY ruszył do Los Angeles. Dobrze znał tamto miasto, ale sama świadomość, że jeszcze niedawno mieszkała tam Camille... Ciche westchnienie opuściło jego usta, kiedy w końcu dotarł pod odpowiedni adres, gdzie poprzednim razem spotkał swoją przyjaciółkę. Spojrzał na budynek przed sobą, po czym wszedł na klatkę schodową, a tam od razu podszedł do skrzynek na listy.

List do Arthura od Camille był starannie schowany w kopercie, podpisany starannym pismem dziewczyny. Steve spojrzał na napis i przejechał dłonią po imieniu Camille, by już po chwili - nie chcąc się dużej maltretować - wrzucić kopertę do odpowiedniej skrzynki. Ukłuło go wtedy coś w sercu, ale prędko się pozbierał i już miał skierować się do wyjścia, gdy nagle ktoś się tam pojawił.

Arthur.

Ten Arthur. Partner Camille. Informatyk. Dobry człowiek. Czuły, troskliwy, pomocny i kompletnie nieświadomy przeszłości swojej partnerki.

Sparaliżowało ich obojgu, kiedy tylko dotarło do nich, kim była ta druga osoba. Steve niemalże od ruszył ku wyjściu, jednak Arthur w porę złapał go za ramię i zatrzymał. Musiał się czegoś dowiedzieć o Camille. Wiedział, że tamta dwójka się przyjaźniła, zdawał sobie sprawę, że Steve mógł wiedzieć cokolwiek na temat jego ukochanej.

- Steve, tak? - spytał, by jakoś zacząć tamtą rozmowę.

- Zgadza się. - przytaknął od razu Steve, kompletnie nie wiedząc, jak się zachować w zaistniałej sytuacji. - Przepraszam, ale się spieszę.

- Poczekaj chwilę! - zawołał Arthur, więc Steve zatrzymał się przy drzwiach. Nie odwrócił się jednak, nie potrafił spojrzeć mu w oczy. - Wiesz, co z Camille?

- Napisała ci list, masz w skrzynce. Tylko tyle mogę ci powiedzieć, Arthur. Proszę, nie zatrzymuj mnie więcej i zapomnij o mnie.

Arthur nie wiedział, co odpowiedzieć na tamte słowa, dlatego tylko obserwował, jak Steve wychodził. Sam już po chwili wyciągnął ze skrzynki ów list, o którym tamten wspominał. Coś ścisnęło go w sercu, gdy dostrzegł pismo Camille. Łzy zagnieździły się w jego oczach... Tak bardzo za nią tęsknił.

- Wszystko w porządku, panie Arthurze?

- Co? - spytał zdezorientowany, kiedy zorientował się, że koło niego stała jedna z sąsiadek. Prędko oprzytomniał, kręcąc głową sam do siebie. - A, tak, tak, nic się nie dzieje.

- Nie chciałabym być wścibska, ale... Gdzie jest Camille? Nie widziałam jej od dłuższego czasu. Rozstali się państwo? Wyjechała? - zagadnęła, niezwykle ciekawa, co działo się z Camille, którą szczerze lubiła.

- Ja... Nie wiem. Wyjechała jakiś czas temu, ale nie wiem, gdzie jest. Przepraszam, ale pójdę już. To ważny list.

Sąsiadka Arthura nie dopytywała, a on od razu skierował się do swojego mieszkania, by przeczytać list od Camille. Musiał się w końcu dowiedzieć.

~*~

Charlie był osobom, której Camille zaufała jako pierwszej. Był jej pierwszym chłopakiem, jej pierwszą miłością i najlepszym przyjacielem. Był, kiedy tylko tego potrzebowała. Znosił jej humory, wszystkie wyzwiska i jej obrażanie się.

I był też wtedy.

Steve, który dostał jego numer od Camille, skontaktował się z nim i poprosił o spotkanie. Zdawał sobie sprawę, że Camille chciałaby, żeby Charlie o wszystkim wiedział, może nawet bardziej, niż sam Arthur. Ale tamto spotkanie powodowało u obojga różnego emocje, których nawet nie potrafili nazwać.

Kiedy Charlie dotarł do parku o umówionej godzinie, miał nadzieję ujrzeć gdzieś Camille, ale nie widział żadnych białych włosów. Zamiast tego dostrzegł mężczyznę, który znacząco wyróżniał się na tle innych. Podszedł więc do niego w nadziei, że to właśnie był Steve, o którym zdążył się dowiedzieć kilku rzeczy. Serce waliło mu jednak, jak młotem.

- Cześć. Ty jesteś Steve, zgadza się?

- A ty Charlie. - odparł Steve, nie przejmując się nawet faktem, że się nie przywitał. Wtedy to nie miało żadnego znaczenia. - Usiądźmy, to będzie długa rozmowa.

- Zanim zaczniemy... Camille jest cała? Nic jej nie jest? - spytał od razu Charlie, mimo wszystko siadając na ławce obok nowego znajomego.

Steve chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo było, ale coś mówiło mu, żeby lepiej tego nie mówić. Nie chciał zwodzić Charliego, bo ten wywarł na nim dobre wrażenie i widać było, że wciąż kochał Camille. Problem polegał na tym, że sam nie wiedział, czy aby na pewno pozwolić komuś na spotkanie z nią, skoro wciąż była w złym stanie. Nie chciał też robić nic wbrew jej woli, nawet jeśli powtarzała mu, żeby Charlie o wszystkim się dowiedział.

- Camille jest... W dobrych rękach. W lepszym miejscu, gdzie w końcu może nie myśleć o wszelkich złych rzeczach, które się jej przytrafiły.

- Chcesz mi powiedzieć, że ona nie... - zaczął Charlie, czując się tak, jakby ktoś rozrywał mu wtedy serce od środka. - Mógłbym ją zobaczyć? Ten ostatni raz?

- Nie wiem, czy... - zaczął Steve, spuszczając wzrok na swoje palce. Wydawały mu się wtedy bardziej interesujące, niż spojrzenie na twarz Charliego.

- Steve, proszę cię. Nie mam nic do stracenia. Ona jest ostatnią...

- Dobrze, niech ci będzie. Zabiorę cię do niej, ale nic nie obiecuję. - powiedział w końcu Steve, zmuszając się, by na niego spojrzeć. Wiedział, co łączyło tamtą dwójkę i to bolało go najbardziej.

- Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro