Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 15

Rano z głośników wydobył się głos Steve'a, informujący, że nikt od tamtej chwili nie ma prawa się atakować. Kazał wszystkim przygotować sobie broń, więc każdy zajął się swoją robotą, mogąc choć chwilę odetchnąć z ulgą, że nie zostanie w następnej minucie zabity na oczach wszystkich. To był spory plus całej tamtej sytuacji.

Camille czuła się dziwnie, bolał ją brzuch, głowa pulsowała, ale wiedziała, że to nie było przez niewyspanie. Z resztą, wielokrotnie spała zaledwie trzy, cztery godziny na dobę i czuła się dobrze. Wtedy jednak zdawała sobie sprawę, że było to coś poważnego, ale i tak nikomu o tym nie powiedziała, nie chcąc robić z siebie ofiary, którą nigdy nie była.

Po kolejnym komunikacie, uczestnicy zaczęli zbierać się na polanie, na której się obudzili. Camille szła przed siebie spokojnie, starając się nie zwracać uwagi na pulsujący ból przeszywający całe jej ciało. Damien widział, że coś było na rzeczy i nawet chciał spytać... Jedno spojrzenie na nią i nie odezwał się ani słowem.

Dotarli na miejsce. Stanęli w swoich grupach. Z głośników usłyszeli głos.

- Drodzy uczestnicy!

Camille złapała się za brzuch, krzywiąc twarz w grymasie. Jej przyjaciele niemalże od razu się przy niej znaleźli, jednak ona odsunęła ich od siebie, starając skupić się na słowach Steve'a. Bezskutecznie, bo ból był nieznośny. To była zaledwie chwila, gdy jęknęła głośno i opadła na kolana. Zaraz jednak położyła się na ziemi, zwijając w kulkę i jęcząc z bólu.

Wszystkich obecnych mocno zdziwił tej nagły zwrot akcji. Camille, jak przez mgłę słyszała głosy swoich przyjaciół, jak Steve kazał wejść na arenę i ją zabrać. Nie pamiętała zbytnio, gdy ją zabrano, ale wiedziała jedno...

To nie był zwykły ból brzucha.

~*~

Słowa lekarza dochodziły do Camille dopiero po chwili, bo jej mózg nie potrafił przetrawić informacji, jakich się dowiadywała. Słuchała go, ale to, co mówił... To była jakaś chora abstrakcja, której nie chciała przyjąć do swojej świadomości. Niby wierzyła, że mogło być to prawdą, ale mimo wszystko... Nie chciała w to wierzyć.

Mężczyzna wreszcie zostawił ją w spokoju, każąc odpoczywać. Dziewczyna obserwowała, jak wychodził, ale jego miejsce od razu zajął Steve, który przez cały czas czekał przed drzwiami, czekając na swoją kolej. Prędko do niej podszedł i złapał za dłoń, siadając na taborecie przy łóżku, na którym leżała. Ścisnął lekko jej drobną dłoń, patrząc na nią wciąż w sporym przerażeniu.

- I jak? Dobrze się już czujesz? Co powiedział lekarz? Co ci jest?

- Steve, spokojnie. - zaśmiała się Camille na reakcję przyjaciela. Była mu jednak wdzięczna, że tam z nią był. - Powiedział, że nie dało się już nic zrobić. Mój organizm jest za słaby, by...

- Byłaś w ciąży?!

Camille pokiwała głową na potwierdzenie tamtych słów. Ciche westchnienie opuściło jej usta, gdy zdała sobie sprawę, że matką możliwie już nigdy nie zostanie. Było jej to nawet na rękę, bo nie widziała siebie w roli matki, a przede wszystkim nie wiedziała, czy w ogóle przeżyje do końca GRY.

- Nie jest ci przykro, że... - zaczął nagle Steve, markotniejąc nagle. Czuł się z tym wszystkim co najmniej dziwnie i niezręcznie.

- Ja nawet nie wiem, z kim byłam w ciąży. - westchnęła Camille, mimo wszystko ze smutkiem. W środku czuła pustkę, ale sama nie wiedziała już, z jakiego powodu. - A po drugie, to i tak by nic nie zmieniło. Nie mam pewności, czy w ogóle dożyję końca GRY. A jeśli zginę ja, to zginęłoby również to dziecko.

- Camz... - mruknął cicho, łapiąc ją za dłoń, by dodać jej trochę otuchy. Czuł się za nią wtedy tak bardzo odpowiedzialny... - Tak mi przykro, skarbie. Mogę coś zrobić, żebyś...?

- Po prostu tu ze mną zostań, Steve. O nic więcej nie proszę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro