Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 4

Był późny wieczór, kiedy Charlie przechadzał się ulicami Los Angeles, nie mając jakiegoś większego celu. Było już ciemno, a większość ludzi znajdowała się w swoich domach. Większość, bo na horyzoncie prędko pojawiła mu się pewna dziewczyna. Z początku nie zwrócił na nią uwagi, dopóki w jego oczy nie rzuciły się białe włosy należące tylko do jednej osoby.

Nieświadomie ruszył za nią, pozostając jednak w bezpiecznej odległości. Po samym jej chodzie wywnioskował, że była wściekła, a to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Mimo to musiał sprawdzić, co się stało, bo jeśli była zła, to ewidentnie coś musiało się wydarzyć.

Z racji tego, że w poprawczaku Camille zawsze była czujna, a już szczególnie podczas GRY oraz poza nią, prędko zorientowała się, że coś było nie tak. Nie rozglądała się jednak, tylko ruszyła w odpowiednią stronę, wiedząc, że tajemniczy ktoś podąży tuż za nią. Skręciła na najbliższym zakręcie, potem na kolejnym, po czym schowała się za jakimiś śmietnikami. Miała stamtąd świetny widok na jej cichego obserwatora, który prędko pojawił się jej na horyzoncie. Wykorzystując fakt, że zaczął się rozglądając w jej poszukiwaniu, wyszła ze swojego ukrycia i pchnęła go na ścianę. Już po chwili naparła na niego całym ciałem, przez co poczuł ból, którego się nie spodziewał.

- To tylko ja! Nic ci nie zrobię! - powiedział głośno, zdradzając tym samym, że to właśnie on. Miał nadzieję, że Camille go puści. I tak też się stało.

- Ja pierdzielę! Charlie, mogłam coś ci zrobić! Co ty tu robisz? I dlaczego mnie śledzisz?

- Zobaczyłem cię na ulicy wściekłą. - wyjaśnił pokrótce, czując się dość dziwnie, gdy jej uścisk zelżał. Musiał przyznać, że miała naprawdę sporo siły. - Co się stało?

- Nic, pokłóciłam się z Arthurem. Zaraz po tym, gdy znokautowałam jakiegoś pracownika z jego firmy na oczach wszystkich. - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic, wzruszając ramionami. Nie była nawet wzruszona całą tamtą sytuacją.

- To by wyjaśniało twój ubiór. - zaśmiał się Charlie, lustrując ją od góry do domu. Trudno było zaprzeczyć, że wyglądała obłędnie w tamtym wydaniu. - I muszę przyznać, że masz o wiele więcej siły, niż przypuszczałem.

- To po treningach do GRY. I po tych latach spędzonych na zewnątrz w lasach. Nauczyłam się walczyć...

- Gry? O jaką grę ci chodzi?

Camille przeklnęła pod nosem, uświadamiając sobie, że po raz pierwszy powiedziała komuś o GRZE. Wiedziała, że mogła zaufać Charliemu, znała go tyle lat i zdawała sobie sprawę, że wiedział tak naprawdę najwięcej ze wszystkich na jej temat.

Dlatego postanowiła mu wszystko wyjaśnić.

- Gra na śmieć i życie. - mruknęła, przejeżdżając dłonią po swoich białych włosach. Dziwnie było jej o tym wszystkim mówić. - Kilka grup, jeden teren, mnóstwo broni. I jeszcze więcej krwi. Walczysz, dopóki przy życiu nie pozostanie cała grupa. Nam udało się wygrać.

- Chcesz mi powiedzieć, że zabiliście pozostałe grupy? - spytał dla upewnienia, wyjątkowo cicho. Nie chciało mu się w to wierzyć, choć zdawał sobie sprawę, że nie bez powodu cała tamta czwórka wylądowała w poprawczaku.

- Nie wszystkie, większość. - wyjaśniła od razu, nie chcąc przypisywać sobie wszystkich tych zabójstw. - Możemy o tym nie rozmawiać? Nie lubię do tego wracać.

- Jasne, nie ma problemu. - powiedział natychmiast, mimo że miał mnóstwo pytań odnośnie tamtej GRY i tego wszystkiego. - Masz gdzie się zatrzymać? Bo wątpię, żebyś chciała wracać do siebie po tej waszej kłótni.

- Nie wiem, może pochodzę sobie po mieście, prześpię się na ławce, czy coś. - stwierdziła, rozglądając się wokoło. Nie chciała zawracać mu głowy.

- Albo pójdziemy do mnie.

Camille gwałtownie uniosła na niego wzrok, zdziwiona, że to proponował. Było jej to jednak na rękę, nawet jeśli nie chciała powiedzieć tego głośno. Nie potrafiła mu odmówić, był kimś, komu zaufała bez większego problemu. I był jedyną osobą, która mogła jej wtedy w jakiś sposób pomóc.

Ostatecznie Camille złapała go za dłoń, zgadzając się z nim pójść. Bo co innego mogła zrobić?

~*~

Charlie czuł przyjemne dreszcze, kiedy Camille jeździła palcami po jego nagiej klatce piersiowej, kreśląc jakieś wzorki. Czuł się... Dziwnie, ale też niesamowicie przyjemnie. Nie spodziewał się, że dziewczyna tak po prostu się mu odda, że będzie chciała to zrobić pomimo wcześniejszej odmowy zaledwie dzień wcześniej. Nie żałował jednak, bo nie miał czego. Była niesamowita i trudno było temu zaprzeczyć w jakikolwiek sposób.

- Twój facet nie będzie się martwił, że cię nie ma? - zagadnął Charlie, zerkając na nią ukradkiem. Podobała mu się taka... Bezbronna, niewinna.

- Jeśli mam być szczera, to mało mnie to obchodzi. Niech się martwi, mnie nic do tego.

- Wciąż jesteś na niego zła? - spytał, mimo że dobrze znał odpowiedź. Samo jej zachowanie wskazywało na to, że przez najbliższe kilka dni będzie żyła w ciszy ze swoim partnerem.

- Nie tyle zła, co zraniona. Dotychczas mi ufał i trzymał moją stronę. A teraz? Zdanie ludzi jest dla niego ważniejsze, niż to, co ja czuję. - mruknęła, czując się wyjątkowo dziwnie. Nigdy tak naprawdę nie odczuwała takich uczuć i sama nie wiedziała, co z tym zrobić.

- Ja nigdy bym cię nie zostawił w takiej sytuacji.

- Wiem. - przytaknęła od razu, po czym westchnęła ciężko. - I cholernie żałuję, że ja to zrobiłam. - wyszeptała, czując się fatalnie z myślą, że zostawiła go przed laty, niczego nie wyjaśniając. - Znaczy... Zrozum mnie, nie miałam wyjścia. Inaczej by mnie przenieśli albo co gorsza zabili. Keller mógł się posunąć do wszystkiego.

- To już nieważne. Było, minęło i nie wróci. Ja się bardzo cieszę, że teraz możemy pobyć choć chwilę sami. Brakowało mi tego.

Camille uśmiechnęła się delikatnie, układając głowę na jego piersi. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie, a serce biło swoim rytmem, uspokajając ją. Ponownie przejechała dłonią po jego nagim torsie, dopiero wtedy skupiając się bardziej na bliznach, które tam miał. Zmartwiła się, bo kiedy byli nastolatkami, to ich nie miał.

- Skąd wzięły się te blizny? - spytała, ciekawa jego odpowiedzi. Chciała wiedzieć, bo on chociaż wiedział, jak mogła nabyć swoje.

- To nic takiego. Nieprzyjemne wspomnienia z przeszłości. - wyjaśnił pokrótce, wzdrygając się nieco na tamte wspomnienia. Nie lubił ich i przez cały czas zarzucał sobie, że kiedykolwiek pozwolił, by go złapano.

- Nie miałeś ich w poprawczaku. - zauważyła Camille, podnosząc się na łokciu, by spojrzeć na jego twarz. Charlie spojrzał w jej oczy, które świeciły wtedy delikatnie.

- Miałem. - powiedział cicho, po czym westchnął. - Ale po twojej ucieczce.

- Opowiedz mi o tym.

Charlie zawahał się nagle. Właściwie nie miał przed nią tajemnic, razem przecież przeżywali w poprawczaku pewnego rodzaju tortury, o których nikt nigdy nie mówił. Ufał jej, wiedział, że raczej go nie wyśmieje ani nie skrytykuje w żaden sposób.

- Ta blizna na brzuchu to po cięciu nożem. Jakiś typ mnie kiedyś napadł i zostawił po sobie ślad. To było zaraz po moim wyjściu na wolność. - wyjaśnił, a ona przejechała palcem po niewielkiej bliźnie na jego brzuchu. - Na plecach mam więcej blizn. Po uderzeniach batem.

- Ale...

- Po waszej ucieczce poprawczak był piekłem, mówiłem to już. - przypomniał, więc zamilkła. Nie mogła zarzucić mu, że kłamał, domyślała się, że to wszystko było prawdą. - Postawili jeszcze jeden mur, zatrudniono dwa razy więcej ochroniarzy, żołnierzy. Kiedy ktoś się rzucał, zabierano na tortury, czyli bili batem i innymi takimi rzeczami. Wielokrotnie tam trafiałem przez Kellera, bo wiedział, że się spotykaliśmy. Jedynie pani Nadine starała się to jakoś załagodzić, ale nikt jej nie słuchał.

- Przepraszam, nie wiedziałam.

- Skąd mogłaś wiedzieć? - odparł od razu, dostrzegając pewien błysk w jej spojrzeniu. Uśmiechnął się pod nosem, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. - Nie przejmuj się tym. To i tak mało znaczące blizny, pamiątka z przeszłości, z której nie jestem dumny. Teraz jestem innym człowiekiem.

- Nie jesteś. - zaprzeczyła niemalże natychmiast. Charlie zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co jej chodziło. - Wciąż mnie kochasz, a to znaczy, że niewiele się zmieniło.

- To samo mógłbym powiedzieć o tobie.

Camille nachyliła się nad nim i złączyła ich usta razem. Charlie prędko przygwoździł ją z powrotem do materaca, nie przestając ani na chwilę całować.

A noc trwała jeszcze przez kilka godzin, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro